Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-03-2009, 14:14   #391
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
- Severze, jeśli Luna będzie chciała się położyć i odpocząć to na pewno to zrobi, jest w końcu dorosła. A co do Twego pomysłu, żeby pójść na przynętę. Przez chwilę myślałem o tym i powiem szczerze, że wolałbym, żeby to był ktoś inny. Nie mam na myśli tego, że nie dałbyś sobie rady, ale raczej o to, że miałem po prostu inny plan. Według założeń owego planu, miał to być, ktoś, kto uskoczy przed kilkoma potężniejszymi zaklęciami. - w tym momencie mag wymownie spojrzał na Yona i Milo. - Poza tym, tak jak mówił Yon i opierając się na tym, co już wcześniej o potworze słyszałem, faktycznie potrzebny jest ktoś, kto będzie mógł szybko pospieszyć z leczeniem. Patrząc na nasz skład jest takich osób mało. Tylko Luna, Mara i Ty, a jeśli potwór miałby znienacka zaatakować właśnie Ciebie, to z trzech osób leczących mielibyśmy tylko dwie. Rozumiecie, o co mi chodzi? - na chwilę przerwał swoją wypowiedź upewniając się, czy towarzysze rozumieją, o co mu właściwie idzie.

- Nawet starcy mogą przyjąć radę od dzieci jeśli niesie ona z sobą mądrość
Jak walczyć z bestią której nie można stalą utoczyć krwi ??
Tyrze wesprzyj mnie swym ramieniem, bym nie okrył się hańbą porażki, bym nie zawiódł zaufania jakiego położono we mnie przydzielając tę misję.


Paladyn oparł się o kolumnę krzyżując ramiona na torsie i przysłuchiwał się dalszym konwersacjom mimo że sam zachował milczenie do końca rozmowy.
Jako towarzysza w zasadzce otrzymał Lunę. Bogowie nie mogli mieć okrutniejszego poczucia humoru...

***

Sever naciągnął głębiej na oczy kaptur tak by zagubiony promień światła nie padł na hełm lub na inną część rynsztunku zdradzając ich pozycję.

Burze mgły śnieg zawsze dają Ci się we znaki
myśl wtedy o tych którzy zaznali tego wszystkiego przed Tobą
i powtarzaj sobie tylko
"skoro inni podołali można dać sobie z tym radę"


Cierpliwie czekał, zastanawiając się co skłoniło tych ludzi do wzięcia w obronę Rath. Był pewien że częściowo chęć zysków.

Honor i zysk nie sypiają w tym samym łożu, będę miał ich na oku

***

Krzyk rozdarł ciszę nocy niczym strzała delikatne płótno. Adrenalina wpompowana do organizmu aasimara sprawiła że cały świat na chwilę zwolnił, chwilę podczas której dobył miecza i ruszył z niesamowitym pędem wraz z towarzyszką do boju by ugodzić w złą bestię.
Mijając róg budynku ujrzał ogarnięte chaosem pole zmagań pomiędzy obrońcami a monstrum.

-Za Sprawiedliwość- wykrzyknął po czym natarł swym ostrzem na bestię wzywając moc swego patrona.


----
Sever zniszczenia zła na bestię
 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 15-03-2009 o 14:17.
Grytek1 jest offline  
Stary 15-03-2009, 14:36   #392
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy plan był dobry? Trudno było to ocenić w chwili, gdy siedzieli w spokoju w świątyni.

- Zobaczymy, co z tego wyjdzie w praktyce - powiedział Yon, sprawdzając ekwipunek tuż przed wyruszeniem w drogę. - "Z pewnością zobaczymy" - dodał w myślach.



Bez wątpienia był to spacer, w dodatku z tą osobą, co trzeba. Ale przyjemności w tym było mniej, niż chciałby. Bo cóż było przyjemnego w robieniu za przynętę.

- Sam już nie wiem - wyszeptał w pewnym momencie - czy wolałbym, żeby ten plan się powiódł, czy też wprost przeciwnie. Zdecydowanie nie o takim sposobie spędzania czasu we dwoje marzyłem.



Krzyk Blajndo wstrząsnął cichą uliczką.
Na widok tropiciela niosącego Aner Mara ruszyła biegiem w stronę tej pary. Yon podążył za nią, rozglądając się na wszystkie strony, lecz potwora nigdzie nie ujrzał. A to mogło znaczyć, że... że jak przy poprzednim spotkaniu spod ziemi jakby może się pojawić.

To, że Aner lepiej się poczuła, było dla drużyny zyskiem, ale radość nie trwała długo. Kolejny wrzask Blajdo zwiastował nadejście następnego problemu. A może tylko powrót poprzedniego.

Potwór był nad wyraz blisko.
Przed macką Yon nie zdołał uskoczyć. W nodze poczuł ból, a potem słabość, znaną mu już z poprzedniego z potworem spotkania.
Bliskość potwora zdawać by się mogła pewną zaletą. Yon, miast kuszy, co przy poprzednim spotkaniu niezbyt się sprawdziła, za rapier chwycił i czasu nie tracąc cios zadał. A potem drugi, który wymierzył, podobnie jak poprzedni, w korpus.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-03-2009, 14:47   #393
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Luna postanowiła już dalej nie komentować słów Severa, zamiast tego z zainteresowaniem słuchała planu zasadzki. Wydawał się dość prosty, Mara i Yon będą szli drogą próbując zwabić potwora, reszta będzie ukryta czekać na komendę do ataku. Została dodatkowo wyszczególniona jako jedna z osób mogących dość skutecznie używać magii w celach leczniczych, wiedziała, że w takim razie nie będzie mogła ryzykować. Do jej grupy przydzielono Severa… skwitowała to tylko grymasem. Nie był to dobry pomysł z jej perspektywy, Sever powinien być w innej grupie, gdzie nie ma nikogo z mocami leczniczymi. Niemniej jednak, teraz i tak każdy by pomyślał, że tylko marudzi, więc darowała sobie.

***

Przyczajona czekała wraz z Severem w wyznaczonym miejscu, starając się zachować jak największy możliwy dystans pomiędzy nimi. Wtedy jednak usłyszała krzyk… potwór zaatakował!

Pierwsze co zrobiła to rzuciła zaklęcie, które niedawno opracowała, a które pozwalało jej widzieć prawdziwą naturę rzeczy. Chciała mieć pewność czym jest potwór, czy to iluzja, czy ktoś się nie ukrywa w pobliżu sterując monstrum… jej przewidywania przerosły ją…

Zadrżała, nogi zaczęły się jej trząść, niemal nie padła na kolana gdyby nie jej zahartowany umysł, który starał się utrzymać ją przy zmysłach.

