Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2009, 23:30   #16
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Liliel & Mart

Wrzawa okazała się jeszcze większa niż po ogłoszeniu zarazy, a to miało swoje zarówno złe jak i dobre strony. Dobrą był choćby fakt, że wszyscy i zdaje się łącznie z Dodo i jego poplecznikami zapomnieli przynajmniej na trochę o niedoszłej ofierze. Złą były zdecydowanie jęki i zawodzenia gapiów, którzy stali w pierwszym szeregu i mieli najlepszy wgląd na sytuację. Nie mogły one wróżyć nic dobrego. Najlepiej więc byłoby po prostu wrócić do wozu śpiewaków i zwiedzieć się potem w czym rzecz... Obdarzony jednak przez naturę ciekawością nigdy nie umiał odmówić sobie folgowania jej przejawom. Gdy czekanie więc na rozwój wydarzeń poza kręgiem gapiów nie dało żadnych rezultatów poza dosłyszeniem paru bredni o polowaniu na rzucającego uroki franciszkanina, wgramolił się nieporadnie na beczkę z której mocno octem waniało i podskakując na denku przyjrzał się meritum sprawy.

- ... joder - jęknął opadając na deski. Z jednej strony widok kazał oddalić się, ale z drugiej... Podskoczył jeszcze raz i odruchowo załapał się za własne siedzenie sprawdzając, czy wszystko w porządku. Sporo osób widzących to samo co on również wykazało ten odruch, a wśród stojących najbliżej wyłącznie brat Jacobo i jakiś wybitnie nie pasujący do karawany mężczyzna jakby wyrwany z innego świata, wyglądali na takich co również widzą coś takiego po raz pierwszy życiu...- a zamilknijcie w końcu babko - rzekł nie odwracając wzroku do stojącej obok Galiny, która co i rusz wypytywała tajemniczego mężczyznę o zrelacjonowanie wydarzeń - kłapiecie tą szczęką jako ta dupa zębata i nie słychać co gadają. A to dziwoląg szkaradny... Aż w dołku skręca...

- No patrzajcie kogo moje oczy widzą. Znajomy karzeł - starowinka odwróciła się do Sebastiana i niespodziewanie zdzieliła go laską w piszczel. - Dla starszych poszanowania nie znasz kurduplu? Ta dzisiejsza młodzież...- zniesmaczona przewróciła oczami i ponowie spojrzała w stronę zbiegowiska. - Mówiłam, że się spotkamy niebawem, a Galina się nigdy nie myli. Pomóż mi się na tą beczkę wdrapać chłystku, cała zabawa mnie ominie bo mi widoki zasłaniają wyrośnięte ludziska. Mówicie, że dupa zębiskami kłapie? To ci ubaw po pachy! - zaśmiała się paskudnie i nie zważając na reakcję kuglarza już wsparła się na jego barku. Zakasała jeszcze sukienkę ukazując swoje pajęczo chude nogi i zaczęła wspinać się na beczkę.

Karzeł zamrugał oczami. Raz, drugi, trzeci... babka rzeczywiście była znajoma. Nie to, żeby jakoś bardzo rzucała się w oczy, ale jak się w te jej pożółkłe białka oczu zajrzało, to nie było żadnych wątpliwości. Ta sama pergaminowa skóra i niedbale wystające spod chustki kłaki siwych włosów...
- Auuu! - uderzenie w piszczel było może niezbyt krzywdzące, ale za to bolesne. Nie zdążył nawet dwóch razy podskoczyć gdy starucha zaczęła nie zważając na niego wspinać się na beczkę - W dupie mam szacunek więc z daleka z tym kijem, babciu, bo chociem kurdupel to jak się odwinę to zatęsknicie za podagrą psia jucha!
Galina nie zważając i chyba nie słuchając złorzeczeń karła wyciągnęła nonszalancko zasuszoną dłoń, by pomoc jej dostać się na nieszczęsną beczkę. Cóż było robić. I tak pewnie lada dzień się baba tymi zażylakowanymi nogami nakryje... Pomógł jej się gramolić. Gdy na własne oczy zobaczyła tę parodię człowieka, mina jej jednak zrzedła i zapytała krótko:
- Myślisz, że to klecha sprawił czy ta gorejąca kulka?
- Niech mnie diabli tu i teraz jeśli wiem. W życiu podobnego cuda nie widziałem. Mnich jednak to i nasrać za drzewo nie umie bez różańca - odruchowo zerknął zaniepokojony czy jego słowa uszły uwadze dwóm duchownym po czym znów podskoczył, by upewnić się że szkarada wcale nie była przewidzeniem. Niby umiał każde rozpoznać, ale to... - Ja w każdym razie na pewno się tego nie dotknę... w każdym razie nie nim ktoś inny to zrobi - dodał spoglądając na Beneta, który wysunął się na sam przód i jako jedyny miast na kulę i zębate dupsko, wpatrywał się w jakby otumanionego mężczyznę któren kapuścianą dziewkę jeszcze przed chwilą uratował przed żarłocznym zadem kochanka - Niemniej czy to mnich, czy kulka, moc jakaś głębsza się za tym kryje i świątkom chyba nic do niej... - zamyślił się przez chwilę, po czym dodał - Może lepiej zejdźmy z tej beczki, bo siedzimy jak diabłu na widłach i jeśli czerń mnicha nie znajdzie to pewno zadowoli się karłem i staruchą.

Babka zaczęła zrzędzić pod nosem, ale ostatecznie posłuchała i zlazła na ziemię, a w zasadzie całkiem zwinnie zeskoczyła.
- No dobrze karzełku zejdę do ciebie na dół, ale co do siedzenia diabłu na widłach... Zły złego nie bierze - zaśmiała się gardłowo i ruszyła w kierunku czerwonej kuli. - Chodź obejrzymy z bliska obiekt całego zamieszania. Na pierwszy rzut oka to jak dla mnie jakieś czarcie sztuczki. Do ręki trochę strach brać, zostawić tu pod drzewem też się jakoś nie godzi... Ja to bym w cholerę w ziemi zakopała. W bezpiecznym miejscu ma się rozumieć, w takim co tylko karzeł i starucha o nim wiedzieć będą. Ja cię będę kryła a ty małymi zwinnymi rączkami jakoś to codo ukryj w torbie. Albo lepiej podkopnij żeby ci błony między palcami nie urosły - znów się zaśmiała wyobrażając sobie jak groteskowo musiałby wyglądać karzeł z kłapiącą zębatą rzycią. Z drugiej strony nie bardziej zabawnie niż by wyglądała z taką rzycią starucha, dlatego nagle jej rechot umilkł a sama podrapała się przejęta po garbatym nosie.

- Ale po kiego... - karzeł zaczął, ale urwał nagle wpatrując się w jakiś niematerialny punkt przed sobą. Chwilę to trwało i pomyśleć można było, że karzeł zaraz padnie jak długi na ziemię. Tylko rytmiczny powiew przesyconego bimbrem jego oddechu mógł uspokoić wszelkich jego rozmówców i zapewnić, że z karłem jest w wszystko w porządku. Bo i taka też była prawda. Sebastian po prostu przez chwilę zastanawiał się nad ewentualną nagrodą jaką mógłby dostać od Carmen w zamian za podobne ustrojstwo. Doskonale wiedziałby czego chcieć w zamian. Pytanie tylko, czy Carmen byłaby tym zainteresowana... Na jego zarośniętej gęstym czarnym włosem buzi wykwitł szeroki uśmiech, a świńskie oczka zmrużyły się do tego stopnia, że już prawie nie było widać białek. Istny humunkulus jak go ktoś kiedyś nazwał. - Odważniście babko, że tak o złym gadacie. Na półwyspie iberyjskim za mniejsze słowa przypieczone podeszwy przyprawiano... Ale dobrze gadacie – dodał ciszej tak, by tylko ona mogła go usłyszeć nie pozbywając się jednak złośliwego uśmiechu, który był chyba najbardziej naturalnym wyrazem jego twarzy – Dajcie mi torbę i zacznijcie coś wieszczyć. A przeraźliwie i pokutnie coby gawiedź was nie przestawała słuchać. Ja zajmę się resztą.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline