Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2009, 16:55   #15
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Nie spieszył się, przyszło mu więc z wielkim żalem zapłacić tak niechciany trybut. Spojrzał na księży ze spokojem, choć jego serce bynajmniej nie pałało do nich miłością. Wrzask czy zamieszanie, wszędzie gdzie one, tam na końcu klecha, tu nawet parka. Zbyt głupi by nadążyć za równie nierozgarniętym plebsem. Zostało mu jedynie westchnąć tłumiąc niepożądaną irytację. Czuł, że niewiele mu brakuje by przyzwyczaić się do niej na dobre. To zaś zawsze okazywało się być tragiczne w skutkach. Postanowił się więc czym prędzej od nich oddalić. Niestety dzień nie miał ochoty umilać mu i tak już męczącej podróży.

Już od bardzo dawno przyzwyczaił się do faktu, że w stosunkach z innymi ludźmi szybko ogarnia go irytacja. Choćby nawet niewiadomo jak bardzo zaintrygowaliby go podczas pierwszego kontaktu. Babcia Galina już dawno przekroczyła tą granicę, toteż nawet przez moment nie pomyślał, że jego reakcja jest nieco przesadzona. Sam nie wiedział, może na starość postradała zmysły. Zawsze też mogłaby być po prostu zbyt głupia by dojść do wniosku, że należy do grona osób, które lepiej omijać szerokim łukiem. Pewnie gdyby nie uznał tego za niewybaczalną stratę czasu, kazałby jej zjeść tego kota, o którym wciąż i wciąż biadoli. Męczył go jej głos, starość i zapowiedź nieuniknionego końca, który wręcz od niej emanował. Wszystko to sprawiało, że jeszcze mocniej dręczył go czas, który bez większych sukcesów marnotrawił.

Wrzaski zmusiły go do zaciśnięcia zębów. Musiał być opanowany i wiedział o tym doskonale. Inaczej wszystko mogło skończyć się fiaskiem. Porażka natomiast byłaby o stokroć gorsza, niż wszystko co do tej pory z niebywałą cierpliwością znosił. Raz jeszcze postanowił spróbować szczęścia i odnaleźć coś godnego jego uwagi. Trzeba przyznać, że się nie zawiódł.

Widok tej dziwacznej, ludzkiej karykatury jeszcze nie tak dawno tryumfującej nad pokonanym rywalem, wzbudził w nim mieszane uczucia. Ku jego zaskoczeniu, zdziwienie stłumił zadziwiająco szybko. Mimo wszystko podobnych widoków spodziewał się już znacznie wcześniej, zważywszy na ten wszechobecny siarczany fetor. Zaczepiony przez Galinę, spojrzał w dół z czymś na wzór współczucia.

- Powiedzmy, że pan na wysokościach stracił cierpliwość. – Zdobył się nawet na coś co przypominało uśmiech. Ten szybko jednak zniknął, podobnie jak uwaga poświęcona wieszczce.

Benet nie czekając ani chwili dłużej, postanowił podejść trochę bliżej osobliwej istoty. Chciał zbadać tą sprawę. Czuł, że za tym co właśnie obserwował, swoimi mimo wszystko nadal nieco niedowierzającymi oczyma, kryło się coś co zrekompensuje mu ten przeklęty dzień. Nie przeliczył się. Jego serce zaczęło rwać się jak szalone. Jak gdyby samo chciało sięgnąć po przedmiot, który tak go zainteresował. Mimowolnie ruszył do przodu. Opamiętał się jednak i stanął jak wryty w pierwszym pierścieniu ludzi otaczających Alfredo. Nie mógł działać tak szybko. Ten przedmiot był zbyt cenny. Nie znał człowieka, choćby nawet pogrążonego w najgłębszych otchłaniach obłędu, kto pozbyłby się go tylko z takiego powodu. Był jednak świadom istnienia istot, które zdolne byłyby do czegoś takiego. Powróciły wspomnienia z odległych czasów, kiedy to wędrował po Brytanii. Potrząsnął głową, zmuszając swe pobudzone myśli do posłuszeństwa. Nie wierzył, by ktoś tego pokroju mógł przemykać tuż pod jego nieustannie czujnym wzrokiem, lecz przede wszystkim umysłem. Toteż niknięcie tego kleryka nie wzbudziła w nim podejrzeń. Takie zdenerwowanie, nawet w młodym wieku potrafi zwrócić ku nam nieprzychylne spojrzenie kostuchy. Wiadomość o fakcie znalezienia tak cennego przedmiotu pod drzewem rzuciła odrobinę światła na sytuację. Ponownie został zmuszony do walki z budzącą się ekscytacją. Wywoływał ją sam obserwowany przedmiot, czy może fakt, że musi oznaczać zbliżanie się do celu. Tego nie był w stanie stwierdzić, toteż szybko porzucił swe starania w tej materii. Nauczony doświadczeniem, przyjął najgorszy scenariusz jaki zrodził się w jego umyśle. Na ten artefakt mogły oddziaływać bardzo silne emocje, a pośród tego chaosu niechybnie zmieniłby się w podobną temu głupcowi istotę. Raz jeszcze otaksował obdarowanego dodatkową parą rąk i kłami. Szybko jednak powędrował wzrokiem ku mężczyźnie, który odciągnął biadolącą i niezbyt urodziwą nagrodę Alfredo. Wolał jednak nie ulegać nagłemu przypływowi rozbawienia, które z taką siłą przyciągał ten groteskowy widok.

Na jego twarzy pojawił się złowrogi uśmiech. Nie zważając na nic i niesiony swym niezwykłym podekscytowaniem wdarł się do umysłu nieszczęśnika, który w swej głupocie zdecydował się wyjść przed szereg. „Pochwyć i przechowaj go dla mnie, moja marionetko.” – Był zbyt pobudzony by zważać na subtelność. Toteż głos miał niesamowicie władczy. Zaczął działać, pewien jedynie tego, że nie weźmie artefaktu do rąk, tak długo jak nie znajdzie się zaginiony franciszkanin.

Tak, dzisiejszego dnia tylko cierpliwość może dać mu zwycięstwo.
 
Rusty jest offline