- Miałam rację…? – cicho szepnęła pod nosem. Kiedy nawiedziły ją sny… twierdziła, że potworem jest Aremi, że to on za tym wszystkim stoi… teraz okazało się to być prawdą… a przynajmniej częściowo…
- Przecież… on żył wtedy… potwór grasował od dawna… jak.. – przerwała na chwilę strumień myśli – Aremi… był oszustem… ten którego znaliśmy? Ale… był kapłanem… miał moc! – kolejna pazua – Shar… . – ocknęła się z transu w jaki wpadła, pułapkę własnych myśli i rozważań, niestety dość często się jej to zdarzało, wzięła głęboki oddech i spojrzała w zakrwawione plecy Aremiego, musiała powiedzieć co widzi innym… po to użyła tego zaklęcia!

- To Aremi!!!! – na ulicy rozległ się krzyk Luny – Prawdziwa postać potwora to Aremi! Widzę go, jego ciało jej całe w ranach, wygląda jakby był brutalnie zabity! – wskazała w miejsce, gdzie widziała jego ciało – Ten potwór to nie jest jego prawdziwa forma, mimo wszystko jest realna! To… może być nekromancja lub polimorfia… lub coś jeszcze, jest z jakiegoś planu, nie jestem pewna skąd….! – postanowiła nie zaprzątać ich głów insynuacjami co do fałszywego Aremiego teraz, musieli się skupić na walce! Z tego powodu opracowała kolejne zaklęcie… ruszyła bliżej potwora, zaklęcie miało ograniczony obszar działa, więc musiała stanąć bliżej, aby każdy dostał się pod jego wpływ. Będąc na odpowiedniej pozycji wzięła sporo powietrza w płuca i niemal wykrzyczała modlitwę.

***
Luna, zakładając, że kratka to 1,5 m, staje na 2 kratce nad potworem i używa Słusznego Gniewu Wiernych (RIGHTEOUS WRATH OF THE FAITHFUL), jeśli jest inaczej to tak, aby zachować dystans od potwora, ale żeby objąć zaklęciem jak najwięcej postaci
 
Qumi jest offline  
Stary 17-03-2009, 22:08   #394
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Sprawdzanie budynków, które okalały "ulicę Potwora" przeszło szybko i gładko. Nie było żadnych problemów, żadnych portali, żadnych kultystów. Zwykłe mieszkania przestraszonych mieszczan. Żadnych śladów, ani niczego, co mogłoby zachęcać potwora do pojawienia się właśnie tutaj. Tym bardziej zastanawiało to czarodzieja. No, bo co przyciągało bestie właśnie tutaj, na tą ulicę? Jaki był cel jej wizyt w Rath? Sianie paniki? Zabijanie ludności Rath? Bez sensu, gdyż jedyne, co przez to można osiągnąć to zwrócenie na siebie uwagi. Więc, po co bestia tu? Kolejna zagadka. Póki, co jednak zostanie nierozwiązana.

***

Mag wdrapał się na balkon, gdyż z niego miał dobre pole widzenia, a poza tym, mógł dowolnie zareagować, jeśli tylko Bestia by się pojawiła. Z wdzięcznością przyjął dłoń podaną przez Milo. Widział jak niziołek wspinał się na balkon. Zrobił to tak szybko i gładko, a jednocześnie z takim znudzeniem, jakby robił to od dzieciństwa, jakby było to dla niego tak trudne, jak chodzenie po ziemi. Siabo chciałby być tak zwinny, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Szpieg-Harfiarz stanął w cieniu, owinął się szczelnie swoim elfim płaszczem i zaczął wyczekiwać. Wyczekiwać na najgorsze.

Krzyk Aner zmroził krew w żyłach Iluzjonisty. Był to krzyk bólu i zaskoczenia a po chwili z jednego z zaułków wybiegł Blajndo, trzymając na rękach Aner i drąc się wniebogłosy. Zaczęło się. Laumee Harr zaczął szybko gestykulować i wypowiadać słowa przyspieszenia. Świat dla niego jak zwykle w takich chwilach spowolnił. To jednak nie było wszystko. Jeszcze zanim drużyna wyruszyła badać domostwa, mag rzucił na siebie zaklęcie polimorfii. Teraz je wykorzystał. Poczuł znajomy ból rozciąganych stawów, rosnących kości i naciąganej skóry, a także ból na plecach, gdy nagle zaczęły rosnąć mu anielskie skrzydła. Siabo zamienił się w Planetara, w istotę, którą miał kiedyś przyjemność spotkać, i która zachwyciła go swoją siłą i majestatem. To, dlatego tak często przybierał postać tego właśnie Niebianina.

Czarodziej sfrunął do Blajndo i Aner, ale widząc, że nadbiega Mara i Yon, i że ta pierwsza raczej udzieli pomocy Harfiarce, wzbił się szybko w powietrze, by wypatrzyć stwora. I dokładnie w tym momencie potwór zaatakował. Walka rozpoczęła się na dobre. Mara i Yon zostali trafieni przez macki. W tym czasie czarodziej zaczął splatać zaklęcie, które mogło okazać się niezwykle przydatne w tej walce. Mogło dać wiedzę. Mara próbowała uderzyć bestię mieczem, lecz nie trafiła, gdyż stwór się usunął lekko w bok. Uniknął przy tym też dziwnego, cienistego promienia. Siabo nie miał pojęcia, co to za promień i kto się nim posłużył. Skończył zaklęcie i teraz wiedział już, co nie co o odpornościach stwora. Nie było tego wcale tak wiele, jak Mag się spodziewał. Najgorsze było to, że ustrojstwo było dość odporne na magię. Kto jednak nie ryzykuje ten nie zyskuje. Czarodziej zaczął wykrzykiwać inkantację zaklęcia tak popularnego, że mogłoby zostać uznane za najczęściej rzucane w Faerunie. W tym czasie Yon odciął się potworowi atakując go rapierem, co wykorzystał Sever, nacierając na bestie z błyszczącym mieczem. W tym czasie Luna krzyczała, że stwór to Aremi. A to ci dopiero. Iluzjonista już kończył zaklęcia, gdy w stronę potwora pomknęły dwie strzały. Mag odruchowo spojrzał w kierunku, z którego wyleciały strzały i zobaczył Liah z łukiem. Stała na dachu jednego z budynków i z gracją nakładała na cięciwę kolejną strzałę. Widocznie wspomagała w walce Obrońców Rath. A to ci dopiero. Siabo zakończył czar i po chwili z jego palców wystrzeliło pięć wirujących magicznych pocisków, które bezbłędnie wbiły się w przeciwnika Obrońców Rath. A to Ci dopiero! Udało się go trafić! - trymował w myślach mag. - Czyli mamy szansę to pokonać. Teraz zobaczysz mój gniew!. W tym czasie nadbiegła reszta drużyny. Elhan i smoczy potomek nadbiegali z mieczami w rękach, Milo również wyciągnął swój mieczyk. Stwór w tym momencie, jednak najzwyczajniej w świecie zniknął. Co teraz? - zapytał sam siebie mag, zniżając pułap wysokości i lecąc w stronę przyjaciół...
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 17-03-2009 o 22:45.
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 19-03-2009, 20:54   #395
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rosa siedziała w milczeniu, przysłuchując się rozmowie wampirów.

