Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2009, 20:54   #395
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rosa siedziała w milczeniu, przysłuchując się rozmowie wampirów.

Dowiedziała się wystarczająco wiele, by mieć jako-takie pojęcie o sytuacji, ale też wystarczająco mało, by ciągle błądzić po omacku. Według tego, co mówili jej towarzysze, w Rath przebywało kilka szpiegów, którzy także byli wampirami, a wyznawcy Shar zebrali w okolicy znaczniejsze siły. Nowi sprzymierzeńcy Rosy byli potężniejsi niż początkowo sądziła. Milady Esvele nie była jedyną kapłanką Shar, możliwe też, że nie była najpotężniejszą. Sama Yalcyn też miała więcej sług, niż Burobnówna mogła przewidzieć. To zaś oznaczało, że mała, chaotycznie działająca grupka ludzi i nieludzi zwanych przez miejscowych „Obrońcami Rath” zostanie szybko i boleśnie spacyfikowana.

Rosa uśmiechnęła się półgębkiem na samą myśl, że będzie mogła przy tym być.

Miała plany co do swych dawnych towarzyszy. Towarzyszy, którzy nigdy jej nie wspierali. Towarzyszy, którzy nie okazywali jej szacunku. Towarzyszy, którzy wszyscy, jak jeden mąż, zostawili ją samą, gdy nie była im potrzebna. Towarzyszy, którzy woleli słuchać samych siebie niż jej pomysłów. Pomysłów, które mogłyby skończyć tragedie Rath w zarodku.

Ale to nic. Rosa wiedziała, jak i na kim się zemści. Miała czas, by wszystko przemyśleć.

Pierwsza będzie Mara. Paladynka nie wiedziała jeszcze, to zrobi swojej byłej przełożonej, ale miała parę pomysłów. Najlepsze byłoby pokonanie publicznie potwora, z którym Bersk męczyła się tak długo. Pokazanie wszystkim, która z nich była lepsza, która z nich miała więcej pomysłów, chęci i możliwości, by pomóc biednym mieszkańcom Rath. Która z nich jest prawdziwą paladynką, a która marną namiastką świętego wojownika.

Drugie miejsce na liście Rosy było przeznaczone dla Yona. Przeklinała się w duchu, że ktoś tak marny aż tak bardzo zaszedł jej za skórę. Był jej sługa, kimś, kogo obowiązkiem było słuchać jej rozkazów i je wykonywać. Wspaniałomyślnie dała mu szansę, by pokazał, jak się zmienił. I owszem, podjął jakieś działania. Działania z zdradzieckimi śmiałkami, działania, które od samego początku były skierowane przeciwno niej. Przeciwko niej! Przeciwko Rosie de Burbon, paladynce Torma, inkwizytorce, komuś, kto był nadzieją Rath w tych mrocznych czasach! Ośmieszył ją, traktował jak popychadło, jak szmatę! A potem zaczął spotykać się z Marą, jedyną osobą, którą Rosa kochała w całym tym mieście.

Zrobili z niej śmiecia przy wszystkich. Rosa nigdy im tego nie zapomni, nigdy nie wybaczy, nie pozwoli, by zapomnieli…

Trzeci był Siabo. Tylko do niego kobieta żywiła jakikolwiek szacunek. Był jej przeciwnikiem, ale udowodnił jej, ze jest potężny. I mądry, musiała przyznać. Z napięciem oczekiwała ich pojedynku, momentu, w którym się zmierzą, w którym będą walczyć ja równy z równym, zaklęcie przeciw zaklęciu, miecz i tarcza naprzeciwko różdżki. Rosę bardzo ciekawiło, jak wielką moc ma iluzjonista i które z nich jest potężniejsze. Które z nich jest większe- przywódca Obrońców, czy też Paladynka, której wszyscy się wyrzekli?

Resztę śmiałków Rosa miała zignorować, poza Luną i Milem. Kronikarka nic jej nie zrobiła i zawsze była w stosunku do niej miła, podobnie jak niziołek. Miała zamiar poprosić Yalcyn, by zostawiła ich przy życiu. Milo po odebraniu sobie broni i wytrychów byłby niegroźny, podobnie jak Luna bez swojego modlitewnika. A wtedy mogłaby ich mieć przy sobie, sprawić, by zaczęli ja lubić tak bardzo, jak ona ich. A gdyby wampiry były tak miłe i zgodziły się przeobrazić ich, a Milady znalazłaby Wisewind nowego patrona, tak jak to uczyniła Rosie, to byliby wszyscy jak rodzina. Yalcyn, Rosa, Luna byłyby partnerkami, Milo słodkim dzieckiem, a wampiry kuzynostwem, dodatkowo Esvele w roli cioci…

Tak, Rosa zamierzała wreszcie mieć prawdziwą rodzinę. Rodzinę, której nigdy nie miała.

W końcu, rozmowa się zakończyła. Wszyscy się rozeszli, a Rosa wraz z Yalcyn wróciły do komnaty, w której paladynka się obudziła. Yalcyn usiadła przy toaletce i uśmiechnęła się do Rosy, prosząc o pomoc. Sama nie widziała swojego odbicia w lustrze, trudno wiec jej było zadbać samej o własny wygląd.

Burbonówna nie potrafiła jej odmówić.

- O czym myślisz kochana, chcesz o czym porozmawiać?- spytała ciepło Yalcyn, okazując zainteresowanie partnerką.

- Yalcyn, słońce... a nie powinnyśmy zrobić czegoś z Monstrum?- spytała nieśmiało Rosa. Pomimo tego, że odrzuciła śmiałków, Marę, a nawet Torma, los mieszkańców Rath nie był jej obojętny. Chciała jak najszybciej ruszyć na bestię i uwolnić ludzi od niej.

- Monstrum? Pfffff - Skwitowała pytanie parsknięciem wampirzyca, wyjątkowo zaskakując Rosę - Nie ma się czym przejmować, nam nic nie grozi...

- A biedni mieszkańcy? Co z nimi? Nie powinniśmy im przyjść z pomocą?- spytała Rosa miękkim, trochę dziecinnym głosem, starając się jednak delikatnie nagiąć Yalcyn do pomocy Rath. Nie rozumiała, czemu jej Yalcyn, jej słodka, opiekuńcza Yalcyn miałaby zostawić miasto na lodzie. Sądziła, że wystarczy jej wytłumaczyć to, co mieszkańcy odczuwają w swoich sercach, by ruszyła im z pomocą.

Nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła.

- Mieszkańcom się krzywda nie dzieje, są pod kontrolą i to się liczy. Potwór zbiera o wiele mniejsze żniwo niż w innych miejscach cholerne Orki, głód czy choroby - Yalcyn odpowiedziała całkowicie bezuczuciowym tonem.

- Ale... przecież tak nie można! Oni się boją! Naprawdę nie sadzisz, że powinnyśmy im pomóc! Jesteśmy za nich odpowiedzialne!- stwierdziła Rosa, oburzając się i nie rozumiejąc przyczyn zachowania Yalcyn. Były silne, razem z Milady stanowiły trójkę najsilniejszych kobiet w mieście. Ich obowiązkiem i powinnością było chronić tych, którzy stali pod nimi, którzy mieli mniej sił i możliwości, by się bronić. Powinny być ich obrońcami, silnymi, sprawiedliwymi osobami, które miały stać na straży porządku. Nie mogły się zachowywać tak, jak to robiła Yalcyn. Po prostu nie mogły.

- Proszę, kochana, zbierzmy choć małą grupkę wampirów i zajmijmy się problemem. Ludzie będą nam wdzięczni, nie trzeba ich będzie kontrolować…

- Co ci mam powiedzieć?! - Ryknęła niespodziewanie wampirzyca podrywając się z krzesła, i spojrzała Rosie prosto w twarz. Burbunówna po raz pierwszy patrząc w czerwone oczy wampirzycy ujrzała w nich wściekłość, dzikość i... śmierć - Nie umieją o siebie zadbać to co mnie to obchodzi? Po cholerę łażą nocami po ulicach?! Pomóc ludziom i będą wdzięczni? Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co mówisz!

- Ale... ja... Yalcyn...?- spytała zszokowana Burbonówna, nie wiedząc, co się stało z Yalcyn. Zawsze taka miła, spokojna, opiekuńcza, teraz ja przerażała. Budziła wszelkie złe skojarzenia odnośnie wampirów, budziła strach, przerażenie, intuicyjną chęć sięgnięcia po tarczę i schronienia się za nią, ucieknięcia od czarodziejki i jej furii. Budziła w losie wszystko to, co budził wampir, mroczny krwiopijca, zabójca i pomiot ciemności- Przecież to tylko ludzie. Co Ci zrobili?- spytała delikatnie, chcąc uspokoić Yalcyn. Nie wiedziała, co jest przyczyną jej wybuchu, ale chciała go złagodzić.

- Zawsze ktoś kogoś kontroluje, zawsze - Dodała rudowłosa ostrym, choć już łagodniejszym niż wcześniej tonem, a czerwień w jej oczach zniknęła i ponownie spoglądała na Rosę swoim kocim spojrzeniem - Dokładnie Roso, to tylko ludzie...

