Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2009, 20:22   #1
DrHyde
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
[Storytelling] Opowieści z Karaibów: Złoto z Isla De la Muerta


"Na skazanej wyspie port nasz niepokorny,
stamtąd wyruszamy rozgłaszając trwogę.
Nie chcesz nas zobaczyć, nie chcesz nas usłyszeć,
przybywamy grzmotem, odpływamy w ciszy.

Trzy mile pod kilem
w żaglach czarny wiatr,
brutalność rekina
a za rufą gwałt.

Diabeł nam dolewa wciąż adrenaliny,
byśmy nie zboczyli z drogi zapomnienia.
Ciągle mało łupów, ciągle mało śmierci,
na zawsze straceni, na zawsze wyklęci.

Trzy mile pod kilem
w żaglach czarny wiatr,
brutalność rekina
a za rufą gwałt.

Nie kupisz litości, nie znajdziesz schronienia,
nasze serca w ciemnym wykute kamieniu.
Gdy kostucha wreszcie o nas się upomni,
ze śpiewem wpłyniemy do najgorszych sztolni.

Trzy mile pod kilem
w żaglach czarny wiatr,
brutalność rekina
a za rufą gwałt."


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=H0QfVDebLFg&playnext_from=PL&feature=PlayL ist&p=E6DE83E485BC4B81&index=1[/MEDIA]

Opowieści z Karaibów:
Złoto z Isla De la Muerta


Gorące lato dnia 17 Lipca 1678 roku. Tortuga! Największy piracki port na wodach Karaibów. Kto nie słyszał o tej wyspie, z pewnością zasługuje na szubienicę i to w pierwszym rzędzie. To właśnie tam rum leje się strumieniami, skarby świecą swym bogactwem, papugi znają więcej przekleństw niż cała karczma opojów, legendy stają się prawdą, dziewki z całego świata świecą swymi urokami i często też chorobami! To właśnie tu kwitną największe legendy pirackiego świata takie jak Henry Morgan, który skarby złupione w Panamie zachował dla siebie. Kto jednak widział uczciwego pirata?

Wyspa położona przy głównych szlakach handlowych hiszpańskiej floty, to świetne miejsce wypadowe czyż nie? Piękne czasy „pirackiego eldorado” niestety są poważnie zagrożone, co każdy pirat zaczyna dotkliwie odczuwać na swej szyi. Port Royal – niegdyś przyjazna przystań – ugina się pod ciężarem szubienic, które obicie ozdobione są ciałami pirackiej braci.

Kolonie hiszpańskie, angielskie i francuskie tak długo wykorzystywały piratów do swoich celów, że w końcu ukręcili pętle na własną szyję. Władza zaczęła wymykać się im z pod kontroli. Piratom nie wystarczyły już łupienie okrętów, poza tym stało się to nieopłacalne. Handlowce zaczęły łączyć się w Armady eskortowane przez potężne okręty wojenne. Nowa taktyka – atakowanie miast i rabowanie czego się da – również zaczynała napotykać opory w postaci grubych murów miast i zwiększonych ilości stacjonujących garnizonów. Coraz częściej zaczyna mówić się o zbliżającym się końcu i złych czasach dla piratów.

* * *

Tawerna „Bukanerska dola” miała w ten dzień wielu klientów. Jako jedna z tych portowych spelun przyciągała zagubionych i często zachlanych gości. Już przed wejściem, dało się czuć zapach rumu, potu, perfum, przypraw i przygody. Najczęściej jednak dwa pierwsze zapachy. Tego wieczora lało nieubłaganie. Część rozpowiadała, że widziano szalonego Jacka Lee Hugginsa. Stary wilk morski znał nie jedną opowieść i nie jedna z nich była wierutnym kłamstwem, w które nie uwierzył bo nawet dziecko! Jednak pogłoski o skarbie Edwarda Czarnego krążyły po wyspie od dłuższego czasu.

