Jako, że oprócz mnie w opowiadaniu pozostaje tylko Matyjasz, toteż i on odpowiada po mnie.
Jakby co, sążeń to około 1,7 metra
***
Rada magów wezwała medyków, aby zajęli się ocalałymi uczniami. Sami zaś dalej naradzali się nad tym, co mają zrobić. -Musimy się jak najprędzej skontaktować z Baltazarem. Jak na razie jest chyba najlepiej w tej sytuacji zorientowany i bez niego nasze działania do niczego nas nie doprowadzą. - mówił arcymag wody. -Zgadzam się. Powinniśmy też skontaktować się z wojskami dziedzica Baracji. Bo jeśli Zakon ma na podorędziu osoby, zdolne zakłócić czary teleportacji najlepszych magów, to nawet Olegrain może sobie z nimi nie poradzić. - dopowiedział mistrz szkoły wiatru. -Bez zawiązania sojuszu na światową skalę, jesteśmy zgubieni. - powiedział przedstawiciel szkoły wody. -Co sugerujesz? - dopytywali pozostali. -Musimy sprawić, aby Cesarstwo i wszyscy jego lennicy zaangażowali się w tą sprawę. Jest też szansa, że orkowie zechcą z nami współpracować.
-Chyba kpisz! Orkowie? Prędzej nam oczekiwać powrotu bogów! - krytykował arcymag powietrza. -Mylisz się. Orkowie będą woleli sprzymierzyć się z nami, niż dać sobą pomiatać przez Zakon. Możemy oczywiście się spodziewać, że nie będą grać uczciwie i wykorzystają tą sytuację, aby umocnić swą pozycję. Jednak sposobem da się ich zmusić do pomocy. Tu potrzeba silnych argumentów, które przekonają orków, żeby atakowali wojska Żelaznego Zakonu.
-Jak chcesz takie argumenty znaleźć?
-Jeszcze nie wiem, ale z biegiem wydarzeń znajdziemy sposób. Czas nas goni, bracia. Musimy działać, a wszystko, co może nam pomóc, ma teraz wagę większą niż złoto. Skontaktujmy się zatem z Baltazarem i władcami tego świata. Nadciąga wojna i to od nas zależy, kto ją wygra.
** Chors prowadził grupę w stronę klasztoru już pół dnia. Nadszedł czas na dłuższy odpoczynek. Zatrzymali się w jaskini, nieopodal gościńca. Grota miała około pięciu sążni długości i trzy szerokości. Obszerne wejście wpuszczało do środka dużo światła. Przed grotą była niewielka, osłonięta głazami polanka. Sawin usiadł zaraz przy wejściu, w oddaleniu od pozostałych, którzy rozłożyli się wewnątrz. Rozmyślał nad wydarzeniami z ostatnich dni. Zaczął przeklinać siebie, że uciekł z chatki, zamiast walczyć z demonem. Starał się uspokoić, ale nawet myśl, że nie dałby rady Jinogu, nie dawała mu spokoju. -Co Cię trapi? - podszedł do niego Olidrin. -Aaa, nic takiego.
-Jesteśmy grupą, możesz mi się zwierzyć. - mówił mag, siadając naprzeciw niego. -Ech... wiesz, ciężko mi żyć z myślą, że mogłem zabić Jinogu, gdy jeszcze był słaby.
-Nawet, jeśli dałbyś radę, to nie mogłeś wiedzieć. Nie masz się o co martwić. Prędzej, czy później Jinogu zginie i to z Twojej ręki.
__________________ Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P |