Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2009, 16:34   #81
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Z przyjemnością powitała towarzystwo skacowanej Niemki. Pierwszy dzień znajomości minął pod znakiem tylu wydarzeń, że jeszcze nie rozmawiały. Zaglądanie do butelki nie było może cechą zachęcającą do zawierania przyjaźni, ale nie było też czymś, co Ankę gorszyło. Zresztą kilka ostatnich dni zachęcało do prostego podziału ludzi; na tych, co są zdolni strzelić do dziecka i tych, co nie. Miała wrażenie, że to jedyne rozsądne kryterium, jeśli już ktoś uzurpuje sobie prawo do sądzenia bliźnich.

Pamiętała, że dziewczyna dopiero, co straciła brata. Ale nim Anka zdążyła złożyć spóźnione kondolencje, Simone już żartowała z najemników. Anka nie mogła powstrzymać uśmiechu. Zaś późniejszy pomysł z demokratycznym głosowaniem wywołał u Polki nagłe, głośne i radosne parsknięcie.
Do tego Simone zdawała się mieć dobry gust. Anka przytakiwała wypowiedzi Simone na temat Marcusa.
Ponoć fundamentalną wadą kobiet jest kompletna niezdolność logicznego myślenia. Więc nawet, jeśli to niewiele znaczy, moim zdaniem znakomite i wystarczające argumenty – z poważną miną odpowiedziała Niemce.
- Nie ma wśród Panów Portugalczyków i Szwajcarów, więc może faktycznie są szanse, że zostaniemy dopuszczone do głosu? Kiedy zabraknie porucznika Clementa i jego ludzi zaczniemy stanowić prawie połowę tego oddziału. Mój głos też na Haldera. – Popatrzyła lekko zmieszana na Marcusa niepewna czy nie robią mu teraz obie, razem, niedźwiedziej przysługi.
- W misji mogliśmy na Ciebie liczyć. Ufam Ci. – Zwróciła się już bezpośrednio do niego.
Żałowała, ze nastrój przywołany przez Niemkę nie może trwać dłużej. Nie w obliczu dryfującej „Katangi”. Osiągnięty konsensus wysyłał de Werve’a i Haldera na zwiad. Przypomniała jej się chwila na pomoście. Podeszła do Marcusa i pocałowała go lekko w usta.
- Auf Wiedersehen.
- Powodzenia poruczniku – odwróciła się jeszcze do Belga - Wracajcie szybko.
 
Hellian jest offline  
Stary 23-02-2009, 07:49   #82
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Szczęki Haldera zaciskały się i rozluźniały na przemian w niemej złości nad którą starał się zapanować. Po wypowiedzi Silvy wreszcie dotarło do niego z kim ma do czynienia. Banda słowiańskich cwaniaczków. Żaden nie chce dowodzić, ale żaden nie chce wypełniać rozkazów, zwłaszcza takich które mu się nie podobają. Najwyraźniej nie dociera do ich mentalności, że fuhrer może być tylko jeden i by cały system działał musi nim być najlepszy żołnierz. Inaczej będą mieli bezhołowie, gdzie każdy będzie robił co mu się podoba lub co uzna za stosowne. Padawsky i Silva woleli Belga, niż kogoś kogo musieliby słuchać. Poparcie kobiet niewiele tu zmieniało, bo ciężar walki spoczywał głównie na najemnikach i to oni musieli chcieć słuchać przełożonego.
- Dziękuję panno Simon za wsparcie, ale obawiam się, że będzie ono niewystarczające. – powiedział kłaniając się lekko dziewczynie.
Miała problemy z alkoholem, to było bardzo widoczne, praktycznie nie trzeźwiała odkąd ją znał i nie mogło to być już tłumaczone żalem po stracie brata. Przykro było patrzeć ile energii marnotrawi w walce z samą sobą. Ktoś lub coś musiało nią wstrząsnąć , bo inaczej będzie stracona.
Wtedy podeszła o niego Anka i paroma prostymi słowami, a potemi pocałunkiem dosłownie pozbawiła go całej nagromadzonej wściekłości. Dziewczyna chyba intuicyjnie wyczuwała co trzeba zrobić, by Marcusa pocieszyć. Jej zaufanie podziałało jak lekarstwo. Ona jedna go rozumiała.
Uśmiechnął się do niej ciepło i pogładził koniuszkiem palca po jej policzku. Ze względu na audytorium nie śmiał zrobić nic więcej.
- Dziękuję. Nie martw się, to tylko rekonesans. Najpewniej wrak jest opuszczony, ale jeśli w środku są Simba wycofamy się na pokład, by ich ściągnąć pod lufy KM-ów. – stwierdził by ją pocieszyć.
- Auf Wiedersehen. – zawołał wsiadając do pontonu.
Przy sobie miał tylko browninga, bagnet, kilka granatów na czarną godzinę, latarkę i plecak. W plecaku zaś zwiniętą linę z kotwiczką, łom, olejarkę i kilka flar.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 05-03-2009, 15:28   #83
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Plantacja "Winorośl"

