Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2009, 11:27   #223
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Zapadło milczenie. Z sąsiedniego pomieszczenia niewyraźnie słychać było toczącą się rozmowę. Margot coraz bardziej poirytowana ciągle pytała „Dlaczego?” Ton Cypriana zdawał się pozbawiony emocji. Miałaś wrażenie, że nie szło dziewczynie dobrze. Zwłaszcza kiedy padło ze strony mężczyzny „To nie ma sensu.” Orf uciekł wtedy spojrzeniem w podłogę. Te szpary, które widywał codziennie, nagle zdały się nabrać jakichś fantastycznych kształtów. Przeczucie w tym momencie zaczęło krzyczeć: ”Zostawią nas! Zostawią nas! Nie pomogą! ”
- Może coś zjesz? Ciasta? Orf nagle uśmiechnął się szeroko i zaczął krzątać się po kuchni.
Zdałaś sobie sprawę, że stara się stłumić strzępy rozmowy. Odwrócił się pod pozorem nałożenia ciasta, a w rzeczywistości nie umiał ci spojrzeć w oczy.
- Szlag! – nagle jego wesoły, sztuczny głos zastąpił ten dawny zrezygnowany. – On wam nie pomoże.
Odrzucił włosy do tyłu i wepchnął ci w ręce kawałek szarlotki.
- Od początku widziałem to w jego oczach. – starał się nałożyć sobie widelczykiem do ust choćby odrobinę, ale szło mu mało efektywnie. – Nie pomoże, bo nie widzi sensu. Nie wierzy, że spotkacie kogoś na tyle potężnego, aby wydobył Celestina z wnętrza tego czegoś. – siłował się z ciastem i w końcu się poddał, rzucając je do miski z brudnymi naczyniami. – Nawet ja, który jestem miernym magiem bez polotu, czuję jak to przeklęte zwierciadło pulsuje. – uderzył się w pierś.

- nie pomoże –powtórzyłam cicho za Orfem, wpatrując się tępo w szarlotkę. Zapadła cisza. Zawiesiłam się na chwilę. W głowie rozpętało się informacyjne piekło.
I co teraz? Przecież nie możemy się poddać. Ale czy jest jakiś inny sposób? A co jeśli się nie uda? A jeśli …
I w tym momencie wszystko ustało.
Jakby ktoś przycisnął guzik i mnie wyłączyła a potem włączył ponownie.
Zrobiło mi się biało przed oczami i nie tylko.
W umyśle zapanował kompletna pustka a potem usłyszałam swój własny głos w oddali.
Jak to się nie uda? O czym ty w ogóle myślisz? Otrząśnij się wreszcie! – definitywnie robił się coraz głośniejszy
Co się z tobą u licha dzieje? – i głośniejszy
Zachowujesz się jak małe biedne stworzonko! Od kiedy jesteś taka miękka?
Aż wreszcie wybuchnął – Muszę mu pomóc czy się to komuś podoba czy nie!
Zamknęłam powieki a kiedy znowu otworzyłam oczy palił się nich jakiś blask determinacji. Wreszcie stałam twardo na ziemi. Poniekąd.
- Znajdziemy sposób. Nie po to tyle już przeszłam żeby teraz odpuścić. Gdybym chciała się poddać, zrobiłabym to już dwa dni temu oszczędzając sobie przy tym kłopotów.
Nie mogłam siedzieć dłużej z założonymi rękami. Musiałam jakoś wyrwać się z tego otępienia skrupulatnie wymieszanego z przygnębieniem. Czas był najwyższy. Jedyny problem polegał na tym, że chodziło o czyjeś życie a nie o moje. Skoro przekonanie Caspiana tak bardzo zwiększało szanse na uratowanie Celestina, nie można było z tej opcji tak szybko zrezygnować. Gdyby to chodziło o moje życie już dawno machnęłabym ręka i szukała innego wyjścia. Najwyżej by się nie udało. Niestety złośliwy los sprawił, że egzystencję mógł przypadkiem zakończyć ktoś inny.
Niech to szlag! Bezsilność zaczynała mnie irytować, co wbrew pozorom było dość optymistyczne Wreszcie się nie załamywałam.
- Może Margot przekona Caspiana, mam nadzieję, ale jeśli nie… trzeba będzie znaleźć jakiś inny sposób – mówiłam pewnie. Małe zagubione stworzenie gdzieś się .. zagubiło, a mnie jakoś nie zależało na jego powrocie. Nie dam się więcej zgnębić psychicznie, to nieopłacalne. Wyłączający się proces myślenia bynajmniej mi nie służył.
Zostało cztery dni, jak masz jakieś pomysły to mów śmiało, ale na razie… – odstawiłam ciasto, przeczesałam palcami włosy i zmrużyłam powieki – Powiedz mi, gdzie my konkretnie jesteśmy?

