Scott wskazał na dwójkę zbliżających się ludzi po czym stanowczym ruchem wciągnął Thorna za drzewo. Sam dwoma szybkimi susami odskoczył kawałek i przypadł za zwalonym pniem w gąszczu paproci- kamuflaż ujawnił swoje zalety, sylwetka byłego żołnierza zlała się z zielenią i brązami roślin i poszycia leśnego. Wyuczone odruchy kazały mu uspokoić oddech i naprowadzić kropkę celowniczą kolimatora na nadchodzących. Soczewka o małym powiększeniu była przydatna nawet dla korzystających z cybernetycznej optyki, taki celownik w zupełności wystarczał do prowadzenie ognia na bliski i średni dystans bez konieczności zmieniania jakichkolwiek ustawień i choćby myślenia o nastawach optyki. Dwoje ludzi, uzbrojeni, chyba coś słyszeli bo się rozglądają... Scott spokojnie umieścił kropkę celownika na klatce piersiowej faceta i czekał powoli zwalniając oddech. Teraz ich ruch, albo okażą się przyjaciółmi i pogadają... Albo okażą się wrogami i umrą...
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |