Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2009, 21:58   #40
Aeth
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Bijąca z oczu konającego elfa nienawiść, ostatnia rzecz, jaką zdołał przed śmiercią ukazać światu - i odbierającej mu ostatni oddech Vivienne - zdumiała dziewczynę, nawet pomimo tego, że to ona właśnie odebrała mu życie. Czy to było jednak wystarczające, by emanować taką aż pogardą? To ona broniła się podczas ataku, wojownik widział ją pierwszy raz na oczy. Kapłanka nie znała Tagosai, nie spotkała się z nimi aż do tamtego przemierzającego lasy patrolu, nie wiedziała więc, skąd wzięły się te przepełnione wrogością istoty, lecz przykład martwego teraz elfa nader jasno dawał jej do zrozumienia, że nienawiść musiała kierować nimi już u postaw. Lecz dlaczego? Cóż im uczyniono? I kto im to uczynił?

Te i inne pytania kołatały się w głowie Vivienne, kiedy gramoliła się spod przygniatającego ją ciała. Większość odgłosów na polu starcia ucichło, i kiedy dziewczyna podniosła się na nogi, wciąż gotowa do walki, spostrzegła wpierw rycerza zmagającego się już z ledwo stojącym w pionie wojownikiem, a później - coś o wiele poważniejszego. Mimowolnie zastygła w bezruchu, ponownie z niedowierzaniem przyglądając się dziele magii Raetara, tym razem jednak o wiele bardziej przerażona widokiem stworzonej z błota bestii. Pamiętając jego poprzedni wyczyn, zaledwie kilka minut wcześniej, gotowa była przysiąc, że mężczyzna długo nie będzie mógł tego powtórzyć. Jak wielka musiała więc być jego potęga, skoro tak bez wysiłku przychodziło mu stwarzanie tych zatrważających bestii!? I gdyby tego było mało, wywołał z miasta czwórkę nieznajomych. Karcący ton jego głosu nie spodobał się Vivienne, ale wolała teraz skupić się na tym nowym problemie. Przybysze obserwowali ich, prawdopodobnie od samego początku, wobecz czego niekoniecznie musieli żywić ku nim przyjazne zamiary. Raetar jednak zdawał się panować nad sytuacją - chociaż nie do końca tak, jakby kapłanka sobie tego życzyła. Upewniła się więc, że rycerz uporał się już ze swoim przeciwnikiem, po czym wolnym ruchem, cały czas utrzymując kontakt z wrokowy z tajemniczą czwórką, schowała bronie z powrotem na swoje miejsce. Nie chciała sprawiać złego wrażenia.

- Jesteśmy podróżnikami poszukującymi schronienia - powiedziała śmiało czystym głosem. - Mamy za sobą wiele dni drogi. Nie żywimy wobec was złych zamiarów. Czy jest w Graiholm jeszcze ktoś? Dlaczego gród jest pusty?
Odczekała chwilę by poznać reakcje nieznajomych, skupiając się w większości na nienawistnie łypiącej ku Reatarowi kobiecie. Doskonale rozumiała jej obawy, sama nie była już pewna, czy trzymanie się z mężczyzną było dobrym pomysłem, ale w chwili obecnej siedzieli w tym wszyscy razem. Gigantyczny skorpion maga skutecznie trzymał zaś niebezpieczne jaszczury na dystans.
- Ci jeźdźcy zaatakowali nas na progu miasta - chciała dodać, że w pogoni za rycerzem, ale złapała się, że jego też przecież w ogóle nie znała. Zwróciła się ku niemu twarzą, szukając konkaktu wzrokowego, pomocy w rozmowie z nieznajomymi, mając jednocześnie nadzieję, że nie pomyliła się w ocenie jego charakteru. A przynajmniej przynależności.
- Jestem kapłanką Rosalithe, na imię mi Vivienne - zwróciła się ponownie do czwórki. - Czy możemy szukać wśród was schronienia?
 
Aeth jest offline