Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2009, 14:06   #140
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Aleksandra Nassau

Było już zupełnie ciemno - szmaragdowa trawa przybrała barwę granitu i poczęła zlewać się niebem z którego lejącą się lepką ciemność rozrywały pojedyncze blaski bladych gwiazd, oraz dziwnych żarzących się kul wielkości piłek tenisowych na wysokości dwóch albo trzech metrów? Noc była piękna jednak zupełnie obca, a w obcym świecie mogła przynieść jedynie uczucie samotności.

Aleksandra szła ścieżką wydeptaną urazą i żalem do niej samej. Nagie stopy tak maleńkie w porównaniu z pozostawionym śladem, lekko stąpały po miękkiej powierzchni ledwo dotykając podłoża. Otaczała ją cisza, w której tonęły myśli i emocje. Między drzewami tuż przy brzegu jeziora spostrzegła znajomą sylwetkę rudego mężczyzny, jednocześnie w tej chwili tak obcą i niezrozumiałą. Siedział również sam skrywając twarz w dłoniach, jakby chciała odciąć się od całego tego zamieszanie, które wywołało nowe stado, albo może jedynie uspokoić myśli. Aleksandra zatrzymała się w pół kroku wahając się przez dłuższą chwilę burzyć jego spokój. Przecież już wystarczająco zdążyła namieszać. Przemogła się jednak i bezszelestnie podeszła do niego. Delikatnie pogładziła chłodną dłonią jego pochylony, nagi kark. Podniósł na nią oczy przepełnione żalem. Objęła go bez słowa za szyję siadając na jego kolanach. Znów poczuła się dorosła, zmuszona do brania odpowiedzialności za wszystko co zrobiła. W domu było łatwiej... - przemknęło jej przez głowę.
Przytuliła lekko jego głowę do swojej piersi, pozwalając sobie przez moment upajać się zapachem wiatru , który krył się w jego włosach. Pocałowała go lekko w czoło, tak jak za pierwszym razem, jednak teraz pocałunek był przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego. Podniósł znów na nią oczy, a ona skierowała swoje wprost w ich głębię - zaczęli się dotykać spojrzeniami, nie chcąc budzić dawnych pretensji słowami...
Musnęła jego usta, niepewnie, jakby z nieśmiałością i nadzieją na więcej... Raz kolejny zajrzał jej w oczy, wiedziała, o czym myśli. Zrozumiała - ten świat potrafił ukraść wspomnienia zasłaniając się szczęściem ich właścicieli. Jeśli odejdzie - ona też zniknie z jego pamięci. Nie będzie żadnego bólu, ran, ani żalu... "Przecież wszyscy tu są do kurwy nędzy szczęśliwi!" Więc czemu nie... Lekko pogładziła jego policzek, kreśląc linie wzdłuż kości, aż do ust na których na dłuższy moment zatrzymała palec i spojrzenie... Chciała, żeby on coś zrobił... cokolwiek, żeby nie czuł się jak zabawka, nie był nią, żeby też mógł chcieć... Przesunęła dłoń na jego szyję i pochyliła się do jego ust. Teraz cały wybór należał do niego... Nie bała się odrzucenia, bo nie była nawet w stanie go założyć.

Nie mógł opanować szybszego bicia serca domagającego się o głębszy oddech. Nie panował nad gorącem, rozlewającym się po ciele i reakcją skóry, pokrywającej się gęsią skórką przy każdym jej ruchu. Mógł tylko grać przed nią, to o czym tak naprawdę wolałby zapomnieć.Wiedział, że powinien być twardy, stanowczy. Kazać jej wrócić do altany i zostawić go w spokoju.
Z jednej strony chciał zanurzyć się w jej pełnym oczekiwania spojrzeniu, nie myśleć o tym, co będzie jutro, wziąć bez pytania o powody, to co wydawała się mu dawać. Żyć tą jedną chwilą, zachłannie zaspakajając ogarniającą go żądzę, posiąść jej ciało w dzikim szale namiętności. Póki była mu powolną. Póki nie odtrąci go znowu i nie wróci w troskliwe ramiona tamtego. Bo wróci, tego był niemal pewny. Gdyby nie to "niemal", zdarłby z niej skąpe okrycie i wziął ją na pokrytej wieczorną rosą trawie. Wziąłby według własnego upodobania i woli. Bez oglądania się na ckliwe uczucia, brutalnie, sprawiając jej ból, odwdzięczając się za własny i... znienawidzić. Dając także jej powód, aby znienawidziła jego... ale nie potrafił...Odbierała mu argumenty samą swoją obecnością, ufnym spojrzeniem, sposobem prowadzenia palców po jego skórze. Ogień gasł z wolna. Jego spojrzenie łagodniało i nabierało ciepłego odcieniu.

