Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-03-2009, 12:41   #41
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Gdzieś w głębi Doczesności

Mrok i śmierć. Śmierć i mrok.




Obrzeża Moskwy - Umbra

Podobno mówiono, że czasem zaważyło się Przebudzonym współpracować z zmienokszałtnym ludem. Ileż ciekawsze jest fakt czy po samym spotkaniu aby obywa strojnictwa wyjdą całe. Przerażającym doświadczeniem była masa wilkołaku otaczających ich na brzegach jeziora. Jedno dyszenie, jeden zapach mokrych futer i jeden mroźny wiatr pod którego porywem z zimna zadrżała Ravna oraz Abraham. Właśnie Jon był najmniej przejęty całymi wydarzeniami, klęczał przy Grigoriju mówiąc do niego gdyż owy mag popadał w coraz większą katatonie. Wirtualny Adept zarówno magycznie jak i zwyczajnie utrzymywał jego świadomość na wierzchu. Z trudem. Siergiejowi nie udało się wciągnąć Kwintesencji ze swego Talizmanu. Pierwsza magya także nie dała dobrego skutku – jeden, nieszczególnie wielki wilkołak odskocz do tyłu patrząc panicznie na swych towarzyszy. Oficer z hukiem upadł na ziemię po wyczynach Inny. Co ciekawe w miejscu wielu ran zaczęła pojawiać się szara maź jakby je wyżerająca.
Tedy Inna schylając się do jeziora dostrzegła przez lód wodę. Mętną, srebrzysto-błękitną targaną wieloma prądami. Ruszyło ją uczucie paniki. Bała się i nie mogła oderwać wzroku. Nie było tam teraz nic lecz czuła się prawie... prawie jakby. Nie było w jej jaźni ani słowa tylko szukała maniakalnie wzorów w szaleńczej wodzie po lodem. Dopiero ostatni wysiłek woli oderwał kobietę od lodu. Poczuła tam jakby bramy do dalszych rejonów świata duchów.
Cirn spojrzał z wielką nienawiścią na magów. Mistrz Aureliusz postanowił milczeć i wielce skoncentrowany, zamyślony przypatrywał się ich działaniom. Wreszcie dokończył.

-Przewodniczący Rady Fundacji Białych Kruków. Wybaczcie mi słowa i uczynki moich ludzi. Wtedy ja wybaczę Twemu ludowi groźby.

Hermetyk mówił z niezwykła flegmą, spokojem i opanowaniem jakby właśnie przyszedł na niedzielna herbatkę. Rozwścieczony ściśnięciem swego serca Cirn i tonem Mistrza Aureliusza podniósł dłoń władczym gestem jakoby przyszykować atak. Wilkołaki naprężyły mieście, kilku znikło z pola widzenia. To nie było wesołe.

Szpital Moskiewski nr 3

Mężczyzna został jakby uderzony w twarz, jakby dostał obuchem w łeb. Otworzył na ułamek sekundy usta, wyleciało z niego powietrze które zdawało się lekko lśnić od Kwintesencji.

-O kurwa! Szamil?

Wstał nagłym porywem z krzesła, srebrny krzyż zatrząsł się na boki. Wielki mężczyzna spojrzał Samuelowi w oczy.

-Samuel Gedewaniszwili, Wirtualny Adept, nowy członek Fundacji Białych Kruków? Rzesz...

Wyjął z kieszeni płaszcza piersiówkę i popił z niej. Zastanawiał się chwilę.

-Jestem mentorem Anny chłopcze. Tylko czemu ją śledziłeś? Po ostatnim jej pobiciu jesteśmy przewrażliwieni...

Znikła cała magya, a sprzęt Wirtualnego Adepta zakomunikował o nawiązaniu ponownego połączenia pojąc równocześnie współrzędne domu na peryferiach, mieszkania Anny. Lecz coś było nie tak. Za duże poruszenie, za dużo ludzi. Dźwięki, barwy, światła. Tymczasem osobnik zdawał się tego nie postrzegać i tylko czekał na odpowiedź.

Obrzeża Moskwy - Umbra

Cirn jednak zrezygnował ze swego bojowego zamiaru. Przytłoczony nieznaną siła wydał dumne słowa na glos do magów i swych towarzyszy.

-Mogą iść i nie wracać nigdy w tutejsze lasy!.

Tedy Ravna i Amy spostrzegły wyrwę w rękawicy. Sięgała już ponad drzewa i powiększała się z wielką szybkością. Wyczuły niemalże dźwięk prucia jak po szwach. Lecz w pewnym momencie zaczęła się kurczyć. Mistrz Aureliusz kiwnął głową do odchodzącego wilkołaka.

-Dziękuje.

Wiatr zadął po raz kolejny. Hermetyk dalej był nad wyraz spokojny lecz i skupiony. Pośród wilkołakow panowało nie lada poruszenie. Jedni patrzyli na magów wrogo, inni oddalali się wraz z Cirnem w głąb lasu, jeszcze inni zostali. Właśnie przy truchłach żołnierzy i zmarłych w walce wilków stały cztery wilkołaki. Hemetyk wycedził przez zęby.