Ponton miał mały doczepiony silnik, wiec przynajmniej nie musieli wiosłować i te kilkadziesiąt metrów przebyli w szybkim tempie.
Wrak wyglądał na naprawdę opuszczony i mogli mieć spore szanse, ze misje uda wypełnić się szybko i w miarę "bezboleśnie"

Dostanie się na pokład nie nastręczało trudności w końcu był to tylko podrasowany statek rzeczny, ze stosunkowo niskimi burtami.
Pierwsze kroki stawiali ostrożnie z nerwami napiętymi jak postronki, ale stopniowo zaczynali się rozluźniać. Wrak zdawał się być naprawdę opuszczony, dżungla nie rozjazgotała się seriami kmów i AK. Stopniowo sprawdzali sterówkę, kajuty, w końcu słynne "magazyny" Katangi.

Sterówka była wysprzątana, szafka kapitańska zamknięta "na głucho" bo chyba tak można nazwać zaspawanie jej metalowych drzwiczek.
Kolejne kajuty wyglądały bliźniaczo podobnie. Utrzymane w porządku, wręcz przygotowane na przyjecie gości.
Drzwi magazynów otwarte samo wnętrze zaś puste, wszystkie skrzynie i paki z bronią wyniesione.

Popatrzyli na siebie.

- Czas chyba wracać na Pegasusa.

Podróż powrotna tez obyła się bez kłopotu.

Clement usłyszawszy wieści zasępił.

- A niby co to ma do cholery znaczyć ? Żaden kapitan nie zostawia swego statku bez naprawdę ważnej przyczyna i nie rozpływa się w powietrzu !

Holownik dobił do prymitywnego nabrzeżna. Ubezpieczając się wzajemnie ostrożnie zbadali najpierw okolice domu i obrzeże dżungli, ale nie znaleźli tam dosłownie nic co mogłoby oznaczać, że miały tu miejsce jakieś walki czy przemoc.

Drzwi były porządnie zamknięte na klucz, tak jakby właściciel wybrał się tylko gdzieś na spacer i miał wrócić za godzinę, okna całe, nie wybite. Tabliczka przy drzwiach głosiła, ze właścicielem jest inżynier Francoise Pierelet.
Clement zmarszczył brwi i przez chwile nad czymś się zastanawiał, po czym rozpromienił jakby przypomniał sobie coś ważnego.
- Wiem kim był ten gość, wiedziałem ze znam to nazwisko. Jego ojcem jest Pierre Pierelet francuski inżynier i noblista. A właściwie był bo zmarł jakiś czas temu , pisały o tym wszystkie gazety, bo Amerykanie przysłali specjalna delegacje by go uhonorować. Jego syn miał kontynuować jego pracę, był podobno nawet zdolniejszy.

- Ale to chyba niewiele nam pomoże w rozwikłaniu tego gdzie jest pan M'beto ani co ich łączy ? -
popatrzył po najemnikach.
 
Arango jest offline  
Stary 06-03-2009, 15:33   #84
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit przeniósł wzrok z "Katangi" na brzeg dżungli, z dżungli na wyglądający na opuszczony dom, z domu ponownie na "Katangę".
Nic.
Żadnych oznak ruchu, żadnych strzałów.
Nikt nie zaatakował z bojowym okrzykiem na ustach.
Cisza.



Raport nie pozostawiał żadnych wątpliwości - zero śladów.
Brak trupów.
Żadnych śladów krwi, dziur po kulach. Przynajmniej świeżych.

Słowa Clementa Kit skwitował pełnym rozbawienia uśmiechem.

- Co najmniej jeden taki przypadek był. "Mary Celeste". Tyle tylko, że tam ładunek pozostał.

Tamta zagadka pozostała nierozwiązana. A Kit zastanawiał się przez moment, czy i sprawa "Katangi" znajdzie się w zbiorze niewyjaśnionych przypadków.



- Rozejrzę się po okolicy - powiedział, gdy znaleźli się na brzegu.


Na piasku obok "Katangi" nie było żadnych śladów. Całkiem jakby nikt z niej nie wysiadł. Przynajmniej w tym miejscu.
Czy to znaczyło, że "Katangę" opuszczono na wodzie i porzucono? Brak szalupy mógłby coś takiego sugerować. Mimo tego trudno było jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wszak deszcz mógł spłukać wszystkie ślady. Ale nie musiał.
Kit wzruszył ramionami. Zgadywanka. Równie dobrze mógłby rzucać monetą.
Ruszył w stronę dżungli.


- Niewiele mogę powiedzieć - stwierdził, wróciwszy do reszty grupy. - Nie znalazłem żadnych śladów walki, czy też ataku na plantację. Jedynie w tamtą stronę - wskazał na wschód - ruszyło kilka osób. Pięć, może sześć. Nie jestem indiańskim tropicielem, ale sądziłbym, że było to wczoraj. Ślady nie są zbyt wyraźne, ale, tak na oko oceniając, niewiele ze sobą nieśli.

"A to wyklucza porwanie przez UFO" - uśmiechnął się w myślach.


Oględziny domu również niezbyt wiele przyniosły.
Jeśli ktoś wdarł się do środka siłą, to nie było tego widać.
Czy w środku były jakieś zniszczenia? Trudno było w tej chwili powiedzieć.
Drzwi wejściowe zamknięte były na głucho. Kuchenne i klapa do piwnicy - również. Nikt nie raczył zostawić uchylonego okna.



"Pierre Pierelet. Noblista."

Kit wzruszył lekko ramionami, słysząc objaśnienia Clementa.

- Za wysokie progi jak na mnie - powiedział. - Nigdy nie interesowałem się naukowcami od nagród Nobla. Zazwyczaj ich pomysły są mało przydatne dla zwykłych śmiertelników. Ale skoro interesowali się nim moi rodacy, to z pewnością miał coś do czynienia z jakąś wunderwaffe - dodał z cieniem ironii.

Spojrzał na pozostałych.
Może ktoś z tych, co z nauką mieli taki czy inny bliższy kontakt, coś będzie wiedzieć. Co i tak niewiele zmieniało w ich sytuacji.
Przeniósł wzrok na dom.

- Wchodzimy frontem - spytał - czy też od kuchni? Chociaż tam też nie ma nikogo, kto by nas wpuścił...
 
Kerm jest offline  
Stary 08-03-2009, 21:39   #85
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Panowie wrócili z rozpoznania i przekazali wieści. Wyglądało na to, że Katanga została doszczętnie wyczyszczona. A przecież cała ładownia była do niedawna wypchana skrzyniami z bronią. Kto mógł u diabła wynieść taki ładunek?

Simone tylko jedna teoria przychodziła do głowy ale ciężko było ją w pojedynkę sprawdzić. Kogoś musiała prosić o pomoc. Przez moment przenosiła wzrok z Pietrolenki na Padawskiego i z powrotem. Z sześciu osób oddelegowanych na „Katangę” została tylko ona i Amerykanin. Mimo wszystko znała go najdłużej spośród tych ludzi i wypadało zachować względnie dobre relacje, dlatego postanowiła się odezwać, i wyjątkowo, porzucić kpiący ton.

- Żałuję, że odesłali O’Connora. Zdążyłam go szczerze polubić, a i wy chyba też dobrze się dogadywaliście. Ze starego składu została nas obecnie dwójka. Wiem, że bywam jadowita nie mniej niż miejscowe żmije, ale to chyba oczywiste, że możesz na mnie liczyć. No wiesz, zawsze możemy pogadać, takie tam - obdarzyła go jednym ze swoich firmowych krzywych uśmiechów a na koniec puściła oko. – Jeśli będziesz chciał się zwierzyć albo wypłakać na ramieniu to wiesz jak mnie znaleźć.
Kit uśmiechnął się. Odrobinkę.
- Jadowita? Ależ skąd...
Mijanie się z prawdą nawet nie było takie wielkie. - A co do wypłakiwania się... Przy najbliższej okazji skorzystam z oferty.
- A ty zawsze możesz liczyć na męskie ramię. Gdyby na przykład trzeba było przenieść cię przez jakiś strumyk...
Spoważniał.
- Też mi szkoda Patricka. Miał chyba mniej wad, niż nasi nowi compadres. A może na razie nie potrafię dostrzec wszystkich ich zalet...

- Nie dramatyzuj Kit. Oni są najemnikami. Wystarczy , że mają jedną zaletę – wiedzą jak skutecznie używać broni. Cała reszta jest zdaje się bez znaczenia. Nie mogę powiedzieć, że ich lubię, przecież zupełnie ich nie znam. Tak samo zresztą jak ciebie Padawsky, ale chwilowo jesteśmy zdani na siebie nawzajem i musimy sobie ufać. Po prostu okażcie trochę dobrej woli i spróbujcie się jakoś dogadać. Jesteście dużymi chłopcami. Wierzę, że dacie radę.

- Duzi chłopcy w dużym lasku - uśmiechnął się KIt, spojrzeniem omiatając dżunglę ciągnącą się na horyzoncie. - Jasne, że damy sobie radę - dodał poważniej. - I postaram się pamiętać o owej dobrej woli.

Skinęła Padwskiemu głową i podeszła do Pietrolenki. Zdążyła niejako polibić Rosjanina dlatego to jego postanowiła prosić o pomoc i zagadnęła przymilnie.
- Zrobisz coś dla mnie?
Jedyne na co się wysilił to pojedyncza uniesiona brew.
- Zrobisz czy nie? – powtórzyła. - Mam pewną teorię co mogło się stać z ładunkiem ale sama jej nie sprawdzę.
- Powiedz o co chodzi – wreszcie się do niej odezwał.
- Zawsze jesteś taki poważny? Myślałam, że oficjalny ton mamy już za sobą. Przynajmniej odkąd napatrzyłeś się na mój biust – zaśmiała się szczerze rozbawiona i, prawie niewinnie, zatrzepotała rzęsami, jakkolwiek był to gest przerysowany i nienaturalny. – Dla mnie to dość oczywiste gdzie znajduje się broń. Katanga jest na mieliźnie. Żaden statek dużych rozmiarów nie mógł tutaj podpłynąć aby można było swobodnie przerzucić skrzynie na sąsiedni pokład. Transportowanie takiego ładunku łodziami byłoby niezwykle czasochłonne. Myślę więc, że Katanga sam wrzucił skrzynie z załadunkiem do rzeki. Prawdopodobnie aby nie dostały się one w ręce rebeliantów, tak samo jak statek, który osadził na mieliźnie. Musiało mu się w tym wszystkim spieszyć bo nie przebierał w środkach. Porzucił okręt i wiele warty sprzęt. I tutaj dochodzimy do setna. Chciałabym abyś zanurkował i sprawdził czy moja teoria nie mija się z prawdą. Wiesz, chętnie sama bym wskoczyła do tej zimnej mętnej wody, ale obawiam się, że mogłabym już nie wypłynąć na powierzchnię. Tylko się ze mnie śmiej. Wiem, nie umiem pływać i to samo w sobie wystarczająco upokarzające także oszczędź sobie komentarze. To jak będzie?

- A jaki to my mamy interes by w ogóle sprawdzać, czy ta teoria ma faktycznie sens? Mi się nie chce tam nurkować – Pietrolenko nie schodził ze znudzonego tonu.
- Nie masz za grosz duszy odkrywcy – Simone zrobiła na to kwaśną minę. – Wiesz co jest najfajniejsze w pracy lekarza? Rozwiązywanie zagadek. Dodajesz do siebie wszystkie symptomy i stawiasz diagnozę. Jeśli masz rację to daje to cholerną satysfakcję. Chcę wiedzieć czy mam rację, ot co. Może to rzuci jakieś światło na to, co mogło stać się z Katangą i jego załogą. Poza tym, może Clement by się ucieszył jakbyśmy znaleźli zaginioną broń? Nie martw się, nurkowanie w Kongo nie grozi utratą zdrowia, a tym bardziej życia. A jeśli tam na dnie coś będzie to będziesz mógł przypisać zasługi sobie.

Jurij wzruszył tylko ramionami.
- Pogadaj z Padawskim, na pewno zechce odkryć tą wielką tajemnicę. A broń z dna rzeki nie nadaje się już do niczego.
- Padawsky? - teraz Simone wyglądała już na zdrowo poirytowaną. -A co on ma do tego? Prosiłam ciebie i zwyczajnie się na mnie wypiąłeś. Mogłam nauczyć się pływać i nie musiałabym teraz nikogo prosić o pomoc. Niech cię szlag Jurij…
Zrobiła kilka kroków w tył.
- Przypomnij mi dlaczego w ogóle z tobą trzymam? – Zrobiła zamyśloną minę a później stuknęła się w czubek głowy w odkrywczym geście. – A tak! Pięćdziesiąt tysięcy. Byłabym zapomniała…
Odwróciła się na pięcie i odeszła w głąb pokładu.

* * *
Odechciało jej się wszystkiego. Wywaliła za burtę kubek ze stygnącą kawą i pociągnęła kilka łyków samogonu. Zaśmiała się nawet czując delikatne ciepło rozpływające się po trzewiach.
Ambrozja. Napój bogów… Nic innego nie potrafiło tak człowieka znieczulić, wyprać z uczuć, szczególnie tych negatywnych. A, choć głupio było jej się przyznać przed sobą samą, postawa Pietrolenki zabolała ją do żywego. Nastrój leciał w dół na łeb na szyję. Miała ochotę nawalić się do nieprzytomności i poużalać nad sobą. Zamysł postanowiła realizować etapami. Papieros i kilka pociągnięć z piersiówki. I znowu papieros a później znów piersiówka.

W między czasie podzieliła się swoją „beznadziejną teorią” z Clementem. Na szczęście język jeszcze jej się nie plątał i poza odorem alkoholu nic nie wskazywało, że nie jest w formie. I pomyśleć, że wstała z zamiarem zachowania trzeźwości. W dupę takie pomysły kiedy nie było ku temu żadnego powodu.
Clement wysłuchał jej ze spokojem malującym się na twarzy, pokiwał kilka razy głową i posłał jednego ze swoich ludzi by zanurkował w odmętach Kongo. Jak się okazało skrzynie z załadunkiem leżały na dnie, najpewniej, tak jak sądziła, wyrzucone przez Katangę i jego ludzi aby nie dostały się w niepowołane ręce.
Nie interesowało ją czy ta wiadomość komuś się nada czy nie. Mogłaby pozastanawiać się jeszcze dlaczego w ogóle wbili się tą łajbą na mieliznę i pozbyli się broni, ale zwyczajnie odechciało jej się główkować.

* * *
Na lądzie trzymała się z tyłu. Dotarli wreszcie do opuszczonego, jak się zdawało, domu. Simone przysiadła za jakąś zasłoną i czekała aż najemnicy zrobią rozpoznanie. Pociągnęła ostatni łyk z piersiówki i wyciągnęła zatkniętego za pasek Browninga, bardziej jednak dla formalności niż z rzeczywistym zamiarem jego użycia. Zaczynało szumieć jej w głowie i życie wydało się nagle nadzwyczaj nieznośne. Nawet jeśli miałaby do kogoś teraz strzelić to graniczyłoby z cudem że w ogóle by trafiła. Może to i lepiej. Jeśli czają się tam rebelianci to stanie się łatwym celem. Oby ktoś palnął jej w głowę i wyświadczył jej tym samym przysługę. Gasła w niej wola życia. Nie była już nawet taka pewna czy w ogóle chce wydostać sie z tego beznadziejnego kraju.
 
