Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2009, 11:16   #130
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Ledwo Girra zdążył złożyć na podłodze wycieńczoną ofiarę Kata, już zjawił się przy nich blond-włosy chłopiec. Ten sam, którym zainteresował się Horacy. Mało brakowało, by chłopak sam zemdlał z wrażenia. Jakoś jednak przetrwał najgorsze, mało tego, nieźle poradził sobie z paskudnie wyglądającą robotą Doktorka. Rudowłosy przyglądał się jego zabiegom, niewiele rozumiejąc z tego, co właściwie działo się w tym nowym, dziwnym stadzie. Dziewczyna, którą spotkał nie chciała nawet do niego należeć. Stała teraz bez ruchu w przejściu do drugiego pomieszczenia. Ominął ją spojrzeniem, nie chcąc dręczyć się jej widokiem.

Mimo, że Opiekunka była blisko, leczeniem rannego zajmował się członek jej stada. Nie wiedział, co się właściwie dzieje, ale coraz słabiej wyczuwał ich Idvę. Spojrzał pytająco na swego druha wampira, lecz i z nim nie wszystko było w porządku. Wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w pokrwawionego człowieka na podłodze, opierał się o ścianę, jak gdyby chciał wtopić się w nią i zniknąć. Girra wstał szybko i zbliżył się ostrożnie do niego. W takich chwilach Horacy potrafił być nieobliczalny. Zdawał sobie sprawę, co teraz działo się w jego umyśle.

-Hej przyjacielu –powiedział łagodnie, lecz z naciskiem. –Spokojnie. On już odszedł.

Horacy jak wyrwany ze snu utkwił w nim, nadal nieco spłoszone spojrzenie. Pokiwał tylko głową dając znak, że przyjmuje to do wiadomości. Dłoń Rudego spoczęła na ramieniu wampira. Nie spuszczał z niego oczu póki tamten nie uśmiechnął się lekko.

-Chyba nie masz niczego nowego na sumieniu? –mrugnął do niego Girra, klepnąwszy go ręką w drugie ramie i potrząsnąwszy nim po przyjacielsku.

-Spójrz tylko na nich. Nie ma wśród nich pokoju. Jak takie kłótliwe stworzenia mogły wejść do Thagortu? Jak pokonały hydrę? Jeszcze trochę i …Kat –wyszeptał wampir przez ściśnięte gardło –znów będzie miał co robić. Jeśli nie mogą sobie poradzić z emocjami niech zapolują na Towarzyszy, zamiast debatować nad przyjmowaniem ich do stada –dodał z nutą pogardy. -Sami zaczynają cuchnąć Towarzyszami.

-Coś się psuje Horacy. Nie wiem jeszcze co, ale przestaje mi się to podobać. Spróbujmy im pomóc zamiast potępiać. Zobacz, nie znają swojego miejsca, są głodni, zdenerwowani, niektórzy do cna wyczerpani -wskazał ruchem głowy Mike’a -Pomóżmy im. Przypomnij sobie siebie. Jaki byłeś na początku.

-Nie chcę sobie niczego przypominać –zniecierpliwiony Horacy strząsnął ręce Girry ze swoich ramion. –Mam dosyć tego ich jarmarcznego przekrzykiwania się. –Wampir odwrócił się, dostrzegając zbliżającą się do nich Opiekunkę Stada Róży

-Horacy, czy mógłbyś mnie wraz z Mike’em z powrotem zaprowadzić do Azylu? Sadzę, że Mike teraz tego najbardziej potrzebuje...- powiedziała, wskazując na Mike'a.

Horacy sapnął zrezygnowany. Skoro Opiekunowie zgodzili się, aby pozostali z nowym stadem, powinni okazać gościnność i wsparcie. Takie było prawo. Potaknął na zgodę.

Przepełnione smutkiem spojrzenie Girry ogarnęło zgromadzonych. Westchnął ciężko, kiedy jego wzrok padł na stojącą na uboczu dziewczynę. Była jeszcze bledsza niż dotąd i jakby nieobecna. Powłócząc nogami przeszła kilka kroków. Wokół niej rozsypały się tęczowe mieniące się blaskiem pióra. Nagle niemal nogi się pod nim ugięły, gdy zobaczył krew na jej twarzy, dłoniach, piersiach…

Ola! –powietrze przeszył czyjś pulsujący lękiem krzyk.

Przypomniały mu się wszystkie słowa o śmierci. W jednej chwili był obok, jednak tamten uprzedził go. Jeden z mężczyzn z jej stada. Padł przy niej na kolana biorąc jej bezwładne ciało w objęcia. Girra patrzył zaciskając zęby na twarz tamtego tuż przy jej bladej, drobnej twarzy. Patrzył jak jego usta dotykają jej alabastrowej, gładkiej jak jedwab skóry, jak poruszają się szeptem, który miał być przeznaczony tylko dla niej.

Strach o to, że ona teraz tam może umiera mieszał się w nim z niedowierzaniem w sens i brzmienie własnych myśli. Nienawidził tamtego za lęk o jej życie wypisany na jego twarzy, za czułość z jaką jej dotykał, za bliskość z nią, bijącą z jego zachowania. Nienawidził go za to, że nie był na jego miejscu, że spóźnił się tylko o małą chwilę. „Jeśli to stado straci Idvę… będziesz moim Towarzyszem”… Zaciśnięte ze straszną siłą zęby zazgrzytały przeraźliwie, ból wbijających się w skórę paznokci zwiniętych w pięści dłoni otrzeźwił go. „Idvo ratuj!” Jakie miał prawo myśleć w ten sposób?

Zmieszany cofnął się posłusznie na żądanie Opiekunki, która także przypadła do krwawiącej dziewczyny. Żałosne. Gdyby nie krzyk tamtego, nawet nie wiedziałby dotąd, jak ma na imię. Jakie miał do niej prawo?

Budziła się. Najpierw drgnienie powiek, dłoń uniesiona do czoła i grymas na drobnej, bladej buzi. Tamten znów ją tulił jak dziecko, poprawiał kompres, gładził twarz dłonią w pieszczocie, która rozrywała Rudowłosemu pierś. Otworzyła oczy. Odwróciła głowę. Nie mógł oderwać od niej oczu. Cofał się starając ukryć przed nią kłębiące się w nim myśli. Skąd w nich taka siła?

Odwrócił się do Horacego, szukając wsparcia w oczach przyjaciela. Jeszcze raz, ostatni raz spojrzy. Potem odejdzie. Uwolniona od jego kłującego spojrzenia, przywarła do tamtego całą sobą. Bolało. Nie sądził, że może tak boleć. To nie jej wina. Sam się w to uwikłał. Ona była niewinna.
Musiał wziąć się w garść. Zagrać dobrego gospodarza. Potrzebowali mimo wszystko pomocy.

* * *

Ten aspekt łączności z Idvą zawsze dawał stadom wiele radości. Lubili się bawić i wspólnie spędzać czas. Zorganizowanie więc czegokolwiek dla nowego stada także nie sprawiło nikomu większego kłopotu. Wkrótce po wezwaniu z prośbą, które skierowali do swoich stad Girra i Horacy, przed progiem altany zaczęły pojawiać się kosze z wszelkiego rodzaju żywnością: soczystymi owocami, orzechami, warzywami, chlebem z chrupiącą złotą skórką, serami, a nawet pieczonym, pachnącym ziołami mięsem oraz dzbanami z mlekiem, sokami i winem. Znalazły się też skóry i koce przeznaczone na legowiska wraz z nowymi częściami różnego rodzaju garderoby i pochodniami do oświetlenia „Altany”. Nikt nie wpraszał się do ich, zdając sobie sprawę, iż być może pragną pozostać we własnym towarzystwie. Na koniec jednak znaleźli przed altanką jeszcze coś… a właściwie kogoś. Dwójkę przystrojonych kwiatami, lecz spętanych mocno młodych ludzi. Jonathan rozpoznał znajomą, doskonale zapamiętaną sobie twarz chłopca…

Girra i Horacy byli zadowoleni. Stado Białej Róży i oni wraz z nim mogli zaspokoić głód, pragnienie i odpocząć. Dwójka Towarzyszy, których dostali w prezencie szybko została rozwiązana i zagoniona przez nich do przygotowania posiłku i ułożenia posłań. Obaj przyjaciele także zabrali się do pracy w przygotowaniach. Zajęci, nie musieli uczestniczyć w toczących się kłótniach i dyskusjach. Śpieszyli się, bo ludzie potrzebowali i posiłku i odpoczynku. Pomieszczenie z fontanną wkrótce zmieniło się w przytulny kąt.

W czasie posiłku Dominique powzięła ostateczną decyzję w związku z Tyburcjuszem. Miała do tego prawo do zakomunikowania jej wszystkim. Była pewna słuszności swego osądu.
Horacy nie ruszył niczego z zastawionego "stołu", wodził jedynie wzrokiem pomiędzy Julianem, przyprawiając go o kolejne rumieńce, a trojgiem Towarzyszy. Chyba tylko Girra i oni domyślali się, co się kroi.

- Horacy, proszę cię -szepnął Rudowłosy wprost w ucho wampira. -Nie teraz, nie przy stadzie. Oni tego nie zrozumieją.

__________________________________________________ __________
-> Girra i Horacy rozmawiają o stadzie. Horacy jest zniesmaczony stosunkami w nim panującymi i ogólnym bałaganem.
-> Girra widzi upadającą Aleksandrę, rzuca się na ratunek, ale ubiega go Reynold. Zaślepia go zazdrość.
-> Postanawia pomóc Stadu Róży, a potem odejść.
->Z Horacym organizują zaopatrzenie i nocleg.
-> W czasie posiłku Horacy pije z jednego z podarowanych im Towarzyszy, ale nie zabija.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 12-03-2009 o 14:54.
Lilith jest offline