| Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”, piwnice z winem i żywym "inwentarzem"
Krasnolud ze spokojem przyjął napad histerii, jasnowłosej czarodziejki. Uznając iż taka energiczna reakcja jest lepsza od żadnej. Tymczasem mniszka zaczęła wyczyniać takie akrobacje, które krasnolud chętnie oglądał w bardziej ekskluzywnych lokalach, takich z czerwonymi kotarami i dużą ilością ładnych, acz skąpo odzianych kelnerek. Pomiędzy druga a trzecią syknęła.- Cholera, Ani słowa chwilowo dobrze?.-
Krasnolud tylko nerwowo przytaknął cały czerwony na twarzy i wybałuszając oczy na wyginająca się mniszkę. Udało jej się uwolnić jedną dłoń, co skwitowała triumfalnym uśmiechem, acz...Cóż, druga uparcie tkwiła w kajdanach. Zrezygnowana tak niefortunną sytuacją Miri wypytała krasnoluda o jego sekret i zdecydowała postąpić zgodnie z jego planem. Mniszka była lekko zdziwiona, gdy jej stopa wniknęła w gęsta brodę krasnoluda, zadziwiająco jedwabistą i miłą w dotyku. Dotknęła masywnej klaty współwięźnia...Było to dziwaczne doświadczenie dla średnio obytej w kontaktach damsko męskich mniszki. Przez chwilę nic się nie działo i Miri obawiała się czy i temu krasnoludowi ktoś nie poprzestawiał klepek w łepetynie. Ale, po chwili przez brodę zaczęły świecić linie, najpierw pojedyncza potem kilka ,wreszcie cały tatuaż jarzył się czerwonym blaskiem. Dłonie i jego szczupłe, jak na krasnoluda, palce pokryły się zielonkawym śluzem, który szybko trawił metal kajdanów.
Uwolniony od kajdan, krasnolud odskoczył wołając. - Jestem wolny! No a teraz...-
Spojrzawszy na mniszkę dodał.- ...Mamy problem.
Czar już przestał działać, krasnolud miał jednak jeszcze jednego asa w rękawie (a właściwie w brodzie).Wyplątał z niej długi drut, który z wprawą przerobił na wytrych. Zapewne nie pierwszy raz był w takiej sytuacji. Krasnolud z pomocą dłoni Miri wdrapał się na ciało mniszki i dosięgnąwszy kajdan rozkuł je. Było to dość frapujące przeżycie dla Miri, zważywszy że i jedwabista broda i krasnoludzki „taran” w gotowości bojowej ocierały się o nagie ciało mniszki. Sara nie zdobyła takich doświadczeń...Miri wzięła bowiem krasnoluda pod ramiona i uniosła na odpowiednią wysokość. Otworzył wtedy kajdany krępujące czarodziejkę. Opuszczony na ziemię skłonił się głęboko przed kobietami mówiąc.- Seander Mac’Treagan z klanu Mac’Treagan. Z kim mam przyjemność dzielić ten smutny los więźnia?
Wymieniwszy uprzejmości Seander dodał.-Drzwi pewnie zamknięte, ale mogę je cicho otworzyć. Problemem są ci za drzwiami. Obaj to emerytowani poszukiwacze przygód i co nieco umieją. Dochodzi do tego jeszcze wampirzyca o silnym zdolnościach mentalnych. Przydałby się jakiś plan działania. Południowe Lasy, pod murami Graiholm Ethan wykonał zamaszyste ciosy, a ciężko ranny elf nie miał większych szans. Rana spowalniała go, więc dosięgły go ciosy Ethana. Choć ostrze utknęło w podbrzuszu wroga (jako że twardy pancerz chroniący elfa nie dał się rozciąć), to jednak cios ten okazał się śmiertelny. I elf skonał...
Tymczasem Vivienne wykorzystując swój naturalny wdzięk nawiązała kontakt grupą nimfy. Gdy Aeterveris tylko zaprosiła grupę Daelion zapomniał od razu o obietnicach składanych nimfie i podszedł do dziewczyny mówiąc.- To chyba przeznaczenie cię tu sprowadziło ma pani, boś jest jak gwiazda jaśniejąca na nocnym firmamencie, jam jest Daelion z Gilh’eah. Od dziś, wierny sługa twego serca.
Krasnolud tymczasem nie przejawiał entuzjazmu białowłosego wojownika tylko spytał Raetara, który machnięciem dłoni odwoływał istnienie skorpioniej abberacji.- A ty? Kim jesteś? -Raetar, mędrzec podróżnik, uczony i mag.- odparł spokojnie. -Szukam kogoś. -To... nie była magia.- odparł Garrack. -Są różne rodzaje magii. -odparł Raetar. A Snafu Bolospinwinger rzekł.- Chodźmy do Tawroka. A kogo właściwie szukasz, magu? - Alfura Galaghera- odparł Raetar.- Znasz takiego? -Może, a po co ci on?- odparł nieufnie niziołek. -Muszę się z nim skonsultować.- odparł Raetar. Ethan tymczasem nie wzbudzając większego zainteresowania (jako że nie był, ani piękną dziewoją, ani tajemniczym magiem) zajął się łapaniem i uspokajaniem Huncwota.
