Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2009, 14:44   #25
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Dwie godziny po południu

Pogoda w górach lubi się zmieniać szybko, szczególnie o tej porze roku. Jeszcze dwie godziny temu słonko doprawdy rozkosznie przyświecało, a teraz zasłoniły je stalowoszare chmury z których zaczęły sypać się pierwsze płatki śniegu. Wyraźnie też się ochłodziło.


- Musimy się pospieszyć - mruknął Ekhard do Franceski.
Faktycznie powinni, bowiem choć mieli do faktorii jedynie kwadrans, wiatr który zerwał się przed chwilą dokuczliwie kąsał, a płatki śniegu osiadały im na rzęsach i włosach.

Ale to były Góry Krańca Świata, tu przeżyć mogli jedynie ci najtwardsi i ulepieni z najlepszej gliny.
Przez chwile milczeli poświęcając większość uwagi by nie potknąć się śliskich kamieniach.
Trzeba przyznać, że nie wiadomo co planują bogowie, ale oboje mogli dojść do wniosku, że sytuacja i ludzie jacy znaleźli się w faktorii to dziwny zbieg okoliczności.






Joachim powoli uchylił drzwi kantoru i przestąpił próg.
Miejsce w którym się znalazł nie odstawał standardami od innych w faktorii.
Ot po prostu zbudowana z grubych bali izba, z wąskimi otworami okiennymi zaciągniętymi błonami, solidnym kontuarem na środku i zawalona rożnymi rodzaju produktami ustawionymi na pólkach i po kątach.
Choć jak się zdawało większość słojów i beczułek była jedynie w nieznacznej części zapełniona.

Drzwi równie toporne jak reszta kantoru, prowadziły na zaplecze i to właśnie z nich, słysząc skrzyp otwieranych drzwi wynurzył się krasnolud.
Był znacznie młodszy od Snogara i chyba drzemał jeszcze przed chwila, bo tarł kułakiem oczy.
- Jestem Snorii. Czym mogę służyć ? Potrzeba zapasów, bełtów, strzał ? A może oleju do lamp, czy skór ? Możemy tez wynająć chatę, na zimę, została nam jeszcze jedna, ale o cenie musisz człowieku porozmawiać ze stryjem... Zaraz go zawołam...



Lizzie rozbawiona nieco propozycja Kislevczyka weszła do swego pokoju. Choć słowo pokój było tu użyte nieco na wyrost.
Izdebka była bowiem mała, nie większa niż dwa na dwa metry, a sporą część przestrzeni zajmowało niewygodne (o czym mogła się przekonać w nocy łóżko)

Małe okno, przepuszczało niewiele światła nawet w słoneczny dzień, a teraz, gdy się zachmurzyło panował tu po prostu półmrok.
Zapaliła kaganek i usiadła na krawędzi posłania.
Musiała sobie przemyśleć wydarzenia dzisiejszego przedpołudnia. Czy ten Snogar faktycznie odkrył drogę do skarbu ?
Jeśli tak przez całą zimę zapewne będzie próbował się do niego dostać, nie zważając na pogodę i niebezpieczeństwa.
Ale nawet jeśli go zdobędzie i tak nie opuści doliny przed wiosną, a przełęcz przez którą można się z niej wydostać lada dzień zawalą śniegi.
Oparła podbródek na dłoni i zaczęła się zastanawiać.



Josef obrzucił wzrokiem swą chatę.
Musiał przyznać, że krasnolud policzył mu dość tanio. 2 złote korony za tydzień, nie było to jeszcze suma ogromną, szczególnie teraz gdy pojawiła się szansa odpracowania jej w karkołomnym przedsięwzięciu jakim na pewno było poszukiwanie skarbów o tej porze roku.
Podszedł do stołu i nalał sobie do kubka wina. Bylo cierpkie i kosztowało koszmarnie drogo biorąc pod uwagę jego smak, ale Kislevczyk miał nadzieje, że zmieni się to gdy dotrze tu karawana tego Groba.
Postanowił podjąć decyzję co zrobi dalej, gdy dowie się kiedy krasnolud ma zamiar wracać do cywilizacji.
Gołębie jajo - mruknął. W istocie nawet zakładając, że miejscowi przesadzali opisując jego wielkość, Fregar mógł natknąć się na coś naprawdę wielkiego.

Zamyślony podniósł kubek do ust.




Tak mniej wiecej wygladaja chaty do wynajęcia (te w faktorii mają płaskie dachy)



Dankan uboższy o prawie całą koronę wracał do gospody jednak w dobrym nastroju. Jeśli uda mu się zostać kucharzem wyprawy, nie będzie musiał narażać się dla pensów przy kościach, a przecież wiadomo, ze nigdzie i nigdy kucharze nie chodzą głodni.
No i skarb przecież. To by było coś ! Zostałby najsłynniejszym członkiem gildii w swoim mieście !
To przypomniało mu o paczuszce, postanowił więc, że zanim zabierze się pichcenie obiadu sprawdzi co w niej jest.

Niestety w karczmie pan Flucher grzecznie lecz stanowczo wymówił się od dzisiejszego poczęstunku.
Nic to - pomyślał niezrażony halfling. Nie wie co traci i pognał do swej izdebki na pięterku.

Tu starannie zamknął drzwi i drżącymi rekami wyciągnął paczuszkę. Była opakowana w szary papier i mocno opleciona sznurkiem. Nie było to pudełeczko, bo naciskana miękko się uginała pod palcami.
Dopiero teraz zobaczył koślawo napisane litery układające się w zdanie, którego Dankan i tak nie potrafił odczytać :

Dla panny Amelii .

Gorączkowo rozerwał opakowanie i wyciągnął... no właśnie co ?
Wyglądało to jak spodnie, ale kto nosiłby spodnie z takiego cienkiego materiału ?
W dodatku jakieś krótkie jak dla człowieka i z falbankami na końcu ?
Przymierzył je żałując, ze nie może się przejrzeć w lustrze, czy strumyku.
Sięgały mu prawie do kostek, lecz były zdecydowania za szerokie. Już miał je zdjąć, gdy znieruchomiał słysząc skrzyp drzwi i błyskawicznie się odwrócił.
W drzwiach stał Gruby Kurt i z rozdziawionymi ustami przypatrywał się Dankanowi.
Bo i nie co dzień można zobaczyć halflinga ubranego w ciepłe, zimowe, damskie reformy sięgające mu od pach po owłosione stopy.
- Ja ten... - zająknął się karczmarz - znaczy ...kuchnia gotowa, jak chcesz z niej skorzystać...
Po czym zamknął drzwi i pospiesznie odszedł mrucząc coś pod nosem. Co ? Może lepiej że Dankan tego nie słyszał ?






Kurta wyrwało z zadumy odległe wycie wilka.
Podniósł głowę i rozejrzał się czujnie. Po chwili usłyszał jeszcze inne wilcze odzewy i zmarszczył brwi.
To było zdecydowanie za wcześnie by drapieżniki zapuszczały się w pobliże ludzkich sadyb.
Jakiś ruch przyciągnął jego uwagę. Po skalnej grani, gdzie wiodła wąska ścieżka, przemknął niewyraźny kształt. Zbyt niski jak na człowieka, poruszał się też o wiele za szybko.

Przywiązał klacz do rachitycznego krzaczka i z bronią w ręku wspiął się na wyniesienie. Tu pochylił i zaczął bacznie badać ziemie. Na cieniutkiej warstwie śniegu, powoli roztapiającego się na zeschłych trawach ujrzał jedno... drugie odbicie wilczej łapy.
Teraz wiedział, ze nie zdawało mu się. Pojedynczy trop wilka jaki znalazł mocno odcisnął się w podłożu.
Po chwili jednak wzruszył ramionami. W końcu to Góry Krańca Świata i wałęsające się wilki mogą być tu czymś normalnym.



Yuri zostawił pożyczonego od jednego ze strażników konia i wspiął się na zarośnięta skarpę. Miał z niej dobry widok na przeciwległy brzeg Strugi i porastający go zagajnik.
Na pierwszy rzut wydawać się mogło, że wszystko wygląda normalnie. Po drugiej stronie drogi ujrzał Franza i Hugo, którzy też widocznie wysforowali się przed karawanę i teraz kręcili pośród kamiennego kręgu.
Malec pokazywał z duma upolowanego zająca strażnikowi i Yuri już uśmiechał się w duchu wyobrażając sobie jak halfling będzie przechwalał się podczas wieczerzy.

Już miał zejść na dół, gdy rzucił ostatnie spojrzenie w stronę kamiennego kręgu. Franz właśnie jakoś dziwnie potknął się, zatoczył, po czym machając rekami w daremnej próbie uchwycenia się czegoś, zwalił na wznak. Nawet z tej odległości rajtar mógł zobaczyć czarnopiórą strzałę stercząca mu z piersi (skąd strzelają - pomyślał, przecież nie z drugiego brzegu ?) i dwóch orków wyłażących na urwisko od strony rzeki.



Hugo pociągnął nosem, bo ucho paliło go piekielni i miał zamiar pokazać paskudnemu strażnikowi język w całej okazałości, gdy ten otworzył usta, i zwalił się ziemie rzucając się na niej na niej jak wyrzucona na brzeg ryba.
Z ust buchała mu krew i nawet nie znający się na tym halfling zrozumiał że jest już po Franzu.
Obejrzał się i ujrzał odcinająca się na tle nieba sylwetkę orczego łucznika, wysoko na grani.
To był co prawda cud, że z tej odległości trafił człowieka, ale widząc, ze strzelec ponownie naciąga cięciwę Hugo nie miał zamiaru czekać.
Błyskawicznie schował się za jednym z kamieni wystawiając tylko głowę.
Na chwile zamarł, bo oto na urwisty brzeg, może 30 metrów od niego wdrapywały się właśnie dwa orki.

Od strony drogi było słychać turkot zbliżających się w pędzie wozów i coraz bliższe wilcze wycie...



 

Ostatnio edytowane przez Arango : 17-03-2009 o 20:54.
Arango jest offline