Orf założył ręce na piersi.
- No cóż, to dość skomplikowane. – Nie uśmiechał się, a jego głos zdawał się chłodny. – W pobliżu jest położona wioska, która zwie się Raison. Znajdziesz ją bez większych problemów na każdej dokładniejszej mapie Montagne. – założył kosmyk włosów za ucho. – Ale z niej z pewnością nie trafisz tutaj, do tej chatki. Choć stąd bez problemu trafisz do wsi. – Rozmasował skronie jedną ręką. – Mówiłem, że to trochę skomplikowane. To magia, w niej nie wszystko musi działać według prawideł logiki.

Spojrzał lekko zaniepokojony w stronę drzwi do saloniku. Panowała tam zaskakująca cisza. Znając choć odrobinę Margot, powinna drzeć się, machać rękami, robić jadowite uwagi. Milczenie nie należało do palety sposobów, w jaki pertraktowała. Zagryzł dolną wargę. Co do…
Sztywny ze złości z rozmachem otworzył drzwi. Margot klęczała na ramionach fotela i pochylała się ku twarzy Caspiana, trzymając dłonie na jego policzkach. Wyglądało to nie tylko dość karkołomnie, ale również dwuznacznie.
- Orf… - Caspian chciał uspokoić chłopaka, widząc jego gniew.
- Ręce przy sobie. – ten przerwał mu stanowczo, acz spokojnie. Nie poruszył się nawet na krok.
- A co, to twoja własność? – wysyczała z paskudnym uśmiechem, gdyż wiedziała jaki odniosła skutek. Właściwie liczyła na więcej, ale i tak było całkiem nieźle. – Podpisałeś go gdzieś?
Caspian odepchnął ją i wstał.
- Czy istnieją granice, których nie przekraczasz? – zapytał otrzepując okruszki z ciasta.

Ofr przez chwilę milczał. Jakby coś walczyło w jego duszy. A może po prostu zżerała go zazdrość? Samo to, że do tej pory nie ruszył na Margot z pięściami zdawało się dziwne, w porównaniu z poprzednimi wybuchami. A przecież wtedy sugestie opierały się tylko na słowach. Chłopak tymczasem oparł się ramieniem o framugę i uśmiechnął blado. Oczy wypełniły się smutkiem
- Szukasz podpisu na nim? – rzucił lekko – U niego – mocny akcent zasugerował, że kuzynka powinna raczej dokładniej przyjrzeć się Orfowi – nic nie znajdziesz.
- No tak, mogłam się tego spodziewać.
– przekrzywiła lekko głowę. – Nie potrafisz żyć, kiedy ktoś cię nie oznakuje. Kup mu lepiej obrożę. – zwróciła się do Caspiana.
- Ciężko by znaleźć odpowiednio wąską. – Orf zaczynał przekraczać granicę dobrego tonu.
- Zawsze miałeś mało w...
- Skończyliście?
Caspian nie mógł tego dłużej słuchać. – To bezcelowa wymiana zdań. Już ci powiedziałem, co o tym myślę.
- To teraz powiedź to jego żonie.
– wskazała cię palcem.

Umm.. żonie? Poczułam nieprzyjemne ukłucie w dołku.
- to Celestin ma żonę? – szepnęłam do Ofra konspiracyjnie w momencie kiedy odwrócił się i spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem. W sumie nic dziwnego biorąc, pod uwagę wiele prezentowanych przez niego pozytywnych aspektów. Z drugiej strony sypiał u Róży więc, ..