-Mam teraz związane ręce. Uważam, że podroż na piechotę to pomyłka – zamarzniemy. Kto z was zna się na Ars... Zresztą. Korespondencja i zna na tyle Umbrę, ze użyje jej nie błądząc? Oni nie wrócą, on ich reprezentował a w najgorszym tonie jest podważać słowa posłańca.

Na chwilę wszyscy wyczuli nikłe impulsy umysłu, struny emocji bijące od hermetycznego mistrza w stronę oddalającego się przywódcy wilkołaków.
Pod lodem znowu cos stukało. Raz, raz i cisza. Raz, raz i cisza. Raz, raz i na brzegu niczym błyskawica po nieboskłonie na tafli lodu przebiegło pęknięcie. Wielkie i coraz bardziej się powiększało. Cztery wilkołaki nad jeziorem patrzyły na was zaintrygowane. Były wielki, dwa szare, jeden brązowy oraz jeden śnieżnobiały o raz tracący się na tle wielkich zasp umbralneg odbicia rzeczywistości.

Gdzieś w głębi Doczesności

Stukot kroków. Mrok. Śmiertelna cisza. Trzask akumulatorów. Światło. Migająca żarówka.



Śmierć. Jęk.

-NIE!

Płacz.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 09-03-2009, 12:46   #42
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Zmęczenie. Lepkie macki zmęczenia oplotły Ravnę, wytłumiły zmysły. "Połóż się, zamknij oczy. Zaśnij. Będzie ciepło. A jak otworzysz oczy, wszystko będzie jak dawniej".

"Gówno prawda. Nic nie będzie jak dawniej".

Mimo wszystko uważała, że wygrała. Skłoniła Cirna do odstąpienia od nich i od żołnierza. Ale to zwycięstwo miało swoją cenę i gorzki smak pigułek, które Ravna łykała co wieczór.
Po tym, co zrobiła, pewnie będzie jej nienawidził. To akurat było mało istotne. Ravnie nie zależało na jego sympatii. Zależało jej na jego szacunku. Jeśli w tym celu musiał się jej obawiać, to trudno.

"Wiem, że tego upokorzenia nigdy mi nie wybaczysz" - pomyślała, patrząc na oddalającego się garou. - "Mam nadzieję, że dobrze zapamiętałeś sobie moją twarz. Ja twojej nie zapomnę. Bo ja też nigdy ci nie wybaczę mojego upokorzenia".

Adam zniknął w fali wilkołaków odchodzących za Cirnem. Nie odwrócił się. Ravna poczuła się mała, słaba i przeraźliwie samotna. Jak w szpitalu w Petersburgu, kiedy otworzyła oczy i odkryła, że jest w obcym miejscu pełnym obcych ludzi. Dopóki do sali nie wpadł z rumorem Adam, podał się za jej brata, zrobił piekielną awanturę i zabrał ją do domu.


"Nic nie będzie tak jak dawniej".

-Mam teraz związane ręce. Uważam, że podroż na piechotę to pomyłka – zamarzniemy. Kto z was zna się na Ars... Zresztą. Korespondencja i zna na tyle Umbrę, ze użyje jej nie błądząc? Oni nie wrócą, on ich reprezentował a w najgorszym tonie jest podważać słowa posłańca.

Ravna mogłaby wyliczyć Hermetykowi kilka innych rzeczy, które wydarzyły się na tafli jeziora, a które były zdecydowanie jeszcze bardziej nie w tonie. Już otwierała usta...

RRRRRRRrrrrrrrTTTTTT

Lód trzeszczał, po tafli zygzakiem poszło pęknięcie.
Ravna wysiłkiem woli opanowała pierwszy odruch, żeby położyć się płasko na lodzie. Obserwująca ich z brzegu czwórka garou miałaby darmowy kabaret.

Ravna przełknęła ślinę.
- Do brzegu. Pomału. I nie całą grupą. Lód puszcza.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 09-03-2009 o 12:54.
Asenat jest offline  
Stary 10-03-2009, 07:46   #43
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
Siergiej Bielyj

- ars conjuctionis et spiritus.. - dokończył za Mistrzem Sieroża bez uczucia dumy, czy znajomości uczelnianego bałwana. Po takim czasie spędzonym w Tradycjach, kiedy nawet twoja własna niebardzo się do ciebie przyznaje, szukasz odpowiedzi u innych. Starożytne języki miały w sobie to coś. Ten styl i lans. Mógł się czuć tylko podrzędnym przy Mistrzu. Wszak był tylko Adeptem, dość świeżym i dość naciąganym. A jego próby zabawy z ledwo co poznanymi najnowszymi tajnikami Umbr, skończyły się na porażonej tkaninie Rzeczywistości. To coś, czego chciał uniknąć.
- Proponowałbym najpierw zaszyć to paskudztwo, które za sobą zostawiliśmy. - odparł spokojnie obserwując obszar, z którego uciekali - Ściągnie to tu duchy i resztę szalonego szachrajstwa. Nie możemy zostawiać za sobą śladów.
- Mróz to nie problem. Łatwo sobie z nim poradzić.. - mruknął - Zależy nam chyba jednak na czasie..
- Co jest Ravna? - zdawał się wyczuwać coś od pokrewnej mu magini. Z otępiałego spojrzenia myśliciela z rozczochranymi włosami, przyjął przenikliwe oblicze badacza. - Oho.. powolutku. Coś się narobiło..

