- Uff - westchnął ciężko Maahr, kiedy już stanęli przed wejściem do „Pijanego Satyra”. - Mam tutaj wynajęty pokój do końca tygodnia, i póki co nie mam zamiaru taszczyć tego ciała przez cały ten tłum - powiedział, wciągając jednocześnie zwłoki do środka. Tam jednak, ledwo zdążył przekroczyć próg, został natychmiast wyproszony przez karczmarza. „Zaśmierdzał, też coś... Nie dość, że dookoła miasta leży bagno, to co powiedzieć o tych tłumach, jakie się tu przetaczają - wszystko razem śmierdzi dużo bardziej, a jakoś nikt nie wprowadził przymusowych kąpieli. Cóż, to chyba kwestia przyzwyczajenia...”
Mimo, że nie zgadzał się z opinią gospodarza, siv nie sprzeciwiał się, tylko posłusznie podążył za kelnerką do tylnego wyjścia i małego ogródka znajdującego się za budynkiem. Kiedy już blondynka o baranich rogach przygotowała dla niego balię, wetknął Inglorinowi koniec prowizorycznego worka ze zwłokami. - Maahr, Wykąp się jak najszybciej, bo będę potrzebował Twojej pomocy. Trzeba ją dokładnie umyć, a potem zdezynfekować. I wiesz co, chyba należałoby znaleźć dla niej jakieś szaty. - Postaram się wrócić jak najszybciej - odrzekł siv. - A co do szat, to spytam karczmarza, czy nie ma jakich niepotrzebnych rzeczy.
Zanim jednak mógł pomóc swojemu nowemu wspólnikowi w przygotowywaniu ciała, Maahr musiał skorzystać z kąpieli. Początkowo obawiał się, że będzie to oznaczało również korzystanie z mydlin i innych wymysłów wielkiej cywilizacji, z którymi dotychczas zetknął się tylko raz i na samo wspomnienie ostrego, kłującego w oczy zapachu mydlin skóra mu cierpła. Na całe szczęście, Laureen zaczerpnęła czystą, naturalną wodę prosto z małego stawu. W takim wypadku obmycie zmęczonego ciała w chłodnej wodzie i pozbycie się wszystkich brudów wydało się całkiem przyjemne. Kiedy już uporał się z szorowaniem i opłukiwanie, pełen energii wyskoczył z balii i z prawdziwą rozkoszą wystawił odsłoniętą skórę na jaskrawe słońce. „O tak, najpierw chłodna woda a potem ciepłe promienie słońca, mógłbym tak stać cały dzień...”
Przez chwilę więc po prostu stał z zamkniętymi oczami, przyjmując jak najwięcej światła i dopiero, kiedy usłyszał za sobą głos satryki, pytającej się, czy może już wylać wodę z balii, zabrał się do ubierania.
Kiedy wrócił do środka, do głównej sali i miał już zapytać się o jakieś ubrania dla oczyszczanej przez półelfa zombie, nagle przypomniał sobie, że zostawił w swoim pokoju Szajbusa. „Mam nadzieję, że ten stary narkoman nie narozrabiał, kiedy mnie nie było” - pomyślał z obawą. Na wszelki wypadek wolał jednak zacząć od rzeczy dla swojej „klientki”.
- Przepraszam, nie ma pan jakichś zbędnych ubrań pasujących na człowieka? Tak się składa, że chciałbym pożyczyć jakąś suknię czy szatę na jakiś dzień czy dwa, a potem zwróciłbym ją bez żadnego szwanku. - A jak tam sprawował się Morgan? Poszedł już czy jednak został? - zapytał siv, kiedy dostał odpowiedź w sprawie ubrania. „Jeśli został, to niech sam za siebie płaci, a jeśli sobie poszedł, to chyba wiem, gdzie go znajdę, kiedy już będę miał dla niego pieniądze.” |