Głupie myśli ! Głupie myśli! A sio! – odpędziłam to coś co przyszło mi do głowy. No dobra, wracając do tematu .. żona ?
Orfeusz nie odezwał się.
Spojrzałam na Margot i jej wyciągnięty w moją stronę palec.
Po kręgosłupie przebiegł mi zimny dreszcz.
Obejrzałam się za siebie i dookoła. Nikogo innego nie było.
Czyli .. wskazywała na mnie …. NA MNIE?!?
Zamrugałam nerwowo.
- znaczy.. znaczy ja? – uniosłam palec wskazujący go góry i skierowałam gdzieś w okolice policzka który tak jak i jego brat bliźniak zmienili kolor na ciemnoróżowy. CO DO?!
- hehe – zaśmiałam się nerwowo i spojrzałam rozpaczliwie na Orfa a potem powrotem na Margot.
- to jest bardzo kiepski żart, poza tym naprawdę źle życzysz swojemu bratu…

Gdyby spojrzenie Margot mogło zabijać.
- Sam mi powiedział. - wzruszyła ramionami. - Możecie mieć razem tajemnice, nic mi do tego, ale mogłabyś teraz nie udawać niewiniątka.
Ona naprawdę wierzyła, że jej brat miał żonę. I że niestety towarzyszyła jej do tej pory podczas podróży. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że obca kobieta chce ocalić jej brata z opresji?

Rozejrzałam się z przerażeniem po pokoju a policzki zmieniły kolor na jeszcze intensywniejszy
On jej powiedział… on jej powiedział…
- jak to sam ci powiedział?!– rzuciłam z niedowierzaniem. Niemożliwe żeby jej coś takiego powiedział. Może się przesłyszała?
- Ona nie może być jego żoną. - Orf wzruszył ramionami.
- Ale JEST. - odparła autorytarnie Margot. - Myślisz, ze inaczej bym ją tu przywlokła?
- Kto cię tam wie.

- dobra
– zamknęłam oczy, lekko uniosłam ręce do góry podkreślając znak „stop” i odetchnęłam ciężko – zmiana tematu.
To wszystko była jakaś bezsensowna pomyłka. Margot musiała się przesłyszeć. Może źle pokojarzyła. Lustro czasami przerywało. Mogła niedosłyszeć. Nieważne. Byleby więcej do tego nie wracać. Oby szybko zapomnieli. Obym ja zapomniała i potrafiła potem rozmawiać z Celestinem bez kolorystycznych ewolucji na twarzy. Mało mam mętliku w głowie i jeszcze TO. O Theusie, kpisz sobie ze mnie czy co? Trzeba to będzie szybko wyjaśnić. Ale nie teraz. Niech się tym zajmie Celestin. W końcu to jego siostra i to on powinien ją wyśmiać za nonsensowny pomysł.
Otworzyłam oczy i spytałam poważniejszym tonem …- to, o co chodziło zanim … no, zanim?

Caspian westchnął.
- Nawet gdybyś rzeczywiście była jego żoną, nie mogę nic zrobić. - spokojnie poprawił rękawy koszuli. - Nie jestem aż tak potężny, żeby zrobić to, czego żąda ode mnie Margot. Moja magia nawet nie potrafiłaby was przenieść do Vendel, a co dopiero... - machnął ręką - To ponad moje siły. Zresztą uważam, że nawet jak się tam znajdziecie, to... - zbliżył się do stolika, widocznie chciał posprzątać zastawę - Wierze, że sobie jakoś poradzicie, ale ja nie mogę nic zrobić.

Margot najwidoczniej miała sporo wymagań. No cóż. Ja miałam jedno. Zmrużyłam oczy.
- Na chwilę obecną najważniejsze to dostać się do Vendel, najlepiej do lub w pobliże Kirk. Tam sobie już jakoś poradzimy. Co do tego nie ma dyskusji. Gdzie najdalej możemy się przenieść w tym momencie? – W moim głosie zagościła determinacja, której już dawno tam nie było.

