Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2009, 00:11   #24
DrHyde
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Josef Huldbringen & Lizzie

Snogar wpadł niczym kula armatnia. Josef spojrzał na krasnoluda z dużą dozą dystansu. Lizzie zrobiła zdziwioną minę i duże oczy. Widać raczej zaskoczyło ją zachowanie Snogara. Długa jednak nie zwracali na to uwagi. W zasadzie w ogóle. Josef złapał lekko rudowłosą pod rękę, czego nawet nie spostrzegła. Dopiero jak się odezwał zareagowała.

- Nie mam pojęcia o czym plecie ten nawiedzony krasnolud, ale po drodze mi do mego celu, o którym wcześniej już mówiłem. Jeśli chcesz możesz się wybrać ze mną.


Spojrzała na niego swoimi dużymi oczami i teraz zauważył, że ma je dwojakiego koloru. Jedno zielone, a drugie fioletowe, które dość znacznie kontrastowały z jej rudymi lokami. Uśmiechnęła się jedynie, próbując lekko oswobodzić swoją rękę.

- Po tym co widziałam, nie jestem pewna, czy nawet największa oaza spokoju nie wykipiałaby w jego towarzystwie. Mówicie panie, że cel wam po drodze? Jak bardzo po drodze?
- Mówiła to swoim przemiłym głosem, ale odrobinę ciszej, tak, aby Josef musiał się bardziej zbliżyć. Otarł rękawem brodę i nachylił się w kierunku rudowłosej. Uśmiechnął się serdecznie.

-Bardzo... - Nachylił się ustami do ucha. - Bardzo po drodze kochaniutka. Jeśli chcesz możesz dosiąść mego ogiera. To rosłe bydle. - Zaśmiał się gromko. Dziewczyna o dziwo nie zmieszała się, ani nie trzasnęła go w policzek, co zrobiły by pewno inne dziewki słysząc taką propozycję. Josef jednak przywykł do tego. Baba bez charakterku do garów się jeno nadaje i koryto dać, a nie w łożu sakwę przetrzepać. Pewnie już miała do czynienia z takimi napalonymi ogierami, gotów podążyć choćby na śmierć, byleby sobie ulżyć. Osunęła się trochę, kryjąc uśmieszek w rękawie. Chwilę potrwało, zanim odjęła rękę od ust, a wtedy rzekła.

- Same słowa słyszę i to jakie śmiałe, a jak na razie żadnych czynów. – Josef w moment zrozumiał, że dziewuszka źle pojęła. Po raz kolejny gromko się zaśmiał.

- To ci panienka sprośna! Lubuję takie. Do czynów daleko moja miła, bo o ogiera w stajni mnie chodziło. Co by panience raźniej było, swe siodło proponuję! Ha Ha Ha! - Dopił na raz piwo i huknął o stół kuflem.

Lizzie także najwyraźniej udzielił się humor jej towarzysza, gdyż twarz miała nieźle oblecianą rumieńcem, którego mimo wszystko nie można było ukryć. Chwila dobra minęła, nim i ona wymęczyła swój kufel, czymś trzeba było zwilżyć suche gardło.

- Przeszła bym się na spacer, duszno tutaj. Zechcesz mi dotrzymać towarzystwa?


Josef momentalnie wstał nim Lizz się podniosła, przez co od razu dostrzegła dobre maniery, których mimo wszystko wojak nie był pozbawiony. Przetarł lewym rękawem upaprana brodę i ściągnął rękawicę z prawej.

- Służę dłonią panience. Zaszczytem będzie dla mnie towarzystwo tak pięknej osoby. Zbyt wiele czasu nie mamy, ale nim się wszyscy zbiorą możemy śmiało ruszyć za nimi. Byle ich z oczu nie stracić. Kurt! Zapisz nas na tę wycieczkę w okoliczne tereny! - Podał dłoń Lizzie i lekko się skłonił.

Dziewczyna była troszkę zaskoczona dobrymi manierami, ale Josef zanosił się właśnie na takiego szlachetnie urodzonego Pana. Gdyby nie jej fach i odrobina wyczucia, stała by jak taki słup, ale że zdarzyło jej się podglądać to i owo, wiedziała co trzeba zrobić. Wyszli z przybytku, żegnając resztę wzrokiem. Gdy znaleźli się na świeżym powietrzu, zrobiło się jej wyraźnie lżej.

- Od razu lepiej... Chodźmy może w stronę tej kapliczki Sigmara, tuż za faktorią, całkiem osobliwe miejsce... – Zaproponowała. Na to Josef nieco się skrzywił i splunął w ziemię.

- Zacna to propozycja. Jednak taki tam sztywny klimat jakiś. Proponuję, do mej chaty się udać, którą tu na jakiś czas wynająłem. Tam nieco przybliżę powody, które mnie tu sprowadzają. Nie ufam ostatnio obcym, więc weź pod uwagę i ten fakt kwiatuszku.
- Oparł się na mieczu i spoglądał głęboko w oczy młodej rudowłosej.

- Twoja propozycja jest również kusząca. Jednakże i ja nikomu nie zwykłam zawierzać od pierwszego spotkania. Sam powinieneś to zrozumieć.

- W pełni. W takim razie jeśli się zdecydujesz to zapraszam. Mieszkam na przeciw sklepu Paula. Ja tymczasem odpocznę po podróży nieco.

- Jak sobie chcesz, nie obaczę was odwiedzić. W takim razie i ja mam kilka spraw do załatwienia, pozwólcie, że tedy się rozejdziemy. Miło było cię poznać, Josefie.


- Mi również Lizzie. - Ucałował jej dłoń. - Uważaj na siebie. To niebezpieczna okolica. W razie czego możesz na mnie liczyć.

- Potrafię sobie poradzić, już sam fakt, że tutaj dotarłam powinien o czymś znaczyć. - Odparła na odchodne, uśmiechając się przy tym. - Nie tylko mężczyźni potrafią sobie radzić.

- Wiem o tym lepiej niż ci się wydaje. W Kislevie nie jedna baba potrafi jeb... chlasnąć w ryj niczym rosły ogr.
- Josef pomasował się po policzku. - Bywaj Lizzie. Do zobaczenia później. Zapamiętaj jednak, że liczyć na mnie możesz. - Zarzucił miecz na plecy i ruszył w kierunku chaty.

- Mam nadzieje, że wtedy okoliczności będą bardziej sprzyjające do rozmowy. Do zobaczenia. - Pożegnała go na koniec i ruszyła w swoją stronę.
 
DrHyde jest offline