- Nie chcesz mnie ?

"Miało nie być słów!" Sama siebie skarciła w myślach, jednak co innego mogła zrobić, czekać tak w nieskończoność?

-Nie powinnaś tu przychodzić, jesteś jeszcze słaba. Powinnaś odpocząć.

Jezioro było tak rozległe, że zlewało się z ciemnym, nocnym niebem, prawie nie zostawiając po sobie śladu. Gwiazdy tonęły w słodkiej toni, stając się jej częścią. Ola patrzyła na niebo tonące w nieruchomej tafli ponad ramieniem Girry... Jej myśli rozbijały się między śpiącym Reynoldem, a rudowłosym mężczyzną trzymającym ją teraz w ramionach. On ją do tego zmusił, sama tego nie chciała, oddychała ciężko trawiona wewnętrznym ogniem pożądania, jednak ze wszystkich sił zmuszała się do realnej oceny sytuacji. To Rey ją tulił gdy zasłabła, to on się nią cały dzień opiekował, to on rozumiał ją lepiej, niż ona sama siebie była kiedykolwiek w stanie zrozumieć. On teraz spał, spokojnie oddychając z myślą, że jest bezpieczna tuż obok niego, otulona kocem i jego silnym ramieniem. Kim był dla niej? Czego od niej chciał? Czy w realnym świecie to co między nimi zaczęło się tworzyć miałoby jakąkolwiek przyszłość, a nawet zwykłą rację bytu? Pamiętała pocałunek złożony na jego ramieniu, gdy odsuwała się od niego obiecując sobie i jemu, że wróci... Przecież on jej nie opuścił nawet na chwilę. Lecz Girra był... Nawet nie wiedziała kim był, ale i Rey oddał jej raptem tylko kilka przebłysków ze swojego życia. On ją znał na wylot, ona miała jedynie złudzenie ich wzajemnej bliskości. Czy mogła czuć się winna mu wierność? Przecież starał się być jedynie jej starszym bratem, ojcem, dobrym wujkiem, który nie pozwoli by stała się jej krzywda.

***

Słuchała jego oddechu wtulona w niego, wiedziała, że zasypia, że za chwilę będzie w jeszcze innym niedostępnym już jej zupełnie świecie. Czuła się już dobrze, chciała porozmawiać, ale wiedziała, że teraz on musi odpocząć i nabrać sił na jutrzejszą drogę. Przysunęła swoją twarz do jego. Spał spokojnie, cicho, taki wydawał się przystojny, męski, silny... Czuł jej ciepły oddech na swoich ustach. Jednak dalej obejmował ja jak wystraszoną młodszą siostrę. Dotknęła jego dłoni... Jak kobieta, delikatnie przesuwając po niej paznokciami i wsuwając swoje szczupłe palce w jego ciepłą dłoń. Nie zacisną jej, nawet odruchowo. Może spał, a może nie chciał zmieniać swojego stosunku do niej. Odwróciła głowę, by spojrzeć w ciemność w której gdzieś tam zniknął pod koniec kolacji Girra. Potrzebowała mężczyzny? A może jedynie dowartościowania się ? Wszyscy już spali. Uniosła się na łokciach, delikatnie odsunęła od Reya. Zostawiła mu pocałunek na przejściu z ramienia na szyję... i cichą obietnicę:

-Spij, wrócę...

Po czym odsunęła się zupełnie od jego braterskiej czułości, wstała i osłaniając ramiona od nocnego chłodu ruszyła w ślad za Girrą...

***

Nie chciała odpowiadać na słowa rudowłosego. Chciała jedynie jego bliskości, namiętności i zachwytów. Tego chciała w tej chwili, a nie żadnych przeprosin, rozmów, tłumaczeń... A później ma zapomnieć. Teraz mógł ją mieć. Pamiętała jak bardzo rano jej pragnął, teraz mógł zaspokoić to pragnienie. To było to samo ciało młode, gładkie, jaśniejące, kuszące zapachem kobiety... To nie miały być przeprosiny, to miała być tylko i wyłącznie przyjemność. Dla nich obojga...
On zaś był zaskoczony, wpierw nie zrozumiał nic, chwilę później wypełnioną milczeniem Aleksandry dotarł do niego sens jej słów.

