Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2009, 14:57   #115
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
- Julianie, czy mógłbyś mnie już zostawić? Nic mi nie jest.

Chłopak, przytulający do siebie Mike’a, nie spodziewał się takiej reakcji mężczyzny. Był osłabiony, przed chwilą jego ręka była czerwonym, pozbawionym skóry, promieniującym bólem przedmiotem, którym ktoś się okrutnie zabawił, a sam Mike był odwodniony.

Julian spodziewał się wszystkiego. Napadu płaczu, zamknięcia się w sobie, zaprzeczania swojej winie, przepraszaniu wszystkich za wszystko. Ale nie spodziewał się tak rzeczowej reakcji.

Blondyn poczuł, jak jego policzki mimowolnie się rumienią, gdy odskoczył od Sheffa. Przytulanie i uspokajanie płaczącej osoby było bardzo przyjemną czynnością, wręcz obowiązkiem, ale takie samo zachowanie wobec spokojnego, rzeczowo wypowiadającego się mężczyzny można było odebrać bardzo dwuznacznie.

- Yyyy, oczywiście…- stwierdził Julian, sam nie wiedząc, co powiedzieć. Postanowił jednak działać. Gestem nakazał Mike’owi pozostanie na miejscu, a sam raz dwa skoczył do pobliskiego źródełka po wodę. Zaraz też wrócił z trzema kubkami pełnymi chłodnej, przezroczystej cieczy. Dwa, żeby ranny mógł zaspokoić pragnienie i trzecim, by miał gdzie włożyć palce pozbawione paznokci.

- Proszę

Julian usiadł obok Mike’a, podając mu wodę. Chciał być przy nim, jako moralne wsparcie. Może mężczyzna tego nie okazywał, ale potrzebował kogoś, kto by był przy nim, zajął się nim, zaopiekował. Pocieszył, porozmawiał. Kogoś, kto by go nie osadził, bez względu na to, jaką zbrodnię popełnił Sheff.

Siedział więc tak w milczeniu, patrząc na osobę, którą dopiero co uzdrowił.

Miał go niej mieszane uczucia. Z jednej strony, był zwykłym mordercą, wymierzył z broni palnej do innego człowieka i pociągnął za spust. I to wtedy, gdy każdy był potrzebny do walki z Hydrą. Gdyby nie byli w Thagorcie, Jonathan by zginął.

Ale byli w Thagorcie, więc nic się nie stało. Jonathan żył, miał niedobrze, czego nie można było powiedzieć o Mike’u. Choć to on popełnił grzech, to cierpiał bardziej niż Jonathan. W czasie, gdy reszta Stada zaznawała opieki od mieszkańców miasta, on był obdzierany ze skóry przez jakiegoś psychopatę.

Choć było to nielogiczne, Julian nie pamiętał już o czynie, którego dopuścił się Sheff. W jego pamięci został tylko obraz tego, co pozostało z ręki. Czerwona, mięsista, krwawiąca kończyna…

Potrząsnął głową, odpędzając się od złych myśli. Jego wzrok padł na Tyburcjusza.

Horacy powiedział, ze Towarzysze nie mają żadnych praw. Że Tużurek jest zabawką Miji, że zna tylko jej legowisko i jej chorą wyobraźnię. Choć Julian wiedział to przez cały czas, gdy wydzierał się na Pizarro, dopiero teraz dotarło do niego, czym jest Thagort i w jakiej sytuacji są Towarzysze.

Horacemu nie chodziło o żadne zasiłki, o prawa wyborcze, tudzież paszporty i nadgodziny. Miał na myśli niewolnictwo, możliwość zrobienia z Towarzyszem wszystkiego. Można go było zgwałcić, torturować, zjeść, pozbawiać kończyn, a gdy umarł, zapewne wskrzeszać i zaczynać „zabawę” od nowa.