Caspian poprawił włosy i już chciał odpowiedzieć, kiedy pierwszy odezwał się Orf.
- Obecnie to nigdzie. Wczoraj pomógł pewnej kobiecie. Teraz to sobie może w zębach palcem pogrzebać.
- Cooooo? -
Margot pierwszy raz straciła nad sobą panowanie.
- Zresztą najbliżej do to Freiburga mógłby was podrzucić. W Eisen. A do Vendel to jeszcze szmat drogi. - skończył znudzonym głosem.

Założyłam ręce i spojrzałam w górę delikatnie przygryzając wargi. Wyglądało to tak jakby mój wzrok przemieszczał się niewidocznej dla pozostałych mapie .. i tak właśnie było. Dosłownie miałam przed oczami mapę.
- to wciąż za daleko – powiedziałam w końcu.- Gdyby to było, chociaż Insel lub jego pobliże, wtedy można by już jakoś działać. Pełne morze przy dobrym wietrze i w dwa trzy dni byłybyśmy na Kirk, ale… samo przepłynięcie wzdłuż Roth nie zajmie krócej niż 4 dni a to zdecydowanie nie wchodzi w rachubę – wreszcie mój wzrok znieruchomiał, a w końcu przeniósł się na resztę zgromadzenia.
- niesympatycznie to wyglądam, naprawdę nie ma sposobu żeby się dostać, chociaż w pobliże północnego brzegu Eisen?

- Czy ty wiesz, co ty piep...?!?!
- Margot złapała za poły koszuli Caspiana i zaczęła szarpać.
- Uspokój się. - Ten złapał ją za nadgarstki, choć nie było to łatwe. Rzucała się jak wściekłe zwierzę, gryzła i kopała. Tak, zdecydowanie zachowywała się adekwatnie do swojego wieku.
- Głupia smarkula. - prychnął Ofreusz. - To jest twój sposób przestawiania argumentów? Z wiedźmami Sorte też tak walczyłaś?
- WYPCHAJ SIĘ!
- wyrwała się z uścisku Caspiana, nie chciała słuchać jego spokojnego głosu, nic nie wartych wymówek. - A TY...! - wskazała na ciebie palcem - Głupia! Gdybym wiedziała, jak nas przenieść w okolice północnego Eisen, nie traciłybysmy TUTAJ czasu! - zawyła łapiąc się za głowę - A jestem już tak blisko! Nie rozumiesz, MUSISZ nam pomóc! - zaczęła ciągnąć za rękę Cypriana. - Musisz! Tylko ty możesz...
- Przykro mi. -
Z jednej strony zdawał się pełen żałości i smutku, ale z drugiej niewiele go to obeszło. Jakby cała ta scena należała do jakiegoś przestawienia. A sztuka dotyczyła melancholii wypełniającej samotność nieśmiertelnego. Bo cóż znaczy "lubić" czy "kochać" kiedy ludzie tak szybko odchodzą?

- Daj już spokój. - ze strony Orfa spodziewałaś się ponownie ironii. jego pewny, choć po brzegi smętny głos wskazywał na właśnie podjętą decyzję.
- A TY TO NIBY...?!?
- Ja was wezmę.
- odbił się od framugi i sięgnął po kubrak.
- Co? - głucho zapytała Margot, zupełnie osłupiała.
- Co co? - ubrał się i zdjął rękawiczki odrzucając je w kąt. - Jak wszystko dobrze zaplanujemy to zajmie wam to nie więcej niż dzień.
- Zaplanujemy? Wam?
- Margot dalej nie pojmowała kuzynka.
- Góra półtora. Nie wiem, czy znam kogoś na Kirk.
- Czekaj, czekaj.
- Margot podeszła dwa kroki do Orfa. Zmrużyła jedno oko niedowierzając.
- Ty naprawdę chcesz mi pomóc?
Orf uśmiechnął się blado.
- Nie tobie, JEJ. - wskazał na ciebie ręką. - Ty możesz zdechnąć, ale ją lubię. A skoro podróżujecie razem... - wzruszył ramionami na potwierdzenie nieuniknionego związku przyczynowo-skutkowego.
- Czegoś nie łapię...
- Później Margot.
- Pokłóciliście się Z Caspianem czy jak?
- Później.
- powtórzył spokojnie, ponaglając ją gestem ręki.
Jak na wybuchowego i ciągle jej docinającego albo rzucającego się kuzynce do gardła, zachował się stanowczo zbyt spokojnie.
- Moira idziesz? - rzucił za siebie pchając Margot w stronę wyjścia.
Kiedy już wypchnął was dwie za drzwi, zawrócił podszedł do zaskoczonego całą sytuację Cypriana i pocałował go.


