Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2009, 22:02   #4
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tortuga. Legowisko braci pirackiej przeróżnych narodowości, a także i tych jej pozbawionych. To tutaj zbierali się mężczyźni, kobiety i postacie u których nie dało się jednoznacznie określić płci, przynajmniej na pierwszy rzut oka. A wszystkich ich łączyło zamiłowanie do wielkiej wody, trunków, jak i uprawianie jakże szacowanego zawodu pirata. A i ona też tutaj bywała, mając ku temu dwa powody. Pierwszy był zupełnie zwyczajny, a polegał na czymś tak prostym, jak chęć zabawienia się pośród tych wszystkich szumowin, do których pewnie i ją samą by przypisano. Wieczory zakrapiane dużymi ilościami rumu połączonymi z wdychaniem fajkowego dymu i unikaniem hazardu by zbyt wiele nie stracić, nie zdarzały się jednak tak często, jak mogłoby się wydawać. O wiele większe znaczenie dla Adeline Labossière miały te inne, w czasie których zdobywała najświeższe informacje, szukając czegoś wystarczająco dla niej intrygującego.

Tym razem siedziała w "Bukanerskiej doli", przy jednych z wielu obskurnych stołów, gdzie starała się jakoś specjalnie nie rzucać w oczy, bo afiszowanie się ze swoją osobą w ogóle by jej nie pomogło. A wśród takiej ilości gości tawerny nie było trudno zostać niezauważalną. Jeszcze zaś łatwiej było się skryć w tłumie, który powstawał, gdy bawiącym zaczynało się mnożyć w oczach. Niby nie przyglądała się. Niby nie słuchała. Zdawała się mieć całą otaczającą ją rzeczywistość bardzo, bardzo głęboko w swym poważaniu. Jednak, to była zaledwie gra w jej wykonaniu, jedna z tych które prowadziła z resztą świata, zakładając coraz to nowe maski. Oczami o barwie zachmurzonego nieba wodziła po izbie, nie zatrzymując jednak spojrzenia na dłużej na niczym, ani nikim konkretnym. Bo po co? Większość bywalców była dla niej zupełnie bezużyteczna albo, co jeszcze gorsze, najzwyczajniej nudna. Czasami nawet nie dało się z nich wyciągnąć logicznych, składnych wypowiedzi. Także i z usłyszeniem takich przy pobliskich stołach było trudno, co też odkrywała za każdym razem przybywając tutaj. Można za to było z łatwością poznać na jakie akurat przekleństwa jest moda, czyja matka czym się zajmuje, kto komu jest winny pieniądze, kto ma większy maszt, gdzie niekoniecznie chodziło o maszt sam w sobie, oraz wiele, wiele innych równie ważkich spraw.

Ponad zwyczajowy szum powodowany rozmowami i przyśpiewkami mniej lub bardziej wulgarnymi, wybiło się skrzypnięcie drzwi, obwieszczające czyjeś przybycie, albo opuszczenie przybytku. Pozornie nic ciekawego, coś co się zdarzało co kilka chwil. Zupełnie niewarte uwagi. Z tych też powodów zapewne nawet by nie zwróciła spojrzenia ku nowemu hulace i pociągnęła kolejny łyk rumu, tak przecież popularnego w tym miejscu. Zresztą, tak też zrobiła, by dopiero po przełknięciu trunku zwrócić uwagę na dziwne, jakże ciche zachowanie osób zebranych w izbie. Tylko osób, bo papuga nie zamierzała iść w ich ślady i zaraz, niczym jaki herold, zaczęła skrzekliwie przedstawiać przybyłego.

-Jack! Jack! Szalony Jack!- Rozbrzmiewało donośnie ponad napiętą atmosferą, której tylko brakowało iskry, by wybuchnąć. Ale i ta się miała niedługo pojawić.

Jedna z brwi kobiety wdzięcznie uniosła się ku górze na dokładnie taką wysokość, aby ukazać delikatne zainteresowanie nową postacią. Czyżby, dla odmiany, miała zostać czymś przyjemnie zaskoczona? Otaczając się taką menażerią osobistości jaką się spotykało na Tortudze, nie sposób było nie usłyszeć tego i owego o Kapitanie Lee. Szczególnie, że te opowieści były całkiem ciekawe, jeśli tylko ktoś potrafił odróżnić fakt od pijackiej fikcji. A marynarz, który podszedł do stolika zajmowanego już przez bohatera tak wielu plotek, zdawał się nie zważać na to, że ludzie niekoniecznie chcą słuchać o swym szaleństwie, czy też je przyjąć do wiadomości.

- Każdy wie czego poszukujesz. Jesteś szalony… - Marynarz bezmyślnie rzucił słowa w twarz Hugginsa. Głupiec.

Każdy wiedział o tym, jak popularny ostatnimi czasy stał się temat dotyczący skarbu Edwarda Czarnego. I to.. było interesujące. A jeśli coś wywoływało takie emocje u Adeline, to znaczyło, że naprawdę mogło być warte zachodu i ruszenia tylnej części ciała z Tortugi i jej okolic. Wizja zdobycia jakichś kosztowności, była aż nazbyt kusząca by sobie ją zlekceważyć. Wreszcie coś więcej niźli zwyczajna, niepotwierdzona plotka, a wszelkie błyskotki zawsze były tym, co przywoływało krzywy uśmieszek na usta tej kobiety. Tak było także i tym razem, jednak owy zaraz zniknął jakby to nie było miejsce i nie pora dla niego.

Na razie, nie zamierzała się nawet podnosić z zajmowanego przez siebie miejsca. I nie ważny w tym momencie był fakt, że siedzisko było wygrzane i nawet nie tak brudne jak można by się było spodziewać po tej tawernie. Nie, nie, nic z tych rzeczy. Nie widziało jej się pójście na pierwszy.. nie, teraz to już na drugi ogień pistoletu tego, którego zwą Kapitanem Lee. Niech ktoś inny ją wyręczy i da możliwość poobserwowania jego reakcji. Pochyliła się nad blatem stołu wspierając o niego łokcie swych rąk i splatając ze sobą palce dłoni, by zaraz potem móc na nich oprzeć podbródek. Niechaj przedstawienie się zacznie, a ona swą rolę odegra w odpowiedniej do tego chwili.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 11-03-2009 o 00:51.
Tyaestyra jest offline