Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2009, 18:16   #5
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
David Taggart


Ruszyles w strone domu. Drzewa rzucaly przyjemny cien chroniacy od radosnych i dosc upalnych promieni slonecznych. Mimo, iz pogoda nastrajala raczej pozytywnie twoje mysli uparcie nie chcialy poddac sie jej dzialaniu. Dziwne napady niepokoju, gdy przejezdzales przez nieco gesciejsze zakatki lasu. Wrazenie bycia obserwowanym, mimo ze nikogo w poblizu nie bylo.




Silny przymus by dobyc.. miecza (?), by byc przygotowanym na atak... krwiopijcow (?). Absurdalnosc mysli, ich nawal i chaos jaki powodowaly sprawil, ze czules sie bardziej zmeczony niz w chwili gdy opuszczales dom.
Wreszcie twoim oczom ukazaly sie zabudowania rancza. Znajomy widok podzialal nieco kojaco. Przynajmniej byles tu bezpieczny... Bezpieczny?! Skad u licha sie to bierze?! ... Czujac, ze znow zaaczynaja cie ogarniac niestworzone i zdecydowanie niepokojace mysli i wrazenia zostawiles Sadze jednemu z ludzi pracujacych przy stajni, a sam nerwowym krokiem ruszyles w strone domu.
Czules jak powoli opuszcza cie spokoj. Rzecz niezwykla gdy wezmie sie pod uwage fakt, ze byles mezczyzna o stalowych nerwach i niekonczacej sie cierpliwosci. Nagla potrzeba wychylenia szklaneczki czegos mocniejszego dodatkowo potwierdzala, ze cos jest nie tak jak byc powinno. Ze z toba jest cos nie tak...
Drzwi prowadzace do glownego budynku staly otworem zachecajac do przekroczenia progu i zanurzenia sie w przyjemnie chlodne wnetrze. Ponaglany coraz mocniejszym pradnieniem ruszyles prosto w strone barku mieszczacego sie w salonie. Krysztalowa karafka stala tam gdzie zawsze. Bursztynowy plyn, ktory sie w niej znajdowal, kusil obietnica zapomnienia, oderwania sie od rzeczywistosci, ucieczki przed natretnymi myslami...

- Na twoim miejscu zastanowilabym sie dwa razy. Whisky ci raczej nie pomoze, a wrecz moze rzeczy mocniej skaplikowac.


Kobiecy glos dobiegajacy zza twoich plecow sprawil, ze omal nie upusciles szklanki, ktora jakims sposobem znalazla sie w twojej dloni. Odworciwszy sie napotkales lekko rozbawione spojzenie brazowych oczu. Wlascicielka spojzenia stala przed toba w eleganckim topie koloru umbry i dopasowanych do niego kolorystycznie spodniach. Calosc dopelnialy sandalki w kolorze zblizonym do porannej kawy z mlekiem.

- Mniemam, ze stoje przed Davidem Taggartem, bylym policjantem, wspolwlascicielem biura podrozy „Conquistador", wlascicielem tego rancza i ... milosnikiem pewnej starej ksiegi.

Dodala przenoszac rozbawienie na karmazynowe usta, ktore rozchhylily sie w delikatnym usmiechu odslaniajac idealnie biale zeby. Jednoczesnie jej dlon na chwile przyslonila sppojzenie ukazujac biala legitymacje w skorzanej oprawce.

- Laura Angelic, Federalne Biuro Sledcze. Mam dla pana pewna wiadomosc.

Kartka papieru, ktora podala ci agentka nie wzbudzilaby moze twojego niepokoju gdyby nie plamy zaschnietej krwi "zdobiace" ja w paru miejscach.





Anna



Strach potegowal sie z kazda chwila. Nie wiedzialas dlaczego sie boisz, ale inaczej owego odczucia nie dalo sie wyjasnic jak wlasnie strach. Czulas, ze za chwile cos sie stanie. Okropne przeczucia otulily cie szczelnie niczym nazbyt dopasowany plaszcz.
Podskoczylas niemal pod sufit gdy na dole rozlegl sie dzwonek. Wsluchalas sie w odlos krokow matki dazacej ku drzwia, zupelnie jakby od tego zalezalo twoje zycie. Cos w tobie krzyczalo by ja powstrzymac, by zaryglowac drzwi i ... chwycic za kose (?). Nagle nabralas tez ogromnej ochoty na miseczke (!!) cieplego mleka.
Do rzeczywistosci przywrocil cie przerazajacy okrzyk matki zakonczony jekiem i odglosem upadajacego na podloge ciala. W chwile pozniej drzwi do twojego pokoju rozpadly sie na drobne kawaleczki ukazujac sylwetke bialowlosego mezczyzny.



