Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2009, 17:09   #3
Falleth
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Nathan Walter Bladesmere stanął przy burcie i przeciągnął się.
"Więc tak wygląda Tortuga" - pomyślał, przypominając sobie wszystkie opowieści, jakie swego czasu słyszał o tej wyspie, będącej przekleństwem dla marynarzy i rajem dla piratów. Pomimo tego, że przybycie tutaj miało być jedynie formą chwilowej ucieczki, to być może znajdzie się tu więcej możliwości, niż początkowo mógł się spodziewać.
Za plecami usłyszał szmer. Odwrócił się i dostrzegł swoich kamratów, powoli i niezdarnie wychodzących na pokład. Nieplanowana podróż przez Atlantyk odbiła na nich swoje piętno.
- Jenkins, jaki jest stan załogi? - zapytał pierwszego z brzegu, który wyglądał, jak gdyby miał zamiar zaraz stracić przytomność. Nathan też by tak wyglądał, gdyby nie jego ukryty przed wszystkimi zapas żywności, który oszczędził mu i osłabienia, i szkorbutu.
- Rodgers zmarł nad ranem, Mathews ledwo dycha - odparł tamten i oparł się ciężko o maszt - reszta jednak jakoś się trzyma, nawigatorze.
- Zajmijcie się tymi, którzy pozostali przy życiu, a ci w najlepszym stanie niech uzupełnią zapasy, nie wiadomo ile tu pozostaniemy - Nathan sprawdził, czy kord dobrze wysuwa się z pochwy - ja zaś pójdę zasięgnąć języka i poszukać kogoś, komu dokładniejsza mapa tych akwenów będzie zbędna. - dodał i przeszedł przez opuszczony trap na pomost.

Port zaskakiwał nowo przybyłych różnorodnością, tłumami i gwarem. Łączył wiele funkcji i to sprawiało, że zbierały się tu gromady ludzi, przez które trudno było się przedostać bez potrącania innych. Gwar był niemal ogłuszający, zewsząd bowiem handlarze wykrzykiwali swoje oferty, wozy skrzypiały i trzeszczały na bruku a upojeni już rumem piraci śpiewali lepiej bądź gorzej, z przewagą tego drugiego, najróżniejsze pieśni. Nathan obserwował wszystko zainteresowany, bowiem atmosfera z pewnością różniła się od tej z miast i portów na starym kontynencie. Wiedział jednak, że zanim pozwoli sobie na obejrzenie miasta, będzie musiał pozyskać informacje, które posłużą w dalszym rejsie.

Problem jednak polegał na doborze miejsca, by je uzyskać. Mężczyzna nie spodziewał się bowiem natrafić tu na jakąkolwiek ambasadę, a większość z tawern i zajazdów wyglądały na takie, które wystawiają tabliczki "Przodem żywi, tylnym wyjściem trupy". Po kilku kwadransach błądzenia po wąskich uliczkach, omijania podejrzanych grup i witania się z damami negocjowalnego afektu, ostatecznie Nathan zaszedł przed tawernę "Bukanerska Dola", która jako jedyna z nielicznych nie wyglądała na taką, z której raczej się już nie wyjdzie. Jako, że nagle zaczął padać deszcz, coraz mocniej i mocniej, postanowił więc zaryzykować sprawdzenie tego wrażenia. Upewnił się w tym przekonaniu zwłaszcza po tym, gdy po przejściu przez próg był jeszcze żyw i cały, a zgromadzeni wewnątrz bywalcy tawerny nie zwrócili na niego większej uwagi, zaczął więc przeciskać się przez salę, omijając czasem większym łukiem ludzi, którzy wyglądali na takich, co by mogli łańcuchy zębami przegryzać. Gdy dotarł już do szynkwasu zatrzymał się i spojrzał na barmana, który zajęty był akurat podawaniem kufli i szklanic. Następnie poprosił o butelkę wina, czystą, na ile to możliwe, szklankę i kawałek sera, za co zapłacił małą, złotą monetą (której przez chwilę barman przyglądał się podejrzliwie), po czym zabrał się z tym wszystkim i usiadł przy stoliku w kącie tawerny, jak najdalej od wyjścia, lecz jednocześnie tak, by mieć w miarę dobry widok na pomieszczenie.

Wtedy też próg przekroczył jakiś mężczyzna - prawdopodobnie musiał być kimś albo ważnym, albo strasznym, bo większość klienteli "Bukanerskiej Doli" albo zamilkła, albo sięgnęła po broń, przyglądając się podejrzliwie nowej postaci.
- Interesujące - szepnął sam do siebie Nathan. Nalał wina do szklanicy i zaczął obserwować rozwój wypadków. Słyszał ciche głosy powtarzające imię Jack Lee Huggins, a jeden z marynarzy wstał i podszedł do stolika owego Jacka. Ich krótka rozmowa zakończyła się zbędnym otworem po kuli w czaszce marynarza.

- Ktoś jeszcze uważa, że jestem niespełna rozumu?! – głos Hugginsa było dobrze słyszeć na całej sali, a oczywistym było, że nikt nie odpowie. Po chwili jednak wrócił gwar rozmów, na tyle głośny, by zagłuszyć kolejne starcie, między rosłym czarnoskórym człowiekiem, a jakimś brodatym, pewnym siebie marynarzem. Nathan nie widział jak rozwinęła się sytuacja, bo przesłaniali mu widok inni klienci tawerny, wiedział jednak, że któraś ze stron na tym poważnie ucierpi. Chwilę później murzyn, ściskając coś w zakrwawionej dłoni, podszedł do Lee Hugginsa.

- Barbarzyńcy - westchnął mężczyzna i zaczął sączyć swoje wino, czekając na rozwój wydarzeń. Definitywnie to nie był jeszcze koniec tego jakże ciekawego dnia.
 

Ostatnio edytowane przez Falleth : 11-03-2009 o 08:44.