Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2009, 16:49   #17
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przez moment siedzieli w milczeniu.
Popijając powoli piwo Ekhard dzielił swoją uwagę zarówno między Francescę, jak i inne osoby, przebywające w tym momencie w gospodzie. Ze szczególnym uwzględnieniem niziołka, Dankana.
Ktoś, kto próbuje pomagać swemu szczęściu z pewnością nie zawaha się przed wzbogaceniem się cudzym kosztem. Jak powiadają filozofowie - nic w przyrodzie nie ginie, ale wiele rzeczy zmienia postać lub właściciela.
Ekhard wolałby, by zawartość jego sakiewki nie zmieniła właściciela bez jego wiedzy...

Przez chwilę spojrzał na Josefa. Bez względu na to, czy tamten był zwykłym chwalipiętą, czy też prawdziwym twardzielem, nie zamierzał najwyraźniej tracić okazji i już usiłował przygruchać sobie kobitkę. Prywatna rozmowa o grobowcu jako pretekst do rozmowy...
Uśmiechnął się lekko i spojrzał na swoją sąsiadkę. Francesce piwo najwyraźniej średnio smakowało...

Nie zdążył jednak powiedzieć ani słowa, gdyż z trzaskiem otworzyły się drzwi... Snogar wpadł do gospody z takim zapałem, jakby paliły mu się spodnie na tyłku. A piwo wyżłopał w takim tempie, że można by go posądzić o wielotygodniowy pobyt na pustyni.
Fakt, że niedawno wrócił z gór, w końcu Ekhard dotarł do "4 mili" wraz z nim, ale to było ponad pół doby temu... Przez ten czas każdy zdołałby zaspokoić pragnienie. To zatem musiało być coś innego...

Zajście z myśliwym i natychmiastowe wyprawienie go na polowanie mało Ekharda obeszło, ale ciąg dalszy dotyczył go bezpośrednio...
Ponieważ nigdy nie myślał poważnie o poszukiwaniu skarbu, a raczej uważał to za czarną ostateczność, zatem niezbyt go zerwanie owej umowy obeszło... Spojrzał tylko na Francescę i leciutko uniósł brwi.
Kiedy Snogar przeniósł swoją uwagę na Kurta, Ekhard powiedział cicho:

- Tak oto jeden z planów runął w gruzy... - Uśmiechnął się kpiąco. - Najwyraźniej moja pomoc jest już zbyteczna - dodał równie kpiącym tonem.

Sytuacja była na tyle ciekawa, że wszyscy bacznie słuchali i obserwowali Snogara. Francesca i Ekhard również.
Wreszcie krasnolud wyszedł, żegnany zdziwionymi spojrzeniami obecnych.
- Pewnie już wie, gdzie jest skarb - odparł konspiracyjnym tonem na pytanie Francesci. - I z nikim nie chce się dzielić. Albo chce zrujnować Paula.

Owrócił się do Kurta:

- Co to jest to Wdowie Urwisko? - spytał.

Kurt spojrzał na Ekharda ze zdziwieniem. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że pytający jest obcy w tych stronach.

- To owiana zła sławą krawędź skalna. Jakieś trzy mile za faktorią. - Uniósł rękę, by wskazać kierunek. Dopiero teraz zorientował się, że ciągle trzyma w dłoni tęgą pałę. Odłożył ją na ladę i mówił dalej. - Wiedzie nią tylko wąska ścieżka. Jeśli ktoś lubi ryzyko... - Znacząco wzruszył ramionami. - Nikt się tym miejscem od dawna nie interesował. Kiedyś była tam całkiem wygodna trasa, ale ponad 40 lat temu zeszła tamtędy potężna lawina i doszczętnie zasypała szlak.

"Czyżby Snogar chciał się przekopać przez lawinę? Tam chciał szukać skarbu?"

- Czy on - wskazał na drzwi, za którymi zniknął krasnolud - często tak się zachowuje?

Kurt pokręcił głową.

- To stateczny i rzeczowy kupiec. Fakt, że pół roku spędza na poszukiwaniu skarbów, ale tutaj każdy to robi. Prócz paru osób, takich jak ja, Paul czy Madame. I Snorii, siostrzeniec Snogara.

- A kim jest ten cały Fregar?

- Dużo by opowiadać. - Kurt nalał sobie piwa i wychylił od razu połowę kufla. - Ale powiem w skrócie. Tyle, ile wiedzą i inni. I co mi opowiadano, jak tu przyjechałem.

Pociągnął kolejny solidny łyk.

- Fregar, to krasnolud poszukiwacz. Jakieś pół wieku temu wyruszył w góry z dwoma swymi braćmi. Znaleziono go po kilku miesiącach obłąkanego i wycieńczonego w pobliżu faktorii. Bełkotał coś o niewyobrażalnych skarbach, orkach, jaskiniach, ucieczce i niewoli. Reszta to był jakiś bełkot szaleńca. Oderwane słowa, wspomnienia. A potem zmarł. Pochowano go niedaleko. Zaraz za faktorią jest stara, opuszczona kaplica Sigmara i cmentarz.

- Równie dobrze mógł oszaleć z głodu... - szepnął Ekhard do Francesci. - I wszyscy tak uwierzyli w ten skarb? - spytał głośniej.

- Uwierzyli, a jakże. - Kurt uśmiechnął się szeroko. - Fregar przyniósł ze sobą jeden drobiazg... spory rubin, taki jak gołębie jajo.

Ekhard pokiwał głową z uznaniem. Łyknął trochę piwa, a potem powiedział:

- Ba... Niezły drobiazg. Nic dziwnego, że tyle osób ma ochotę na skarb...

Obrócił się Francesci.

- Może i my powinniśmy zmienić plany - powiedział żartem.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-03-2009 o 16:59.
Kerm jest offline