Dowiedziała się wystarczająco wiele, by mieć jako-takie pojęcie o sytuacji, ale też wystarczająco mało, by ciągle błądzić po omacku. Według tego, co mówili jej towarzysze, w Rath przebywało kilka szpiegów, którzy także byli wampirami, a wyznawcy Shar zebrali w okolicy znaczniejsze siły. Nowi sprzymierzeńcy Rosy byli potężniejsi niż początkowo sądziła. Milady Esvele nie była jedyną kapłanką Shar, możliwe też, że nie była najpotężniejszą. Sama Yalcyn też miała więcej sług, niż Burobnówna mogła przewidzieć. To zaś oznaczało, że mała, chaotycznie działająca grupka ludzi i nieludzi zwanych przez miejscowych „Obrońcami Rath” zostanie szybko i boleśnie spacyfikowana.

Rosa uśmiechnęła się półgębkiem na samą myśl, że będzie mogła przy tym być.

Miała plany co do swych dawnych towarzyszy. Towarzyszy, którzy nigdy jej nie wspierali. Towarzyszy, którzy nie okazywali jej szacunku. Towarzyszy, którzy wszyscy, jak jeden mąż, zostawili ją samą, gdy nie była im potrzebna. Towarzyszy, którzy woleli słuchać samych siebie niż jej pomysłów. Pomysłów, które mogłyby skończyć tragedie Rath w zarodku.

Ale to nic. Rosa wiedziała, jak i na kim się zemści. Miała czas, by wszystko przemyśleć.

Pierwsza będzie Mara. Paladynka nie wiedziała jeszcze, to zrobi swojej byłej przełożonej, ale miała parę pomysłów. Najlepsze byłoby pokonanie publicznie potwora, z którym Bersk męczyła się tak długo. Pokazanie wszystkim, która z nich była lepsza, która z nich miała więcej pomysłów, chęci i możliwości, by pomóc biednym mieszkańcom Rath. Która z nich jest prawdziwą paladynką, a która marną namiastką świętego wojownika.

Drugie miejsce na liście Rosy było przeznaczone dla Yona. Przeklinała się w duchu, że ktoś tak marny aż tak bardzo zaszedł jej za skórę. Był jej sługa, kimś, kogo obowiązkiem było słuchać jej rozkazów i je wykonywać. Wspaniałomyślnie dała mu szansę, by pokazał, jak się zmienił. I owszem, podjął jakieś działania. Działania z zdradzieckimi śmiałkami, działania, które od samego początku były skierowane przeciwno niej. Przeciwko niej! Przeciwko Rosie de Burbon, paladynce Torma, inkwizytorce, komuś, kto był nadzieją Rath w tych mrocznych czasach! Ośmieszył ją, traktował jak popychadło, jak szmatę! A potem zaczął spotykać się z Marą, jedyną osobą, którą Rosa kochała w całym tym mieście.

Zrobili z niej śmiecia przy wszystkich. Rosa nigdy im tego nie zapomni, nigdy nie wybaczy, nie pozwoli, by zapomnieli…

Trzeci był Siabo. Tylko do niego kobieta żywiła jakikolwiek szacunek. Był jej przeciwnikiem, ale udowodnił jej, ze jest potężny. I mądry, musiała przyznać. Z napięciem oczekiwała ich pojedynku, momentu, w którym się zmierzą, w którym będą walczyć ja równy z równym, zaklęcie przeciw zaklęciu, miecz i tarcza naprzeciwko różdżki. Rosę bardzo ciekawiło, jak wielką moc ma iluzjonista i które z nich jest potężniejsze. Które z nich jest większe- przywódca Obrońców, czy też Paladynka, której wszyscy się wyrzekli?

Resztę śmiałków Rosa miała zignorować, poza Luną i Milem. Kronikarka nic jej nie zrobiła i zawsze była w stosunku do niej miła, podobnie jak niziołek. Miała zamiar poprosić Yalcyn, by zostawiła ich przy życiu. Milo po odebraniu sobie broni i wytrychów byłby niegroźny, podobnie jak Luna bez swojego modlitewnika. A wtedy mogłaby ich mieć przy sobie, sprawić, by zaczęli ja lubić tak bardzo, jak ona ich. A gdyby wampiry były tak miłe i zgodziły się przeobrazić ich, a Milady znalazłaby Wisewind nowego patrona, tak jak to uczyniła Rosie, to byliby wszyscy jak rodzina. Yalcyn, Rosa, Luna byłyby partnerkami, Milo słodkim dzieckiem, a wampiry kuzynostwem, dodatkowo Esvele w roli cioci…

Tak, Rosa zamierzała wreszcie mieć prawdziwą rodzinę. Rodzinę, której nigdy nie miała.

W końcu, rozmowa się zakończyła. Wszyscy się rozeszli, a Rosa wraz z Yalcyn wróciły do komnaty, w której paladynka się obudziła. Yalcyn usiadła przy toaletce i uśmiechnęła się do Rosy, prosząc o pomoc. Sama nie widziała swojego odbicia w lustrze, trudno wiec jej było zadbać samej o własny wygląd.

Burbonówna nie potrafiła jej odmówić.

- O czym myślisz kochana, chcesz o czym porozmawiać?- spytała ciepło Yalcyn, okazując zainteresowanie partnerką.

- Yalcyn, słońce... a nie powinnyśmy zrobić czegoś z Monstrum?- spytała nieśmiało Rosa. Pomimo tego, że odrzuciła śmiałków, Marę, a nawet Torma, los mieszkańców Rath nie był jej obojętny. Chciała jak najszybciej ruszyć na bestię i uwolnić ludzi od niej.

- Monstrum? Pfffff - Skwitowała pytanie parsknięciem wampirzyca, wyjątkowo zaskakując Rosę - Nie ma się czym przejmować, nam nic nie grozi...

- A biedni mieszkańcy? Co z nimi? Nie powinniśmy im przyjść z pomocą?- spytała Rosa miękkim, trochę dziecinnym głosem, starając się jednak delikatnie nagiąć Yalcyn do pomocy Rath. Nie rozumiała, czemu jej Yalcyn, jej słodka, opiekuńcza Yalcyn miałaby zostawić miasto na lodzie. Sądziła, że wystarczy jej wytłumaczyć to, co mieszkańcy odczuwają w swoich sercach, by ruszyła im z pomocą.

Nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła.

- Mieszkańcom się krzywda nie dzieje, są pod kontrolą i to się liczy. Potwór zbiera o wiele mniejsze żniwo niż w innych miejscach cholerne Orki, głód czy choroby - Yalcyn odpowiedziała całkowicie bezuczuciowym tonem.

- Ale... przecież tak nie można! Oni się boją! Naprawdę nie sadzisz, że powinnyśmy im pomóc! Jesteśmy za nich odpowiedzialne!- stwierdziła Rosa, oburzając się i nie rozumiejąc przyczyn zachowania Yalcyn. Były silne, razem z Milady stanowiły trójkę najsilniejszych kobiet w mieście. Ich obowiązkiem i powinnością było chronić tych, którzy stali pod nimi, którzy mieli mniej sił i możliwości, by się bronić. Powinny być ich obrońcami, silnymi, sprawiedliwymi osobami, które miały stać na straży porządku. Nie mogły się zachowywać tak, jak to robiła Yalcyn. Po prostu nie mogły.

- Proszę, kochana, zbierzmy choć małą grupkę wampirów i zajmijmy się problemem. Ludzie będą nam wdzięczni, nie trzeba ich będzie kontrolować…

- Co ci mam powiedzieć?! - Ryknęła niespodziewanie wampirzyca podrywając się z krzesła, i spojrzała Rosie prosto w twarz. Burbunówna po raz pierwszy patrząc w czerwone oczy wampirzycy ujrzała w nich wściekłość, dzikość i... śmierć - Nie umieją o siebie zadbać to co mnie to obchodzi? Po cholerę łażą nocami po ulicach?! Pomóc ludziom i będą wdzięczni? Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co mówisz!

- Ale... ja... Yalcyn...?- spytała zszokowana Burbonówna, nie wiedząc, co się stało z Yalcyn. Zawsze taka miła, spokojna, opiekuńcza, teraz ja przerażała. Budziła wszelkie złe skojarzenia odnośnie wampirów, budziła strach, przerażenie, intuicyjną chęć sięgnięcia po tarczę i schronienia się za nią, ucieknięcia od czarodziejki i jej furii. Budziła w losie wszystko to, co budził wampir, mroczny krwiopijca, zabójca i pomiot ciemności- Przecież to tylko ludzie. Co Ci zrobili?- spytała delikatnie, chcąc uspokoić Yalcyn. Nie wiedziała, co jest przyczyną jej wybuchu, ale chciała go złagodzić.

- Zawsze ktoś kogoś kontroluje, zawsze - Dodała rudowłosa ostrym, choć już łagodniejszym niż wcześniej tonem, a czerwień w jej oczach zniknęła i ponownie spoglądała na Rosę swoim kocim spojrzeniem - Dokładnie Roso, to tylko ludzie...

- Yalcyn? A czy ciebie ktoś kontroluje? Czy to... Esvele?- spytała Rosa, nie wiedząc, co też Yalcyn miała na myśli. Jej słowa były tajemnicze, a postawa mogła być wywołana tym, że jakiś człowiek ją kontrolował. Gdyby była to Esvele, Rosa wiedziałaby, czemu wampiry nie okazują jej szacunku, gdy jej nie ma w pobliżu. Ale… gdyby to była prawda, kobieta mogła się pożegnać ze swoimi planami stworzenia prawdziwej, kochającej rodziny.

- Mam gdzieś Esvele – Odparła wampirzyca, unikając spojrzenia kobiety i niespodziewanie zacisnęła pięści- Mnie nikt nie kontroluje, nikt.

Nie wiedzieć, czemu, Rosa jej nie uwierzyła.

- Na pewno?- drążyła temat, kładąc dłoń na pięści wampirzycy, a drugą dotykając jej chłodnego policzka- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko? Wiesz o tym, kochana?- wyszeptała czule, zbliżając swą twarz do twarzy Yalcyn.

- Na pewno – Syknęła wściekle wampirzyca, po czym...

Rosa poczuła w policzku silne uderzenie, tak potężne, że aż się zatoczyła robiąc kilka kroków w tył i potykając się, przez co boleśnie upadła na tyłek. Policzek piekł ją żywym ogniem, gdy masowała miejsce, w którym dostała Plaskacza od Yalcyn. Poczuła też w ustach metaliczny smak krwi.

- Dlaczego?- spytała z łzami w oczach.

Yalcyn spojrzała na Rosę, po czym głęboko odetchnęła. Zbliżyła się do niej i...

- Przepraszam - Szepnęła kucając - Przepraszam, przepraszam, przepraszam - Przyciągnęła de Burbon do siebie, po czym mocno przytuliła do piersi - Nie chciałam, przepraszam...

- Czemu?- spytała z łzami w oczach Rosa, przytulając się do kobiety i szlochając w jej ramię- Czemu...?

Wielka, dumna paladynka przypominała wtedy biedne, zlęknione dziecko. Nie rozumiała, co zrobiła Yalcyn, nie zrozumiała, czemu była wściekła, nie rozumiała tego, co się stało. Jedyne co zrobiła, to okazała je czułość, zainteresowanie jej problemami. Czy był to aż tak wielki grzech? Aż taka wielka zbrodnia?

Rosa nie wiedziała tego, i nie chciała wiedzieć. Jak bezbronne dziecię tulące się do mamy, tak ona szukała wsparcia u wampirzycy, chcąc zapomnieć o tym, co miało miejsce.

- Wybacz mi, nie chciałam, proszę wybacz – Szeptała Yalcyn, przytulając swoją brodę do głowy paladynki. Po chwili parę razy pocałowała Rosę we włosy, chcąc ją uspokoić.

- Ale czemu, kochana? Czemu? Co się stało? Masz jakiś problem?- spytała Rosa, przytulając się do wampirzycy. Chciała pomóc Yalcyn, jeśli ta, miała jakiś problem. Powinny go rozwiązać wspólnie, jak partnerki, pracując razem nad jego rozwiązaniem.

- Nie chcę o tym rozmawiać, po prostu mi wybacz – ukróciła rozmowę wampirzyca, głaszcząc Rosę po głowie - Chciałabyś może poprzymierzać ładne fatałaszki, weźmiemy kąpiel?- spytała, uśmiechając się przyjaźnie.

