Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2009, 13:39   #20
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Choroba Lucy, bo była to choroba, tego był pewien nie miała podłoża powiedzmy chemicznego. Żadna znana mu substancja nie była w stanie wywołać skutków tak długotrwałych. No chyba że ktoś podawał jej stale narkotyk. Z tej perspektywy postać domowego lekarza stawała się cokolwiek niepokojąca, z rodzaj ziółek zastanawiający. Choć z tego co widział Lucy najprawdopodobniej cierpiała na chorobę psychiczną. Tym niemniej należało najpierw wykluczyć inne możliwości.
Jakkolwiek by nie było więcej mieli się dowiedzieć nazajutrz. Jim nie sądził, by po jednym spotkaniu udało się rozwikłać całą sprawę. Póki co należało zbierać informacje nie spiesząc się z wnioskami.
Na razie zatem odłożył sprawę Lucy na bok powracając do emablowania Olimpii. Znacznie wdzięczniejszego obiektu do badań.
Niestety jak to zwykle bywa z pięknymi kobietami pojawił się ten trzeci. Co prawda nie wyglądało na to, by cokolwiek więcej łączyło Olimpię z Windermarem po za zwykłą znajomością, ale uśmiech dziewczyny bynajmniej nie był zdawkowy.
Tak czasami uśmiechała się do niego pewna osoba, której nie widział już od miesiąca, a której zaczynało mu brakować.
Jim wymijająco odpowiedział na pytanie Olimpii. Znał apteki Vergila, lecz korzystał z ich usług niezwykle rzadko. Wolał polegać na własnych dostawcach.
Olimpia chyba wyczuła nastrój Lexintona, bo nie przedłużała rozmowy.
Jim dowiedział się tylko, że zna Vergila z Paryża. Zatańczyli jeszcze jednego walca, a potem następnego. Co wprowadziło Jima ponownie w szampański nastrój. Baron cokolwiek śmiało zaproponował, że odwiezie Olimpię do domu. Ta jednak widząc błyski w jego oku podejrzewała i słusznie, że we wnętrzu powozu James może nie zachowywać się jak dżentelmen, a nawet gdyby do niczego nie doszło nie miała zamiaru narażać na szwank swojej reputacji podróżując sama w powozie z bądź co bądź obcym mężczyzną.

Lexinton nie nalegał, choć cokolwiek się rozochocił, a jego angielska krew osiągnęła tropikalną temperaturę.
Powrócił do domu na piechotę nucąc sobie pod nosem wiedeńskie melodie. Park Lane było dosłownie za rogiem. W domu przywitał go John stojąc ze srebrną tacą w ręku, na której leżał bilecik. Jim zdjął tylko cylinder i rękawice. Sięgnął po karteczkę i powąchał ją. Pachniała konwaliami, w środku zaś była krótka wiadomość.
„Wróciłam. Tęsknię” w podpisie zaś jedna litera „C”.
A zatem wróciła. Courtney Davies, bo z pewnością bilecik był od niej, była dwudziestoparoletnią Irlandką, wdową po pewnym bogatym kupcu. Sawantką dość znaną w kręgach finansowych Londynu, choć nie udzielającą się specjalnie wśród arystokracji. Wydawała swoje pieniądze na wspieranie artystów, egzotyczną biżuterię i urządzanie ogrodów. Nie bez znaczenie był także fakt, iż dobry Stwórca obdarzył ją figurą i urodą jakiej nie powstydziłaby się sama Wenus.

I właśnie ten fakt najbardziej skłonił Lexintona do złożenia jej cokolwiek późnej wizyty.
Courtney mieszkała dobre pięć minut powozem od Park Lane i tym razem Jim skorzystał z dorożki. Lokaj który otworzył mu drzwi wpuścił go od razu do środka. Baron był mu dobrze znany.
- Gdzie Pani ? – spytał Sutton.
- W gabinecie Milordzie. Właśnie niosłem jej herbatę.
- W takim razie osobiście ją zaniosę -
Zabrał tacę z rąk zaskoczonego służącego i ruszył śmiało pokoju na parterze, w którym jak wiedział dziewczyna zazwyczaj spędzała większość czasu.
Courtney ubrana w strój nocny stała tyłem do wejścia przeglądając papiery. Na odgłos otwieranych drzwi nie odwróciła się tylko wskazując ręką na biurko powiedziała:
- Proszę postaw tace gdzieś tutaj.
Jim odstawił zastawę z herbatą i cichutko na palcach podszedł do niej. Stanął tuż za nią i naglę chwycił ją w talii przyciągając do siebie. Wtulił twarz w jej rude loki i szepnął do ucha.
- Tęskniłaś ?
Dziewczyna podskoczyła w pierwszej chwili przestraszona, ale poznając napastnika odwróciła się i zarzuciła mu ramiona na szyję, zmysłowo szepcząc:
- Masz co do tego jakieś wątpliwości?