Kiedy miał nastać cichy spokój, znów musieli działać szybko. Byłoby to prostsze, gdyby nie konieczność ucieczki z bagażem. Tak. Oficer.. musi go pilnować. To pierwszy krok do powolnego przechylania szali wojny na ich korzyść. Gdy patrzy na magów z Fundacji, łapie ciężki oddech. Jest ich tak mało.. A większość z nich już chciałaby stąd uciec. Może prócz tych, którzy zwą to miejsce domem. Na tych można, szczerze, polegać.
- Abraham! - krzyknął w stronę Adepta - Pomożesz mi przenieść to truchło?
Sieroża spokojnie wyjął swój przed chwilą skryty stary GPS. Przykucnął przy ciele półprzytomnego Oficera i poklepał go po ramionach jakby chciał go podnieść. Jeśliby Jon pochwycił jego nogi w zamyśle targania go razem przez lód, Bielyj parsknąłby śmiechem nad roztrzepanym uczonym. - No.. specu pokonywania odległości. Dasz radę nas przenieść w miarę zgrabnie na brzeg? Pomogę ci.
Siergiej obrócił jeszcze głowę w stronę Aureuliusza. Powił nieco niezgrabnie, raz powolnie, raz pośpiesznie, ochrypłym półgłosem. - Mistrzu, jeśli mi wolno zasugerować. Potrzebujemy nieco czasu. Lód złudny, jezioro większe niż się zdaje. Ktoś potrafi utrzymać jego wytrzymałość jeszcze na chwilę? Cokolwiek za byt nie dobija się spod spodu, nie chcemy się o tym przekonać z tego miejsca..
- I.. nim opuścimy duchowy świat.. mógłbym załatwić jeszcze jedną rzecz? Nie zajmie ona długo. Oczywiście już na brzegu.
 
Lunar jest offline  
Stary 10-03-2009, 19:00   #44
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Der Liebe ist stark wie der Tod, hart wie die Holle - wykładowca recytował z emfazą Mistrza Eckharta i zdawał się nie zwracać uwagi, że nikt ze studentów nie rozumie języka Goethego. Ravna przysypiała z nudów z czołem wspartym na ławce. Na zajęcia filozofii chrześcijańskiej zapisała się tylko dlatego, że tak słodko jej się na nich drzemało. Żadnych problemów z zaśnięciem.

Ravna stała na lodzie. Zmarzły jej dłonie. Z oddali słuchać jeszcze było głosy odchodzących garou. "Adam?"

- ars conjuctionis et spiritus.. - dokończył za Mistrzem Sieroża

"Eeee". Ravna zdała sobie sprawę, że chyba zdrzemnęła się na stojąco. Po bezsennych nocach czasami miała wrażenie, że znajduje się w kilku miejscach naraz. Mogło to mieć coś wspólnego z proszkiem z czerwonych muchomorów zapijanym wódką, ale niekoniecznie. Rozejrzała się płochliwie, jakby zza skutych lodem drzew miał znienacka wyskoczyć Prof. Ole Knuttsen i znowu oblać ją za totalną ignorancję co do św. Tomasza z Akwinu.

Sieroża coś mówił. Na pewno mówił, skoro poruszał ustami. Tylko że mówił z lekka sepleniącym głosem prof. Knuttsena, wielbiciela średniowiecznych mnisich bredni.

Miłość jest silna jak śmierć, twarda jak Piekło.
Śmierć oddziela duszę od ciała...


"Tak, tak, oczywiście". Ravna miała sprawdzone podejście do takich sytuacji. Po prostu ignorowała te bodźce, które nie pasowały do ostatniej sytuacji, która miała pozory normalności. Po jakimś czasie wszystko wracało do normy.

- Lód złudny, jezioro większe, niż się wydaje - Sieroża zaczął mówić własnym głosem. Za to chyba odkrył w sobie duszę poety.


RrrrrrRRRRR

RRrrrTTTTT



"Aj, cicho już". Ravna postąpiła kilka kroków, nienaturalnie jak lalka szarpnięta sznurkami artysty. Sięgnęła mechanicznie do kieszeni, z jej dłoni posypały się nieoszyszczone kryształy, blade jak palce nieboszczyków. Spomiędzy nich wyciągnęła brudnawy otoczak, a resztę kryształów upuściła na ziemię.

Pęknięcie wędrowało niepowstrzymanie po tafli, gwałtownymi, jakby niepewnymi skokami.

- Vuoivuoi daid buollasiid
Vuoivuoi daid buollasiid...


Zacisnęła w dłoni otoczak i przyjrzała się pęknięciu przez okrągły otwór amuletu zawieszonemu na szyi. Pierwszy węzeł utkany z lodu nie do końca się udał, przypominał pierwszą zawiązaną przez dziecko sznurówkę, ale kolejne były pewniejsze i ścisnęły razem brzegi pęknięcia, które zaraz pokryło się świeżym lodem.

