Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2009, 21:38   #112
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Jędrzej;
- Czyli mam rozumieć, że nie jesteśmy tu jedyni? W ciągu ubiegłych dni przerzucałeś kogoś?
- Przyjacielu, czy wierzyłeś, że jesteście jedynymi, którzy przekroczyli Bramę? – spytał Charon. – Takich Jak Wy jest wielu. Istnieje wiele Miejsc takich jak to, każde jest odwiedzane przez podopiecznych Kruka. To Miejsce istnieje od niedawna, niewielu zatem widziałem do tej pory. Dziś jeszcze widziałem inną grupkę podróżników – wspomniał. – Pięciu, dwóch magów z nimi było. Użyli czarów, lewitacji i swych skrzydlatych Bestii, by dostać się na drugą stronę. Mieli ciężko rannego i nieprzytomnego, więc im spieszno było i nie zamieniłem z nimi nawet ani słowa. Inni stwórcy to to, czego powinniście unikać najbardziej! – ostrzegł cię przyjacielsko. – To groźni, równi wam przeciwnicy, nie poddadzą się łatwo, a część z nich odwiedziła już wiele Miejsc, są zaprawieni w bojach i zapewne posiadają pewną kolekcję Dusz, nie zawahają się skorzystać z ich mocy przeciwko wam. Nie oddalajcie się od reszty. Każdy kto jest sam może na zawsze zabłądzić w Mgłach. Jeśli będąc w pojedynkę spotkasz dwóch obcych stwórców, prawdopodobnie zginiesz – zaznaczył poważnie.
Tymczasem, drzewo. Stawiasz na kasztana jadalnego. Elf wybył z resztą, ale ty ze wsi jesteś, nie jesteś może elfem leśnym, ale doskonale wiesz jak kasztan jadalny wygląda! Możesz go odnaleźć samemu! Wyruszasz na poszukiwania, w nocy, w deszczu, bagiennych mgłach. Szybko okazuje się, że to był zły pomysł. Bez oczu elfów i dwarfa, bez przewodnika widzącego w ciemnościach, idziesz całkiem po omacku, co chwilę grzęznąc w wysokim bagienku. Deszcz leje z nieba. Słyszysz tylko jego szum. Zaczynasz podejrzewać, że nie zobaczysz więcej drużyny...



A oto i on! Kasztan jadalny! Pod wsią też rósł taki! Zabierasz się do dzieła. Eeeer... Nie masz.... [zerkasz na kłonicę] czegoś czym.... można by drewno rąbać...! Lecisz więc do kompanów po coś ostrego i toporowatego. Zdobywszy wracasz i zaczynasz dzieło. Odsiekałeś większą gałąź i rzeźbisz z niej wiosło. Trochę to potrwa bez odpowiednich narzędzi...

* * *
Barbak; Ogr wygląda jak góra mięsa z mózgiem mniejszym od mózgu Rodrigesa. Postanawiasz porozmawiać z olbrzymem w języku ogrów, a jest to język pełen gestów i idiotycznych min. Szczęśliwie, orkowie dość często spotykali ogry w twoich rodzinnych stronach, obie rasy dogadywały się, a ogry nie miały ZIELONEGO pojęcia, że orkowie potrafili sprawnie korzystać z tego czegoś w swojej czaszce [bo kto niby tego używa skoro ma się dwie wielkie ręce?]
- U! – ogr pilnie przypatrywał się orkowej technice władania młotem, obserwował fachowe zamachy i finezyjne uderzenia. – U-hu-hu! UUuuuUUUUu! – ogr spojrzał na swoje łapska, na Barbaka, na swoje łapska. – UUuUUU!!! Aaaa! A-HA!!!
Z komicznie wystawionym w skupieniu czubkiem jęzora, ogr rozejrzał się, oczy zabłysły mu, gdy ujrzał wielkiego komara krążącego nieopodal. Zaczął skradać się na gigantycznych zagrzybianych paluszkach w kierunku owada i rozłożył ręce biorąc zamach. Głośne plaśnięcie zakończyło żywot komara.
- Uhuhu chłe chłe! – ogr z satysfakcją spojrzał na plamkę na swych łapkach. – Huhu dobre, dobre, ork mądry, doby pomysł!!! Ja używać rąk, ja nie musieć pamiętać gdzie zostawić wiosło ani nie musieć go nosić ze sobą! Ja mieć ręce zawsze sobą zawsze! – pochwalił się przed Barbakiem swą zapobiegliwością. – Ork przyjaciel! Ymm... komary można jeść?! – zdziwił się. – UuuUU! Komar dobry! Józio złapać więcej! Ork dobry, dobry pomysł! – cieszył się. – Ork przyjaciel! Ork się nie martwić, wziąć wiosło i iść po samica! – Józio przyjaźnie podał wiosło Barbakowi. – Ja mieć ręce! Żaden nudny elf nie przyjść więcej i nie marudzić, nie chcieć zabrać mi moje ręce, nie móc, chłe chłe, elfy bardzo głupie, Józio sprytniejszy! – ofuknął Isendira.

* * *
- Przeklęte...coś! – klął wściekle mężczyzna z lisią czapą. – Chmura jakaś!
- Zamknij się w końcu – warknął kroczący obok mag.
- Mówiłem...!
Jęknął, wybałuszył w panice oczy, kiedy mag chwycił go za kołnierz i potrząsnął nim agresywnie, podstawiając mu pod nos zaciśniętą pięść swego czarnego, spalonego ramienia.
- Widzisz to?! – wycedził Rin. – To twoja wina!!! Mówiłem, żeby zabić pieprzoneergo elfa!
Łowca spojrzał na niego lękliwie, poruszył ustami.
- Tak? – syknął mag. – Chcesz coś powiedzieć?
Łowca milczał. Mag odepchnął go wściekle i ruszył dalej.
- Musimy znaleźć resztę – odezwał się po jakimś czasie łowca, brnący za nim przez bagno.
Mag milczał.
- Przynajmniej dwóch tamtych nie żyje... – zagadnął nieśmiało łowca na swe usprawiedliwienie.
- Dwarf przeżył – fuknął Rin. – Ten elf też.
Łowca przystanął aż, zaskoczony.
- Nie zabiłeś go?!
- Zabiłbym, gdybym nie zwijał się w międzyczasie z bólu poparzonej do kości ręki, durniu!!! – huknął mag, odwracając się gwałtownie i zamierzając się ostrzegawczo na łowcę.
- Ale... umrze...? – pisnął. – Prawda...? Zasypało go albo się udusi...! – pocieszył nieśmiało.
Przed nimi niespodziewanie rozstąpiły się bagienne mgły i ujrzeli mężczyznę. Blady mężczyzna ubrany w czerwony kubrak. Na głowie nosił diadem, a u pasa miał krótki miecz. Białe włosy zdawały się emanować delikatną poświatą. A kiedy podniósł wzrok, łowca dostrzegł, iż jego oczy pozbawione były zarówno źrenic, jak i białek. To były po prostu plamy czerni, tak jakby ktoś wydrążył otwory w jasnej skórze i zalał je smołą.
- Więc spotkaliście srebrnowłosego elfa... – uśmiechnął się rozmownie.
Łowca był nie w sosie na pogaduszki.
- A ty coś za jeden?! – warknął. – Kolejny czytający w myślach Berithi?! – uśmiechnął się złośliwie łowca, sięgając po broń i zerkając porozumiewawczo na swego towarzysza – a raczej w miejsce, gdzie maga już dawno nie było...
* * *
Jędrzej; No, trochę to trwało, ale masz... wiosło, powiedzmy. Wygląda bardziej jak decha, no ale co mogłeś zrobić mając tylko tyle czasu i tylko takie narzędzia? Wracając do Charona spotykasz resztę drużyny! Plus bonus w postaci elfki na wielkim pająku, śpiącego drowa na wielkim pająku i dwarfa na wielkiej uhh małpie?

Wszyscy; Docieracie do Charona w pełnym składzie. No prawie. Gdzie do licha wywiało Szamila? Miał szukać drowa, tymczasem drow sam się znalazł [i to będąc nieprzytomnym – drowy są naprawdę zdolne!] a elfa jak nie było tak nie ma. Macie za to dwa wiosła. Józiowe i Jędrzejowe. Wioseł nigdy nie za wiele.
- Moje wiosło! – Charon niedowierzał, na twarzy staruszka zagościł promienny uśmiech. – Nie mogę uwierzyć, ze odzyskaliście je tak szybko! Dzięki wam! Proszę, wsiadajcie! – zaprosił do łodzi. – Proszę, ostrożnie, madame! – puścił elfkę przodem. – Wsiadajcie, wsiadajcie, przyjaciele, bez obaw, wszyscy się zmieszczą! Łódź nie utonie, jest zupełnie bezpieczna, choć może wygląda na prymitywną, jest niezatapialna, bo z drzewa północnego! Wsiadajcie!

Pluszak Kall`eha znienacka... wyparował! Rozpłynął się w powietrzu, znikł! Szczęśliwie akurat wtedy, gdy dwarf zsiadł z jego grzbietu, wsiadając na łódź, wiec Kall`eh nie zaliczył gleby-niespodzianki.
- Odbijamy od brzegu! – staruszek odżył, trzymając snów swoje wiosło.
Bez trudu odepchnął łódź od brzegu i wiosłował powoli, spokojnie, lecz łódź płynęła nieadekwatnie szybko i gładko po połyskliwej, poruszającej się wodzie. Deszcz padał. Noc była chłodna, ciemna. Charon płynął, jakby znał rzekę od dnia narodzin.
- Dam wam radę – usłyszeliście w myślach głos Kruka. – Przynajmniej cztery osoby muszą przytrzymać Błysk Kłów, by nad nim zapanować na tyle, aby piąta osoba mogła wsiąść na jego grzbiet i próbować go ujeździć. Jeśli przerwiecie asekurację podczas ujeżdżania bestii, ryzyko, że jeździec bardzo ucierpi jest dużo większe... Rozumiem, że wiecie już jak schwytać Błysk Kłów i założyć mu uprząż. Pamiętajcie, to święte zwierzę! Nie może stać się mu żadna większa krzywda, nie wolno go zabić. Powodzenia!
- Jesteśmy na miejscu! – Charon wskazał ręką brzeg.

Bagienne opary i deszcz zasłaniają niemal wszystko! Łódź dobija do brzegu i wysiadacie. Tutaj teren jest mniej podmokły, a las z ogromnymi drzewami rzadszy.

Ruszacie dalej, na północ. Poprzez gęste mgły nawet elfy i dwarf ledwo co widzą! Nagle rozlega się dziwny odgłos, coś jakby krzyk kobiety, szloch, pisk. Cichnie gwałtownie. Brniecie poprzez mgły, aż idący na przedzie przystają. Na polanie leży... coś.


Wygląda jak nieumarła, zmasakrowana na dodatek.
UH?!....
Coś poruszyło... wielkim, gęstym krzakiem spowitym mgłami, obok którego stoicie! Spoglądacie na krzak akurat w odpowiednim momencie, by w deszczu i ciemnościach mgieł ujrzeć wielki łeb unoszący się ponad was!!!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Un2VDITOdVI&feature=related[/media]
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline