Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2009, 09:07   #22
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kurt już po kilku minutach mógł żałować swej pochopnej decyzji. Ten halfling to chodzące kłopoty. Ale żeby o gotowaniu miał takie pojęcie… Eh szkoda słów. Z miłą chęcią by przekąsił sarni comber albo gulasz z dzika, ale lisa! O nie, lis stanowczo przez gardło mu nie przejdzie. Zdarzało mu się w życiu jadać takie specjały jak wrony czy psy i dziękował Sigmarowi, że mu taką ucztę zgotował. Natomiast nie widział teraz potrzeby rzucania się na jakiegoś ledwo, co ubitego rudzielca. Nie na darmo go ten myśliwy oskórował od razu. A mięso pewnie dla jakiś psów trzymał albo do jakiejś pułapki chciał użyć . Nawet jakby powisiało to truchło z dwa tygodnie to i tak by nie skruszało. Nawet jakby przeleżało w marynacie kolejny tydzień to i tak by nie stracił podłego zapachu. O nie, ten Mały jest równie niebezpieczny przy garach jak przy kartach. Ale nie tylko to go zaskoczyło tego ranka.

Jakże się zdziwił patrząc na przedstawienie, jakie im raczył odstawić ten szalony krasnolud. Kurtowi przed oczyma pojawiła się wizja braku pieniędzy i konieczności udziału w przedsięwzięciu pod dowództwem tego Thordwalson… i nie była to miła jego sercu perspektywa.

Wojak dokończył śniadanie, dopił piwo – a w rzyci cię mam, pomyślał o propozycji krasnoluda i już miał wstawać, gdy ni stąd ni zowąd przypałętał się Dankan.

- Tego krasnoluda też zaproszę, nie obrazisz się Panie?

- właściwie Mały, to niestety musimy zmienić nieco nasze plany. Nie czekaj na mnie z tymi frykasami. Innym razem poucztujemy. Ale jak będziesz spędzał czas w gospodzie to się tam podowiaduj czy nie warto wejść w wyprawę po ten skarb.

Puścił konfidencjonalnie „oko” halflingowi. Już miał wstać i opuścić główną salę, ale i tym razem go coś powstrzymało… Był to widok, którego na takim odludziu nie chciał sobie odpuścić. Z dużą gracją i niemałą kokieteryjnością przemaszerowała niebieskooka niewiasta. Flucher ocenił wprawnym okiem proporcje, gibkość i uśmiechnął się do swoich myśli.

Jak każdego przedpołudnia przygotował się, aby rozruszać wierzchowca i wyjechał z faktorii w kierunku przełęczy skąd spodziewał się nadejścia sierżanta Horgsona i jego kuszników. Nie wypuszczał się zbyt daleko sam, tym bardziej, że strzaskane niedawno żebra skutecznie o sobie mu przypominały. W pokoju trochę się namocował z założeniem zbroi kolczej. A i wysiłek, jaki wkładał w poruszanie się w jego typowym, wojskowym moderunku kazały mu pamiętać, że rany już się nie goją na nim jak kiedyś.

Trafił im się nawet pogodny dzień. Pewnie jeden z ostatnich. Za niedługo przyjdą deszcze, a po nich śnieg i na dobre ugrzęźnie w tej dziurze. Ale póki co słońce przyjemnie grzało. Lekki wiatr od strony zaśnieżonych szczytów przyniósł świeży zapach gór. Kurt siedział w siodle i wpatrywał się w przełęcz. Bardzo chciał zobaczyć jakiś ruch, jakieś sylwetki, lecz tak jak wczoraj czy przedwczoraj nie było mu to dane.

- Poczekam na karawanę tego całego Groba. Jeżeli z nimi nie przyjedzie Horgson to pewnie przed zimą nie ma, co go wypatrywać. A w takim układzie trzeba będzie znaleźć inny sposób na dołączenie się do reszty oddziału. Powiedział sam do siebie.

Postał tak chwil parę i zawrócił konia. Chciał jeszcze trochę przegonić Kobyłę - jego kasztankę by wrócić do faktorii i zażyć jedynej rozrywki, jakie oferowało to miejsce…

Nim podkute kopyta zaczęły na dobre stukać o kamienistą drogę w miarowym tempie. Do uszu Kurta dobiegł odległy huk. Wstrzymał wierzchowca i zwrócił się w stronę przełęczy. Uważnie się w nią wpatrywał nasłuchując. Niestety nic nie zdradzało co to mogło być, czy grzmot nadchodzącej burzy, czy może jakaś skalna lawina, a może i jeszcze co innego…

Obrócił konia wsparł się na łęku i kierowany jakiś dziwnym przeczuciem uporczywie wpatrywał się w dal. Od przełęczy dzieliło go kilka kilometrów, jednak skaliste podłoże nie sprzyjało gęstej roślinności. Dlatego przed jego oczyma rozpościerał się wspaniały widok. Jednak nic tam nie mógł dostrzec. Może kto inny westchnąłby z zachwytu nad potęgą gór. Może kto inny zwróciłby uwagę na parę orłów kołujących wysoko nad szczytami ale w tej chwili dla Kurta to było jedno wielkie nic. Kobyła zaczęła nerwowo strzyc uszami, po chwili stało się dla niego jasne co napawa ją takim niepokojem. Z oddali dało się słyszeć wycie wilka… po chwili dołączyły się do niego kolejne.

Uspokajał ją poklepywaniem po karku, jednak sam też stawał się coraz bardziej nerwowy. Tak jak brutalnie przerwały swoim wyciem ciszę tak bez zapowiedzi zamilkły. Flucher nie liczył czasu jaki spędził wpatrywanie się w tę cholerną przerwę między dwoma górami. Ale gdy zimny dreszcz przebiegł mu po plecach wiedział, że nie zmarnował tego czasu. Dałby sobie odciąć lewą rękę iż widział kogoś przemykającego po grani. Jakiegoś jeźdźca… chyba na wilku.

- Kurt do reszty ci się we łbie popierdoliło na stare lata, powiedział sam do siebie i ukuł konia ostrogami. Miał zamiar podjechać kilkaset metrów, może i pół kilometra nie więcej…
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 16-03-2009 o 21:52.
baltazar jest offline