Wątek: Wataha
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2009, 18:21   #391
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Otworzył zamglone oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnie. Wątpiłem, czy cokolwiek widział poza mgłą szarości.
- Spokojnie, jestem przyjacielem – powiedziałem.
Słyszał, nadstawił uszu. Węszył cicho.
Podniosłem go ostrożnie, leżał sztywno i nieruchomo w moich ramionach, łapy zwisały bezwładnie. Jad nieumarłych musiał tak działać, jak podejrzewałem. Tsarothah było ostatnim miejscem w którym powinien teraz przebywać. Niosłem go, idąc obok prychającego niespokojnie konia. Nieumarli kłębili się wokół ścieżki jaką podążałem, wyciągali łapska i próbowali sięgnąć mnie przeklętymi szponami, nie zwracałem jednak na nich uwagi. Wiedziałem doskonale, podobnie jak oni, że nie mogą mi nic zrobić. Dotarłem na polanę przy orkowej wiosce, kiedy czarny wilk wydał z siebie bolesny pisk. Był wciąż nieruchomy, bezwładny. Śnił. Wspominał w zamroczeniu i nie był to piękny sen. Ze zdumieniem poczułem mrowienie wokół ramion i klęknąłem, kładąc go ostrożnie na trawie. Mrowienie narastało. Zbliżała się jego przemiana.
Wtedy właśnie zrozumiałem. Oni nad tym nie panują. To ich klątwa.
Wilk w jasnej poświacie przemienił się w mężczyznę. Nieprzytomnego mężczyznę. Nie było możliwe, aby dokonał przemiany świadomie, w stanie w jakim się znajdował. To nie były magiczne wilki z wyboru.
Zniósł podróż zaskakująco dobrze. Zniósłby ją zapewne o wiele gorzej gdyby był przytomny i świadomy tego co działo się wokół. Ale daleko mu było do stanu jakiejkolwiek jasności umysłu.
Klasztor był dla niego najbezpieczniejszym miejscem póki co. Nie pytali o zbyt wiele. Nie opowiadałem zbyt wiele. Nie mogli odmówić mu opieki a ja zamierzałem dopilnować by ją otrzymał. Miał własny pokój, z łóżkiem i widokiem na ogród przyklasztorny. Skromnie tu żyli. Położyłem go do łóżka i pozwoliłem kapłanowi działać leczniczą magią. Ta jednak nie pomogła i mnisi głowili się teraz nad tym przypadkiem, podczas gdy ja stałem nad jego łóżkiem, czuwając.
Wciąż czułem swędzenie w boku, gdzie mnie zranił. Wtedy omylnie uznał mnie za skrytobójcę polującego na życie Lona. Nie było okazji wyjaśnić mu jego pomyłki i zapewne nigdy się jej nie doczekam. Podziwiałem jednak odwagę i zaciętość z jaką ścigał mnie wtedy, rozumiałem jego postępowanie i nie widziałem w nim wroga. Słuchałem, jak oddychał, słuchałem bicia jego serca. Ludzkie serce nie bije w ten sposób. Był dzień. Zawsze dotąd widziałem go dniami pod postacią wilka. Cokolwiek wywoływało jego niekontrolowane przemiany, postępowało. U innych też będzie postępować. Przyglądałem się jego broni, jego twarzy pogrążonej we śnie. On chciałby ich bronić. Nie był świadomy, że nawet teraz pomagał im, dostarczając wiedzy na temat ich wspólnej klątwy. Zrozumiałem. Nie wiedział, że oddalając się od watahy, nasili własną klątwę. Nie rozumiałem dlaczego do tego doszło, jednak pamiętałem coś, co działało w podobny sposób. Grupka ludzi. Jeśli któryś oddalił się, zamieniał się gwałtownie w zwierzę, a wszyscy pozostali, których opuścił, umierali. Była to potężna broń. Grupką ludzi mogła być armia. Zrozumiałem, dlaczego wyruszyli do Tsarothah. Nie znaleźli tam tego, czego szukali, lub nie wiedzieli czego szukać. Musiałem dowiedzieć się więcej. Kapłan odpoczywał, miał zapewnioną opiekę. Zanim dojdą do tego, co mu tak naprawdę dolega, on zdąży już skonać lub na trwałe przywdziać wilcze futro. Zastanawiałem się, czy pozostawiać go tak, nieskrępowanego, niebezpiecznego, i rychło wilka bez umysłu i kagańca. Stwierdziłem jednak, że wśród ludzi to ludzie są bestiami, nie zwierzęta, i otworzyłem okno, by ofiarować mu świeże powietrze, a w razie przemiany – drogę ucieczki na wolność. Opuściłem klasztor z nadzieją, że zdążę ocalić jego i jego watahę.

Cunner. To o niego im chodziło. Dlatego włamali się do jego domu, dlatego opuścili miasto. Lon zatrudniał ludzi, którzy wykradali z Tsarothah pozostałości po niepokonanych niegdyś armiach, Cunner był jednym z pośredników. Idą tutaj, aby szukać tych ludzi. Muszę odnaleźć ich pierwszy. Idąc ulicami zastanawiałem się, czy oni już odkryli, co ich czeka.

* * *
Amadeusz nie miał pojęcia co uczynić z gnomem więc taszczył go za resztą. Gnom z ranną nogą krwawił sobie i darł się rozpaczliwie, okładając wilka po pysku i próbując się uwolnić w ślepym odruchu paniki kogoś taszczonego przez drapieżne zwierzę.
- Na bogów! – jęknął syn hrabiego gdy na arenę gdzie wilk kłócił się z tygrysem wkroczył kolejny wilk, z rannym gnomem w pysku.
Widać było, że nie znał gnoma i nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
- Co tu się dzieje? – spytał retorycznie, w przestrachu, ni to siebie, ni bogów, ni was.
Kiti postanowiła wyruszyć na poszukiwania elfki i zostawić Diritha w spokoju, wychodząc z założenia, że tygrys uspokoi się nie mając na kogo się wściekać. Ruszyła we wskazanym kierunku, węsząc i poszukując wody.
Elfka siedziała nad wodą, grając z upodobaniem na harfie. Na gałęzi nieopodal siedział mały, kolorowy ptak, świergocząc radośnie do melodii. Kiedy biała wilczyca zbliżała się, poczuła się słabo i upadła, znienacka przechodząc niezapowiedzianą przemianę z wilczycy w elfkę! Spłoszony ptak zerwała się do lotu, a druga elfka zerwała się na równe nogi, podejrzliwie i czujnie rozglądając się.

Wszyscy; Kiti wymknęła się, pozostawiając was w towarzystwie gnoma, który z utraty krwi krzyczał i szarpał się coraz słabiej, ogólnie wyglądając mizernie i blado. Diritha ponosiło i roznosiło [czy raczej on miał ochotę roznosić], aczkolwiek zdawaliście sobie sprawę że jako drow przywykł do agresywnego trybu życia i zapewne nie pójdzie wam łatwo przekonanie do pokojowego zachowania kogoś, kto wychował się w społeczeństwie promującym sztylety między zebra i składanie ofiar z własnych dzieci. Jakby tego było mało, wszystkich was ścięła fala słabości i mdłości, jaką znaliście już dobrze. Ale przecież... jest wciąż dzień...!
- Wielkie nieba! – syn hrabiego teraz już zgubił szczękę, gdyż na jego oczach przemieniliście się z wilków i tygrysa w barda, dwarfy i drowa.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline