Sytuacja była kurewsko niezrozumiała dla Razora. Wiedział jednak, że im mniej ludzi tym większa szansa na przeżycie, a ta laska była dobra w tym co robi. Zaaplikowali sobie serum. Zawroty głowy i inne dolegliwości, zaczęły powoli ustępować. To był dobry znak. Znak, że jeszcze trochę pożyją. Spojrzeli na leżące zwłoki raz jeszcze i zabrali część przydzielonego ekwipunku. Szli w milczeniu i ciągłej wzajemnej obserwacji. Powoli schodzili ścieżką w dół. Razor prowadził. Nie miał zaufania do tej suki i nie miał pojęcia dlaczego wpakowała im kulkę w łeb. W zasadzie mało go to teraz obchodziło. Chciał się wydostać z tego syfu i to szybko.
Doszli na sam dół. Mrok ogarnął las. Gdzieś w oddali słyszeli szum wody i … rozmowy. Esti dostrzegła dwóch ludzi w głębi chaszczy gdzieś w okolicach ścieżki.
* * *
Beckett zaciągnął się papierosem. W ciemności zalśnił blask żaru. Czekał na podsumowanie ze strony „wybawiciela”. Nim ten się odezwał, wskazał mu ręką coś w głębi lasu. Jakieś dwie osoby zbliżały się do nich.