Do była szansa jak ich mało. Krasnolud zrozumiał to w mig. Przeturlał się, aby być jak najdalej od jadowych czułek. Załadował bełt. Pająk jeszcze chwilkę stał w bezruchu ułatwiając zadanie myśliwemu.
Tymczasem noga oprócz tego, że była sparaliżowana bolała jak diabli. Nie wiedział czy paraliż nie przeniesie się na inne partie ciała. Ciężko o tym wszystkim myśleć martwiąc się jeszcze czy paskuda nie rozszarpie go na kawałki. Ale myślał. Zastanawiał się czy zdoła się z tego bagna wykaraskać nawet jak tylko nogi my odbierze. Czy prawda jest to, że tutaj się ginie tylko na niby? I czy nawet jak się stąd wydostanie (jakimś cudem) to czy mu nogi nie zaczną gnić, albo odpadać? Kto wie co to za stworzenie? Tysiące myśli i wątpliwości niepodobnych do myśli krasnoluda.
Pająk nie czekał długo. przestąpił powoli w prawo komicznie chlapiąc w błocku. Następnie kawałek w lewo. Jakby sprawdzał grunt pod nogami - kikutami raczej. Ruszył zaciekle kłapiąc szczękoczułkami. Widok przerażający i
Kall'eh postąpił jak człowiek z nożem przy gardle. Pociągnął za spust Sabiny strzelając prawie na oślep. Nie, nie tak. Wycelował, a i owszem. Ale z całej tej paniki zapomniał odbezpieczyć i zanim to znalazł bestia była już tuż tuż. I nie było czasu na pomiary wiatru, konta nachylenia, odległości i innych badziewi. Po prostu strzelił.
Strzała (bełt jest w końcu rodzajem strzały, no nie) wyleciała jak z procy nie jak z kuszy. Ale trafiła stawonoga właśnie w staw kończyny. Traf chciał, że pająk akurat był w pędzie i trafienie spowodowało zachwianie jego równowagi. Zwinął się w kulkę i przyrąbał w drzewo. Po lesie rozszedł się pisk ośmio... teraz już siedmio-noga. Chwilę minęło zanim zebrał się w sobie i wstał. Odskoczył szybko i przybrał postawę jakby chciał się pochwalić kaloryferem na brzuchu.(Wydawał się przy tym dwa razy większy niż poprzednio.) Kaloryfera jednak nie było. Za to cztery przednie odnóża w swej okazałości. Prężące się i przecinające powietrze niczym miecz elfickich wojowników. I to, co było chyba najstraszniejsze, szczęki jadowe ociekające zieloną mazią. Widok nie z tej ziemi. Istnie piekielny. Przerażający i piękny w swej naturze.
Kall'eh zdawał się nie widzieć piękna. Widział tylko śmiertelne niebezpieczeństwo. Zaczął się turlać i czołgać, starając się jak najszybciej umknąć. Ale w takim tempie....
"ni da rady inaczej...." - wysapał wręcz ciężko dysząc. Mógłby spróbować raz jeszcze strzelić ( do trzech razy sztuka) ale jak nie trafi to będzie... -
"lipa. " - Pusssekkk, pomocy. - Krasnolud krzyknął prawie ostatkiem sił.
Ziemia zadrżała. W niedalekich krzakach zakotłowało się. Słychać dudnienie i łamanie gałęzi i nagle z krzaków wyłania się...
-
Plusak, bierz tą paskudę. - wskazał palcem bestię uśmiechając się lekko. Pluszak to gruboskórna i grubofutra istota, z tych małpowatych. W niektórych światach zwana Yeti w innych zwana Dużą Stopą. Tutaj to Pluszak. Istota wielka i silna. Mogąca narobić wile złego. Ale o złotym sercu.
Pluszak ruszył na pająka łapiąc po drodze kamienia w łapy.
-
Bach, bach, Plusak- Krzyknął za nim dwarf.
Bestia z kamieniami w łapach rzuciła się na Pająka. Chcąc po prostu go zatłuc kamieniami.
Kall'eh natomiast, zamierza napiąć w razie czego kusze i założyć, bełt w razie jakby nadarzyła się okazja ugodzić tą maszkarę w żywotne organy.