Później zaś, gdy i Daelion i Snafu zabrali ze sobą raptory poległych elfów, ciągnąc je za uzdy. A Garrack wysłał swego skrzydlatego posłańca do Tawroka z wieściami. Wszyscy ruszyli w kierunku karczmy...Przy czym Daelion nie odstępował kapłanki na krok, prawiąc komplementy. Bardzo zmienne okazało się jego serce, zapewne dla tego iż sukcesu u nimfy nie uzyskał. Południowe Lasy, Graiholm, Tawerna „Pod dwoma kilofami”
W karczmie było dość tłoczno, choć z jakiegoś powodu nimfa nie zauważyła ani Gaalhila, ani nikogo z cywili, nie było też doradzającego Tawrokowi maga.
Zaraz po wejściu do karczmy Raetar krzyknął.- Szukam Alfura Galaghera, który to z was?
Sporej wielkości belsamethianin o miedzianych łuskach odparł.- Jestem Tawrok, ja tu rządze, a Alfur jest pod moją opieką. Po co ci on starcze? - Bo wiem, kim jest naprawdę.- dodał Raetar.- Członkiem wewnętrznego kręgu.
- Wewnętrzny krąg? Pierwsze słyszę.- odparł Tawrok. A Raetar odparł.- To mnie nie dziwi, do niedawna ja też o nich nie słyszałem. Ale on będzie wiedział, o czym mówię. Calvea czując sie już lepiej, rzekła buńczucznie.- Jeśli zamierzasz go skrzywdzić...
-O to się nie martw dziewczyno, nie interesuje mnie niczyja krzywda, a jedynie rozmowa z nim.- odparł Raetar. - Dość jest wrogów poza miastem, bym miał ich jeszcze szukać tutaj. Ukryta dolinka na południe od Phalenpopsis -Wolno nam chyba, co? – gnom wysłuchał odpowiedzi Rasgana z wyraźnym znudzeniem . - Wraz z moją panią, jej bliskim przyjacielem i naszym ochroniarzem wybraliśmy się na przechadzkę. To wszystko. Może lepiej ty mi powiedz, mości czarodzieju, skąd się tutaj wziąłeś i po co?- -Spacerek po równinie pełnej śpiących meglarów...Tylko wyjątkowy idiota lub bezczelny cham wymyśliłby taką kiepską wymówkę. Zwykłe nie twoja sprawa, byłoby uprzejmą odpowiedzią. Przynajmniej nie obrażałoby mojej inteligencji. Jestem ciekaw, z tego powodu iż jedynym wytłumaczeniem waszej obecności tutaj jakie przychodzi mi na myśl, to teleportacja. A wiem że ten rodzaj magii jest zablokowany.- odparł gnom. -Bowiem w promieniu wielu kilometrów nie ma osady z której moglibyście się na spacer udać, nie mówiąc o tym, że...nikt przy zdrowych zmysłach nie spaceruje po żerowiskach meglarów...Zresztą, nieważne. Idziemy do Arhaagu , jeśli chcecie się przyłączyć, to macie okazję, w grupie raźniej. Haradan Kuol Al Tahr słuchał odpowiedzi gnoma, pamiętając iż na skupiony na locie zwierzęcia czarownik nie odpowiedział na jego pytanie, mówiąc.- Nie rozpraszaj mnie teraz.
Następnie przedstawił się i poinformował obcą dla niego grupę o sytuacji w osadzie z korej przybyli.
Na jego słowa o wsi Mac’Baeth odparł.- Ale znajdą broń, na której im zbywa, najwyraźniej.
Podszedł do szczelnie zapakowanej torby i otworzył ją...Na ten ruch Turam krzyknął.- Nie rusz!
I podbiegł do czarownika.
Gnom wyciągnął czubek znanego Rasganowi i druidce berła, którego replikę widzieli u wuja Turama, Aywarga...Smoczą łapę z zaciśniętą na krysztale.
Zaś gnom spojrzawszy na nie rzekł.- A tak... słynne smocze berło Silberkinnów o legendarnej mocy...bezużyteczny szmelc.
Wsunąwszy berło do pakunku rzucił go krasnoludowi.- A więc musisz być jednym z ich rodu. A myślałem, że was wtedy, wszystkich wyrżnęli.
Po czym głośniej dodał.- Zbierajmy się, stąd zanim kolejny meglar pomarzy o posiłku. Nie należy toczyć pozbawionych sensu walk. A przy okazji, Mac’Baeth mi na imię.
Gnom ruszył na piechotę nie czekając na decyzje pozostałych, a jego gryf szedł obok. -Mistrzu powinieneś...-rzekł metalicznym głosem oręż gnoma. -Innym razem...- wtrącił Mac’Baeth.- To nie czas, na takie wieści.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
Ostatnio edytowane przez abishai : 18-03-2009 o 19:48.
|