Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2009, 10:15   #63
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Chiara Wodehouse & Wiliam Ellis & Mark Patter


Mina Chiary mówiła wyraźnie "Io voglio stare a terra. A TERRA!" Ja chcę być na ziemi. NA ZIEMI! Ale uśmiechnęła się ciepło.
- Sir Ellis, nocleg na drzewie brzmi nieźle. Ale ja nie potrafię w tym panu pomóc. Co innego li' tam - wskazała w dół - Pozbieram to, czego la lucertoletta przerośnięta jaszczurka nie zmiażdżyła. Zresztą należałoby też coś przygotować do jedzenia. Suchego prowiantu lepiej jeszcze nie napoczynać, a porządna zupa - "perche' soltanto la minestrone so fare. Si', brodo di pollo. bo to jedyne co potrafię ugotować. Tak, rosół." - dobrze nam zrobi. A teraz panowie, możecie mnie zestawić, per favore?

- Ja również będę mało przydatny podczas budowy domku na drzewie... - Patter zrobił krótką przerwę po kolejnej małej złośliwości (chyba nie do końca zamierzonej) - Mam również obiekcje co do tego pomysłu jako takiego... Panie Beyers, proszę mnie poprawić, jeżeli się mylę, jednak pozostając na drzewie narażamy się na wiele innych niebezpieczeństw - węże, pająki, etc... Jeżeli to - wskazał ręką na znajdujące się pod drzewem zwłoki - było jaszczurką... to wolę nie spotkać pająka. Może wartym rozważenia jest jednak nocowanie na ziemi, gdzie prościej będzie utrzymać duże ognisko? Proszę mnie dobrze zrozumieć - nie zamierzam konkurować z nikim kompetencjami, jednak żadna z wypraw w których brałem udział nie nocowała na drzewach, gdzie niemożliwym jest utrzymanie palącego się ognia... Panno Chiaro, jeżeli nie ma pani nic przeciwko jednorękiemu kucharzykowi to chętnie pomogę w gotowaniu... Może uda się nagotować jakiegoś pożywnego bulionu... - uśmiechnął się zdając sobie sprawę, że za chwilę będą zmuszeni do grzebania w kupie mięsa i posoki, jaką zachlapane było wszystko wokół drzewa...

- Ha! Ottimo! Świetnie! - przyklasnęła na propozycję panna Wodehouse.

Chociaż może nie bezpośrednio do sir Williama skierowane były wcześniejsze słowa, to jednak stanowiły komentarz do tego, co wcześniej powiedział.

- Nie sądzę - w głosie Ellisa nie zabrzmiał nawet cień ironii - by jakakolwiek wyprawa, w której ktokolwiek z nas brał udział, spotkała taką jaszczurkę. I mam pewne wątpliwości, jeśli chodzi o skuteczność ognia jako ochrony przed takimi stworami. Nawet lwy czy wilki, gdy czują swą siłę, atakują mimo zapalonych ognisk. Nie sądzę zatem, by to coś - wskazał leżącego potwora - obawiało się zbytnio płomieni.

- Warto też zwrócić uwagę na to, że wielkość stworów nadrzewnych ma pewne ograniczenia. Można zatem śmiało wnioskować, że nie są takie duże, jak nasza jaszczurka.

- Nie twierdzę, że musimy nocować na drzewie, choć pewnie byłoby to rozsądne. Prosiłbym tylko o nie liczenie zbytnio na potęgę ognia. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że zwykłe środki ostrożności nie wystarczą.


Chiara straciła zainteresowanie rozmową. Skoro się na czymś nie zna, to po się mieszać? Pochłonęła ją całkowicie idea gotowania. "Che dobbiamo cercare? Czego musimy poszukać?" Chwilę później, kiedy jej stopy stały bezpiecznie oparte na ziemi, zaczęła buszować między wyrzuconymi pakunkami. Volta oczywiście przegryzła małe co nieco z flaków ala gazowa jaszczurka na zimno. Chiara tylko westchnęła. Odganianie la bestia non prende i resultati, ho gia' provato. potwora nie dawało rezultatów, już próbowałam.