liliel jest offline  
Stary 12-03-2009, 14:06   #86
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Faktycznie wyglądało na to, że w pobliżu nie ma przeciwnika. Halder jednak nie miał zamiaru stać na otwartej przestrzeni, po za tym musieli sprawdzić dom w poszukiwaniu śladów. No właśnie …
- Dziwne. Na statku znaleźliśmy zamkniętą szafkę kapitańską, a w niej księgę statku, mapy, rzeczy osobiste i wiadomość, że załoga wyrusza za profesorem, ponieważ z niewiadomych przyczyn oddalił się od swej plantacji. Żeby było ciekawiej. – stwierdził zapalając papierosa i częstując resztę.
- W notatce było, że rząd Francji zwrócił się do rządu belgijskiego i kongijskiego o wyciągnięcie tego pana z plantacji i przewiezienie do Brazaville.
Halder pogrzebał w zasobniku i wyciągnął kartkę podając ją reszcie.
- Wygląda to tak. Profesor postanawia opuścić plantację. Wszystko ładnie zamyka i rusza na wschód. Przypływa Katanga, widzą że go nie ma, nie wchodzą do domu i ruszają po śladach za nim. Moim zdaniem, to dziwne, że nie szukali śladów w środku. Ten cały naukowiec musi być naprawdę ważny, skoro kapitan zostawił statek na mieliźnie, zatopił ładunek i poszedł w dżunglę z całą załogą. Reszta to domysły, ale nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że profesor opracowywał coś dla armii, może jakąś broń.
Halder wyciągnął łom.
- Wprawdzie własność prywatna, ale działamy w stanie wyższej konieczności.
Stwierdził podchodząc do okna przy drzwiach. Lekkim ruchem wybił szybę i otworzył je. Wślizgnął się do środka, by po chwili otworzyć drzwi frontowe.
- Poszukam na górze. Może jest tu jakiś gabinet, czy pracownia. Warto dowiedzieć się nad czym pracował i z kim mieszkał, bo raczej nie sam. Może poszedł w dżunglę, bo któryś z domowników się zgubił, albo został uprowadzony. Nikt nie został, bo pobiegli na ratunek.
Marcus myślał na głos, próbując sobie wyjaśnić jakoś tą dziwną sytuację.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 13-03-2009, 14:32   #87
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Anka najpierw wysłuchała sierżanta Padawsky’ego. Wizja wyruszenia natychmiast z powrotem w dżunglę, trochę ją przerażała. Dlatego zajęła się szukaniem klucza od domu. Sprawdziła wielkie donice, parapety i w końcu znalazła go w rynnie.
Bielańscy zostawiali klucz w doniczkach na werandzie. Prawie każdy to robił. Kongo było tak duże, telefony były tylko w miastach, nieoczekiwanych wizyt, znajomych i krewnych nie dało się wykluczyć, a nikt nie chciał by goście siedzieli na ganku.

- Patrz - pokazała klucz Marcusowi, gdy otworzył drzwi od środka – I nawet pasuje – włożyła go do dziurki i przekręciła.
Na widok miny Niemca roześmiała się radośnie.
- Czasem działasz za szybko. Choć ma to swoje zalety – dodała
Marcus patrzył przez chwilę osłupiały. Po czym nie bacząc na stojących w pobliżu kompanów przyciągnął dziewczynę do siebie.
- Ech Ty - oparł swoje czoło o jej i cmoknął ją w nos rozbawiony.

***

- Dom jest otwarty – Anka podeszła do Simone – Chodź. Tam będzie łazienka –dodała, z miną jakby zwiastowała Dobrą Nowinę.
- Nie ruszę w żaden pościg póki się porządnie nie umyję – teraz śmiała się już w głos.
- Tak w ogóle, to mam ochotę tu zostać i przeczekać … wojnę.
To ostatnie słowo sprowadzało na ziemię. Polka posmutniała na chwilę, ale zaraz wyciągnęła rękę do siedzącej dziewczyny.
- Wstawaj. Nie możesz przegapić tej przyjemności.
- Łazienka... - Niemka podniosła się niespiesznie, w jej głosie dało się usłyszeć cień rozmarzenia. - Już prawie zapomniałam co to słowo oznacza. Chętnie sobie przypomnę.
Weszły razem.
Było tu sporo zdjęć, przede wszystkim ojca i syna, bardzo podobnych do siebie. Twarz ojca nawet kojarzyła, kiedy zmarł w 1962 roku prasa zamieściła sporo nekrologów. Żałowała, że w ogóle nie pamiętała, czym się zajmował. Niestety podejrzenia Marcusa, że młodszy Pierelet zajmuje się badaniami nad jakąś bronią brzmiały dla niej przekonująco.
W samym domu Anki zdaniem trochę brakowało bibelotów, choć były i obrusy i wazony z kwiatami. Na ścianach wisiało kilka dyplomów francuskich i amerykańskich uczelni. Meble ustawiono w najprostszy możliwy sposób funkcjonalnie i bez przejmowania się wnętrzem. Ale i tak Anka w korytarzu ściągnęła buty, dla samej przyjemności, chodzenia po dywanach.