- Yalcyn? A czy ciebie ktoś kontroluje? Czy to... Esvele?- spytała Rosa, nie wiedząc, co też Yalcyn miała na myśli. Jej słowa były tajemnicze, a postawa mogła być wywołana tym, że jakiś człowiek ją kontrolował. Gdyby była to Esvele, Rosa wiedziałaby, czemu wampiry nie okazują jej szacunku, gdy jej nie ma w pobliżu. Ale… gdyby to była prawda, kobieta mogła się pożegnać ze swoimi planami stworzenia prawdziwej, kochającej rodziny.

- Mam gdzieś Esvele – Odparła wampirzyca, unikając spojrzenia kobiety i niespodziewanie zacisnęła pięści- Mnie nikt nie kontroluje, nikt.

Nie wiedzieć, czemu, Rosa jej nie uwierzyła.

- Na pewno?- drążyła temat, kładąc dłoń na pięści wampirzycy, a drugą dotykając jej chłodnego policzka- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko? Wiesz o tym, kochana?- wyszeptała czule, zbliżając swą twarz do twarzy Yalcyn.

- Na pewno – Syknęła wściekle wampirzyca, po czym...

Rosa poczuła w policzku silne uderzenie, tak potężne, że aż się zatoczyła robiąc kilka kroków w tył i potykając się, przez co boleśnie upadła na tyłek. Policzek piekł ją żywym ogniem, gdy masowała miejsce, w którym dostała Plaskacza od Yalcyn. Poczuła też w ustach metaliczny smak krwi.

- Dlaczego?- spytała z łzami w oczach.

Yalcyn spojrzała na Rosę, po czym głęboko odetchnęła. Zbliżyła się do niej i...

- Przepraszam - Szepnęła kucając - Przepraszam, przepraszam, przepraszam - Przyciągnęła de Burbon do siebie, po czym mocno przytuliła do piersi - Nie chciałam, przepraszam...

- Czemu?- spytała z łzami w oczach Rosa, przytulając się do kobiety i szlochając w jej ramię- Czemu...?

Wielka, dumna paladynka przypominała wtedy biedne, zlęknione dziecko. Nie rozumiała, co zrobiła Yalcyn, nie zrozumiała, czemu była wściekła, nie rozumiała tego, co się stało. Jedyne co zrobiła, to okazała je czułość, zainteresowanie jej problemami. Czy był to aż tak wielki grzech? Aż taka wielka zbrodnia?

Rosa nie wiedziała tego, i nie chciała wiedzieć. Jak bezbronne dziecię tulące się do mamy, tak ona szukała wsparcia u wampirzycy, chcąc zapomnieć o tym, co miało miejsce.

- Wybacz mi, nie chciałam, proszę wybacz – Szeptała Yalcyn, przytulając swoją brodę do głowy paladynki. Po chwili parę razy pocałowała Rosę we włosy, chcąc ją uspokoić.

- Ale czemu, kochana? Czemu? Co się stało? Masz jakiś problem?- spytała Rosa, przytulając się do wampirzycy. Chciała pomóc Yalcyn, jeśli ta, miała jakiś problem. Powinny go rozwiązać wspólnie, jak partnerki, pracując razem nad jego rozwiązaniem.

- Nie chcę o tym rozmawiać, po prostu mi wybacz – ukróciła rozmowę wampirzyca, głaszcząc Rosę po głowie - Chciałabyś może poprzymierzać ładne fatałaszki, weźmiemy kąpiel?- spytała, uśmiechając się przyjaźnie.

- Ubrania!- Rosa wręcz krzyknęła z radości. Mogła wybaczyć Yalcyn wszystko, jeśli ta miała zamiar razem z nią zabawić się w przebieranki. Jak każda kobieta, Rosa też lubiła się stroić, nawet jeśli nie chciała tego otwarcie przyznać wtedy, gdy nosiła zbroję. W dodatku, miałaby przebierać się razem z wampirzycą, co było niezwykle kuszącą propozycją. Na tyle kuszącą, że kobieta zapomniała o nieprzyjemnym zdarzeniu.

Udały się więc do komnaty, w której było mnóstwo ubrań, tak wiele, że paladynce aż zakręciło się w głowie. Suknie, sukienki, sandały i buty na obcasie, jedwabie, bawełna, bransolety, diademy, naszyjniki, pierścienie, części garderoby, których Rosa nawet nie potrafiła nazwać. Wszystkiego było pełno, wszystko było piękne i wspaniałe.

Dwie kobiety wkrótce zaczęły zakładać na siebie różne ubrania, nie krępując się swoją obecnością podczas przebierania…
 
Kaworu jest offline