- Ja? Ciebie? ... Chcę, pragnę Ciebie jak nigdy, nikogo dotąd nie pragnąłem.

- To czemu się wahasz? Czego się tak boisz?
- A tamten?... Reynold?

Jego imię nie chciało mu przejść przez gardło, Oli widocznie też sprawiło ból, gdyż wyraz lekkiego niezadowolenia na jej twarzy zmienił się w niedostępną maskę. Głos zaś nabrał siły i zdecydowania. ”Albo teraz, albo nigdy...”

- Teraz i tutaj jesteśmy tylko my.
- Nie chcę dzielić cię z innym. Nie mogę mu cię odbierać
- Nie przesadzasz? Czy ja Ci wyglądam na czyjąś własność?

Obróciła się tak by patrzeć mu w twarz wprost, objęła jego pas swoimi udami. Nie potrzebna była jej jego niepewność.

- Nie, nie chodzi o to...

Otoczył jej talię ramionami i położył głowę na jej piersiach słuchając niespokojnego bicia jej serca. Nie chciał żeby patrzyła mu w twarz

- Nie rozumiesz. Przepraszam...

Uniosła my twarz na wysokość własnej.

- Za co mnie przepraszasz?

Nie mogła i nie chciała zrozumieć. Tak samo jak ni chciała tej rozmowy, nie po to tu przyszła. Musnęła raz jeszcze jego wargi swoimi...

-Chodzi o... stado... o mnie i o niego...

Nie potrafił logicznie myśleć gdy czuł jej usta na swoich wargach.

- Nie zniosę świadomości... że wrócisz do niego... że będzie Cię znów dotykał... obejmował...

Szeptał odwzajemniając się jej raz po raz podobną pieszczotą. Przywarła do niego ośmielona wzajemnością, mocno wpiła się w jego usta. Oboje chcieli, to wystarczyło. Miała słodki smak, pachnący jeszcze ostatnim papierosem. Przesunął ręce na jej biodra. Miała taką miękką, aksamitnie delikatną skórę. Ciepłą.

- Boję się tego co może się stać. Co mógłbym zrobić. Nie chcę wojny między stadami. Nie chcę wywołać nieszczęścia...
- Nie bój się, ja się Ciebie nie boję... Nie będzie żadnej wojny, u nas jest coś takiego jak swoboda wyboru. U nas, czyli w naszym świecie, a ja teraz wybrałam Ciebie.

Pilnowała się, żeby nie powiedzieć za dużo, żeby to wszystko nie prysło, więc tylko przysunęła się do niego jeszcze bliżej, tak by jej biodra stykały się z jego... Głos zaczął się jej łamać, słabnąć...
Wbiła paznokcie w jego plecy, nie mocno, ale z cała namiętnością jaka się od rana w niej budziła i przesunęła dłoń aż do jego kości ogonowej, zostawiając na skórze czerwone ślady. Girra zaś tracił resztki rozsądku. Wodził ustami po linii jej szczęki, smakował delikatnie skórę szyi, ramion. Choć wiedział, że będzie tego żałował. Płonął i nie chciał gasić tego pożaru. Teraz nie myślał o konsekwencjach. Wstał, unosząc ją w ramionach. Była krucha i delikatna jak dziecko. Ale należał do niej, wszystko było tak jak być powinno.
Podszedł z nią do drzewa opierając ją plecami o pień. Objęła go mocniej udami. Wsunął dłonie pod cienką koszulkę, pod jej łopatki chroniąc ją i oddzielając od szorstkiej kory. Całował szyję, usta, przymknięte powieki. Uniósł jeszcze wyżej smukłe ciało dziewczyny i przycisnąwszy mocniej jej biodra do punktu oparcia jaki dla niej znalazł, podciągnął w górę zabrudzoną krwią koszulkę. Pomogła mu zdejmując ją z siebie. Przywarł ustami do odsłoniętych bezwstydnie piersi. Pieścił językiem i gryzł delikatnie, pozbawiając ją tchu.

- Jesteś pewna... chcesz tego?

Szeptał bojąc się, że się zawaha, że odtrąci go .

- Nie odejdziesz, jak dzisiejszym rankiem?

Nastrój szlag trafił, czy on jest kretynem ? Mimo to przemogła się i odpowiedziała:

- Teraz nie odejdę.

