- A jednak zdążyliśmy – powiedziała wyraźnie ożywiona, kiedy jej oczom ukazały się mury miasta. Widząc, że podróż ma się ku końcowi popędziła konia. Gnała przed siebie przecinając zimne, wieczorne powietrze rozwiewające jej włosy i pelerynę.
Po przejechaniu przez „przedmieście” i uiszczeniu opłaty za wjazd znaleźli się wreszcie w Daar Duan.
Rozglądała się z zaciekawieniem po pogrążonym w półmroku mieście, niestety jej ludzkie oczy w takich warunkach nie pozwalały na zobaczenie zbyt wielu szczegółów.
- Którędy do jakiejś gospody? – Zapytała starszego mężczyznę przechodzącego koło niej.
Przechodzień bez zbędnego gadania wytłumaczył drogę i ruszył dalej.
- „Pod skradzionym korzeniem” – mruknęła gdy dotarli na miejsce – dziwna nazwa. Zeskoczyła z konia i zabrawszy pakunek ze swoimi rzeczami ruszyła do wejścia.
Kiedy znaleźli się w gospodzie z trudem wypatrzyli wolne miejsce. Mimo niemałego tłoku było tu całkiem miło i spokojnie. Dobre jedzenie, cicha muzyka, i wizja pokoju z wygodnym łóżkiem wprawiały ją w dobry nastrój. A gdyby tak jeszcze ciepął kąpiel... Przeciągnęła się rozmarzona i rozejrzała po sali.
- Cholera – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
Niedaleko niej siedział, hmm stary znajomy nieświadomy jej obecności popijał spokojnie piwo. Wpatrzona w niego z rękami zaciśniętymi w pięści nie zwracała uwagi na nic innego. Wzbierała w niej złość i obrzydzenie na widok mężczyzny. Serce zaczęło bić szybciej, chora żądza zemsty nie dawała jej teraz spokoju. Czekał zniecierpliwiona na jakiś ruch przyszłej ofiary. |