Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2009, 23:54   #66
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Spoglądający z pewnym żalem na rozerwanego gada Beyers odpowiedział machinalnie na pytanie Pattera:
- Owszem, ale przypominam, że węże i pająki występują w całkiem pokaźnej ilości również na dole. Po prostu uwielbiają chować się w ściółce, gdzie pozostają niezauważone przez swoje ofiary do czasu... - przerwał, zdając sobie sprawę, że mówienie o tym, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, jest co najmniej nietaktem.

Gdy sir William dzielił się swoją opinią na temat zalet noclegu na drzewie, kiwał potakująco głową.
- I nie zapominajmy, że z drzewa szybciej wypatrzymy coś równie dużego jak to - wskazał na ścierwo na dole.

Nie wyglądało jednak, by towarzystwo miało ochotę na spędzenie więcej czasu w górze. W zasadzie, to było mu to nawet na rękę - co prawda, gdy czuł pod podeszwą twardą korę drzewa czuł się o wiele pewniej, niż na chyboczącym się pokładzie okrętu powietrznego, jednak nadal był to stan daleki od komfortu. Zdecydowanie musiał stanąć w końcu na stałym gruncie.

Zeszli na ziemię. Belga od początku zainteresowało jedno - bestia.
Chodził dookoła szczątek gada i oglądał je z wielkim zainteresowaniem, mrucząc co chwilę coś w stylu "Wspaniale!" albo "Niesłychane!".

Gdy panna Chiara przypomniała mu o Volcie, zawstydził się.
- Oczywiście, jak tylko uda mi się ją obłaskawić... - uchylił ronda kapelusza i ruszył w stronę zwierzęcia biegającego wśród parujących kawałków mięsa.

Jak można się było spodziewać, Volta była cała umazana posoką. Na szczęście, była to krew gada. Dzięki kilku ostrym reprymendom właścicielki i jej
fizycznej pomocy w posadzeniu wielkiego psa, a raczej suki, w jednym miejscu, oględziny okazały się możliwe.
Wieloletnia praktyka w ogrodzie zoologicznym wyrobiła w Kirku oszczędne, rutynowe ruchy, pozwalające w miarę dokładnie zbadać obiekt, jednocześnie będące dla badanego zwierzęcia jak najmniej stresującymi.
Również tym razem wrażenie, że ten przerośnięty pies odgryzie mu dłoń wkrótce minęło.
Okazało się, że powodem lekkiego utykania zwierzaka była nieco poraniona przednia łapa, która wymagała przemycia i opatrunku oraz skrócenia dwóch połamanych paznokci. Wkrótce było po wszystkim. Kirk był nieco zdziwiony, że psina była taka spokojna. Nieobliczalny charakter Volty dał znać o sobie, gdy kończył bandażować.
- Dużo odpoczywać, nie forsować się, za parę dni będzie jak nowa - puścił do Volty oko i pochylił się, żeby zawiązać supeł - nagle po twarzy przejechał mu wielki jak łopata, kapiący śliną jęzor. Beyers mógłby przysiąc, że bestia się uśmiechała.

Gdy skończył, wyciągnął ze swojej torby narzędzia chirurgiczne - delikatny skalpel i nieco brutalnie wyglądające, jak na standardy ludzkie, obcęgi. Można by powiedzieć, że bardziej pasowały do warsztatu cieśli, niż jako wyposażenie sali szpitalnej. Z drugiej strony weterynarz, to taki rzemieślnik od zwierząt - zwykł mawiać jeden z profesorów, na którego wykłady uczęszczał.
Dotarł do łba ogromnego gada. Martwe, szklane oko, teraz mętne, patrzyło na niego, jak na intruza. Faktycznie, ludzie byli tutaj intruzami. Nie wydawało mu się, że przy takich przedstawicielach fauny możliwe było egzystowanie tutaj choćby jednego małego plemienia.
"Prawdziwe królestwo zwierząt..." - to było coś, czego nie mógł się spodziewać. Nie w XIX wieku. To było jak dziecięca fantazja.

Potrząsnął głową, wytrącając się z zadumy i przystąpił do pracy. Skalpelem próbował nacinać dziąsła gada, jednak skóra była twardsza, niż przypuszczał. Zamienił skalpel, na nóż, który okazał się bardziej odpowiedni do tego celu.
Po półgodzinie był upaprany w posoce gada po łokcie. Podwinięcie zawczasu rękawów było trafionym pomysłem. Miał w ręku trzy 15cm zęby martwego zwierzęcia i długi, ponad 30cm zakrzywiony pazur z jednej z przednich łap. Trofea oczyścił już przy ognisku, przy którym raczono się zupą z gadziny, i zawinąwszy w kawał płótna, schował do torby.
- Miał jakieś pięć ton, jeśli nie więcej. Mam nadzieję, że nic większego nie łazi po okolicy - dodał.
Mimo, że na takie rozmiary nic by to nie dało, wyciągnął jednak pudło z rewolwerem i nabił broń.
"Może coś mniejszego się chociaż wystraszy huku i ucieknie?" - pomyślał.

Był głodny, jednak nie mógł zmusić się do przełknięcia zupy, jaką nagotowała panna Chiara. Pachniało całkiem nieźle, lecz wspomnienie, że gdzieś tam, w żołądku tego martwego stwora spoczywają szczątki dwóch ludzi napawało go odrazą. Wolał pozostać głodny.
Od przyjęcia miski zupy wymigał się, kręcąc się w pobliżu martwego cielska i przejmując wartę od sir Ellisa. Wydawało mu się, że nikt nie zauważył, że nie jadł. Nie chciał robić przykrości innym. Po prostu nie mógłby tego przełknąć.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline