Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2009, 17:20   #62
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
William miał wiele obiekcji związanych z wyprawą Nadii do wnętrza sterowca. Miał również tyle rozsądku, by ich nie ujawniać.

Czas dłużył się niezmiernie. Zdawać by się mogło, że stanął w miejscu. Wreszcie z wnętrza wyleciał szary kształt. Potoczył się wprost pod nogi potwora, który, szczęśliwym trafem, nie zwrócił uwagi na niezwykły owoc.

William sprawdził, na wszelki wypadek, czy węzeł na linie, którą się przywiązał do gałęzi, nie poluźnił się przypadkiem. Gdy tylko Nadia znalazła się w bezpiecznej odległości od wraku "Dedalusa" powiedział na tyle głośno, by wszyscy go słyszeli:

- Niech każdy kto ma przy sobie broń wyceluje w pojemnik, tak na wszelki wypadek, mamy tylko jedną szansę. Na trzy…

Z tą jedną szansą to była oczywiście przesada. Nawet gdyby chybili za pierwszym razem, to pewnie i tak by to nic nie zmieniło. Co potwór mógł zrobić? Rozdeptać pojemnik? Rozgryźć? Efekt byłby pewnie taki sam...

- Raz…

- Dwa…

- Trzy…

Potworny huk przeszył powietrze. William podniósł odruchowo rękę, chroniąc twarz przed towarzyszącym wybuchowi żarem. Drzewo zatrzęsło się, a William o mały włos nie wypuścił sztucera z ręki.

"Co to był za gaz" - pomyślał. Eksplozja zdecydowanie przewyższała to, co pamiętał z czasów wojny.

Zdawało mu się, że Chiara coś mówi, ale nie słyszał prawie nic, prócz szumu w uszach. Dopiero po chwili odzyskał słuch.

- Pani coś mówiła, panno Chiaro? - spytał.

- Mia testa Moja głowa - szepnęła pod nosem, już puszczając Voltę, która ze strachu wbijała pazury w jej ręce. - Ovviamente Naturalnie. Chcę znaleźć się już na ziemi - powiedziała pewnie, prostując się - tam będę bardziej przydatna. Pozbieram to, co przyda się na nocleg i spróbuję to jakoś spakować, żeby łatwiej było przenieść. - Otarła łzawiące oczy - Najpierw do rzeki, a potem gdzieś dalej. Musimy się wynosić jak najdalej od tego ścierwa, bo ściągnie drapieżniki. - Mówiła pewnie, zawijając rękawy. - Ale to z pewnością wiesz, sir. - I uśmiechnęła się na koniec.

Wiedział. Rozbicie obozowiska gdzieś w pobliżu byłoby kiepskim pomysłem. Te wszystkie resztki mogły przyciągnąć jakieś zgłodniałe zwierzęta.

Spojrzał w dół. Pomiędzy zrzuconymi wcześniej bagażami leżało ścierwo potwora. Znaczna część ich ekwipunku zaplamiona była krwią.
Ale najważniejsze było to, że dość ryzykowny plan się powiódł.

- Mamy dwa wyjść z sytuacji - powiedział - i żadne nie jest zbyt dobre.
- Do "Dedalusa" na nocleg nie mamy co wracać. Teraz nie spadł, ale to się może zmienić. Moglibyśmy za to rozbić obozowisko na drzewie. Można skonstruować jakieś hamaki. Lin i innych rzeczy jest na "Dedalusie" pod dostatkiem. Ale skoro nie chce się pani bawić w domek na drzewie...

Raczej nie wyglądało na to, by Chiarze taki pomysł przypadł do gustu.

- Ani w pobliżu "Dedalusa", ani nad wodą faktycznie nie powinniśmy nocować. Wszystko, co żyje ciągnie zawsze do wodopoju. Zarówno ci, co jedzą trawę, jak i ci, co zjadają trawożerców. Taki stworek jak ten nasz raczej żywi się czymś dużym, a coś dużego po prostu by nas rozdeptało. Nie pomogłaby żadna zeriba. Najlepsza byłaby stroma skała, albo niewielka jaskinia.

To ostatnie przydałoby się też, by mieć gdzie schować to, co ocalą z "Dedalusa", a czego nie zdołają zabrać ze sobą.

William powiesił sztucer na gałęzi, odwiązał linę i upewnił się, że jego Smith & Wesson jest naładowany, a potem powiedział:

- Zobaczę, co ciekawego widać z góry. Zaraz wracam...


Wspinaczka była bardziej męcząca, niż trudna. I zdecydowanie się nie opłaciła...


- Zdaje się, że jesteśmy na dnie dolinki - oznajmił po powrocie. - Dokoła same korony drzew. Zobaczyłem co prawda jakieś skały na północy, ale to dzień, czy nawet dwa, drogi.
 
Kerm jest offline