- Ubrania!- Rosa wręcz krzyknęła z radości. Mogła wybaczyć Yalcyn wszystko, jeśli ta miała zamiar razem z nią zabawić się w przebieranki. Jak każda kobieta, Rosa też lubiła się stroić, nawet jeśli nie chciała tego otwarcie przyznać wtedy, gdy nosiła zbroję. W dodatku, miałaby przebierać się razem z wampirzycą, co było niezwykle kuszącą propozycją. Na tyle kuszącą, że kobieta zapomniała o nieprzyjemnym zdarzeniu.

Udały się więc do komnaty, w której było mnóstwo ubrań, tak wiele, że paladynce aż zakręciło się w głowie. Suknie, sukienki, sandały i buty na obcasie, jedwabie, bawełna, bransolety, diademy, naszyjniki, pierścienie, części garderoby, których Rosa nawet nie potrafiła nazwać. Wszystkiego było pełno, wszystko było piękne i wspaniałe.

Dwie kobiety wkrótce zaczęły zakładać na siebie różne ubrania, nie krępując się swoją obecnością podczas przebierania…
 
Kaworu jest offline  
Stary 19-03-2009, 21:14   #396
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Czekali. Czekali przygotowani. Milo korzystając jeszcze zza czasu błogosławionego słońca sprytnie przymocował linę by można było łatwo opuszczać stanowisko. Czekali. Wydawało się to być całą wiecznością. Lekkie zimno przechodziło przez jego kości. Czekał na balkonie, a obok niego dość dobrze ukryty mag. I pomyśleć, iż ktoś taki co większość życia spędził przed książkami tak dobrze się ukrywa? Jestem pod wrażeniem. Chciałby to powiedzieć na głos. Jednak jedna z podstawowych zasad niewidzialności Montiego i Pajtona głosiła by nigdy nie mówić, a co dopiero zdradzać gdzie się jest. Można źle skończyć. Więc czekali tak w ciszy, aż nagle odgłos jaki usłyszeli przeraził ich śmiertelnie. Głos kobiety. Głos przerażonej kobiety. Głos Aner!
- Aner? - spytał milo cicho. Sam do siebie. Jakby nie wierząc w nie szczęście jakie mogło by spotkać jego obiekt westchnień. - Aner!
Na ulicę wbiegł łowca trzymając niewielką dziewczynę na rękach. Nieprzytomną lub martwą.

Milo niewiele myśląc zbiegł na dół. Lina którą wcześniej przymocował dobrze się ku temu przysłużyła. Podbiegł do towarzyszy.
- Co z nią? Żyje? Fanie taj jej jeszcze żyć... - zwrócił się w stronę nieba - frosze...
Na szczęście jego patron przysłał resztę drużyny. Palladynka szybko zajęła się bladą niziołką. Aner była bezpieczna. Żyła. To się liczyło. Jednak nagła ulga została przerwana ponownym pojawieniem się potwora. Bestyja unosiła się w powietrzu. Jej macki zajęte były parą-przynętą. Milo chciał wykorzystać chwilę jej nie uwagi jednak to monstrum wypuściło z siebie cóś. Cóś nie widoczne acz mocno odczuwalne na skórze. ręce i nogi momentalnie im zdrętwiały. Jakaś fala paraliżu? Fuj. Milo powstrzymując bezwładność kończyn zmusił się by założyć pierścień. Jego nowy pierścień. Chwycił mocno jednak nie całkowicie pewnie swego trollobójce. Zanurkował w stronę bestyji starając się ją trafić w jakieś czułe miejsce. W końcu to gdzieś jaja musi mieć?! Zadał cios.
- Ej jeśli to jest z cienia czy czegoś tam to może światłem to fotraktować? - od razu wypowiedział to co pierwsze wpadło mu na myśl.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 20-03-2009, 09:50   #397
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bliżej niż się wydaje...



Rosa i Yalcyn przebierały się co chwilę i prezentowały sobie wzajemnie w coraz bardziej wyszukanych strojach, od czasu do czasu nawet wesoło chichocząc. Wampirzyca mimo faktu bycia nieumarłą, wciąż przejawiała typowe, kobiece "zainteresowania" i przyjemność związaną z tymi całkiem zwyczajowymi czynnościami. Kobiety wprost szalały co chwilę zmieniając ubiór, ozdoby i damskie akcesoria, wirując nawet jedna przed drugą. Bawiły się świetnie, co wyraźnie dobrze wpłynęło na obie, pozwalając również jasnowłosej choć na chwilę zapomnieć o tkwiących jeszcze w zakamarkach jej umysłu wątpliwościach i problemach związanych z Rath.

Nieumarła prezentowała się właśnie swojej kochance w stroju, który sama określiła jako "Niewolnicę z Calimshanu", składający się z jedynie dwóch wyjątkowo skromnych części, które na dodatek posiadały grube oczka, ukazujące właściwie wszystko co pod spodem. Wykonała do tego drobny taniec, polegający głównie na rytmicznym trzęsieniu biodrami, co doprowadziło Rosę do śmiechu niemal do łez. Yalcyn była jednak równocześnie i przepiękna i zmysłowa, co jeszcze bardziej podgrzało płomień miłości, jakim darzyła ją jej partnerka. Po chwili na usilne prośby wyuzdany strój założyła Burbunówna, otrzymując szybko wiele miłych komplementów.

Nagle jednak rudowłosa na moment znieruchomiała, przechylając minimalnie głowę w bok. Jej wzrok został skierowany gdzieś ukośnie w bok, i wszystko to wyglądało jakby nasłuchiwała, lub słuchała czegoś lub kogoś, co nie potrafiła wychwycić Rosa.

- Dobrze - Rzuciła w końcu Yalcyn w pustkę, jeszcze bardziej dziwiąc de Burbon - Chodź skarbie, czas abyś obejrzała swoją armię - Wampirzyca wygrzebała ze stosów ubrań zwyczajną długą suknię, a po chwili i obszerny płaszcz. Eks-Tormitka również chciała ubrać coś bardziej przyzwoitego, ku jej zdziwieniu zielonooka piękność jednak nalegała i nalegała, by Rosa poszła w stroju "Niewolnicy z Calmishanu"!.

W takim stroju na poznanie własnych oddziałów??.

