Mężczyzna wyglądał stosunkowo młodo, biorąc pod uwagę, że miał dorosłą właściwie córkę. Podobnie dziwnym był fakt, że osoba z tak niedelikatnymi dłońmi była złotnikiem. A w dodatku tak dobrym, jak niejeden krasnoludzki jubiler. -Ach, witam szanownego gościa! – odezwał się gospodarz niskim, mocnym głosem. - Pan Klindor, jeśli dobrze pamiętam? -W rzeczy samej.
-Niech pan usiądzie. - wskazał na fotel, po czym sam usiadł przy drugim. - Hmm... Ładna dziś pogoda prawda? - zagadał wyświechtanym frazesem, sięgając po karafkę. -Tak, zajebista. - odpowiedział krasnolud, wyraźnie poirytowany. - Niech mi pan wybaczy, ale niestety nie mam czasu ani na pogawędkę, ani nawet na puchar tego, zapewne zacnego trunku. Przejdźmy zatem do interesów.
-Cóż... - jubiler nalał sobie napitku w puchar, po czym zatknął korkiem karafkę i odstawił ją na bok. - Panie Klindorze, wie pan, czego żąda?
-Nie, już zapomniałem. Czy pan chce mnie zdenerwować, czy może jednak zmierza do czegoś konkretnego? - krasnolud irytował się coraz bardziej. -Zatem widzi pan, to nie jest drobnostka...
-Myli się pan, pierścień to drobnostka, jakby kosztowna nie była.
-Heh. – zaśmiał się człowiek. – Ma pan rację, źle to ująłem. Nie łatwo jest zrobić taką błyskotkę.
-Wiem, dlatego przyszedłem do najlepszego ponoć fachowca w okolicy. Mam rozumieć, że pierścień nie jest jeszcze gotowy?
-Ależ skąd – gospodarz wstał z fotela, wyszedł do sąsiedniego pomieszczenia, po czym wrócił z drewnianym pudełkiem wielkości książki i otworzył je, pokazując klientowi srebrny pierścień z misternymi zdobieniami. - Proszę, oto on.
Krasnolud przyjrzał się. Pierścień był identyczny z pierwowzorem. Nawet największy znawca nie odróżniłby go od prawdziwego pierścienia, który był noszony przez wysoko postawionych urzędników, na okupowanych ludzkich terenach. -Tak, świetna robota. Dokładnie wykończony, nie do odróżnienia. Zatem w czym problem?
-Sporo kosztuje.
-Tak, wiem. Sto dwadzieścia funtów imperialnych, jak się umawialiśmy.
-Nie zrozumieliśmy się. Cena się zmieniła. Dwieście dziesięć funtów.
-Chyba pan kpi! Nie zapłacę nawet złamanego, tfu, elfiego pieniądza.... yyy... jak one się nazywają?
-Pensy.
-Właśnie. Ani pensa ponadto, na cośmy się umawiali!
-Zatem z targu nici.
-Ten pierścień jest mi potrzebny!
-Zatem poproszę dwieście dwadzieścia funtów imperialnych.
-Kurwa mać! Miało być dwieście dziesięć!
-Tak? Przepraszam, pomyliłem się. Dwieście trzydzieści funtów imperialnych.
-Czy pan wie co grozi za fałszerstwo i paserstwo?
-Doskonale. Zatem ustalam cenę, która mi to wynagradza. Dwieście czterdzieści funtów imperialnych.
-Dawaj mi to! - krasnolud rzucił się na rozmówcę, wyrywając mu pudło. Szybko powalił jubilera na podłogę, lecz po chwili poczuł, jak ktoś mu coś przykłada do gardła. -Niech pan to puści i spokojnie wstanie. - powiedziała córka gospodarza, trzymając nóż na gardle Klindora. -Ech... Głupi jesteście! Ja walczę, o wolność tego kraju za was, a wy tak mi się odwdzięczacie?
-Mówisz, – rzekł jubiler, wstając – że walczysz o naszą wolność? To zupełnie zmienia sprawę.
Dziewczyna zdjęła nóż z gardła krasnoluda.
__________________ Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P
Ostatnio edytowane przez Prabar_Hellimin : 19-03-2009 o 21:23.
|