Długo, głęboko. Jakby już nigdy więcej tego nie miał zrobić. Jakby chciał zapamiętać ten moment na zawsze. Zostawić ślad, ulotnego motyla w pamięci Cypriana.
- Kłamca. - szepnął mu na do widzenia i trzasnął drzwiami.

- To o co chodzi? - Margot deptała kuzynowi po piętach.
- Cicho.
- Nie, chcę wiedzieć.
- zazgrzytała zębami.
- Elena? Nie, ona pewnie jest teraz u babki... - Orf starał się skoncentrować.
- Nikomu nie pomagasz tylko dlatego...
- Zamknij się!
- wrzasnął w końcu. - Muszę się skupić. Inaczej nigdzie się NIE przeniesiemy.
-...że go lubisz. To co jest?

Obrzucił ją morderczym spojrzeniem. Zdawało ci się, że podobną rozmowę już gdzieś słyszałaś.

Orf zatrzymał się przy pierwszych drzewach, tuż za szopą. Podniósł jakiś niepozorny kamień i wrzucił go do pobliskiego stawu.
- Tak, najbezpieczniej pojawić się zaraz koło Klubu.
- Zadałam ci pytanie!
- pociągnęła go za ramię, żeby odwrócił się w jej stronę. - skoro przed chwilą mogłeś całować się z Cyprianem, to teraz mi powiesz co się dzieje!
Już miałaś rzucać się, aby ich rozdzielić, kiedy Orf ponownie cię zadziwił. Do tej pory przypominał ci głównie Margot. Gniewną, wymagającą uwagi osobę, która gotowa była po trupach iść do celu. W czym świetnie służył jej kąśliwy język.

- Przez całe życie miałaś mnie gdzieś - mówił spokojnie, choć wyrwał rękę z uścisku kuzynki - i teraz nagle mam ci powierzyć moje najskrytsze myśli? Za kogo ty się masz Margot? - pokręcił głową. - To cię kiedyś zabije. Oby Celestin tego nie dożył.
Po ostatnim zdaniu dostał w twarz. Mocny, siarczysty policzek odrzucił go o kok do tyłu. Chłopak tylko się uśmiechnął. Nie skomentował. Coraz bardziej przypominał właśnie Celetina.
- Już ci lepiej? - odwrócił się plecami do was. - Przypominam zasady. Trzymacie się mnie i nie puszczacie. Zamknięte oczy podczas przejścia przez tunel, choćby wam złote góry proponowano. A i przyjemnej podróży... - w cynicznym uśmiechu pokazał wszystkie zęby. Rękami złapałyście go za skórzany pas. - No to w drogę...

Rozpaczliwy jęk rozdzieranej rzeczywistości wzbudził dreszcz.

Nieprzyjemne szepty, pragnienia przelewające się w ciężkiej atmosferze tunelu i wrażenie, że coś wbija usilnie w ciebie dziesiątki oczu nagle skończyło się zagłuszone ulicznym zgiełkiem.

- Już możesz go puścić.
- niezadowolony głos Margot poparty został jej oderwaniem twojej dłoni od paska twojego kuzyna.

Staliście w bocznej uliczce miejskiej. Po odgłosach, zapewne zaraz koło targu. Chociaż.... wciągnęłaś głębszy oddech i wiedziałaś! Morze. Znów blisko morza. Niestety tuż obok was znajdował się śmietnik na rybie odpady. Dużo siły włożyłaś, aby nie zwrócić zawartości swojego dość pustego żołądka. Zielony odcień na twarzy Margot wskazywał, że ona też nie za dobrze zniosła przejście przez portal.
- Moje panie, musicie się trzymać. Przejść was czeka dziś jeszcze wiele. - uśmiechnął się delikatnie Ofreusz. - A teraz czas na nas.
I ruszył w kierunku głównej ulicy.
- Te "bohater" - rzuciła za nim Margot intensywnie inhalując się powietrzem - gdzie jesteśmy?
- Voddacce. Sibilla. Mała wysepka w archipelagu Luccianiego.

Ponaglił was ruchem dłoni. Prawie zgubiłyście go w tłumie. Skręcił kilkakrotnie, pokluczył i w końcu zatrzymał się przed małą kamieniczką. Odrzucił włosy do tyłu, westchnął i jak zwykle bez pukania wszedł do środka.
Zaraz koło jego głowy przeleciała butelka, mijając twoją głowę o cal. Nóż wbił się we framugę.
- Wieczność minie, zanim w końcu trafisz Ron. - niewzruszony "ciepłym" przyjęciem Orf podszedł do stolika z mapą stojącego na środku pokoju.
- Orfeusz? Nie wierzę. - Zza kanapy wyłoniła się czarna czupryna.

- Byłem pewien, że dawno cię powiesili za kradzieże.
- Też się cieszę, że cię widzę.

Zapadłą chwila ciszy, kiedy obrzucili się taksującym spojrzeniem.
- Na Theusa. HEJ WSZYSCY!! ORFEUSZ ŻYJE!! - i wpadli sobie w ramiona.
- Ofr?! - po schodach zbiegła dziewczyna gubiąc się we własnej sukience. -[i] AAA!! ORF!!![/I


Uwiesiła mu się na szyi.
- Bo mnie udusisz Mirando, spokojnie. - Orf aż sobie usiadł na kanapie.
- Tak się cieszę! - obcałowała go po policzkach. - Zaraz przyniosę coś do jedzenia.
Wybiegła przez boczne drzwi. Przez które wpadło jeszcze dwóch chłopaków, obaj rudzielce i wesoło pohukując poklepali po plechach Orfa w geście powitania.
A potem jeszcze dwie dziewczyny pojawiły się jak z pod ziemi. Całe towarzystwo jakby nie zauważyło ani Margot, ani ciebie.
W drzwiach ponownie pojawiła się Miranda z tacą owoców.
- Orf do diabła, nie mamy czasu na jakieś tkliwe przywitania. - warknęła głośno Margot. Gotowało się w niej.
- A to kto? - Miranda podeszła najpierw was częstując owocami. - Gość w dom, Theus w dom.
Uśmiechnęła się szeroko i przyjaźnie.
- Ale uważajcie na wszystko, co macie cennego, bo macie przed sobą śmietankę złodzei na Thei. - zamknęła drzwi. - Proszę siadajcie.
- ORF! -
Margot miała głęboko w poważaniu wszystkich tu obecnych, co widać było w jej minie. Teraz już sobie skojarzyła fakty. Znajdowali się w znanym w całym Voddacce budynku, w którym wszystko, każdy najmniejszy przedmiot został ukradziony. Nawet kamienica nie należała prawnie do tych... tych... idiotów.
- Nie denerwuj się kuzyneczko. - Ofr założył ręce na piersi - To wasza przepustka do Kirk.

****

Kiedy już wszyscy zostali sobie przestawieni, wyściskani, obklepani i obśmiani, Orf przedstawił swój plan.
- Wszyscy tu obecni to magowie Porte. Jest nas zresztą więcej w różnych miejscach Thei. - odsunął misę z owocami i wskazał na mapę leżącą na stoliku. - Te damy potrzebują się dostać do Kirk. - palcem dotknął wysepki w Vendel.
- Hmm. - Miranda pochyliła się nad mapą, a jej nosek zmarszczył się. - No ja chętnie, ale tam to nigdy nie byłam. Najbliżej to chyba do Usurii, - machnęła ręką - ale tam to na statki czeka się tygodniami.
- Dobrze, ile mamy czasu Ron?
- Orf przenikliwie spojrzał na bruneta.
ten tylko zmarszczył brwi.
- Za dobrze cię znam. Kiedy wpadną tu strażnicy?
Teraz pokazał szereg złotych zębów.
- No cóż. Młody wolno biega, wiesz dałem ci fory.
- podrapał się po brodzie zerkając na duży zegar z kukułką - jakieś 15 minut?
- Więc jak to rozegramy? -
Miranda nie wiedzieć czemu spojrzała na ciebie.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline