WÄ…tek: Faktoria "4 mila"
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2009, 00:19   #11
DrHyde
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Josef wiedział, że zwrócił na siebie uwagę i zaczął przeklinać się w duchu. Nie mógł robić takich rzeczy. W jego sytuacji było to bynajmniej nie wskazane. Usiadł przy ławie i skupił swój wzrok na nowo poznanej kobiecie, która przedstawiła się jako Lizzie. Kobiety spowalniały jego podróż, ale niestety nie mógł się oprzeć. Odgarnęła gęste rude włosy, ukazując przy tym swe wdzięki. Mimo obycia w towarzystwie dam, nie mógł się powstrzymać i mimowolnie spojrzał na krągły biust. Uśmiechnął się do siebie jak głodne zwierze, które właśnie odnalazło posiłek.

- Oj tak… Potrafię Ja słowem damę ucieszyć i nie tylko słowem moja droga. Co do wielkiego ostrza, to władam nim równie wprawnie jak i swym drugim mieczem, którego nie szczędzę. – Uśmiechnął się na te słowa i przysunął ku sobie kufel z piwem. Pociągnął obficie kilka łyków, słuchając przy tym co też młodziutka dama ma do powiedzenia. Część piany została na zaroście. – Prawda, że Kislev daleko. Trochę życia tam spędziłem, ale rodowicie jestem z Imperium i tym się szczycę. Dzięki Bogom, że nie urodziłem się jakimś zawszonym Bretończykiem z kiłą od małego… Tfu… - Splunął na ziemię, wyrażając swą pogardę dla sąsiadów zza Gór Szarych. – Sprowadzają mnie tu sprawy osobiste…

* * *


- Ekhem… - Dziadek jak go nazywano, czasami tez zwano go Starszym, zakasłał i wypuścił przy tym nieco dymu, który pociągnął przed chwilą z fajki. Chata na obrzeżach Rundespitze była totalną ruderą. Staruch siedział na małym pieńku drzewa przed niskim wejściem do swego domu. Podsunął nieco słomiany kapelusz w górę, by lepiej widzieć osobę Josefa. – Powiadasz wojowniku, że spieszno ci do grobu? Ehem…Ekhem!

- O czym ty gadasz stary chłopie?! Pytam o grobowiec, w którym pochowano starego Pana tych włości. Nie rozumiesz starcze mych słów? – Oburzył się Josef.

- Wiem o czym prawisz. Szukasz miejsca złego i opuszczonego przez Bogów. Nawet zielone gęby się tam nie zapuszczają. Pono diabły tańczą tam nocami, grając na kościach zmarłego heretyka. Tfu! Przez lewe ramie od uroku psia mać, żeby mi język nie sparszywiał. Nocą nietopyrze i inne zmory się tam kręcą. Złe to miejsca oj złe…ale…zaraz… Ty… Jak się zwiecie wojowniku? – Dziadek zrobił poważną minę i groźną, która nadała mu wyrazu niczym przy sraniu.

- Josef Huldbringen… A co?

- Wasz miecz… Ja wiem kim jesteś… - Dziadek złapał za rzemyk z drewnianym symbolem Sigmara.

- Milcz dziadu! Bo głowa twoja spadnie i bez ostatniej spowiedzi i grzechów odkupienia Ogrodów Morra nie dostąpisz!


* * *


Josef wyrwał się z zadumy. Spojrzał na kobietę i rozejrzał się po gospodzie w poszukiwaniu swojej zguby i kata. Wciąż wydawało mu się, że nie zmylił go wystarczająco.

- Bardzo osobiste sprawy mnie tu sprowadzają. Jednak ciekawe twe słowa. Powiadasz, że grobowce. Otóż szukam jednego, ale to bardziej osobista rozmowa jeśli się rozumiemy. Może się przejdziemy po posiłku? – Wychylił piwo do końca i spojrzał w pusty dzban. No tak. Przecie rozlał na trzy osoby. – Karczmarzu! Polej swego zacnego trunku bo gardło me suche! Do czorta! Karczmarzu prędzej!
 
DrHyde jest offline