Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2009, 21:03   #16
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Dźwięk

Rozmowy przerwał cichy zgrzyt naciskanej klamki, drzwi powoli się otworzyły ukazując wszystkim znanego Jonathana, nie był on jednak sam. Wraz z nim w drzwiach gabinetu stał bowiem dżentelmen lat może trzydziestu, tak jak i inni obecni w pomieszczeniu mężczyźni ubrany w frak w kolorze nocnego nieba, od którego odcinała się skrzącą zielenia kamizelka wyszywana drobnym wzorem. To jednak nie ubiór przyciągał najbardziej wzork, lecz silnie ogorzała twarz, stanowiąca niecodzienny widok w wiecznie zachmurzonym Londynie. Sama zaś postać mogła być dobrze znana tym, którzy zwykli bywać na wszystkich balach, lub też w inny sposób byli związani z Królewskim Towarzystwem Naukowym. Najmniej zaskoczony niespodziewaną wizyta był oczywiście sam gospodarz, który widząc kolejnego gościa pierwszy się odezwał:
- Witaj Baronie, dobrze że żadne piaskowe burze nie powstrzymały cię przed dotarciem do nas. - zażartował earl, jakby zupełnie nie przejmując się upływającym czasem.

***

Mężczyzna nerwowo spojrzał na srebrny zegar, tarcza chronometru pokryta była dokładną miniaturą globu i Imperium nad którym słońce nie zachodziło. Owalna wskazówka powoli przechodziła ponad Lizboną, wiedział co to oznacza, spóźniał się. Jego kroki głośno wybijały rytm na zroszonym wieczorną rosą kamieniach. Widział światła wysokich okien, słyszał muzykę, orkiestra walca grała. Przed samą brama zwolnił, gdy wszedł w zasięg wzroku ubranego w brązowy płaszcz lokaja. Zwolniony krok dostojnie dostroił do dźwięków dochodzących z domu. Spojrzał na gładki marmur schodów, na którym łagodnie kładł się cień jego smukłej, dodatkowo podwyższonej wysokim cylindrem sylwetki. Odetchnął głęboko z ulgą. Gdy znalazł się w halu niemal od razu poczuł spojrzenia ślizgające się po jego twarzy, spojrzenie zielonych oczu śledziło ruch męskich i kobiecych warg układających się w słowa, niemal słyszał jak wydobywają się z nich słowa, oceny, plotki...
- Czy to nie młody baron... młody? moja droga w tym wieku mężczyzna powinien już dawno się ustatkować a nie... ponoć książe Wellington bardzo go ceni... w rzeczy samej mój brat studiował w Eton i nie może złego słowa powiedzieć o tym człowieku, zresztą jego rodzinę to jedna z nielicznych, której obce są skandale... - mimochodem serce uspokoiła rytm, gdy wątki powoli odklejały się od niego, lekko szybując w stronę znacznie ciekawszych skandali i plotek. Nikt nie lubił gdy szeptano za jego plecami, czy też wprost w twarz. Ale miał już czas przyzwyczaić się do głosów. Jednak póki skupiały się wokół jego niemodnych od sezonu i paru równoleżników płaszczy, miał je za nic. Rozejrzał się po pomieszczeniu, twarz zdradzała niepewność, minęło pół roku odkąd ostatnio był w pałacu, a wszelkie budynki większe od rodzinnego Weley zlewały się w jego pamięci w jeden labirynt korytarzy pełen nieznanych portretów i lśniących posadzek. Podszedł do lustra, spojrzał krytycznie na swoją twarz, poprawił nieco przydługie blond włosy przygniecione cylindrem. W lśniącej płaszczyźnie widział jak za jego plecami trwa taniec kolorów, męskich granatów obejmujących lżejsze barwy kobiecych strojów. A między nimi dojrzał też maszerującego w jego stronę Willborrowa.

***

Przełknął ślinę czując na sobie spojrzenia, odpowiedział: - I ja się cieszę, że mogę cię powitać Hrabiego oraz tak zacne towarzystwo. - obdarzył każdego z obecnych krótkim spojrzeniem. Część z obecnych była nietaktem nie rozpoznawać.
- Baron Wilhelm Sommerset niedawno przybył z Kairu. - pospieszył z pomocą Jonathan odpowiadając tym samym na pierwsze z nasuwających się pytań. Spalona slońcem skóra wyraźnie bowiem odróżniała się od innych gości.
 
behemot jest offline