Oddech Ravny parował.

Coś, co stukało pod lodem, umilkło na chwilę, jakby w zaciekawieniu poczynaniami tych na powierzchni. Po chwili, nieśmiało, zastukało znowu...
Ravna przyklękła na lodzie, wsłuchała się w dobiegające spod jego powierzchni głosy.

Pod lodem na pierwszy rzut oka nie wydawało się trwać cokolwiek. Jakby woda. Lecz po chwili uderzyły ją obrazy i dźwięki, obrazy ciał humanoidalnych jakby topielców, lecz i ciał których twarze nigdy nie mogły być ludzkie. Pośród jakby syreniego śpiewu trwał ryk tłumiący potępieńcze jęki. Lecz po chwili dane jej było zauważyć, że spojrzała za daleko. Patrząc bliżej ujrzała tylko kilka ciał płynących pośród nieskończonych zawirowań wody, szare w podartych i zamarzniętych ubraniach o skórze pomarszczonej, bruzdy na jej zmarszczkach wypełniał najczystszy lód.


Opowiadano jej czasem, że czasem istniały miejsca tarcia pomiędzy fizycznością a światem duchów. Też były miejsca tarcia pomiędzy duchowym odbiciem świata i dalszymi do niczego niepodobnymi krainami umbry.

Ravna nabrała charkotliwie oddechu i rzuciła się do ucieczki. W panice zderzyła się z Inną. Siergiej wytrzeszczał na nią oczy.

- Tam, tam... - wybełkotała Ravna niewyraźnie, ale zaczynała się już chyba uspokajać. - Widzicie?

Widzieli.

Piekło.

Śmierć oddziela duszę od ciała
ale miłość oddziela od duszy wszystko inne


"Kto to mi mówi? Inna? Topielec o zamarzniętej twarzy? Ja? Czyj to głos?"

- Chyba musimy wezwać pomoc... z fundacji
- powiedziała niepewnie, a ponieważ nie doczekała się odzewu, wyciągnęła telefon i przejrzała listę kontaktów. Same nieznane imiona. "Chyba i tak wszystko jedno, kto"

***
W Szpitalu Moskiewskim nr 3 nagły dźwięk dzwonka telefonu przerwał milczenie pomiędzy Szamilem a jego gościem.
- Nie odbierzesz?
Szamil wzruszył ramionami i wdusił zieloną słuchawkę.
- Halo? - dobiegł z telefonu kobiecy, wyraźnie przestraszony głos. - Chciałam prosić o pomoc...
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 10-03-2009 o 19:14.
Asenat jest offline  
Stary 11-03-2009, 09:05   #45
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
Siergiej Bielyj

- Zz-zaczekaj! - odezwał się pierwszy Bielyj widząc, że mu przerwano rozplanowanie działań. Dojście tych kilkunastu, kilkudziesięciu metrów po lodzie byłoby trudne. Ile bólu. Ile bolesnych emocji, takich przecież zbędnych. To ciężki wysiłek. Wstydem dla maga jest podlegać wysiłkowi w przypadku, w którym mógłby działać i dosłownie przenosić góry. Wstyd.
- Co się dzieje? Ravna. Nie rozumiem. - założył słuchawki chcąc pojąć naturę zjawiska.
W całym półczasie i ćwierćszaleństwie quasi-efemery tego świata, starasz się złapać czegoś nieuchwytnego. Szukasz rozumu, który widzisz jak złocistą latarnię na brzegu morza bezsensu, ludzkich mas, niespełnionych marzeń, dziwnego gówna.
Ta.. to takie dziwne.
Tak mi wstyd. Taki się czuję tym upokorzony.
"Buhehehe"
- Wyjaśnij mi. - nalegał. Chciał wyjaśnień. Chciał na kartce. Podpis, atrament i krucyfiks. Dodaj jeszcze didaskalia i odnośniki do nowej edycji słownika poprawnego rosyjskiego. Sieroża wciąż obserwował Ravnę powoli rozumiejąc dlaczego tak unikał większości Mówców. To wszystko czyniły duchy. Teraz pajace jesteśmy tutaj i widzimy. Prosze barwo. Kurtyna w górę. To duchy, widma, pijawki, myśli. Uśmiechnij się, pomachaj sobie. Nie zapomnij wpisać do księgi gości.
"Hehe"
Pospiesznie kalkulował. Wiedzę? Miał wiedzę. Nabywaną długo krótkimi wycieczkami umysłem. Jęknął cicho na głosny dźwięk pękającego lodu. A może nie pękł? Już pękł. Żadna materia go teraz nie scali. Zbyt szybko się to dzieje. Istnieją różne przejścia, okna i drzwi. Wiele z nich powinno zostać zamkniętych. Tak jak piwnica, gdzie schodził pospiesznie w ciemność jedynie po ziemniaki dla mamy. Reszta piwnicy była tak ciemna i zła, że szybko spierdalał z powrotem na górę.
Pewnego dnia odważnie wbiegł w mrok. Nic tam nie było. Troszke śmierdziało workiem z cebulą.
Wtem poruszył się z miejsca demonicznie szybko i niczym bies pojawił się przy Ravnie. Pochwycił ją silnie za dłoń i pociągnął ku sobie zdala od wyłaniającego się obrazu.
- Nie patrz tam. - spojrzał na nią i trzymał ją przy sobie odwróconą odeń. - Pomyśl sobie, że tego nie ma. - cokolwiek nie mówiła, przerywał jej.
- To znika.
- Tego nie ma.
- Zamykam złą szafę z potworem.
Należy. Należałoby. Rozsądnie jest. Nie patrzeć. Światy zmarłych, odległe niestworzone Nic, czy coś gorszego. "Dla człowieka jest gorsze to, co jest mu nie przeznaczone, proste. Odkrywcy są ofiarami swojej pasji. A może wszyscy jesteśmy odkrywcami. Wszak człowiek to takie ciekawskie stworzenie. Gdyby nie odkrywanie, bylibyśmy niczym."