- Mmmmm ... -
zamruczał patrząc jej w oczy i zaciskając obie ręce na jej pośladkach.
- Zostawiłaś mnie na tak długo, że zacząłem rozglądać się za innymi. - stwierdził całując ją w usta.
Pocałunek był iście gorący jak na Anglika i nie obył się bez udziału języka. Gdy wreszcie oderwał się od jej chętnych ust zamruczał.
- Brakowało mi Ciebie. Dawno przyjechałaś ? U Wellingtona, był bal. Nawet niezły. Tańczyłem walca.
Zakręcił dziewczyną nucąc melodię. Zawirowali przez chwilę.
Courtney roześmiała się.
- Przyjechałam dziś wieczorem. Jakie inne? Musisz mi wszystko odpowiedzieć -Widząc rozognione spojrzenie mężczyzny mrugnęła wesoło - No ale widzę, że niekoniecznie w tej chwili...
- O nic z tego. Zaczniemy rozmawiać i znowu przegadamy całą noc. Mam lepszy pomysł.

Stwierdził biorąc ją na ręce i niosąc w stronę sypialni, przy okazji całując jej szyję.
- Podobają mi się te twoje pomysły - westchnęła gdy dotknął ustami jej nagiego ciała
James był dobrze umięśniony, w myśl zasady, że w zdrowym ciele zdrowy duch, od najmłodszych lat uprawiał sport, jego ojciec był pod tym względem bardzo wymagający. Marzyło mu się, że syn zostanie kiedyś wojskowym. Z tych planów nic nie wyszło, ale zaszczepił w Jamesie zamiłowanie do ruchu. Teraz to się przydawało.
Gdyby służba Courtey nie była dyskretna, jakieś niepowołane oczy mogłyby ujrzeć jak Lord Lexinton niesie na rękach Courtney do sypialni. Jim postawił delikatnie dziewczynę na łóżku i pomógł ściągnąć jej szlafroczek i znajdującą się pod spodem koszulkę, po czym pchnął ją na pościel samemu się rozbierając w iście błyskawicznym tempie.
Przyjrzał się przez chwilę cudownie ukształtowanemu przez naturę ciału Courtney. Dziewczyna zaś mogła spod przymkniętych powiek obserwować, jak jego zachwyt przybiera coraz większe rozmiary. Kokieteryjnie położyła dłoń między swoimi nogami, lekko się uśmiechając.
Długie, szczupłe nogi rozchyliła zachęcająco, ramiona wyciągnęła nad głowę, prezentują w całej okazałości sterczące piersi i wszędzie rozrzucone długie rude loki
- Na co czekasz, chodź - powiedziała wyciągając do niego dłoń.
Jim tylko się uśmiechnął.
- Odpręż się kochanie. Pokarzę Ci jak bardzo ja się stęskniłem.- stwierdził przyklękając między jej nogami.
Zaczął całować jej kolano, udo, podążał coraz dalej i dalej, na przemian całując i liżąc skórę dziewczyny. Zmierzał śmiało do celu tej rozkosznej podróży.
Zatrzymał się po drodze na wzgórku łonowym, by zaraz kontynuować podróż przez brzuch ku piersiom i napiętym sutkom. Zaczął zachłannie całować te krągłości, podczas gdy jego palce nie próżnowały wśród włosków. Dziewczyna jęknęła, a Jim wsłuchując się w jej głos próbował dostosować tempo ruchów do jej oczekiwań.
Courtney wplotła dłoń we włosy kochanka i wygięła się w spazmie rozkoszy
Przyciągnęła go do siebie, a później obróciła na plecy i siadając na jego torsie nachyliła się do jego ucha wsuwając do niego język i szepcząc:
- Teraz moja kolej.
Wystarczyło, że zobaczył nad sobą jej bujające się piersi, a już był gotów do dalszych zapasów.
Działała na niego jak żadna inna, pewnie dlatego wciąż się spotykali.
Uwielbiała to poczucie władzy, gdy ciało mężczyzny prężyło się między jej nogami. Poruszała się najpierw wolno zmysłowo, dotykając go i całując, później zaś przyśpieszyła dążąc do ostatecznego zbliżenia. On też to uwielbiał. Podłożył dłonie pod jej pośladki, pomagając jej w podskokach.
Fala rozkoszy napłynęła niespodziewanie, dziewczyna zacisnęła się szczelnie na ciele mężczyzny, a ten mógł dokładnie odczuć nawet najlżejsze rytmiczne skurcze jej ciała.
Zaraz potem nim także wstrząsnęły spazmy.
Zacisnął oczy, a jego usta rozwarły się w niemym krzyku.
Opadła na niego okrywając ich oboje płaszczem swych włosów i westchnęła sennie:
- Naprawdę mi tego brakowało.. .