- Tu sie ukrywasz....

Spojzenie nabieglych krwia oczu nie wrozylo dla ci niczego dobrego....





Thomas Erikkson



Odglos palcow uderzajacych w klawiature mieszal sie z cichym szumem komputera tworzac dobrze ci znana melodie. Przeszukujac strone za strona coraz mocniej utwierdzales sie w przekonaniu o plonnosci twoich staran. Nawet jezeli, wierzac w slowa listu, istnieli inni tacy jak ty, to najwyrazniej nikt z nich nie wpadl na pomysl podzielenia sie swoimi doswiadczeniami z innymi. Przynajmniej zas nie za sprawa sieci globalnej zwanej powszechnie internetem. Tym razem Wujek Google okazal sie bezurzyteczny. Mimo to nie mogles nazwac owego sleczenia przed monitorem za kompletna strate czasu, gdyz udalo ci sie wylapac kilka ciekawych propozycji kupna i sprzedazy starych ksiag, medalionow oraz listow pisanych na pergaminie.
Czujac powoli narastajace zmeczenie postanowiles wzmocnic nieco swoj organizm za pomoca solidnej dawki kofeiny. Wstajac od komputera, wiedziony naglym impulsem, spojzales w kierunku okna i stojacej pod nim skorzanej sofy. Widok, ktory ujzales sprawil, ze kofeina stala sie srodkiem zupelnie zbednym gdyz wszelkie zmeczenie z miejsca zostalo zastapione pelna gotowoscia bojowa. Dlon, jakby zyjac wlasnym zyciem, powedrowala w kierunku miecza. Z tym, ze miecza nie bylo.
Nieco zdezorientowany tym co wyczynia twoje wlasne cialo sprobowales racjonalnej analizy obrazu jaki zobaczyles. Analizy z gory skazanej na niepowodzenie.



Kobieta, ktora spoczywala wygodnie rozlozona na TWOJEJ sofie sprawiala dosc niepokojace wrazenie. Mocno przezroczysta suknia, ktora okrywala calkiem interesujaco zbudowane cialo zdawala sie miec za soba calkiem ciezkie przejscia. Jasne wlosy luzno rozrzucone wokolo jej glowy niemym krzykiem dopominaly sie o wizyte u fryzjera. Butow nie miala dzieki czemu mogles dokladnie obejzec zgrabne stopy zakonczone dosc dlugimi i (o dziwo) zadbanymi pazurami. Podobne twory znajdowaly sie na jej dloniach dodatkowo wzbogacone o srebne szpony przytwierdzone do skorzanych rekawic. Calosci dopelnial ... kruk.
Nieznajoma ze stoickim spokojem odczekala, az nieco oswoisz sie z jej widokiem po czym, przeciagajac sie nieco jakby spedzila na sofie dluzszy czas, przemowila.

- Jestem Tirill, ciebie zas zwa Navarro. Mamy wspolnego znajomego, ktory przesyla pozdrowienia i ten list.

Mowiac wskazala na klawiature twojego komputera, na ktorej lezala teraz kartka zapisana nierownym pismem osoby, ktorej brakuje sil by utrzymac pioro.





*****************************************


Tekst wiadomosci:




W twojej glowie panuje teraz pewnie niezly balagan. Niestety nic nie moge na to teraz poradzic. Scigaja mnie. Nie wiem jak dlugo zdolam ich trzymac z dala od was i kiedy uda sie nam znow polaczyc. Altati...
Dla wlasnego dobra sprobujcie zebrac sie razem. Nie wiem kim jest nasz nowy wrog. Wiem tylko, ze jest potezny i nie przebiera w srodkach by nas wszystkich zniszczyc. Przekleta Meredith... Mogla to przewidziec... Zreszta, moze i wiedziala. Bogowie...
Koncze. Istoty, ktore dostarcza wam ta wiadomosc zwiazane sa ze mna przysluga. Pomoga wam na miare ich sil, lecz przede wszystkim musicie liczyc na siebie.

Sariel.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline