Gdzieś w głębi Doczesności
Śmierć i mrok. Mrok i śmierć. Żarówka migała z groza w rytm słowa „nie”. I tylko ona na nie zwróciła uwagę. Wraz z trzaskiem Śmierć usadowiła się na krześle. Mrok tlił się po kątach.
-Nie! Zapłacę wszystkie skarby. Wszystko oddam. -Ona jest bezcenna. -Zapłacą za nią innym żywotem. -Nie. -TAK!
Krzyk wydobył się z trzewi Mroku, a na obliczu samej istoty Śmierci malowała się zaduma odbita w kałuży krwi.
Obrzeża Moskwy - Umbra
Oficer odzyskiwał siły. I chociaż nie udało się użyć magy aby go podnieść nie było tej potrzeby. Jakby leniwie lecz z obcą szybkością wilkołaki ruszyły w umbralny las. Oficer odzyskiwał siły, nie było krwi, a jakby szarawa maź pokrywała rany które wnet znikały z nią. Nawet odzyskał świadomość na tyle aby kuśtykając samodzielnie wraz z magami wyjść na brzeg. I tak stojąc na brzegu i obserwując gładką powierzchnie zamarzniętego jeziora będąc po kolana w śniegu magowie czuli się bezpiecznie a przynajmniej teraz. Każdemu było zimno i chciało się spać. Wiatr smagał po twarzy a senność brała swymi dłońmi powieki i z wielką siła próbowała je zamknąć.
Jon spojrzał na stojącego jak słup soli
Grigorija klnąc pod nosem. Rosyjski oficer podźwignął się trzymając potężnego świerku. Ran było coraz mniej, coraz mniej.
Mistrz Aureliusz wskazał na niego swą laską.
[i]-Owego Towarzysza Wojska Ludowego trzeba przesłuchać jak najprędzej. Ktoś musi się zając Grigorijem. Kiedy my wrócimy pod skrzydła kruka to nie wszyscy. Ktoś musiałby zając się wyrwą w rękawicy.
Abraham spojrzał na wykres w palmtopie skrzywiony.
-Niekoniecznie. Lustrzanki po drugiej stronie Rękawicy już ją zaszywają... Szpital Moskiewski nr 3 Szamil poczuł ukłucie w okolicy czoła. Z początku te uczucie było nieprzyjemne jakby wyrwać samą istotę człowieka ze środka i posłać gdzieś w dal. Potem nadeszła lekkość, jakby sen. Umysł
Samula mknął z niewyobrażalną prędkością albo przynajmniej takie odnosił wrażenie. Potem zwolnił jak w uderzeniu o mur. Złapał umysłowy oddech aby ujrzeć zgrupowanych na brzegu magów oraz jezioro.
Obrzeża Moskwy - Umbra
Jaźń
Samuela znalazła się pośród magów. Zapewne, wywołałoby to jeszcze większe zaniepokojeni, strach i ogólnie nieporozumienie gdyby nie...
-Mistrz Rasputin!
Zakrzyczał rozradowany
Jon w stronę przybyłego gdzieś z głębi lasu Rosjanina. Postawny mężczyzna zaśmiał się widząc reakcje Wirtualnego Adepta.
-Pomknąłem tutaj za Samuelem który unosi się Tutaj pośród Was. Co się dzieje?
Zimny dreszcz przebiegł po ciele
Ravny. Niepokój, dech śmierci na karku.
Samuel wyczuł nietypowe drgania emocjonalne. Kątem oka
Inna dojrzała przerażający widok.
W ułamku sekund dłoń z wnętrza dłoni zmaltretowanego oficera wydobyła się seledynowa struga energii. Nie było czasu, nie było reakcji. Nawet dwóch starszych magów nie zdarzyło cokolwiek zrobić. Plazmowy pocisk pomknął w umbrze pośród pieśni ciszy. Zmierzający wprost na twarz
Amy oślepił ją. Upadek martwego ciała na śnieg poprzedził plusk kawałków przypalonego mózgu wylatujących przez drugą dziurę.