Po wielokrotnym zapewnianiu, że wygląda cudnie, że może tak iść, i że to naprawdę w niczym nie będzie przeszkadzało, w końcu się zaintrygowana zgodziła. Ruszyły więc licznymi korytarzami i salami, mijając pod drodze parę bladych osób wodzących za Rosą "wygłodniałym" spojrzeniem, aż w końcu stanęły przed jakimiś drzwiami. Wtedy też Yalcyn ściągnęła z szyi mały wisiorek z czerwonym kamieniem, wręczając jej go w dłoń, a następnie sama otuliła się szczelnie płaszczem, zaciągając na głowę i kaptur.

- Zdenerwowana? - Wampirzyca odezwała się z nutką ironii w głosie, brzmiało to jednak wszystko niewinnie i zalotnie.

Po otwarciu drzwi Rosę na moment oślepiło słońce. Okazało się, że przebywały na czymś w rodzaju kamiennego tarasu, a podziemny kompleks z którego wyszły był umieszczony w niewielkim, porośniętym zielenią pagórku. Nie to jednak zwróciło uwagę jasnowłosej. Jej wzrok spoczął na tym co rozciągało się przed nią. Niewielka armia, licząca setkę, a może i dwie lub trzy, zachrzęściła orężem i pancerzami, wpatrując się w Rosę czerwonymi ślepiami.

- Z tym jesteś bezpieczna - Szepnęła Yalcyn spod kaptura dotykając ściskającej wisiorek dłoni jasnowłosej, gdzie klejnot wyraźnie świecił czerwienią - To twoja armia Roso de Burbon, są na twoje rozkazy.


Ulica w Rath



Walka z bestią rozgorzała na dobre. Liczna grupka śmiałków kąsała go z wszelkich możliwych stron różnorodnymi atakami, które przynosiły mniej lub bardziej udane efekty. Stwór był z całą pewnością potężny, jednak awanturników było wielu, i to była chyba ich jedyna przewaga, którą należało koniecznie wykorzystać.

Po nieudanym magicznym ataku Wakash, rzucając jeszcze kilka szpetnych słówek pod nosem, obserwował przebieg walki z okna na pierwszym piętrze, będąc raczej bezpiecznym z dala od tego całego bajzlu. Banda śmiałków na dole radziła sobie całkiem dobrze, co go jeszcze bardziej nieco poddenerwowało ze względu na swoje znikome efekty magicznego ataku, jednak wszystko się dopiero zaczynało, i jeszcze będzie okazja by innych zaskoczyć. A on uwielbiał zaskakiwać.

Nagle skądś pojawiły się strzały posłane prosto w stwora. Jedna z nich przeleciała przez jego cielsko niczym przez jakąś iluzję, trafiając w miejski bruk, druga z kolei utkwiła w jednej z łepetyn bestii, co doprowadziło do spazmatycznego rzucania owym krwawiącym łbem na boki. Draństwo jednak najwyraźniej nic sobie nie robiło z faktu trafienia pociskiem prosto w głowę... . Stojąca na dachu Liah niemal jednocześnie się złowieszczo uśmiechnęła, co i zrobiła grymas niezadowolenia. Z takim czymś jeszcze nigdy nie walczyła, nigdy nie widziała, ani o tym nie słyszała. Yon mocno zaniepokojony zarówno własnym stanem zdrowia, jak i Mary, wiedział że należy działać szybko. Już raz miał tą nieprzyjemność spotkać potwora osobiście i stoczyć z nim pamiętną potyczkę, wiedział więc co oznaczała słabość i świdrujące zimno rozchodzące się po całym ciele od nogi. Kilka razy mrugnął oczami starając się przywrócić ostrość wzroku, po czym zadał pchnięcie rapierem. Cienkie ostrze dzierżonego przez mężczyznę oręża wniknęło w cielsko stwora, Yon z kolei nie był w tym momencie pewny, czy cokolwiek to dało. Żadnych konwulsji, jakiegoś ryku, czy też lejącej się posoki. No tak, ostrze bezproblemowo przenikało przeciwnika, nie czyniąc jemu żadnej krzywdy... . Niech to wszystko Beshaba!.

Niziołczy mężczyzna, widzący bestię i walczących z nią towarzyszy, postanowił użyć nowo nabytego przedmiociku. Dzięki pierścieniowi zniknął więc wszystkim nagle z pola widzenia, ruszając na plugawstwo ze swoim wiernym "Trollobójcą" w dłoni. Bycie niewidzialnym było dosyć dziwnym uczuciem, świat wokół lekko falował i był nieco zamazany, dzięki jednak temu można było być pewnym że moc działała. Dzielny Niziołek podbiegł więc i zadał oburącz pchnięcie w korpus dziwadła. Trysnęła czarna jucha.

W umysłach wszystkich zebranych w pobliżu miejsca walki rozległ się przyprawiający o dreszcze telepatyczny ryk pełen bólu.

W tym czasie latający ponad wszystkimi Siabo Laume Harr wyjątkowo szybko splatał jedno zaklęcie za drugim. Dzięki pierwszemu poznał odporności wroga, co w sumie wywołało w Magu spore zaskoczenie, drugim zaś zaatakował już samą Bestię. "Magiczny pocisk" wystrzelony w stwora przebił ku niemałej radości mężczyzny moce ochronne i zranił go czystą energią. Nie było więc tak źle... .

Zostawiając w tyle Lunę Sever ruszył biegiem do boju, przywołując moce swego patrona. Miecz Paladyna na drobną chwilę rozjaśniał świętą mocą Tyra, po czym po chwili opadł na cielsko stwora. Aasimar zaatakował od tyłu, tnąc od góry po dziwnym korpusie, co zakończyło się sukcesem. Potężne chluśnięcie krwi, targnięcie ciałem wroga i dym z dużej rany były tym, czego młody mężczyzna oczekiwał. Plugastwo było złe do szpiku kości, wybrało sobie jednak złe miasteczko do siania terroru, teraz on stał tu na straży u boku Mary!.

Luna zaczęła ostrzegawczo krzyczeć. Twierdziła że potworem jest... Aremi??!!. Że w jakiś sposób widzi prawdziwą postać bestii z Rath, i że jest nią właśnie martwy Kapłan Helma. Wywołało to spore zamieszanie w szeregach "Obrońców Rath", walka jednak trwała nadal, walka była na typową "śmierć i życie". Po chwili Kronikarka nieco podbiegła bliżej wydarzeń, po czym zaczęła wyjątkowo głośno wymawiać jakąś modlitwę, a jej towarzysze poczuli w sobie jeszcze większą wyrwę i ochotę by zmiażdżyć te draństwo. Niektórzy z wściekłości aż zaczęli zgrzytać zębami chcąc roznieść w pył potwora. "Słuszny gniew wiernych"... .

Elhan i Calamrun byli już tuż tuż, Mara tnąc mieczem po raz kolejny chybiła cielsko stwora, Blajndo ułożył ledwie przytomną Aner w zaułku po czym dobył łuku, nie mógł jednak wystrzelić, gdyż zbyt wielu towarzyszy przesłaniało cel... wtedy też bestia zniknęła.

Tak po prostu zniknęła.

I tyle.

Zgromadzeni spojrzeli po sobie z zaskoczeniem, po czym zaczęli się rozglądać na boki, węsząc z całą pewnością jakiś podstęp.

Wakash obserwował ulicę z okna, w końcu jednak postanowił ruszyć na dół, by choćby obejrzeć rannych. Liah zeskoczyła z niebywałą gracją z dachu piętrowego budynku, i mimo, że ugięły się pod nią nogi aż uklęknęła, nie wyglądała na kogoś, kto by sobie coś złamał po tak niebywałym skoku, a Siabo wciąż pozostając w powietrzu, na wysokości jakiś trzech metrów, zbliżył się do Luny. Yon w tym czasie odciągnął Paladynkę na bok, po czym dobył różdżki "Leczenia lekkich ran". Łotrzyk obserwował już tuziny razy władających magią objawień, w końcu więc dzięki swym wrodzonym zdolnościom potrafił i sam z tego przedmiotu skorzystać. Czym prędzej więc się uleczył, po czym zabrał się za niesienie pomocy Marze, której zaczynały już spływać krwawe łzy po policzkach.

- Co jes? - Towarzysze usłyszeli głos niewidzialnego Milo, komentującego zaistniałą nagle zmianę sytuacji, a dziwnym przypadkiem Półelfka wpatrywała się prosto w niego... .

Luna w tym czasie zrobiła parę kroków przed siebie, uważnie obserwując okolicę. Rzucone wcześniej "Prawdziwe widzenie" pozwalało jej dostrzec naprawdę wiele, w tym i niewidzialnego Niziołka, jednak tak naprawdę kobieta wypatrywała bestii, mogąc zajrzeć nawet na istniejący "równolegle" Plan Eteryczny. Sever również bacznie się rozglądał, korzystając z kolei z pomocy "Wykrycia zła".

Yon jednak nie zdążył uleczyć Mary.

Bestia pojawiła się równie gwałtownie na ulicy co zniknęła. Luna zauważyła stwora co prawda kątem oka, gdy "wypływał" w górę wprost z wnętrza ulicy, nie zdążyła jednak ostrzec do końca pozostałych. Już krzyczała "Taaa..." wskazując miejsce palcem, gdy i pozostali ujrzeli ponownie materializujące się plugastwo. Dwie paszcze niespodziewanie buchnęły czymś dziwnym, przypominając zionięcie smoka, czymś co wyglądało niemal jak ogień, tylko że ten był złowieszczo zielony.

Każdy usłyszawszy krzyk kobiety zwrócił się na czas we właściwą stronę, wielu jednak tylko po to, żeby zobaczyć pędzące wprost na siebie "zielone coś". Awanturnicy uskakiwali na boki, o ile oczywiście pozwolił im na to refleks... .

Early nie miał wyjścia. Pchnął Marę z całych sił w tył, prosto na drzwi jakiegoś domostwa, które Paladynka impetem własnego ciała wyważyła, sam zaś skoczył na szczupaka w bok. Tylko się spocił. Milo z kolei, niemal przyparty plecami do ściany budynku, obserwował jak "zielone" nadciąga prosto na niego i... kończy tuż przed jego nosem. Niziołek odetchnął z ulgą, dziękując Tymorze, Brandobarisowi i kilku innym bóstwom. W sumie dobrze że nie wziął ze sobą Wazora, mógłby jeszcze skończyć jak biedny Wherkens od Blajndo, a tak pies dzielnie pilnował Tary i Zory przebywającej w świątyni.

Pozostali nie mieli już tyle szczęścia, Liah jedynie zasłoniła twarz ręką i dobrze, że chociaż nie odczuwała w nowym wcieleniu bólu. Podobnie miała się sytuacja z Luną, Siabo, czy Severem. Jasnowłosa kobieta aż krzyknęła, gdy poczuła w pełni skutki kwasowego oddechu, Siabo-Planetar z kolei nie zdążył wzbić się w górę, przez co został poważnie poraniony po nogach. Aasimar zaś starał się jakoś zasłonić tarczą, na niewiele się to jednak zdało.

Przypalone włosy, poparzona skóra, i ten ból, ten okropny ból.

- Przesuńcie się ku*wa!! - Wrzeszczał Blajndo celując z łuku niejako w plecy Luny i Severa.

Wakash schodzący dosyć szybkim krokiem po schodach usłyszał nagle jakieś krzyki, trzaski i dziwne huczenie. Ruszył więc z kopyta, spotykając po drodze mocno pobladłych i wystraszonych mieszkańców budynku, którzy wpatrywali się w... Paladynkę leżącą na wyważonych drzwiach wejściowych. Mara najwyraźniej wpadła do środka z mocnym impetem, i nie wyglądała zbyt dobrze. Z oczu i nosa niezdarnie gramolącej się jasnowłosej płynęły drobne strużki krwi, co mocno zaskoczyło "kupca".

- Uch - Jęknęła w dosyć kiepskim stanie, na ulicy było jednak zdecydowanie gorzej. Potwór najprawdopodobniej zaatakował ponownie, a ściany budynku od strony ulicy dziwnie skwierczały i cuchnęły spalenizną.








***

Milo zadał krytyka ukradkowym!! (-35pw :PP)

Yon 49pw/5 stłuczeń po leczeniu, trafił-ale nie trafił :P , już widzi dobrze, ale siła i zręczność nadal -2 podobnie jak u Mary(która ślepnie) i Milo

Milo niewidzialny ale go zaznaczyłam na mapce, Siabo zaś lata blisko Luny

Po zionięciu:

Liah 53pw, Luna 29pw, Siabo 20pw, Sever 28pw

Inicjatywa:

Potwór już wykonał ruch

Yon 26
Wakash 25
Milo 24
Liah 22
Siabo-Planetar 18
Blajndo 18
Elhan 10
Sever 8
Luna 5
Calamrun 3

Mara się zbiera... :P
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 21-03-2009 o 00:07.
Buka jest offline  
Stary 21-03-2009, 09:02   #398
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Severa zawsze uczono że dobro nie musi korzystać z tanich sztuczek by zniszczyć zło. Wolał atakować frontalnie tak by przeciwnik widział zbliżającą się karę za popełnione czyny, w tym wypadku też tak chciał uczynić lecz z powodu dziwnej postury bestii nie wiedział gdzie to ma przód a gdzie tył...ciął jak popadnie
Wykonał podręcznikowe cięcie w bestię przy wykorzystaniu mocy od swego patrona. Czarna posoka trysnęła w ślad za mieczem.

-Zginiesz marnie pomiocie piekieł - wykrzyknął dodając sobie werwy przepełniony nieoczekiwanym uczuciem gniewu.

Bestia zniknęła. Tak po prostu, najzwyczajniej w świecie, jak plama z drogocennego kaftana po praniu u doświadczonej praczki.

Panie racz spojrzeć łaskawym okiem na swego sługę walczącego o sprawiedliwość. Wspomóż mnie bym widział to co dla oczu niewidzialne. Nie pozwól złu i chaosowi zatryumfować.- szeptał Neverwinterczyk

Równie niespodziewanie jak monstrum zniknęło tak i się pojawiło....tuż za plecami Lady Luny

Zionięcia zielonkawą palącą substancją nikt się nie spodziewał toteż zebrało ono straszliwe żniwo.
Śmiałkowie uskakując na boki ratowali się przed kwaśno cuchnącym tchnieniem bestii. Sever będąc najbliżej epicentrum nie miał gdzie uciekać toteż zastawił się tarczą...i zamknął oczy by uniknąć oślepienia. Po przejściu fali kwasowego tchu twarz piekła niczym obdarta ze skóry i posypana solą. Paladyn opuścił tarczę i strząchnął kwas z swej osłony silnym wstrząśnięciem.

Masz strasznie obrzydliwy oddech...pewnie to dla tego jesteś samotny - rzekł kpiącym tonem Sever.


- Przesuńcie się ku*wa - wykrzyczał elf który wynosił z zasadzki Aner.

- Nie ma mowy ! On jest mój ! - Odparł Blake stoickim tonem tak jak gdyby nie był ciężko ranny.

-------------------------------------------------------------
Jeszcze raz to samo poproszę na bestię
 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 21-03-2009 o 11:48.
Grytek1 jest offline  
Stary 21-03-2009, 18:10   #399
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie miał pojęcia, czy trafił, czy nie. A jeśli trafił... czy dało to jakikolwiek efekt?
Bez wątpienia komuś się udało, o czym świadczył wrzask, który mógł być dziełem tylko i wyłącznie potwora.
Może inni także trafili, ale tego nie widział. Znane ze wcześniejszego spotkania uczucie chłodu i potęgującej się słabości i nagłe pogorszenie się wzroku mogło oznaczać tylko jedno... Trzeba się było ratować. W jeden możliwy sposób...
Tylko czemu Luna znowu krzyczy, że widzi Aremiego... Jakiś uraz?


Potwór nagle zniknął. Nie warto było się zastanawiać, czy to była ucieczka, czy wycofanie się na chwilę. Trzeba było wykorzystać czas, który został mu nagle darowany.
Yon odciągnął Marę, która nie chciała się ruszyć z miejsca, a potem wyciągnął krótką różdżkę, ozdobioną maleńkim wizerunkiem słonecznej tarczy.
Tak jak po poprzedniej walce skierował ją na siebie i uaktywnił.
Złocisto-błękitny błysk był prawie niewidoczny w blasku dnia. Yon od razu poczuł sie lepiej, chociaż miał świadomość, że nie wszystko jest w porządku.

Chociaż Mara mogła uleczyć się sama, Yon nie zamierzał czekać, aż paladynka zdecyduje się, by pomóc sama sobie.
Uniósł różdżkę.
W tym momencie potwór pojawił się ponownie. I zaatakował.
Zielony obłok wydobywający się z paszcz potwora wyglądał naprawdę złowieszczo.
Yon nie miał zamiaru sprawdzać osobiście, czy wrażenie nie jest mylące. Z całych sił pchnął Marę w stronę pobliskiej ściany, a sam szczupakiem rzucił się w bok...

- Dzięki, Tymoro! - szepnął, podnosząc się z ziemi poza zasięgiem trującego obłoku.

Krzyki, jakie dobiegły go z placu boje świadczyły o tym, że inni mieli mniej szczęścia. Luna, Sever, Siabo...

Nie było na co czekać.

- Siabo! W plecy go - zawołał, ruszając do ataku.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-03-2009, 21:28   #400
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Liah zaklęła szpetnie.

Jej dłoń odruchowo powędrowała do twarzy. Wampirzyca jakimś cudem nie zrobiła nic więcej. Nie zdążyła.

Spodziewała się fali potwornego bólu. Nie doczekała się. Nie poczuła nic. Jej własne ciało znów ją zaskoczyło. To wcale nie było takie złe.

Liah skarciła się w duchu za brak ostrożności. Jak mogła dać się tak idiotycznie podejść? Jedno było pewne. Potwór był na pewno godnym przeciwnikiem. Krótka chwila szoku minęła wyjątkowo szybko. Długi miecz, z krwistym rubinem w złotej rękojeści natychmiast znalazł się w jej dłoniach. Szybki ruch głową odgarnął blond włosy z twarzy. Nie przejęła się tym, że ślady kwasu znikną na oczach jej towarzyszy. Teraz istniał tylko przeciwnik.

Tuż przed skokiem na twarzy półelfki zakwitł uśmiech. Uśmiech, który nawet gdyby nie był kompletnie nie na miejscu każdemu wydałby się bardzo niepokojący. Był to uśmiech drapieżnika szykującego się do ataku na pewną zdobycz.

Jej ruchy były szybkie i zwinne. Jak u kota. Miecz trzymała w dłoni pewnie, ale nie sztywno. Broń Liah była przedłużeniem jej ręki. Każdy, kto znał się choć trochę na „machaniu mieczem”, mógł dostrzec, z jak niemal idealna technicznie była jej walka. Każdy ruch był przemyślany. Żaden nie był zbędny.

Gdziekolwiek się szkoliła, było jasne: Liah była doskonałą wojowniczką. Wiedziała dokładnie, co robi.

Była bardzo blisko. Najbliżej z całej ekipy. Starając się zręcznie wyminąć plątaninę macek i chmury kwasów, dotarła do korpusu bestii. Dopiero w ostatniej chwili zręcznie obróciła miecz, próbując ciąć potwora w miejscu, w którym powinno być jego oko.

Rany z kwasu się powoli zabliźniały. Powoli, ale szybciej niż powinny.

Liah oczy miała dookoła głowy. Nieraz walczyła z silniejszym przeciwnikiem.

Niepokojący uśmiech ani na moment nie zniknął z twarzy wampirzycy.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172