Poczuł, że coś się w niej zmieniło. Wiedział, że mówi prawdę. Teraz była jego, póki ta noc będzie trwać. Potem świat może się skończyć. Podniósł głowę i patrząc jej w oczy rozciągnął usta w znanym już jej wilczym uśmiechu. Odsunął ją od siebie i postawił na ziemi, ciągle opartą plecami o pień. Objął dłońmi jej twarz i pochylił się wsuwając język w jej rozchylone w oczekiwaniu usta. Całował ją zsuwając dłonie wzdłuż jej szyi, na ramiona, piersi, gładząc je i uciskając delikatnie, by nie sprawić jej bólu. Pocałunek przy pocałunku poznawał dalej każdy fragment jej ciała. W końcu klęknął przed nią obejmując jej biodra i pieszcząc językiem brzuch, wnętrze ud i znów brzuch. Czekała drżąc na więcej, ale on tylko ocierał się ciepłym policzkiem o jej łono sprawiając, że poczuła się jakby trawiła ją gorączka. Ona nie chciała by przestawał, dla niej też ta noc mogłaby trwać wiecznie, a dzień nigdy nie nadejść. Odchyliła w tył głowę wyginając całe swoje ciało w idealny łuk. Powoli, jedną dłonią gładząc jego twarz przytuloną do swojego brzucha, drugą zsuwała ostatnią część ubioru jaki na niej pozostał.Gdy bielizna opadła z jej długich, zgrabnych nóg na samą ziemię przycisnęła jego głowę do siebie wplatając palce w jego gęste, długie, poskręcane włosy i upominając się tym o dalsze pieszczoty. Nie odmówił jej, najpierw poczuła jego zęby delikatnie skubiące skórę na jej wzgórku łonowym, a zaraz po tym ciepły, ruchliwy język wsuwający się pomiędzy jej uda. Jęknęła z rozkoszy, raz, drugi, jej ciało przeszywały za każdym razem dreszcze, tak silne, że kolana zaczęły się jej uginać. Napierała na jego twarz cała sobą, a on spijał jak nektar wszystkie soki, które jej ciało tak hojnie mu ofiarowywało. Krzyknęła gdy odsunął od niej swoje usta. Nie chciała, żeby przestał, nie teraz, gdy spełnienie i nasycenie były tak blisko. Wynagrodził jej to pocałunkiem, który zamknął jej usta i przyniósł smak, oraz zapach jej własnego ciała. Nie mogła oderwać od niego ust, przywarła do niego obejmując jego biodro swoim udem. Podniósł ją bez żadnego wysiłku, ale delikatnie i ciągle całując przeniósł na sam brzeg jeziora, tak by ich rozpalone ciała mogła obmywać wzbierająca woda. Ułożył ja tam i sam zdjął z siebie i tak skąpą już garderobę. Patrzyła z zachwytem na jego majestatycznie poruszające się mięśnie... Chciała mu dać wszystko czego mógł w tej chwili zapragnąć, a on pragnął tylko jej. Przykrył jej płonące pożądaniem ciało własnym, osłaniając ją od chłodu, który powoli zaczął roztaczać swoją moc nad nocą. Ogrzewał ją oddechem, szepcząc słowa, których nie chciała nigdy zapomnieć i nie umiała zrozumieć. Poruszała się w rytm jego namiętności, obejmując jego silne ramiona dłońmi, zatapiając w nie tylko paznokcie, ale i zęby, by jej głos grzązł tylko między ich dwójką... By wszystko co się teraz działo zostało tylko między nimi i tylko dla nich...

Wiele fal obmyło ich ciała nim Girra oderwał się od niej, jednak bez spełnienia dla któregokolwiek z nich. Coś było nie tak, pocałowała go w wyciągniętą nad nią szyję, spijając spływającą po niej kroplę potu. Gdy nie zareagował odwróciła głowę w kierunku w którym patrzył. Otaczał ich powoli zamykający się krąg fosforyzujących ślepi i gniewny warkot. Zacisnęła wargi odsuwając się od Girry. Nie miała pojęcia na co w tej chwili był gotowy. Ona zaś o sobie wiedziała doskonale co może zrobić by go osłonić - zostać na miejscu, uspokoić umysł, skupić się na tym co potrafiła zmienić, by ich teraz ratować. Spokój wmawiany sobie przez lata w tej sytuacji mógł w końcu przysłużyć się czemuś ważniejszemu, niż pozycji w grupie dzieciaków rojących sobie mit o własnej wyższości.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 15-03-2009 o 14:48. Powód: Literówki i dopisek : Post pisany wraz z Lilith.
rudaad jest offline