Wnętrze tawerny dość spore załadowane było po brzegi wszelkiej maści towarzystwem. Gdzieś po drewnianych belkach skakała małpa, z usilnym zamiarem trafienia irytującej papugi, która zręcznie unikała w locie ciskanych w nią przedmiotów. Za kontuarem krzątał się właściciel. Po sporej ilości rumu całkiem sprawnie szło mu wywijanie drewnianym kikutem zamiast nogi. Co zauważyła kilkukrotnie klientela, bawiąc się przy tym niezmiernie. W tle krzyków i zawodzenia dało się słyszeć jego śpiewki.

- Do stu czortów! Stul pysk głupi ptaku! – Cisnął w nią glinianym kielichem, który twardo uderzył w belki podtrzymujące strop. – Yo ho! Yo ho! ….hik… - Czkawka wciąż przeszkadzała mu w przyśpiewkach.

Kiedy rum zaszumi w głowie…hik…
Cały świat nabiera treści!
Wtedy chętnie słucha człowiek … hik…
Morskich opowieści!


-Yo ho! Yo ho! Kolejkę nalej! – Zakrzyczeli w izbie.

Wtem – w drzwiach pojawił się nie kto inny jak sam Jack Lee Huggins. Wielu zamilkło, część ku przestrodze wyciągnęła broń, inni poszli za przykładem, a papuga w końcu oberwała w upierzony łeb, który zaczął wrzeszczeć „Jack! Jack! Szalony Jack!”. Postał tak chwilę dając się dostrzec i dać pewność, że nie jest duchem. Tak właśnie mówiono, że stary poczciwy Jack postradał zmysły i zaginął na morzu wraz z załogą. Pijackie gęby piratów długo mu się przyglądały. Rozpustne panienki i te, które sprawiały wrażenie porządnych, zaczęły mu się przyglądać i co róż szeptać do siebie z uśmiechem na twarzy. W powietrzu poczuł rum. Z resztą było go pełno – na podłodze, stołach, ławach, ubraniach… Tam ktoś grał w karty, dalej ktoś dzielił kosztowności. Pewna rzecz się jednak nie zmieniła – nie było tu wielu osób, którym mógł zaufać, a właśnie takich potrzebował. Załogi oddanej i szalonej niemalże jak on. Załogi, która popłynie z nim w poszukiwaniu skarbu starego Edwarda Czarnego na Isla De la Muerta – gdziekolwiek to jest.

Usiadł przy jednym z brudnych stołów. Za świecznik służyła małpia czaszka. Położył pistolet na stole i rozejrzał się po wszystkich. Jeden z marynarzy z chusta na głowie wstał i odważnie podszedł do stolika.

- Lee? – Z niedowierzaniem zadał sobie pytanie. – Podobno szukasz załogi? – Kolejne skierował do Kapitana.

- Co cię to do diaska obchodzi?! – Jack wyciągnął nóż niewiadomo skąd i wbił w blat stołu. Trafił bez spojrzenia idealnie między palce marynarza.

- Każdy wie czego poszukujesz. Jesteś szalony… - Marynarz bezmyślnie rzucił słowa w twarz Hugginsa. To były jego ostatnie słowa przed szybką śmiercią. Lee złapał za pistolet i wystrzelił. Kula wbiła się w czaszkę zuchwałego łachmyty, który miał czelność go obrazić.

- Ktoś jeszcze uważa, że jestem niespełna rozumu?!
– Ściągnął złoty pierścień z palca martwego marynarza i wsunął na swój. Kamraci zabitego podbiegli do ciała i szybko wyciągnęli je na zewnątrz w celach wiadomych. Cóż jemu się już dobytek nie przyda.

- Yo ho! Kolejkę polej Tommy! – Krzyknął w kierunku zdziwionego jeszcze właściciela przybytku. Głosy i śpiewy znów zakwitły wokół. Małpa zajęła się kradzieżą kapeluszy i chust z głów. Pozornie nikt nie zwracał uwagi na Kapitana Lee

Kapitan Jack Lee Huggins
 
DrHyde jest offline