Anka najpierw wysłuchała sierżanta Padawsky’ego. Wizja wyruszenia natychmiast z powrotem w dżunglę, trochę ją przerażała. Dlatego zajęła się szukaniem klucza od domu. Sprawdziła wielkie donice, parapety i w końcu znalazła go w rynnie.
Bielańscy zostawiali klucz w doniczkach na werandzie. Prawie każdy to robił. Kongo było tak duże, telefony były tylko w miastach, nieoczekiwanych wizyt, znajomych i krewnych nie dało się wykluczyć, a nikt nie chciał by goście siedzieli na ganku.
-
Patrz - pokazała klucz Marcusowi, gdy otworzył drzwi od środka –
I nawet pasuje – włożyła go do dziurki i przekręciła.
Na widok miny Niemca roześmiała się radośnie.
-
Czasem działasz za szybko. Choć ma to swoje zalety – dodała
Marcus patrzył przez chwilę osłupiały. Po czym nie bacząc na stojących w pobliżu kompanów przyciągnął dziewczynę do siebie.
-
Ech Ty - oparł swoje czoło o jej i cmoknął ją w nos rozbawiony.
***
-
Dom jest otwarty – Anka podeszła do Simone –
Chodź. Tam będzie łazienka –dodała, z miną jakby zwiastowała Dobrą Nowinę.
-
Nie ruszę w żaden pościg póki się porządnie nie umyję – teraz śmiała się już w głos.
-
Tak w ogóle, to mam ochotę tu zostać i przeczekać … wojnę.
To ostatnie słowo sprowadzało na ziemię. Polka posmutniała na chwilę, ale zaraz wyciągnęła rękę do siedzącej dziewczyny.
-
Wstawaj. Nie możesz przegapić tej przyjemności.
-
Łazienka... - Niemka podniosła się niespiesznie, w jej głosie dało się usłyszeć cień rozmarzenia. -
Już prawie zapomniałam co to słowo oznacza. Chętnie sobie przypomnę.
Weszły razem.
Było tu sporo zdjęć, przede wszystkim ojca i syna, bardzo podobnych do siebie. Twarz ojca nawet kojarzyła, kiedy zmarł w 1962 roku prasa zamieściła sporo nekrologów. Żałowała, że w ogóle nie pamiętała, czym się zajmował. Niestety podejrzenia Marcusa, że młodszy Pierelet zajmuje się badaniami nad jakąś bronią brzmiały dla niej przekonująco.
W samym domu Anki zdaniem trochę brakowało bibelotów, choć były i obrusy i wazony z kwiatami. Na ścianach wisiało kilka dyplomów francuskich i amerykańskich uczelni. Meble ustawiono w najprostszy możliwy sposób funkcjonalnie i bez przejmowania się wnętrzem. Ale i tak Anka w korytarzu ściągnęła buty, dla samej przyjemności, chodzenia po dywanach.
-
Myję się pierwsza. Nikt mnie od tego nie odwiedzie. Ratowanie noblisty może poczekać.
-
Może wejdziemy razem?- zaproponowała Simone -
Będzie szybciej i panowie może nas nie rozstrzelają za spowalnianie pościgu. Kusi żeby skorzystać z wanny, ale ostatecznie wystarczy bieżąca woda i umywalka.
Anka znowu się roześmiała.
-
Och. Skorzystamy z wanny. Nawet jeśli miałybyśmy to zrobić razem.