Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2009, 19:31   #21
Makuleke
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Nie można powiedzieć, żeby John oczekiwał, iż tylko on został wyróżniony zaproszeniem na spotkanie z Earlem Ross, ale też nieco zaskoczył go fakt, że zebranych było - w jego mniemaniu - dosyć spore grono. Przy powitaniu szybko przebiegł wzrokiem po twarzach gości, na koniec kłaniając się im nieco niedbale, jakby nie był do końca przekonany do tego, co robi. Po chwili skierował wyczekujące spojrzenie na Persona, ale nie odezwał się ani słowem. W obecności tylu obcych osób nie czuł się zbyt pewnie.

„Szkoda, że nie przyszedłem pierwszy, może mógłbym zadać Rossowi parę pytań na osobności. Ale trudno, trzeba wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Ciekawe tylko, w jakim charakterze zaprosił tu tych wszystkich lordów i damy?”

- Przejdźmy więc do pokoju obok. Proszę za mną - powiedział po chwili Ross i wprowadził ich do sypialni, w której zastali Lucy i lady Farnorth. Po krótkiej prezentacji zaczął opowiadać historię, jaka spotkała jego cókę. Wszyscy zebrani słuchali jej z uwagą, na ich twarzach malował się wyraz mniejszego lub większego współczucia, natomiast mina Johna sugerowała, że jest on raczej zafascynowany niż zasmucony wydarzeniami, które stały się udziałem Lucy. Szybko jednak opanował się i również przybrał na twarz wyraz zrozumienia i ubolewania, który zachował aż do samego końca. Czuł na sobie ciekawe spojrzenia innych gości, ale starał się nimi nie przejmować.

„Ach, o to wam chodzi; nie słyszeliście o mnie wcześniej, widzicie mnie pierwszy raz w życiu i nie wiecie, czego się po mnie spodziewać. Ja za to wiem bardzo dobrze; los tej dziewczyny pewnie niewiele was obchodzi, a nawet jeśli, to i tak jest to dla was tylko kolejna plotka, o której zapomina się po kilku miesiącach. Patrzcie więc dalej na wasze przedstawienie i na mnie, jeśli tak was ciekawię” - nie szczędził w myślach złośliwości nikomu ze zgromadzonych. Jego stosunek do wyższych sfer był jaki był i raczej nie zapowiadało się, żeby szybko się zmienił. Tymczasem dotarł do niego przekazywany kolejno tajemniczy naszyjnik. John zauważył, że jest to faktycznie mistrzowska robota, z jakiej okazem nie spotkał się nigdy wcześniej. Chociaż, musiał przyznać, nie miał zbyt często do czynienia z biżuterią w ogóle. Tym bardziej jednak zadziwiło go staranne wykonanie wisiorka, szlif klejnotu weń wprawionego i misterne wzory splatające się na srebrnym filigranie. Przez moment wydawał się zaskoczony jakimś szczegółem, ale po chwili przekazał naszyjnik dalej.

Pojawienie się jeszcze dwóch mężczyzn - Willbarrowa i podróżnika w cylindrze wywołało małe zamieszanie. Ku zaskoczeniu chyba wszystkich w pokoju, Lucy powitała ogorzałego dżentelmena jako bliżej nieznanego nikomu Alberta, uwadze Weeltona nie uszło także imię celtyckiej bogini. Earl szybko jednak poprowadził ich z powrotem z salonu, zostawiając z córką jedynie jej ciotkę. Nieco zasmuciło to Johna, podobnie jak dosyć szybkie pożegnanie Persona. Weelton oczekiwał znacznie dłuższej rozmowy, ale rozumiał też pobudki ich gospodarza. „W końcu kto chciałby się narażać na jeszcze gorsze obmowy tych hien. Stary Person i tak już musiał wycierpieć wiele z ich plotek i wymysłów.”
John potwierdził przyjęcie zaproszenia na obiad skinięciem głowy i pożegnał się ukłonem równie niedbałym, jak ten przy powitaniu. Przechodząc obok zgromadzonych na tarasie polityków i chwytając ich przenikliwe spojrzenia po raz kolejny tego wieczora poczuł się nie na miejscu. Szybkim krokiem przeszedł przez ogród i wyszedł na ulicę. Dorożkarz już na niego czekał i John szybko wrócił do domu, każąc mężczyźnie ponownie po niego przyjechać jutro o czternastej.