Kawał materiału potraktowała jak sanie, owiązała rogi liną, aby ułatwić niesienie. I tak nie można było tego ciągnąć po ziemi zagraconej poczwarą, korzeniami i roślinkami. Ale można więcej unieść. Po czym jej pomysł został inwazyjnie ulepszony.
Ellis przyniósł kilka solidnych drągów.

- Zastosujmy metodę starą jak świat - zaproponował. - Dwie osoby łatwiej przeniosą nawet większy ładunek.

- Jasne. - odparła - wszystko, co pomoże było mile widziane.

Chiara miała nadzieję, że zostało trochę tej wczorajszej antylopy, bo zupa na kościach gada sebrava una idea ridiccola. Spaventosa anche. zdawała się pomysłem idiotycznym. Przerażającym również.

Najpierw z rozwalonej skrzyni wyjęła w końcu swoją strzelbę. Rzeźbiona w wykwintne esy-floresy, nadawała się jedynie na duże zwierza. Per esempio un'elefante. Na przykład na słonia. Robiła dużo hałasu i o to chodziło. A że jakaś artystyczna dusza ją ozdobiła, no cóż. Chiara nie życzyła sobie strzelającego arcydzieła. W takich wypadkach bywała do bólu praktyczna. Ale jej ojciec uważał, że nigdy nie odważy się wystrzelić i będzie ją nosić dla ozdoby. Jakby chciała ładnie wyglądać kupiłaby kolczyki a nie nieporęczną strzelbę. "O, non me ne frega." O nie ważne (kolokwialnie) Kiedyś będzie się dobrze prezentować nad kominkiem.

Założyła ją na plecy, wyszarpnęła garścią kartki papieru (na rozpałkę jak znalazł) i zdzieliła Voltę w łeb, która zaczęła wyszarpywać flaki z brzucha poczwary.
- Idiota! Basta!
Pod nogą jaszczury namierzyła duży gar. Jak się uprze można nazwać kociołkiem.
- Panowie, pomóżcie mi tutaj...
zamachała na mężczyzn i z łatwością uwolnili przydatny sprzęt.

Do wody nie było daleko. Dwieście metrów, to tyle, co nic.
W przenoszeniu ekwipunku, jak i przy rozbijaniu obozowiska William pomagał, rzecz jasna, chociaż znaczną część uwagi przeznaczał na obserwowanie okolicy. Było co najmniej wątpliwe, by potwór, z jakim mieli wątpliwą przyjemność się spotkać, był jedynym ostatnim egzemplarzem swojego gatunku. I, jak wcześniej wspomniano, czymś musiał się żywić, a jego ofiary z pewnością nie należały do niewielkich. A gdyby ruszyło na nich całe stado spanikowanych roślinożerców... Nawet dziesięć ognisk nic by nie dało.

Na szczęście można było rozbić obóz niezbyt daleko od wody. Strumień, chociaż szeroki, był dość płytki i nie mógł stanowić siedziby wielkiego potwora.

W tym czasie Mark przygotował miejsce na niewielkie ognisko. W miarę oczyścił teren, starając się, aby ognisko było posadowione na gołej ziemi i ogrodził je kilkoma znalezionymi w pobliżu kamieniami. Zastanawiał się przez moment na wyborem: trójnóg, czy podbudowa? Nie zauważył w okolicy odpowiedniego drewna na trójnóg, więc zbudował z kamieni niewielką podbudowę pod garnek do gotowania. Nie było to może architektoniczne arcydzieło, ale nikt nie wiedział jak długo tu pozostaną. Zdaniem Pattera powinni jak najkrócej - chociażby z racji przebywania na... grobie towarzyszy.
Przy prowizorycznej kuchni pojawiało się coraz więcej rzeczy przynoszonych przez pannę Chiarę...
Ponieważ teraz pozostawało już tylko znalezienie drewna na ognisko... "Het kan zinvol zijn elementen van het schip? Het hout uit het bos zou te nat ..." ("Może elementy statku będą odpowiednie? Drewno z lasu zapewne będzie zbyt mokre...") - pomyślał idąc za panną Chiarą po kolejną porcję potrzebnych rzeczy...


Po chwili na statku zręczna panna Nadia odnalazła również pozostałości z antylopy.
- Panie Patter - powiedziała Chiara wkładając mu w ręce dużą miskę zniesioną z "góry" - proszę to potrzymać z łaski swojej.
- Oczywiście...

Podała mu jeszcze jakieś trzy woreczki, łyżkę, nóż i kilka innych rzeczy, które znalezione w pobliżu oboje uznali za potrzebne przy gotowaniu.

- Panowie przydało się drewno na ognisko. Resztki mebli, gałęzie, wszystko co suche i łatwopalne. - wydawała polecenia, ale uśmiechała się przy tym ślicznie i robiła wszystko, aby wyglądało to jak podsumowanie ich wspólnej wiedzy. "Quando uno parla, che tutti hanno in mente, la situazione sembra meno difficile." Kiedy jedna osoba mówi, co wszyscy myślą, sytuacja zdaje się mniej trudna.

A potem pomogła nieść wszystko nad wodę. Nad ogniskiem zmontowali na szybko stojak na duży gar i czekali niecierpliwie na zagotowanie się wody.

Mark i Chiara starali się bardzo, lecz zdawało się, że antylopa to nie jest odpowiednie zwierzę na zupę. Wrzucili do gara jakieś resztki warzyw i mięso. Potem gotowało się to chwilę, ale jakoś wolniej niż słońce zachodziło.

Panna Wodehouse podwinęła spódnicę i zawiązała ją na supeł na udzie. Pod spodem miała spodnie i ładniutkie, mocne buty. Z czeluści torby wyszarpnęła kawał szmaty i owinęła pierwszą nogę od krzesła, jaka jej się nawinęła pod rękę.
- Mamy benzynę albo oliwę do lamp? Gdybyśmy mieli pochodnię, to zwierz nie zbliży się od razu za blisko. - wzruszyła ramionami i wepchnęła zaczątek pochodni w ręce Beyersa. - I obejrzałby pan, panie Kirk potem voltę? Zdaje mi się, że kuleje coraz bardziej. - podrapała się w nosek. - gdzieś tu ta poczwara biegała.
- Czy ustalili Państwo - Patter spojrzał na resztę zebranych - gdzie nocujemy? Pochodnie niewątpliwie będą przydatne, ale wolałbym ich używać tylko wtedy kiedy nie możemy rozpalić i utrzymać ogniska...

"Och, a ja bym tak chciała jednak mieć tę pochodnię. Iluzja bezpieczeństwa."
przepłynęło przez myśli Chiary, ale nie odezwała się na głos.

Zanim pozwoliła komukolwiek podejść i spróbować zupy, stanęła nad nią pomamrotała coś pod nosem i wrzuciła po szczypcie, lub kilku, proszków z tajemniczych woreczków. Pomieszała wywar szerokim ruchem i odmówiła Ojcze nasz, po czym upiła łyk i wrzuciła do ust kawałek rozgotowanej marchewki.

"Penso che sia peggio" Myślałam, że będzie gorzej.

- To teraz pan panie Patter. Według mnie nadaje się do jedzenia.

- Wyborne. - skomplementował Mark kiedy spróbował. - Zapewne dlatego, ze gotowała najlepsza kuchmistrzyni w okolicy... Szanowni państwo! Zapraszamy na kolację.
- Albo dlatego, że najlepszy kuchmistrz wszystkiego dopilnował. - odparła zadziornie. - Podajemy miski, chyba wszystkim się należy ciepły posiłek?

Oparty o drzewo William obserwował otoczenie. Usiłował wychwycić jakikolwiek odgłos, znak informujący o niebezpieczeństwie. Gdy szefowa kuchni skończyła odprawiać swoje czary-mary i padło zaproszenie do stołu William powiedział:

- Na mnie nie czekajcie. Zostawcie tylko trochę dla mnie. Poczęstuję się, jak tylko skończycie i ktoś mnie zastąpi.

Chiara westchnęła. Zrobiło się ciemno i głucho. Volta pałętała się po pobliskich krzakach, a zupa dawała się zjeść. Tylko jakoś myśl o śnie w tym miejscu nie napawała jej dobrą myślą. No nic. Po pierwsze, nie martwić się na zapas. Po drugie nie martwić się na zapas. Po trzecie nie martwić...
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline