Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2009, 19:23   #126
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Julian stał przy Tyburcjuszu, próbując za wszelka cenę powstrzymać Stado przed zostawieniem go samemu sobie. Sprawa Mike’a pokazała nad wyraz dobrze, jak w tym mieście traktuje się ludzi. Blondyn mógł traktować Tyburcjusza jak kłamcę, którym był, i zostawić go. Mógł też postarać się zrozumieć jego powody. W przeciwieństwie do niektórych członków Stada, wybrał drugą opcję. I wszystkie czyny oraz konsekwencje, które z tym wyborem się wiązały.

Jak choćby kłamanie w obliczu wszystkich zgromadzonych.

Mimo tego, ze popełniał czyn zabroniony przez Dekalog, nie czuł do siebie obrzydzenie. Mówił nieprawdę tylko i wyłącznie po to, by ocalić życie Pizarro. Działał w poszanowaniu najwyższej wartości, największego skarbu, jakim dysponowali ludzie. Chronił i osłaniał to, czego sam nie potrafił stworzyć. Coś, czego nie potrafił dać, a tym bardziej odebrać.

Niestety, nie każdy rozumiał jego powody…

Nim Julian się zorientował, jak spod ziemi wyrósł przy nim Jonathan, obrzucając potokiem gniewnych słów. Wyzywał chłopaka od gówniarza, stwierdził, że wprowadza totalny zamęt i syf, a nawet darł się w niebogłosy i gadał głupoty. Na koniec zaś uznał, że nie tylko on jest zdenerwowany zachowaniem Juliana, i ze blondyn powinien dwa razy się zastanowić, zanim coś odpowie.

Najmłodszy członek Białej Róży zamrugał oczami. Owszem, to co mówił Noys, było prawdę. Przynajmniej w większość. Jednak chłopak miał właśnie przed oczami osobę, względem której wypowiedź mężczyzny była bardziej trafna. Ugryzł się w język, nie chcąc czasem palnąć głupoty. Bardzo go kupiło, by powiedzieć to i owo Jonathanowi, ale powstrzymał się. W jednym agresor miał rację. Dziś Julian zbyt często podnosił głos.

- Jonathanie…- zaczął nieśmiało chłopak, nie chcąc czasami urazić Noys’a. Był zbulwersowany i naprawdę trzeba niebyło nagimnastykować, żeby jakoś do niego trafić.

- Wiesz, ze właśnie robisz to wszystko, o co mnie oskarżasz? Uważam, ze nie masz prawa mnie atakować. Jesteś impulsywny, nie panujesz nad sobą. Z nas dwóch to Ty jesteś bardziej dziecinny. Już trzeci raz dzisiaj mnie zraniłeś. Za pierwszym razem uderzyłeś mnie pięścią w nos, gdy Ci pomagałem, pamiętasz? Za drugim, zabiłeś mojego nietoperza. Wiesz, ze zawiera część mojej duszy? Cierpiałbym, gdyby cos mu się stało. Straciłbym wzrok na dobrych parę minut, i założę się, ze to nie ty byś mnie prowadził za rękę, gdybyśmy musieli się stad ruszyć. Jak myślisz, co pomyśli o Tobie Stado, gdy zauważy, jaki dla mnie jesteś? Zostaniesz uznany za nadpobudliwego wariata, który znęca się nam młodszymi. Tego chcesz? Zostać dziecięcym bokserem? Nie możesz podskoczyć do człowieka swojego wzrostu i muskulatury, wiec znalazłeś sobie szesnastoletniego chudzielca do bicia?

Przez cały czas Julian mówił powoli i spokojnie, by do Jonathana trafiła jego argumentacja. Chłopak był tylko człowiekiem, czasami zdarzało mu się zgrzeszyć, zdenerwować, popełnić pomyłkę. Każdemu się zdarzało. Ale w życiu chodziło o to, by przezwyciężać swoje wady. Jeśli Noy’s tego nie rozumiał, to mógł zostać szybko wykluczony ze Stada w ten czy inny sposób. Intencją blondyna było sprawienie, żeby ochłonął i zastanowił się przez chwile nad swoim zachowaniem.

- Poza tym, nie wydaje mi się, by Tyburcjusz się gniewał, prawda?- spytał z tajemniczym uśmiechem Towarzysza. Własnie pozyskał na jego korzyść nie tylko swój głos, ale także Mike’a, o ile nie przekonał jeszcze kogoś. Dzięki temu mieli czyste konto. Julian rozumiał intencje Tyburcjusza, Tyburcjusz rozumiał jego intencje. Bez żalu, bez gniewu, bez krzyku.

Jonathan mógłby się od nich uczyć.

- Niech ktoś przyniesie wody! Julianie!

Chłopak czuł się tak, jakby miał deja vu. Odwrócił się i zobaczył, jak znowu ktoś upada. Znów ujrzał krew, znów zrobiło się zamieszanie, znów trzeba było przynieść wody, znów jego dar był potrzebny.

Mimowolnie zaczęło mu się kręcić w głowie, gdy biegł do Aleksandry. Był z natury wrażliwy i choć Bóg przeznaczył go do uśmierzania bólu, robiło mu się niedobrze za każdym razem, gdy widział choć małą ilość krwi. Starał się nad tym panować, jednak dzisiejszego dnia widział jej już stanowczo zbyt wiele.

Pewnie przez te głupie zawroty głowy został spowolniony na tyle, że przy dziewczynie znalazła się Dominika, zakładając jej opatrunek. To była pozytywna cześć jej przybycia. Negatywną był fakt, że zabroniła się zbliżać do Aleksandry komukolwiek.

- Dominiko!- skarcił, oburzył się, zwrócił uwagę i poprosił jednocześnie Julian. Tak długo, jak kobieta utrzymywała barierę, tak długo nie mógł pomóc dziewczynie. Fakt, że otrzymała pierwszą pomoc, niczego nie zmieniał. Takie rzeczy nie dzieją się z zdrowymi ludźmi, a zatamowanie krwotoku to nic w porównaniu z możliwościami Juliana. Gdyby tylko mógł podejść do Aleksandry…

- Dominiko!- powtórzył, oczekując reakcji.

______________________________
Julian rozmawia z Jonathanem, zwracając mu uwagę na to, jak się zachowuje względem niego. Potem biegnie pomóc Aleksandrze, do czego nakłonił do krzyk Reynolda. Niestety, Dominika wznosi barierę "ona potrzebuje powietrza", więc nie może podejść zbyt blisko.
 
Kaworu jest offline