***

Na korytarzu minął panią Vorbank, która, co zupełnie go zaskoczyło, zamiast jak zwykle obrugać go za włóczęgostwo i późny powrót, przyjaznym tonem zapytała, czy dobrze się bawił i czy nie życzy sobie może żeby podać coś do picia. „Zadziwiające, jak szybko może zmienić się szacunek ludzi, jeśli tylko pokazać im się choć raz w innym stroju” - pomyślał z odrobiną ironii i podziękował gospodyni za troskę. Chwilę później siedział już w swoim fotelu, trzymając w ręku książkę. Prześledził wzrokiem kilka pierwszych linijek „Zapomnianych mitów”, ale zaraz zgubił wątek i jego myśli od podań o ucieczce Diarmuida i Grainne wróciły do usłyszanej od Persona opowieści.

„Dziewczyna wyglądała, jakby przez cały czas była w szoku, zupełnie jakby spotkało ją coś przekraczającego normalne pojmowanie. Ale czy to możliwe, żeby... przecież, jeśli wierzyć podaniom, to już od setek lat nikomu nie udało się odkryć przejścia do Fearie, jeśli takie przejście ktokolwiek może znaleźć sam... Oczywiście, mogła po prostu nasłuchać się wcześniej mitów i legend a potem czymś się zatruć czy odurzyć, ale... jeśli to lady Farnorth, lub ktoś podobny był odpowiedzialny za jej wychowanie, to raczej mało prawdopodobne, żeby znała coś poza bajkami o Guliwerze. A na dodatek mówiła coś o dworze Rhiannon... zupełnie jakby chodziło o jakiś kraj z kontynentu czy zamek w Szkocji. Z całą pewnością w tej dziewczynie jest coś niezwykłego. Jeśli nawet rzeczywiście nie spotkało jej to, o czym pisały gazety, to i tak świetnie orientuje się w starych opowieściach i musi znać kogoś, kto mógł ją tego nauczyć...”
Tak rozmyślając, John zasnął, wciąż trzymając na kolanach rozłożony tom autorstwa von Dorsiego.

***

Kiedy się obudził, pierwsze, co poczuł to potwornie zdrętwiały kark. Weelton powoli wstał i z pewnym oporem rozprostował ciało. No tak, znowu zasnął w fotelu. A przy okazji wygniótł swój nowy frak.
„I w czym ja teraz pójdę na obiad u Persona?” - zapytał sam siebie. „Chociaż i tak chyba nie wykazałbym się poczuciem humoru, wkładając wieczorowy strój wczesnym popołudniem. Cóż, trzeba będzie znowu wybrać się na zakupy... Tylko ciekawe, czy starczy mi tego, co dostałem razem z zaproszeniem...”
Jak się po kilku godzinach okazało, pieniędzy wystarczyło na całkiem ładnie skrojony, ale niestety nieco już niemodny frak stalowoniebieskiej barwy. Resztę dodatków jak koszulę czy buty John musiał jednak zostawić sobie te same, co wczoraj. I mimo że jego wydatki były dość skromne, to na zakupach spędził niemal cały czas, jaki pozostał mu do umówionej wizyty. Punktualnie o czternastej stawił się pod jego domem dorożkarz, ale Morris nieco spóźnił się, pochłonięty przez niedokończoną wczoraj lekturę von Dorsiego. Dopiero pani Vorbank przypomniała mu o spotkaniu, wołając przez drzwi:

- Panie Morris, jakiś powóz chyba na pana czeka. Nie chcę się wtrącać w pańskie sprawy, ale stoi przed bramą już dobre dziesięć minut - dodała tonem mówiącym, że wprost pożera ją ciekawość, gdzież to wybiera się jej nowy "ulubiony" lokator.

„No ładnie, spóźniłbym się na tak ważną rozmowę. Jednak ludzka wścibskość bywa czasem pożyteczna.”

Weelton pospiesznie wyszedł z kamienicy i dorożka ruszyła do domu Earla Ross. Było mniej więcej za kwadrans piętnasta, kiedy pojazd pojawił się pod londyńską rezydencją Persona. John miał nadzieję, że tym razem będzie pierwszym, który przybędzie na spotkanie, jako że miał nadzieję zamienić parę słów na osobności z ojcem Lucy.
 
Makuleke jest offline