Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2009, 23:38   #27
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
dialog we współpracy z Hellian

Przeciskające się między storami promienie słoneczne kładły się leniwie na rozłożonych z niewysokim stoliku stronach London Gazette. Łamy aż puchły od plotek dotyczących wczorajszego balu.
Nie to jednak przykuwało uwagę Ady. Co do plotek była pewna, że co najmniej kolejno trzy, przypadkowo spotkane, osoby z całą pewnością powtórzą jej doniesienia brukowców co najmniej słowo w słowo. Żal było jej tego balu Wellingtona, ale pożegnanie męża było zdecydowanie ważniejsze.
Augusta Ada King, hrabina Lovelace, była wyraźnie poirytowana. Powodem jej zdenerwowania była ósma strona the London Gazette. A dokładniej niewielki, utrzymany w przeraźliwie grafomańskim i plotkarskim stylu artykuł wymoczkowatego obrońcy „praw mężczyzn”. Obdarzony co najwyżej miernym intelektem gryzipiórek przedstawiał Adę jako figurantkę udzielającą swojego nazwiska pracy Babbage'a. Bezeceństwa, jakie na jej temat wypisywał, zasługiwały na towarzyski ostracyzm. Wprawdzie nazwisko nic jej nie mówiło, ale nie był to z pewnością powód wystarczający, by powstrzymać lady Lovelace przed wzięciem odwetu.

Wypuściła nosem kłąb aromatycznego dymu. Korzystając z nieobecności męża mogła do woli palić w salonie. Raz jeszcze obrzuciła wzrokiem artykuł, dokładnie zapamiętując nazwisko nieszczęsnego dziennikarzyny. Ralph Fullton.
- Kimkolwiek jesteś...
Mruknęła do samej siebie, ciaśniej otulając się batystową chustą.
Razem z gazetą, służba przyniosła jej liścik od Henrietty Fornorth. Zaproszenie na obiad. Fornorth przebąkiwała w nim coś na temat biednej małej Lucy, która najwyraźniej zapadła na przypadłość powszechną wśród znudzonych panien. Ona sama wprawdzie nigdy nie przechodziła nic podobnego, ale i od dziecięctwa matka dbała o jej rozwój. Kiedy odsyłała potwierdzenie swojej obecności, miała już teorię dotyczącą rzeczonego dziecka.
Dziewczynie potrzebne były jakieś zainteresowania. Potrzebowała bodźców, żeby rozwijać swój umysł, zamiast uciekać w wyimaginowany, pełen elfów świat. Niestety – koncepcja kobiety jako niezwykle ozdobnego dodatku do mężczyzny owocowała podobnymi przypadkami. Przecież łatwiej ułożyć dziewczynce loki, niż zapoznać ją z teorią liczb.
Oparła tlące się cygaro o brzeg ozdobnej popielnicy na kutej nóżce.
Czas płynął nieubłaganie, a ona daleka była od stanu, w którym chciałaby się pokazać na salonach.

*

Zastawiona wszelkiej maści puzderkami i flakonikami toaletka nie wyglądała, jakby należała do słynnej już, nie tylko w samym Londynie, Zaklinaczki Liczb. Rozdział próżności od intelektu był dla lady Byron–King pojęciem zgoła abstrakcyjnym. Oczywiście za żadne skarby nie przyznałaby się do kokieterii, niemniej potrafiła siedzieć przed lustrem tak długo, aż uzyskany efekt był co najmniej zadowalający. To dzięki temu uporowi i tej determinacji udało jej się w niecałe dziewięć miesięcy nie tylko ukończyć opasłe tłumaczenie rozprawy Menebreana, ale i opatrzyć dzieło Włocha uwagami własnym, które – jak na Adę przystało - długością trzykrotnie przewyższały samą treść dokumentu.

Gdy zaczerwienione od ługu dłonie służki zaciskały na jej wcale kształtnym ciele klatkę gorsetu, Ada zastanawiała się, co tak naprawdę sprawiło, że Fornorth zaprosiła ją na ten obiad. Wieść niosła, że na ogłoszenie Persona odpowiedziało całkiem sporo osób. Cóż więc Henrietta mogła obiecywać sobie po jej obecności?

-Ciaśniej, do diabła! Gdybym tak sobie pobłażała, dawno już wyglądałabym jak matka trojga dzieci!

W zasadzie wdzięczna była za ta nieoczekiwaną propozycję towarzyską, zapewne i bez tego prędko zorganizowałaby sobie czas, ale taki proszony obiad był wyjątkowo dobrą okazją, by osłodzić sobie pierwszy dzień słomianego wdowieństwa.

*

- Wyobrażasz to sobie?! Ten przeklęty pismak nie odróżnia nawet liczb Bernoulliego od ptasiego gówna, a ma czelność oskarżać mnie! Mnie! O figuranctwo! Niech ja go dorwę... Przysięgam, że nie zostanie po nim nawet pióro!
Zaakcentowawszy swoją obietnicę wymachem zaciśniętej na nieszczęsnym egzemplarzu the London Gazette pięści, z impetem zatrzasnęła drzwi powozu.

- Pokaż – Olimpia wzięła z rąk przyjaciółki gazetę… i wyrzuciła ją przez drugie okno obszernego lando.
- Coś Ty robiła cały wczorajszy bal? Nie mogłam Cię znaleźć.
- Żegnałam się z hrabią Lovelacem
- odpowiedziała Ada, robiąc przy tym znaczącą minę. - Wyruszał skoro świt. Nie mówiłam Ci nic o jego 'wielkiej podróży do dalekich Indii'?