"Kimkolwiek. Czymkolwiek. Nie okazuję szacunku. Nie znam was."
* * *
To takie typowe. Niezwykłość spowszedniała. Ale nie, to uczucie wciąż mnie rajcuje. Jest takie obce i bliskie zarazem. Czujesz przecież i widzisz, że to miejsce jest odległe. Czujesz się nieswojo. A jednak to tutaj przynależy twoje prawdziwe ego. Tu się spełniasz. Dlaczego nie potrafimy pogodzić jednego z drugim.. Byłoby przecież tak kurewsko łatwiej.
Siła niewyczuwalnego, acz ściskającego w gardle przyciągania. Nadchodzące Coś i obecność Sieroży. Stanął na wysokości zadania pilnować świadomości członków kabały, tak jak to niegdyś nauczali starzy Mówcy. Pilnuj innych, bo być może kiedyś ciebie uratują. Zespół ma ogromny potencjał. Nade wszystkim.
Trzymał przy sobie w lekkim półobjęciu Ravnę. Wspólna percepcja ich oraz Inny, a może jeszcze kogoś, nasączyła ich świadomość tym co zaszło:
*Dziwne zjawisko efemeryczne odszedło. Woda zapadała się sama w sobie. Warstwa, która zaistniała niżej, wycofywała się w tłumeniu własnych odgłosów metry wgłąb. Zdawała się zniknąć, a jednak wciąż tam była. Dziś jednak zdecydowanie nie był jej dzień.*
Dotykał wciąż tej zza-uralskiej dziewczyny. Hm.. Troszkę nieswojo. Przez moment na nią patrzył próbując coś wyczytać, po czym puścił i celowo się oddalił na kilka kroków wracając do Abrahama. - Khem. Jon. Potrafisz nam *skrócić* - zaznaczył słowo akcentem i przymróżeniem oczu - drogę do brzegu? Mogę cię asekurować..
 

Ostatnio edytowane przez Lunar : 11-03-2009 o 14:53.
Lunar jest offline  
Stary 11-03-2009, 20:02   #46
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nilpa uczył Ravnę, że szaman powinien słuchać, a mówić i czynić zawsze w trosce, że mówi do innych, a jego czyny mają służyć wspólnocie. Bo w tej wspólnocie i dla niej żyje. Dziki Ovlin o naturze samotnika przekazał Ravnie znacznie prostsze nauki. Noaidi mówi do duchów. W związku z tym musi mieć złoty głos, aby chciały go słuchać, żelazną wątrobę, aby wytrzymać zażywane przed rozmowami grzyby i stalowe nerwy, aby jakoś to wszystko znieść i nie oszaleć.

Ravna miała stalowe nerwy. Rzadko kiedy wpadała w panikę. Jeśli już, potrafiła szybko wziąć się w garść. Jak teraz. Już koncentrowała się na rozmowie przez telefon. Och, nigdy nie wątpiła, że Piekło istnieje. Wiedzieć a zobaczyć na własne oczy to jednak nie to samo, i ten jeden rzut oka przeraził ją do głębi. Ale pozbierała się szybko. Bała się, jak każdy. Może nawet silniej. Ale jej awatar był duchem starego zwierzęcia. Takiego, które wiele przeszło, a przeżycie zawdzięczało temu, że nigdy nie pozwoliło, by strach je sparaliżował.

I tym bardziej poczuła się głupio i beznadziejnie niezręcznie, kiedy nagle otoczyły ją ramiona Sieroży. Raz, że Rosjanin zobaczył ją przestraszoną, dwa, że postanowił z tym zrobić coś, co wcale jej się nie podobało. Coś tam mówił uspokajająco, ale zesztywniała z zaskoczenia i wstydu myślała tylko o tym, że właśnie po raz kolejny Sieroża wpakował jej się z buciorami w jej intymność i walczyła ze sobą, żeby go nie odepchnąć. Wreszcie ją puścił i odszedł, co czerwona z zawstydzenia i oburzenia Ravna przyjęła z prawdziwą ulgą. Podejrzliwego i nieufnego wyrazu jej twarzy przy najlepszych chęciach nie można było nazwać przyjaznym.

Sieroża jednak osiągnął, co chciał. Nie bała się lodowatego Piekła. Teraz bała się jego i obserwowała go przyczajona jak zwierzę, na wypadek, gdyby znowu zaczął wykonywać jakieś gwałtowne i podejrzane ruchy.

Coś kliknęło w telefonie, który ciągle kurczowo ściskała w dłoni. Nie spuszczając oczu z Rosjanina, podniosła telefon do ucha.

- Halo? Słyszy mnie pan? Halo?
 
Asenat jest offline  
Stary 15-03-2009, 09:34   #47
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
Tafla lodu, a pod nią szara, mętna woda. Taka wciągająca. Coś w niej było, coś co powodowało strach a nawet panikę. Inna schylała się i wpatrywała z szaloną fascynacją. Nie mogła przerwać... aż w końcu ostatkiem siły woli, udało się. Przeszedł ją dreszcz. Wolała trzymać się od tego jak najdalej, ale obrazy po chwili wróciły, z podwójną siłą. Ravna...

Może sama chciała się bronić jakoś przed tym, bo doznania były zbyt silne aby samotnie przyjąć je i strawić. Rozbite na kilka osób nie były aż tak potężne. Mimo wszystko Inna nie chciałaby ich widzieć. Piekło, mętne dusze, starające się wybić. Czy to nie były dusze zabitych przez Oficera Unii Magów? Chciały pomścić swą śmierć. Porwać jego ciało w bezkresną ciemność i rozliczyć się z jego życiem...

Wolała nie snuć o tym rozważań, bo to pochłaniało ją. Domysły były zdradliwe, szczególnie w takim miejscu i w takiej sytuacji. Inna poczuła nagle jak jej najgłębsze myśli, zaczynają się materializować i wyłaniać wprost z jej umysłu....
- Niee! - krzyknęła w myślach i wyrwała się z objęć przesyłanych przez Ravnę obrazów. Padła znowu na lód. Przez chwilę nie wiedziała co robić ani co się dzieje wokół.

Lód zdawał się być zaszyty. Bezpieczny. Zimno wdzierało się do jej ciała wszystkimi możliwymi sposobami. Niewielka grupa Wilkołaków, wciąż stała na brzegu i gapiła się bezczelnie. Jej pięści znowu zaświeciły... ze złości.

Wstała ciężko i nabrała zimnego powietrza do ust. Spojrzała w niebo i podniosła dłonie w jego kierunku. Złapała wiatr w wyobrażenie swoich nagich ramion. Gromadziła go a im zimniejszy był, tym nawet lepiej. Krążył krótką chwilę tuż nad ich głowami a kiedy głośno klasnęła w dłonie, szczelina jakby rozwarła się, wchłaniając w siebie zimno. Zimna para wsysała się w lód zostawiając na górze gorący, letni wiaterek, który opadł swobodnie i zaczął wirować pomiędzy grupą zmarzniętych Magów. Na chwilę zrobiło się cieplej.

Inna nie odzywała się. Milczenie, było czasem cnotą. Wolała słuchać i obserwować. Siergiej bardzo szybko nawiązywał bliższe kontakty z nieznajomymi. Coś ja ukuło w płucach, ale szybko przestało.
Nachyliła się nad leżącym na lodzie żołnierzem i delikatnie pstryknęła palcami. Jego ciało uniosło się powoli na pół metra nad lodem. Trzymała go, gotowa do ucieczki.

- Na co czekacie? Na brzeg! - zapytała i ruszyła. Przy jej nodze posłusznie lewitowało ciało Oficera.
 
Shathra jest offline  
Stary 15-03-2009, 16:02   #48
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
"Tak, tak, chodźmy stąd, jak najprędzej" - Ravna na klęczkach wybierała ze śniegu upuszczone kryształy. Wiele nie były warte, ale było jej szkoda. Niektóre przywiozła z domu. Na słowa Inny pokiwała energicznie głową, prawie gubiąc przyciskaną ramieniem do ucha komórkę.

Wilkołaki na brzegu obserwowały ich z rosnącym zainteresowaniem. Z tej odległości trudno było cokolwiek wywnioskować, ale gdyby nie ich zmarli towarzysze... Ravna podejrzewała, że poczynania grupki magów rozbawiłyby ich do łez. Narastało w niej uczucie, że na tym zamarzniętym jeziorze wydarzenia zostały ustalone, ani jeden płatek śniegu nie spadł w niewłaściwym miejscu, a magowie nie wykorzystali swojej szansy. "Jacy jesteśmy śmieszni, jacy rozbici, jak zabawki porzucone w nieładzie przez niegrzeczne dziecko".

Nie. Wilkołaki nie wyglądały na rozbawionych. Na śniegu zamarzała krew ich braci.
- Odchodzimy. Ale wrócimy. Ja wrócę. Spłacić dług za przelaną za nasze życie krew - szepnęła i pchnęła swój głos w stronę brzegu. Cirn może się nadymać własną ważnością i tupać nóżką. Są ważniejsze rzeczy niż jego urażona duma.

Ravna poderwała się z klęczek i podreptała za Inną jak posłuszne dziecko, w jednej ręce dzierżąc telefon, drugą upychając kryształy po kieszeniach. Miała ochotę złapać się spódnicy Inny, żeby się nie zgubić. Wyprostowana i zdecydowana kobieta świeciła jak latarnia.
Kierunek nieważny. Schodzimy z jeziora, wszyscy. Teraz. "Wreszcie".
 
Asenat jest offline  
Stary 17-03-2009, 22:05   #49
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
-Jak już mówiłem nie chciałem nic złego. W zasadzie nie chciałem nic konkretnego. -wyraźne oznaki choroby psychicznej u mężczyzny zaczynały irytować Samuela. Odczucia te potęgowała jeszcze świadomość obłudności takiego myślenia, wynikająca z „niezwykłości” jaką był on sam obdarzony przez tyle lat…

-To miło że pan się o nią troszczy, naprawdę. –wpatrywał się w ścianę przed sobą. Zdawało się wrażenie jakby czytał jakiś niewidoczny tekst na ścianie, sprawiać wrażenie osoby która bardzo zajęta jest zawartością ekranu swojego komputera i mało zaangażowanej w realny świat poza nim, ą już na pewno nie zainteresowanej obecnością intruza w jego sanktuarium.



-Wiadomo kto tak nastaje na jej zdrowie czy nawet , odpukać, życie?-Wirtualny Adept zdradzał jednak pewne oznaki podzielności uwagi...


-Pan wybaczy, ale mam telefon… - oparł się wygodnie o oparcie swojego łóżka i zamkną swoje duże, niebieskie oczy. Nie wydawał żadnego dźwięku, gdyż jego komputer automatycznie przechwycił transmisję. Niestety w po drugiej stronie słychać już było tylko ciszę…

<User:2: Spectrum do User1:The Ghoul>
<<Analiza źródła transmisji – wizualizuję wyniki>>


<User1:TheGhoul do User2:Spectrum>
<<Nawiąż ponownie połączenie. Podziel zasoby systemowe między operowanie w bieżącej lokacji i wyślij sondę percepcyjną do TempLocation44>>
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 20-03-2009, 18:20   #50
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Gdzieś w głębi Doczesności

Śmierć i mrok. Mrok i śmierć. Żarówka migała z groza w rytm słowa „nie”. I tylko ona na nie zwróciła uwagę. Wraz z trzaskiem Śmierć usadowiła się na krześle. Mrok tlił się po kątach.

-Nie! Zapłacę wszystkie skarby. Wszystko oddam.

-Ona jest bezcenna.

-Zapłacą za nią innym żywotem.

-Nie.

-TAK!

Krzyk wydobył się z trzewi Mroku, a na obliczu samej istoty Śmierci malowała się zaduma odbita w kałuży krwi.

Obrzeża Moskwy - Umbra

Oficer odzyskiwał siły. I chociaż nie udało się użyć magy aby go podnieść nie było tej potrzeby. Jakby leniwie lecz z obcą szybkością wilkołaki ruszyły w umbralny las. Oficer odzyskiwał siły, nie było krwi, a jakby szarawa maź pokrywała rany które wnet znikały z nią. Nawet odzyskał świadomość na tyle aby kuśtykając samodzielnie wraz z magami wyjść na brzeg. I tak stojąc na brzegu i obserwując gładką powierzchnie zamarzniętego jeziora będąc po kolana w śniegu magowie czuli się bezpiecznie a przynajmniej teraz. Każdemu było zimno i chciało się spać. Wiatr smagał po twarzy a senność brała swymi dłońmi powieki i z wielką siła próbowała je zamknąć. Jon spojrzał na stojącego jak słup soli Grigorija klnąc pod nosem. Rosyjski oficer podźwignął się trzymając potężnego świerku. Ran było coraz mniej, coraz mniej. Mistrz Aureliusz wskazał na niego swą laską.

[i]-Owego Towarzysza Wojska Ludowego trzeba przesłuchać jak najprędzej. Ktoś musi się zając Grigorijem. Kiedy my wrócimy pod skrzydła kruka to nie wszyscy. Ktoś musiałby zając się wyrwą w rękawicy.

Abraham spojrzał na wykres w palmtopie skrzywiony.

-Niekoniecznie. Lustrzanki po drugiej stronie Rękawicy już ją zaszywają...

Szpital Moskiewski nr 3

Szamil poczuł ukłucie w okolicy czoła. Z początku te uczucie było nieprzyjemne jakby wyrwać samą istotę człowieka ze środka i posłać gdzieś w dal. Potem nadeszła lekkość, jakby sen. Umysł Samula mknął z niewyobrażalną prędkością albo przynajmniej takie odnosił wrażenie. Potem zwolnił jak w uderzeniu o mur. Złapał umysłowy oddech aby ujrzeć zgrupowanych na brzegu magów oraz jezioro.

Obrzeża Moskwy - Umbra

Jaźń Samuela znalazła się pośród magów. Zapewne, wywołałoby to jeszcze większe zaniepokojeni, strach i ogólnie nieporozumienie gdyby nie...

-Mistrz Rasputin!

Zakrzyczał rozradowany Jon w stronę przybyłego gdzieś z głębi lasu Rosjanina. Postawny mężczyzna zaśmiał się widząc reakcje Wirtualnego Adepta.

-Pomknąłem tutaj za Samuelem który unosi się Tutaj pośród Was. Co się dzieje?

Zimny dreszcz przebiegł po ciele Ravny. Niepokój, dech śmierci na karku. Samuel wyczuł nietypowe drgania emocjonalne. Kątem oka Inna dojrzała przerażający widok.

W ułamku sekund dłoń z wnętrza dłoni zmaltretowanego oficera wydobyła się seledynowa struga energii. Nie było czasu, nie było reakcji. Nawet dwóch starszych magów nie zdarzyło cokolwiek zrobić. Plazmowy pocisk pomknął w umbrze pośród pieśni ciszy. Zmierzający wprost na twarz Amy oślepił ją. Upadek martwego ciała na śnieg poprzedził plusk kawałków przypalonego mózgu wylatujących przez drugą dziurę.

Gdzieś w głębi Doczesności

Amaryllis Vivien Seracruz otaczała ciemność tak gęsta, że prawie osobowa, zyskująca cechy myślącej istoty w której żyłach płynęło coś innego niż krew. Ta ciemność oddychała i obleciała skórę, ubrania. Nie było Ritchiego, nie czuła swego Avatara, wprawie nic nie czułą łącznie z własnym sercem które winno bić jak oszalałe. Stała na pomoście przed schodami. I pozostało jej tylko iść.



Kroczyła pośród mroków. Schody trzeszczały za każdym krokiem. Lecz w pewnej chwili Amaryllis poczuła wiatr we włosach i na twarzy. Mroźny smagał i wiatr zupełnie wbrew prawą fizyki niemalże zdmuchiwał z niej ciemność.



Jej oczom ukazał się pomost prowadzący zmroku na bezkresne jezioro. Było zimno i czuła mróz jako jego istnienie lecz jej nie było zimno. Właściwie to miała wrażenie, że jej już nie mam. Deski już nie trzaskały. W tafli wody odbijała się lecz jakby to nie ona. Wiatr szeptał słowa. Których nie sposób zrozumieć. Lecz spod wody dobiegały wołania. Nieartykułowane odgłosy które wołały o coś, do kogoś i po coś. Wiecznie niezrozumiane lecz intuicja zrazu mówiła czego chcą. Chciały jej.



Kobieta usiadła na końcu pomostu będąc na samym środku jeziora. Zza pleców wołała ją ciemność, spod stóp jezioro, a na niebiosach obłoki malowały dziwaczny wzór. Została sama w sobie poza światem nie mogąc i nie chcąc się ruszyć. Tylko jej jaźń myślała o wszystkich rzeczach i żadnej równocześnie.

Obrzeża Moskwy - Umbra

-Ja pierdolę!

Zakrzyczał Abraham zupełnie zdezorientowany. W pierwszym szoku jakiegokolwiek działania Samuel załadował do końca swą postać i pół-eteryczny towarzysz pojawił się poroś magów. Mistyczny trzask zamykanej z dala wyrwy w Rękawicy przemieszał się z jękiem pogrążonego w katatonicznym stanie Grigorija. Nim oficer wycelował w kolejną osobę spocony Diakon zapluł swą dłoń w jego dłoń, palce w palce i przytkał wnętrze jego dłoni swoją. Nagły błysk Kwintesencji zadziałał niczym ciepło, wiatr i światło i poryw tej metafizycznej siły niczym grot przeszył żołnierza. Upadł on oddychając miarowo. Na twarzy mężczyzny który przybył za Samuelem a którego Jon nazwał Mistrzem Rasputinem malował się srogi wyraz. Siergiej oraz Samuel poczuli srebrną linę podczepioną pod martwe ciało amerykanki. Nie wiedzieli jak. Ravna ujrzała ostatki magycznego echa po czynie podobnej istoty. Nawet kojarzyła tą aurę magy, widziała ją zawsze przy swym opiekunie, Avatarze i przyjacielu. Duchowy ryś lizał Amy po zimnym obliczu. Pierwszy głos zabrał Mistrz Aureliusz.

-Jest źle. Bardzo źle. Wszyscy udamy się do Fundacji. Jutro po południu odbędzie się zebranie. Wszyscy musimy spać. Poprosiłbym Samuela wraz dowolną asystą aby z samego rana wrócił tutaj i zbadał to jezioro. Bardzo się mi ono nie podoba. Uważaj tylko na zmienne plemię. W tych lasach znajduje się Caern. Trzeba zbadać poległą gdyż coś z jej śmiercią nie jest pewne. I przesłuchać tego osobnika oraz postawić go przed Trybunałem

Ravna poczuła się źle. Nie wiedziała czy to zmęczenie i mróz czy też coś innego. Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Tymczasem Jon wpatrując się raz na zwłoki Amy a raz na Grigorija rzekł.

-Trybunał jest tylko dla Tradycji. Ten dzień jest bez sensu...

-Zaraz wrócą tu wilkołaki. Proponuję użyć magy do wejścia w Dziedzinę.

Zamilkł. Przełknął ślinę wpatrzony w trupa jakby nie mógł się czemuś zupełnie nadziwić. Jakby coś wymykało się hermetycznym praktyką.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 20-03-2009 o 18:23.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172