Gustav odetchnął świątynnym powietrzem. Mieszanka zapachów starego kurzu i kadzidła, przyjemnie tłumiła zmysły i uspokajała ducha. Skręcił w boczną nawę i przykląkł przed pierwszym lepszym wizerunkiem Młotodzierżcy.
Cichym szeptem opowiadał Sigmarowi o swoich grzechach i postanowieniu poprawy. Nie lubił układanych przez kapłanów modlitw i nie miał zamiaru się do nich stosować. Wszak patron Imperium sam był wojownikiem, więc nie zależałoby mu na jakichś wydumanych formułkach. Wolał jednak nie rozgłaszać tych przemyśleń... widział stosy płonące z bardziej błahych powodów..
W pewnym momencie wydawało mu się, że usłyszał jakieś harczące przekleństwo. Uniósł głowę zaniepokojony i rozejrzał się po świątyni. Zobaczył jedynie kompanów i paru zagłębionych w modlitwie mieszczuchów. Dziwne... czyżby przesłyszenia... Bo przecież nie znak?
Otrząsł się z głupich myśli. Po drodze wysupłał z sakiewki złotą koronę i wrzucił ją do pobliskiej ofiarnej misy. Ruszył za drużyną, docierając do reszt akurat w momencie rozpakowania relikwii.
- Wewnętrzny wróg? - pomyślał Gustav z niepokojem. Nie żeby się bał ale... przez te wszystkie lata wojaczki przyzwyczaił się do sytuacji, w których dokładnie wiedział z kim trzeba będzie się zmierzyć i na jakich warunkach. Wróg, którego nie dało się zlokalizować był... niepokojący...
"Ale to pewnie i tak tylko bujdy starego kapłana" - pomyślał, kładąc dłoń na pochwie miecza, by poczuć się pewniej.
Ostatnio edytowane przez Tadeus : 19-03-2009 o 20:56.
|