Miał przemożna ochotę zasnąć, ale nie mógł jej tego zrobić, po za tym gdy już emocje opadły mógł spokojnie jej się przyjrzeć, a wręcz uwielbiał patrzeć na nią zaraz po.
Wyglądała wtedy tak spokojnie.
- Zostaniesz na noc? - zapytała unosząc głowę i zataczając małe kółeczka wokół jego sutka - Lubię poranki kiedy budzisz mnie pocałunkiem... - uśmiechnęła się figlarnie
- Zdaje się że nie mam innego wyjścia. - mruknął bawiąc się jej lokami na czole.
Pocałował ją bardzo delikatnie. Ledwie musnął wargami.
- Dobrze, w takim razie opowiesz mi wszystko jak się wyśpimy - powiedziała ziewając dyskretnie i zsuwając się z jego ciała.
- Acha. - mruknął kładąc się obok niej i obejmując ją ramieniem. Lubił gdy zasypiała z głową na jego piersi.


Sutton obudził się nad ranem z twarzą zanurzona w rudych lokach obejmując odwróconą plecami kobietę. Poruszył się lekko próbując dokonać trudnej sztuki wyciągnięcia zdrętwiałej ręki spod jej głowy, bez obudzenia Courtney.
Dziewczyna jeszcze w półśnie odwróciła się przodem do kochanka i wtuliła głowę w zagłębienie jego szyi:
- Mmm... śniadanie, kąpiel czy powtórka wczorajszej nocy? - wymruczała cicho.
Jim poprawił kołdrę, która się zsunęła odsłaniając jej plecy i zaczął leniwie wodzić opuszkami palców wzdłuż jej boku docierając do biodra.
- Śniadanie i kąpiel. Bez powtórki, bo do wieczora nie wyjdziemy z łóżka, a muszę jeszcze coś zrobić.
Wbrew deklaracji działania nie ruszył się z łóżka wciąż błądząc palcami po jej ciele.
- Dobrze jeśli tego właśnie pragniesz mój panie... - Otarła się zmysłowo o jego tors i biodra.
- Zgłodniałem po naszym ... powitaniu.
Ujął jej rękę udając, ze gryzie przedramię.
- Każ przynieść coś do jedzenia, bo inaczej stracisz rękę.
Courtney uniosła głowę i pocałowała go delikatnie w usta przesuwając językiem po wargach po czym sięgnęła ręką do sznura wiszącego obok łóżka:
- Zaraz przygotują nam kąpiel i lekkie śniadanie
Służba Courtney, była jedną z lepiej opłacanych w Londynie. Potrafili się odwdzięczyć dyskrecją i szybkością w spełnianiu poleceń swej pani. Zanim kochankowie podnieśli się z łóżka, w pokoju kąpielowym czekała na nich duża balia pełna ciepłej wody i lekkie śniadanie. Na komodzie leżało starannie przygotowane dzienne ubranie lorda. Najwyraźniej lokaj postarał się o jego przyniesienie z domu baroneta.
- Ten Twój lokaj jest niezastąpiony
Stwierdził Jim dopinając mankiety koszuli.
- Wiem, wielu lordów próbowało mi go podebrać - powiedziała dziewczyna.
- Powiem Johnowi, by go jakoś dodatkowo wynagrodził.
James nawet w takiej chwili pamiętał o manierach i przysunął krzesło Courtney, by mogła usiąść za niewielkim, pokrytym zastawą stolikiem.
Kiedy usiadła poły szaty rozsunęły się ukazując jej niewiarygodnie długie i szczupłe nogi, a wspaniały dekolt niejednemu mógł utrudnić przełykanie
James uwielbiał na nią patrzeć, podziwiać i dawać się prowokować, była to taka mała gra między nimi, która nigdy im się nie nudziła.
Smarując dla dziewczyny grzankę, tak jak lubiła z miodem Jim zagadnął.
- Słyszałaś najnowsze londyńskie plotki ? Trochę się wydarzyło przez ten miesiąc.
- O które Ci chodzi? Podobno żona lorda M uciekła z kochankiem. Słyszałam też, że urodziła się owca z dwiema głowami, a może chodzi Ci o najnowsze doświadczenia z elektrycznością?
- Jak zawsze dobrze poinformowana. -
stwierdził z uśmiechem całując jej dłoń.
- Gazety mimo wszystko docierają na prowincję - roześmiała się. – zwłaszcza do mnie przecież wiesz.
- Najnowsza plotka jest taka, że Lucy Person widziała elfy. Przyznasz, ze to lepsze niż dwugłowe cielę.
- Już wiadomo co przedtem spożywała albo piła?

Dziewczyna zlizała końcem języka miód, który spłynął jej na brodę.
