Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2009, 10:14   #47
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Hyalieon
“Południowe Lasy - Graiholm”


Aeterveris szybkim krokiem zmierzała w kierunku bramy miasta, którą jeszcze nie tak dawno sama przekraczała. Idący przed nią niziołek służyły im za przewodnika, ale także poganiacza, co bardziej opieszałych członków zwiadu. W przeciwieństwie do niego, nimfa nie oglądała się na pozostającego z tyłu krasnoluda i jego nietoperzowego towarzysza. Idąc pośrodku grupy wystarczająco wyraźnie słyszała, jak zirytowany krasnolud wymrukuje pod nosem kolejne przekleństwa, a dziewczyna wcale nie miała ochoty przyczyniać się do jeszcze większego pogorszenia nastroju Garracka. W swoim życiu dość się nasłuchała niewybrednych, krasnoludzkich obelg, by nauczyć się szerokim łukiem omijać zdenerwowanych przedstawicieli brodatego ludu.

Chyba tylko jedno mogło być gorsze od zdenerwowanego krasnoluda. A tą jedną „rzeczą”, był mężczyzna przedstawiający się jako Daelion z Gilh’eah. Młody, nawet przystojny, dobrze zbudowany rycerz z pewnością przykułby uwagę Aeterveris, gdyby na drodze nie stały trzy problemy. Pierwszym, była wszechobecna biel Daeliona. Nie dość, że sam mężczyzna najwyraźniej uwielbiał nieskazitelność tej barwy, zaczynając od uśmiechu, przez włosy, a na ubraniu skończywszy, to wciąż powtarzał, że nimfa wspaniale wyglądałaby w śnieżnobiałej sukni, „która tak cudownie kontrastowałaby z kolorem twej cudownie gładkiej skóry”. I właśnie tu pojawiał się drugi problemem, którym był zachwyt mężczyzny nad urodą nimfy. Jak większość kobiet, Aeterveris lubiła słuchać komplementów, ale co za dużo, to nie zdrowo. W przypadku Daeliona ilość ładnych słów była tak wielka, że już w pierwszych sekundach rozmowy (a może raczej monologu) straciły one cały swój urok. No, a trzecią i najważniejszą przeszkodą, był fakt, że Aeterveris była już zakochana w kimś innym. Gdy nimfa wyznała białowłosemu, że w jej życiu jest już jeden i jedyny mężczyzna, ten stracił rezon... tylko na krótką chwilę. Później, z rozbrajającą szczerością stwierdził, że jemu to wcale nie przeszkadza i już nieraz odbijał kobiety ich ukochanym. Rzekomo zazwyczaj kończyło się to zaciętym pojedynkiem o niewieście serce, oczywiście zawsze zwycięskim dla Daeliona.

Na szczęście od dalszej rozmowy z białowłosym Aeterveris została wybawiona przez Snafu, który nakazał wszystkim całkowitą ciszę. Brama była już w zasięgu wzroku, a nimfa zżerała ciekawość tego, co ujrzy po drugiej stronie.

***

Aeterveris niemal przytuliła się do chłodnych kamieni, w napięciu oglądając walkę rozgrywającą się na jej oczach. Gdzieś obok niej najemnicy Tawroka komentowali sytuacje:

- Trochę to przypomina twoją magię Garrack.- rzekł niziołek, gdy zaklęcie maga powaliło jedną z bestii na ziemie.
- Mylisz... to w ogóle nie jest magia. To jest coś z czym nigdy się nie spotkałem.- rzekł w odpowiedzi krasnolud, a nimfa w duchu przyznała mu rację. W tamtym czarnoksiężniku było coś dziwnego, ale Aeterveris nie potrafiła powiedzieć co dokładnie...
- Może powinniśmy pomóc dziewoi...znaczy im wszystkim.- wtrącił Daelion.
- Jak na moje oko radzą se całkiem dobrze.- rzekł obserwując walkę krasnolud.- Zwłaszcza dziewoja.

Podczas, gdy oni wymieniali miedzy sobą szeptane uwagi, nimfa zastanawiała się nad słowami krasnoluda. Rzeczywiście przybysze radzili sobie wyśmienicie. Barczysty mężczyzna, który zaledwie jednym ciosem zniszczył, na oko całkiem solidną, tarczę przeciwnika, wywarł spore wrażenie na Aeterveris. Do tej pory bardka widziała podobne rzeczy tylko w wykonaniu Gedwara i nie spodziewała się, że spotka śmiertelnika, który siłą dorównywałby jej ukochanemu. Chwilę później walka była już praktycznie zakończona. Jeden z elfów leżał u stóp jasnowłosej kobiety, a drugi, ciężko ranny, wciąż starał się stawić opór przeciwnikowi. Jego szanse, nawet dla niezbyt doświadczonej w walce Aeterveris, zdawały się praktycznie żadne. Przez krótką chwilę, nimfa zastanawiała się, czy rycerz wykończyć przeciwnika, czy może weźmie go żywcem. Tagosai mógł w końcu wiedzieć coś interesującego, więc gdyby to do niej należała decyzja, elf zapewne zachowałby życie. Jednak tym razem, na całe szczęście, nie w rękach Aeterveris leżał czyjś żywot.