Gdzieś w głębi Doczesności Amaryllis Vivien Seracruz otaczała ciemność tak gęsta, że prawie osobowa, zyskująca cechy myślącej istoty w której żyłach płynęło coś innego niż krew. Ta ciemność oddychała i obleciała skórę, ubrania. Nie było Ritchiego, nie czuła swego Avatara, wprawie nic nie czułą łącznie z własnym sercem które winno bić jak oszalałe. Stała na pomoście przed schodami. I pozostało jej tylko iść.
Kroczyła pośród mroków. Schody trzeszczały za każdym krokiem. Lecz w pewnej chwili
Amaryllis poczuła wiatr we włosach i na twarzy. Mroźny smagał i wiatr zupełnie wbrew prawą fizyki niemalże zdmuchiwał z niej ciemność.
Jej oczom ukazał się pomost prowadzący zmroku na bezkresne jezioro. Było zimno i czuła mróz jako jego istnienie lecz jej nie było zimno. Właściwie to miała wrażenie, że jej już nie mam. Deski już nie trzaskały. W tafli wody odbijała się lecz jakby to nie ona. Wiatr szeptał słowa. Których nie sposób zrozumieć. Lecz spod wody dobiegały wołania. Nieartykułowane odgłosy które wołały o coś, do kogoś i po coś. Wiecznie niezrozumiane lecz intuicja zrazu mówiła czego chcą. Chciały jej.
Kobieta usiadła na końcu pomostu będąc na samym środku jeziora. Zza pleców wołała ją ciemność, spod stóp jezioro, a na niebiosach obłoki malowały dziwaczny wzór. Została sama w sobie poza światem nie mogąc i nie chcąc się ruszyć. Tylko jej jaźń myślała o wszystkich rzeczach i żadnej równocześnie.
Obrzeża Moskwy - Umbra -Ja pierdolę!
Zakrzyczał
Abraham zupełnie zdezorientowany. W pierwszym szoku jakiegokolwiek działania
Samuel załadował do końca swą postać i pół-eteryczny towarzysz pojawił się poroś magów. Mistyczny trzask zamykanej z dala wyrwy w Rękawicy przemieszał się z jękiem pogrążonego w katatonicznym stanie
Grigorija. Nim oficer wycelował w kolejną osobę spocony
Diakon zapluł swą dłoń w jego dłoń, palce w palce i przytkał wnętrze jego dłoni swoją. Nagły błysk Kwintesencji zadziałał niczym ciepło, wiatr i światło i poryw tej metafizycznej siły niczym grot przeszył żołnierza. Upadł on oddychając miarowo. Na twarzy mężczyzny który przybył za
Samuelem a którego
Jon nazwał
Mistrzem Rasputinem malował się srogi wyraz.
Siergiej oraz
Samuel poczuli srebrną linę podczepioną pod martwe ciało amerykanki. Nie wiedzieli jak.
Ravna ujrzała ostatki magycznego echa po czynie podobnej istoty. Nawet kojarzyła tą aurę magy, widziała ją zawsze przy swym opiekunie, Avatarze i przyjacielu. Duchowy ryś lizał
Amy po zimnym obliczu. Pierwszy głos zabrał
Mistrz Aureliusz.
-Jest źle. Bardzo źle. Wszyscy udamy się do Fundacji. Jutro po południu odbędzie się zebranie. Wszyscy musimy spać. Poprosiłbym Samuela wraz dowolną asystą aby z samego rana wrócił tutaj i zbadał to jezioro. Bardzo się mi ono nie podoba. Uważaj tylko na zmienne plemię. W tych lasach znajduje się Caern. Trzeba zbadać poległą gdyż coś z jej śmiercią nie jest pewne. I przesłuchać tego osobnika oraz postawić go przed Trybunałem Ravna poczuła się źle. Nie wiedziała czy to zmęczenie i mróz czy też coś innego. Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Tymczasem
Jon wpatrując się raz na zwłoki
Amy a raz na
Grigorija rzekł.
-Trybunał jest tylko dla Tradycji. Ten dzień jest bez sensu... -Zaraz wrócą tu wilkołaki. Proponuję użyć magy do wejścia w Dziedzinę.
Zamilkł. Przełknął ślinę wpatrzony w trupa jakby nie mógł się czemuś zupełnie nadziwić. Jakby coś wymykało się hermetycznym praktyką.