- Też myślałem, ze to zabawne, póki nie wezwał mnie do siebie wujaszek Tom i poprosił, bardzo grzecznie oczywiście, bym przyjrzał się tej sprawie. Mało tego. Ojciec Lucy dał ogłoszenie w prasie, że poszukuje ludzi, którzy by pomogli jego córce. Mieliśmy małe spotkanie na balu u Wellingtona. Jeśli w sprawę zaangażowały się tak grube ryby, to chodzi tu o coś więcej, niż małe latające stworki. Nie sądzisz ? Dziewczyna wyglądała jakby nie wiedziała gdzie jest. Znaleźli ją przy jeziorze z jakimś dziwnym naszyjnikiem w ręku. Były na nim jakieś celtyckie wzory. Najwyraźniej biedactwo jest obłąkane. – powiedział niedbale.
- Przy okazji poznałem pewną interesującą osobę ... kobietę mówiąc ściślej.
Spojrzał na Courtney prowokacyjnie.
- Ciekawe... wiesz... - zielone oczy dziewczyny rozpaliły się niezwykłym blaskiem - Jeśli naprawdę można dotrzeć do świata elfów, to ja koniecznie musze to zobaczyć! Wyobrażasz sobie jakie oni mogą mieć niesamowite budowle i jakie ogrody - Poderwała się i usiadła mu na kolanach – Koniecznie !
Spojrzał na dziewczynę zaskoczony.
[/i]- Mówisz poważnie ? Nie przeczę, że ta sprawa i mnie zaintrygowała, ale nie spodziewam się odnaleźć stworów z bajek. Raczej kogoś, kto nieźle dziewczynie namieszał w głowie.
- Oczywiście żartowałam, ja też nie, ale mogła trafić na jakieś stare celtyckie budowle. Jeśli jej opowieść nie jest wyssana z palca, możemy być odkrywcami czegoś naprawdę niezwykłego! Od czasów odkrycia Pompei i Herkulanum. [/i]
- Hmmm ... o tym nie pomyślałem, mam umówiony obiad u Rossa na trzecią. Wiesz co ? Napiszę liścik i zabiorę Cię z sobą. Nie sądzę by Person miał coś przeciwko Twemu towarzystwu. Ale wróćmy na chwilę do owej kobiety ... - powiedział rozchylając delikatnie poły tego jej kuszącego szlafroczka.
- Chyba będę potrzebował Twojej pomocy.
- Jakiej kobiety? –
do Courtney dopiero teraz dotarł sens jego słów.
- Nazywa się Olimpia Emanuella Grisi i jest śpiewaczką operową. Słyszałaś o niej ?
- Grisi... Grisi... -
Przez chwilę myślała starając się coś przywołać z pokładów swej pamięci - Tak coś obiło mi się o uszy... Chyba jakiś skandal towarzyski w Europie, ale nie interesowałam się tym. wiesz przecież, ze nie przepadam za operą.
- Och pamiętam, jak ostatnio ziewałaś przez całe przedstawienie. -
powiedział z pozorną niedbałością gładząc skórę Courtney pomiędzy jej ślicznymi piersiami.
- Otóż ta Olimpia nieznośnie mnie wodzi za nos. Doprawdy nieznośnie.
- Skoro się nią zainteresowałeś, Miss Olimpia nie wygląda pewnie jak ta gruba śpiewaczka, która wtedy odtwarzała główną rolę -
Cmoknęła go w policzek - No chyba, że przez miesiąc gust zmienił ci się dość diametralnie - Roześmiała się wesoło odchylając do tyłu swą głowę i ukazując w pełni łabędzią szyję i jędrne piersi.
- Wiesz, że jestem z natury wierny swoim gustom. Niezwykle ciekawi mnie, czy Olimpię natura obdarzyła równie hojnie. Oczywiście interesuję się tym z czysto naukowych względów. Pomyślałem, ze nie zaszkodzi, jeśli spróbujesz wzbudzić w niej odrobinkę zazdrości. – zaproponował.
- No dobrze, więc jak rozumiem mam Ci pomóc sprawdzić czy dopasuje się do twojej … wielkości … cóż za niemoralna propozycja... Chyba zaczyna mi się to podobać...
Podeszła do Jima i usiadła na nim okrakiem namiętnie szepcząc - Zanim jednak oddam go innej chcę jeszcze trochę dla siebie...
- Moralność moja droga, to wymysł drobnomieszczański. My jesteśmy ponad to.- Jim nie pozostał jej dłużny i jego ręką rozwiązała pasek szlafroczka, podczas gdy druga już gładziła płaski brzuszek Irlandki.
- Jak to mówiłaś ? Śniadanie, kąpiel i ... powtórka ? - udał że z trudem sobie przypomina.
Courtney roześmiała się.
- Uwielbiam powtórki po śniadaniu... – powiedziała patrząc mu w oczy.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 13-03-2009 o 13:54.
Tom Atos jest offline