Wszystko. Po prostu wszystko, co mógł wyśnić właściciel Towarzysza. A skoro Mija była wampirem nieprzewidywalnym i okrutnym…

- Mike, posłuchaj mnie. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak translacja wiązana, ale skoro ja pomogłem Tobie, to chciałbym, żebyś Ty pomógł mnie, dobrze? A właściwie komuś, kogo znam. Widzisz tego mężczyznę?- spytał, wskazując głową na Pizarro- chcę, żebyś się za nim wstawił. Zrobisz to dla mnie?- uśmiechnął się przyjaźnie, po czym wstał i opuścił mężczyznę. I tak jego pomoc nie była mu tak bardzo potrzebna. Nawet jeśli cierpiał, to chciał cierpieć samotnie.

Westchnął, gdy zrobił pierwszy krok w stronę Tyburcjusza. Wiedział, że miał rację co do niego. Wiedział, że co najmniej parę osób jest przeciwko Tyburcjuszowi. Wiedział też, że jeśli chce go ocalić, musi zrobić teatrzyk. Na tyle dobrzy, by Stado dało się nabrać. Jeśli choć jednak osoba by przejrzała podstęp, nie byłoby dla Pizarro żadnej nadziei.

A to oznaczało jedno…

- Mike jest bezpieczny, tak? Nim mu nie jest? Spójrz na niego, czy on wygląda na kogoś, komu nic nie jest?- spytał retorycznie, zbliżając się do Tyburcjusza i starając się, by na jego twarzy wymalował się realistyczny obraz złości. Nim się zorientował, był już przy mężczyźnie.

- Jesteś kłamcą, osobą bez honoru, satanistą, zapewne też rozpustnikiem. Nie mamy nawet pewności, czy jesteś człowiekiem. Jaką mamy pewność, że w nocy nie wyrosną Ci demoniczne rogi? Jaka mamy pewność, że nie zaatakujesz tych, od których może zależeć Twoje życie?- ta część wypowiedzi była już wypowiedziana spokojnym, zimnym głosem.

Julian musiał się postarać. Teatralnie podniósł dłoń i położył ja na piersi Tybyrcjusza, drugą zaś kierując wysoko, ku niebiosom.

- Nie mamy żadnej. Mimo to, znaj łaskę Pana, która bije przez sługę Jego- to już było stanowczo zbyt dramatyczne. Niestety, Julian nie ugryzł się w porę w język. Miał nadzieję, ze Stado uzna to za zbytnia pewność siebie i dumę, a nie nieudane kłamstwo.

- Graj ze mną- szepnął Pizarro po łacinie, po czym aktywował swój dar. Z jego ręki wystrzeliły świetlne promienie, tworząc wysoko ponad nim trójwymiarowy obraz Tyburcjusza.

Mężczyzna stał, górując nad sylwetką innego człowieka, który, zwinięty w kłębek, leżał u jego stóp. Na twarzy Pizarro wymalował się złowieszczy uśmiech, gdy jego ciężki but uderzył ofiarę w nos. Po tym kopnięciu nastąpiły następne, skierowane ku biednemu człowiekowi. Nie miał nawet sił by się bronić. Leżał tylko, zasłaniał twarz rękami i drżał, oczekując na koniec męki.

Julian zamrugał oczami, patrząc z niedowierzaniem na obraz, który stworzył. Chciał uzyskać hologram Tyburcjusza pomagającego bezdomnym dzieciom, a tymczasem uzyskał…

Zadrżał. Całe Stado sądzi, że właśnie pokazał im prawdziwy obraz Tyburcjusza Pizarro, obdartego z maski kłamstw, w jaką się przyoblekał. Teraz, mając tą wiedzę, uznają, ze Tyburem jest złym, podstępnym oszustem, atakującym słabszych, gdy tylko ma ku temu sposobność.

Blondyn odwrócił się, patrząc błagalnie na Horacego. Jego usta poruszyły się, gdy niemo prosił o pomoc wampira.

Sam nie miał pomysłu, co zrobić z tym hologramem. Może choć Horacy coś wymyśli…

__________________
Julian przynosi Mike'owi trzy kubki z wodą, potem prosi go o wsparcie Pizarro. Podchodzi do niego i zaczyna przedstawienie. Chciał pokazać, że Tyburcjusz jest dobry, niestety, zamiast hologramu pomocnego Tyburka stworzył obraz ukazujący go jako sadystę, znęcającego się nad słabszym człowiekiem.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 08-03-2009 o 15:03.
Kaworu jest offline