Podczas, gdy nimfa obserwowała wojownika, czekając na jego decyzję, nieznajomy mag postąpił krok do przodu i wypowiedział jedno słow. Normalnie dziewczyna pewnie nie zwróciłaby na to najmniejszej uwagi, ale tym razem efektem nie było kilka ładnych rozbłysków, czy płomieni wylatujących z dłoni. Tym razem wyglądało to, jakby z rozkazu człowieka, sama ziemia zrodziła potwora. Aeterveris spojrzała w tamtą stronę i już nie mogła odwrócić spojrzenia od tej dziwacznej istoty, którą stworzył, bądź przywołał tamten człowiek. To coś, ta pokraczna, nienaturalna bestia, spaczona i wykoślawiona wersja prawdziwego życia, nie miała prawa istnieć... Zwyczajnie nie mogła. Samo jej istnienie było, jak kpina z życiodajnej mocy przyrody. Gdy Aeterveris stała oniemiała, czując jak krew zaczyna jej wrzeć z wściekłości, ten człowiek zwrócił się w kierunku kryjówki, jaką nimfa zajmowała wraz z najemnikami, i rozkazujący głosem coś powiedział. Nimfa nie słuchała go, miała gdzieś jego rozkazy, ale wiedziała, że z chęcią uderzyłaby go w twarz, wcześniej pożyczając ciężką, metalową rękawicę od tego nieznajomego rycerza. Gdy dostrzegła, że zwiadowcy Tawroka wychodzą, podążyła za nim. Wypełnione wściekłością oczy wpatrywały się w maga. Nimfa już otwierała usta, by wyrzucić długą wiązankę przekleństw w kierunku czaromiota, ale wyprzedziła ją jasnowłosa pogromczyni elfa.

- Jesteśmy podróżnikami poszukującymi schronienia. Mamy za sobą wiele dni drogi. Nie żywimy wobec was złych zamiarów. Czy jest w Graiholm jeszcze ktoś? Dlaczego gród jest pusty?

Przez moment, Aeterveris patrzyła na kobietę z wrogością, ale trwało to tylko chwilę, nim nimfa zdołał wyciszyć gniew i trzeźwo spojrzeć na sytuację. Nieznajoma nie zrobiła przecież nic złego, nie trzymała w ręku broni, nie przejawiała wrogości, no i to nie ona przywołała to „coś”. Aeterveris dała sobie jeszcze chwilę czasu, rzuciła wrogie spojrzenie w kierunku maga, poczym skierowała uwagę na jasnowłosą i odpowiedziała głosem na tyle spokojnym, na ile było ją stać. Melodyjna i cicha mowa nimfy, przypominała nieco śpiew ptaków.

- Ja również jestem podróżniczką i zdaje sobie sprawę, jak bardzo niebezpieczna jest podróż w tych czasach. Tym bardziej cieszę się, że zdołaliście tu dotrzeć w miarę bezpiecznie. Niestety przybyłam niedługo przed wami, więc obawiam się, że niewiele informacji mogę wam udzielić. W Graiholm od dzisiejszego poranka przebywa tylko grupa najemników i uciekinierów z kopalni położonych na południe stąd. Jeżeli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej, to powinniście porozmawiać z Tawrokiem, przywódcą najemników. Jednak zwiadowca... – tu gestem ręki nimfa wskazała na Snafu.-... mówił, że jest was tylko dwoje i nie wspominał nic o Tagosai.
- Ci jeźdźcy zaatakowali nas na progu miasta
– wyjaśniła kobieta. Przez chwilę zawahała się, jakby chciała coś jeszcze dodać, rzuciła nawet krótkie spojrzenie w kierunku rycerza, poczym dopowiedziała.- Jestem kapłanką Rosalithe, na imię mi Vivienne. Czy możemy szukać wśród was schronienia?

Aeterveris, która nigdy nie przykłada wagi do kwestii religii, niezbyt orientowała się kim jest Rosalithe, ale kapłani kojarzyli jej się z dobrymi, sympatycznymi osobami, które chętnie pomagają innym.

- Aeterveris, podróżniczka i, jak twierdzą niektórzy, artystka. Wędruje po świecie i kolekcjonuje opowieści. – nimfa uśmiechnęła się przyjaźnie do kapłanki, poczym dodała – I zdaję mi się, że Tawrok nie będzie miał mi za złe, jeżeli w jego imieniu zaoferuje wam gościnę. Sama jestem tu tylko chwilowo i mam zamiar wkrótce wyruszyć w dalszą drogę, więc nie będę mogła długo dotrzymywać wam towarzystwa.
 
Markus jest offline