- Myję się pierwsza. Nikt mnie od tego nie odwiedzie. Ratowanie noblisty może poczekać.
- Może wejdziemy razem?- zaproponowała Simone - Będzie szybciej i panowie może nas nie rozstrzelają za spowalnianie pościgu. Kusi żeby skorzystać z wanny, ale ostatecznie wystarczy bieżąca woda i umywalka.
Anka znowu się roześmiała.
- Och. Skorzystamy z wanny. Nawet jeśli miałybyśmy to zrobić razem.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 13-03-2009 o 17:56.
Hellian jest offline  
Stary 13-03-2009, 23:26   #88
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wejście do środka domu nie nastręczyło kłopotów. I chociaż okazało się, że z wybiciem szyby Halder nieco się pospieszył, to Kit zrobiłby dokładnie to samo. Nie chciałoby mu się tracić czasu na szukanie kluczy...

- Jak będziemy wychodzić, będzie można przynajmniej zabezpieczyć wejście - powiedział, gdy Anka znalazła ukryty klucz. - Właściciel będzie mieć mniejsze pretensje - dorzucił z leciutką ironią.

Rzucił jeszcze okiem na okolicę i nie widząc nikogo wszedł za resztą do środka.

W korytarzu nie było nawet śladu bałaganu. W zestawieniu ze starannie zamkniętym domem sugerowało, że właściciel spokojnie, z własnej i nieprzymuszonej woli, bez pośpiechu opuścił plantację.

- ... Skorzystamy z wanny... - dobiegł go głos Anki.

Uśmiechnął się.

- Sprawdzę piwnicę. Może znajdę coś ciekawego... - powiedział do pozostałych.


Drzwi do piwnicy były tuż przy kuchni.
Ale już na pierwszy rzut oka widać było, że za nimi nie kryje się żadna tajemnica... Nawet nie były zamknięte na klucz.

Kit zrobił kilka kroków w dół, a potem wrócił na korytarz.

- Zaczekajcie moment - zawołał. - Zaraz będzie ciepła woda.

Generator i zbiornik z ropą sugerowały, że wystarczy jeden ruch ręką...

- Tadam! - powiedział sam do siebie, gdy generator zaczął pracować, a żarówki w piwnicy zapłonęły żółtym światłem. - I stało się światło...

W świetle, chociaż do dziennego dużo mu brakło, łatwo było przeszukać całą piwnicę. Niestety, efekty owych poszukiwań nie były olśniewające.

- Guzik z pętelką - paręnaście minut później dzielił się mizernymi dość odkryciami. - Typowa piwnica. Wino. Dość dobre. Zapasy żywności. I parę karabinów sprzed dobrych dwudziestu lat. Trzy Lee-Enfieldy, z tego jeden ze skróconą lufą, mauzer, cztery MAS 36. Wszystko grubo pokryte smarem. Jakby wyszły z fabryki. I amunicja.

- Jednym słowem - nic ciekawego - dodał po chwili. - Chyba, że przegapiłem ukryte przejście za regałem z winem...
 
Kerm jest offline  
Stary 16-03-2009, 08:32   #89
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Plantacja "Winorośl" około 13

Panowie zebrali się w gabinecie naukowca, przez otwarte drzwi słychać było dobiegający z łazienki plusk wody, widać panie realizowały swój zamiar co do skorzystania z dobrodziejstw cywilizacji.

Zagaił Clement
- Panowie sytuacja wygląda następująco. Kapitan "Katangi" władował się całą parą na mieliznę. Po czym zostawił najważniejsze papiery w zamkniętej szafce, wywalił całą zgromadzoną broń za burtę i właśnie ? Wyruszył za monsieur Piereletem, czy z nim ?
Mamy ślady prowadzące do dżungli, ale na plantacji są zbyt zatarte by coś więcej z nich wywnioskować.
Pan Padawsky znalazł w piwnicy bron, ale widać, że nie była użyta, więc chyba atak możemy wykluczyć.
Panie Halder pan zdaje się rozejrzał po gabinecie ?

