Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2009, 19:00   #44
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Der Liebe ist stark wie der Tod, hart wie die Holle - wykładowca recytował z emfazą Mistrza Eckharta i zdawał się nie zwracać uwagi, że nikt ze studentów nie rozumie języka Goethego. Ravna przysypiała z nudów z czołem wspartym na ławce. Na zajęcia filozofii chrześcijańskiej zapisała się tylko dlatego, że tak słodko jej się na nich drzemało. Żadnych problemów z zaśnięciem.

Ravna stała na lodzie. Zmarzły jej dłonie. Z oddali słuchać jeszcze było głosy odchodzących garou. "Adam?"

- ars conjuctionis et spiritus.. - dokończył za Mistrzem Sieroża

"Eeee". Ravna zdała sobie sprawę, że chyba zdrzemnęła się na stojąco. Po bezsennych nocach czasami miała wrażenie, że znajduje się w kilku miejscach naraz. Mogło to mieć coś wspólnego z proszkiem z czerwonych muchomorów zapijanym wódką, ale niekoniecznie. Rozejrzała się płochliwie, jakby zza skutych lodem drzew miał znienacka wyskoczyć Prof. Ole Knuttsen i znowu oblać ją za totalną ignorancję co do św. Tomasza z Akwinu.

Sieroża coś mówił. Na pewno mówił, skoro poruszał ustami. Tylko że mówił z lekka sepleniącym głosem prof. Knuttsena, wielbiciela średniowiecznych mnisich bredni.

Miłość jest silna jak śmierć, twarda jak Piekło.
Śmierć oddziela duszę od ciała...


"Tak, tak, oczywiście". Ravna miała sprawdzone podejście do takich sytuacji. Po prostu ignorowała te bodźce, które nie pasowały do ostatniej sytuacji, która miała pozory normalności. Po jakimś czasie wszystko wracało do normy.

- Lód złudny, jezioro większe, niż się wydaje - Sieroża zaczął mówić własnym głosem. Za to chyba odkrył w sobie duszę poety.


RrrrrrRRRRR

RRrrrTTTTT



"Aj, cicho już". Ravna postąpiła kilka kroków, nienaturalnie jak lalka szarpnięta sznurkami artysty. Sięgnęła mechanicznie do kieszeni, z jej dłoni posypały się nieoszyszczone kryształy, blade jak palce nieboszczyków. Spomiędzy nich wyciągnęła brudnawy otoczak, a resztę kryształów upuściła na ziemię.

Pęknięcie wędrowało niepowstrzymanie po tafli, gwałtownymi, jakby niepewnymi skokami.

- Vuoivuoi daid buollasiid
Vuoivuoi daid buollasiid...


Zacisnęła w dłoni otoczak i przyjrzała się pęknięciu przez okrągły otwór amuletu zawieszonemu na szyi. Pierwszy węzeł utkany z lodu nie do końca się udał, przypominał pierwszą zawiązaną przez dziecko sznurówkę, ale kolejne były pewniejsze i ścisnęły razem brzegi pęknięcia, które zaraz pokryło się świeżym lodem.

Oddech Ravny parował.

Coś, co stukało pod lodem, umilkło na chwilę, jakby w zaciekawieniu poczynaniami tych na powierzchni. Po chwili, nieśmiało, zastukało znowu...
Ravna przyklękła na lodzie, wsłuchała się w dobiegające spod jego powierzchni głosy.

Pod lodem na pierwszy rzut oka nie wydawało się trwać cokolwiek. Jakby woda. Lecz po chwili uderzyły ją obrazy i dźwięki, obrazy ciał humanoidalnych jakby topielców, lecz i ciał których twarze nigdy nie mogły być ludzkie. Pośród jakby syreniego śpiewu trwał ryk tłumiący potępieńcze jęki. Lecz po chwili dane jej było zauważyć, że spojrzała za daleko. Patrząc bliżej ujrzała tylko kilka ciał płynących pośród nieskończonych zawirowań wody, szare w podartych i zamarzniętych ubraniach o skórze pomarszczonej, bruzdy na jej zmarszczkach wypełniał najczystszy lód.


Opowiadano jej czasem, że czasem istniały miejsca tarcia pomiędzy fizycznością a światem duchów. Też były miejsca tarcia pomiędzy duchowym odbiciem świata i dalszymi do niczego niepodobnymi krainami umbry.

Ravna nabrała charkotliwie oddechu i rzuciła się do ucieczki. W panice zderzyła się z Inną. Siergiej wytrzeszczał na nią oczy.

- Tam, tam... - wybełkotała Ravna niewyraźnie, ale zaczynała się już chyba uspokajać. - Widzicie?

Widzieli.

Piekło.

Śmierć oddziela duszę od ciała
ale miłość oddziela od duszy wszystko inne


"Kto to mi mówi? Inna? Topielec o zamarzniętej twarzy? Ja? Czyj to głos?"

- Chyba musimy wezwać pomoc... z fundacji
- powiedziała niepewnie, a ponieważ nie doczekała się odzewu, wyciągnęła telefon i przejrzała listę kontaktów. Same nieznane imiona. "Chyba i tak wszystko jedno, kto"

***
W Szpitalu Moskiewskim nr 3 nagły dźwięk dzwonka telefonu przerwał milczenie pomiędzy Szamilem a jego gościem.
- Nie odbierzesz?
Szamil wzruszył ramionami i wdusił zieloną słuchawkę.
- Halo? - dobiegł z telefonu kobiecy, wyraźnie przestraszony głos. - Chciałam prosić o pomoc...
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 10-03-2009 o 19:14.
Asenat jest offline