Marcus odchrząknął
- Na pierwszy rzut oka wszystko jest w najlepszym porządku. Nie ma bałaganu, nie widzę też papierów ani zapisków profesora. No może poza tym - wyciągnął pomięta kartkę i wyjaśnił - leżała na biurku, a właściwie pod biurkiem. Wygląda to na brudnopis raportu, ale większość to naukowy żargon. Zrozumiałem jedynie, ze profesor boryka się z jakimiś trudnościami w obliczeniach i jest zaniepokojony sytuacją na pobliskich terenach.
Pozostaje pytanie jak chciał tę wiadomość przekazać i dlaczego postanowił nagle zniknąć ?

Clement w milczeniu skinął głową.
- Na pietrze mamy gabinet, monsieur Piereleta, dwie łazienki, bibliotekę i sypialnię, pokój gościnny. Aha widziałem drabinę na korytarzu i klapę w suficie, jest i stryszek w takim razie.
Na dole hall, jadalnia, kuchnia, dwa pokoje dla służby, spiżarnię, dalej piwnicę z winami.
Panowie Padawsky i Halder przeszukali piwnicę i gabinet pozostały jeszcze pozostałe pomieszczenia.
Panowie ? -
spojrzał pytająco na zebranych.
 
Arango jest offline  
Stary 18-03-2009, 09:12   #90
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To była tak zwana propozycja nie do odrzucenia. Nie można było rozsiąść się na fotelach i czekać, aż panie skończą się pluskać.

- Skoro byłem na dole, to mogę też wybrać się na górę - powiedział Kit. - Zatem dla mnie strych. I pokoje służby, jeśli wcześniej nikt nie zdąży ich obejrzeć.

Clement skinął tylko głową, więc Kit, zostawiwszy w salonie plecak i większość uzbrojenia, ruszył do góry.

Drabina prowadząca na strych ukryta była za niewielkim załomem korytarza. Same wejście na strych blokowała solidna klapa, zamknięta na zasuwę i kłódkę.
Nie chcąc dewastować wnętrza domu Kit wrócił na dół w poszukiwaniu kluczy. W niewielkiej szafce w przedpokoju wisiały dwa klucze, z przywieszką noszącą jednoznaczny napis "Grenier".

Mniejszy z kluczy pasował do kłódki. Jedyny problem stanowił fakt, że klapa, nie wiedzieć czemu, otwierała się w dół, trzeba więc było uważać, by opadającą klapą nie dostać w łeb.
Po sforsowaniu tej niewielkiej przeszkody Kit znalazł się na strychu.

Przekręcił kontakt. Niezbyt mocna żarówka dawała dość światła, by dostrzec można było dość typową zawartość strychu. Dwie szafy, kilka skrzyń, bujany fotel, parę składanych krzeseł. Nic ciekawego.
W szafach wisiało parę sukien, które zdaniem (choć nie całkiem fachowym) Kita wyszły z mody jakiś czas temu. W kufrach znalazł starannie poskładane ubrania, książki, zabawki...
W stosunku do powierzchni domu strych wydawał się dość mały. Nie stanowiło to żadnej zagadki - trzeba by być ślepym, by nie zauważyć drzwi, prowadzących do kolejnego pomieszczenia. Były co prawda zamknięte, ale drugi klucz pasował.

Tu oświetlenie było dużo silniejsze. I nie należało się temu dziwić, bowiem pod jedną ze ścian stało solidne biurko, a na nim wielka, wyglądająca na nowoczesną, radiostacja.

- Niezła zabawka - Kit z uznaniem pokiwał głową.

Pstryknął przełącznikiem. Kontrolki zamigotały i zapłonęły równym, zielonym światłem.

- W dodatku działa.

Zostawiwszy urządzenie na chodzie zszedł na dół. Clementa znalazł bez problemu.

- Kapitanie - powiedział Kit. - Jeśli tamta zabawka - wskazał na sufit - jest równie dobra, co wielka i nowa, to mamy szansę połączyć się nawet z Brukselą.

- Radiostacja? - Clement nawet nie wydawał się zaskoczony. Nic dziwnego. Dziwne raczej by było, gdyby na takim odludzi ktoś taki jak Pierelet radiostacji nie posiadał.

Clement ruszył do góry. Kit, chociaż zaproszenia nie otrzymał, poszedł za nim. W końcu strych, jakby nie było, to jego sprawa.
Zastanawiał się tylko, czemu na zewnątrz nie dostrzegł żadnej anteny. Byłoby logiczne, gdyby były, i to jak najdłuższe. Może były chowane. A może jednak nie były potrzebne.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172