Włoszka roześmiała się. Nie z hrabiego, który był naprawdę miłym człowiekiem, ale z faktu, że Adzie nie drgnęła nawet powieka, gdy gazeta lądowała na bruku, a zwykle to Ada wyrzucała gazety z niepochlebnymi Olimpii recenzjami.

- Na długo? Masz w związku z tym jakieś konkretne plany?
- Nie mam pojęcia, prawdę mówiąc. Ma tam do załatwienia jakieś swoje nudne, męskie interesy. Żeby nie martwić się o niedobór atencji, zamierzam poudawać pannę na wydaniu, przynajmniej przez kilka najbliższych tygodni
- roześmiała się w głos.
- No dobrze, słucham... bal - podrzuciła na wypadek, gdyby tamta próbowała udawać, że nie wie o czym mowa. Olimpia mimowolnie dotknęła niewielkiego wisiorka, który w ostatniej chwili zdecydowała się założyć na dzisiejszy obiad. Platynowe serce z niewielkim brylantem – drobiazg raczej zabawny niż piękny.
- Nie, najpierw Lucy i elfy – uśmiechnęła się przyjaciółki. – Henrietta nalegała byś oceniła stan dziewczyny krytycznym okiem? Nie ma zaufania do wybranych przez Persona dżentelmenów? I jednej damy. – uśmiechnęła się ponownie. Z przeciwległego siedzenia odpowiedziało jej pobłażające prychnięcie. – To niewątpliwie będzie interesujący obiad. Spotkanie ekscentryków w sprawie mitycznych stworzeń. - Włoszka prowokowała przyjaciółkę.
- Dżentelmeni rozprawiający o elfach nie brzmią jakoś szczególnie poważnie, sama rozumiesz. Najwidoczniej Fornorth uznała, że trzeba tam kogoś, kto sprowadzi resztę na ziemię. Elfy? Błagam! Prędzej zamieszany w sprawę był pewien... jednorożec. Jeśli wiesz, co mam na myśli. Miła Grisi, nie mydl mi proszę oczu centaurami. Na litość boską, nie mamy po pięć lat, opowiadaj! - wyrzucenie brukowca na wyłożoną kocimi łbami ulicę; tam gdzie jego miejsce; wyraźnie poprawiło humor hrabiny Lovelace.
Nie umknęła też jej uwadze założona przez przyjaciółkę ozdoba. Jej pochodzenie bez dwóch zdań interesowało ją bardziej, niż cyrk zorganizowany naprędce wokół strojącej młodzieńcze fochy dziewczynki.
- Ale naprawdę odkryłam coś dziwnego. Wyobraź sobie, że moja … że Giuditta, kiedy była w wieku Lucy miała podobny epizod. Elfią histerię. Ale to byłby drobiazg, nieznany szczegół z życia Giuditty, o którym jak sama dobrze wiesz – zaczerwieniła się mówiąc te słowa, bo Ada była jedyną osobą, której opowiedziała o rzeczach odkrytych przez cztery lata temu – w ogóle niewiele wiedziałam. Natomiast naprawdę dziwne jest to, że obie wymyśliły tę samą melodię. To nie jest przecież możliwe. A wczoraj słyszałam jak Lucy nuci kołysankę, którą śpiewała mi Giuditta. Kołysankę, której nikt nie zna, nikt nie skomponował. I Giuditta z pewnością nie śpiewała jej Lucy.
- Unikasz tematu jak ognia - Ada, zgodnie z właściwym sobie taktem, nie omieszkała oznajmić na głos, że widzi, jak jej rozmówczyni ślizga się wokół interesującego ją tematu. Milczała przez chwilę, najwidoczniej obracając w myślach słowa Olimpii.
- Z czysto matematycznego punktu widzenia jest możliwym, żeby ta sama melodia powstała w dwóch niezależnych od siebie miejscach. Niezbyt prawdopodobnym, ale możliwym. Skąd pewność, że te nuty nigdy nie zostały spisane?
- Nie mam stuprocentowej. Tylko fakt, że tak jak Ty zapamiętujesz liczby ja pamiętam muzykę. I jej autorów. Podobnie Giulia i Mario. Nikt z nas nie umie tego z niczym powiązać. A to świetny kawałek. Zaczyna się jak prosta melodia ludowa, a potem robi się coraz bardziej słodki i jednocześnie niepokojący. Nie wiem, jakim cudem usypiałam przy tym w dzieciństwie.


Zaczęła nucić natrętną melodię.
Ada pozwoliła jej skończyć frazę, lecz nim Olimpia zupełnie odpłynęła, mimochodem i patrząc się w okno, raz jeszcze zapytała.

- Na pewno nie chcesz mi opowiedzieć o Suttonie?
- Plotki są błyskawiczne – rozbawiona bezpośrednim pytaniem, Olimpia przez chwilę przyglądała się przyjaciółce, ta jednak nie zdradziła źródła swoich informacji. – Skoro się nie wymigam. Przysłał mi kwiaty. Lubi operę. Jest zdecydowany... Lubię mężczyzn pewnych siebie. Jest też szarmancki, uroczy, błyskotliwy, troszkę złośliwy, ale bez przesady. Bardzo grzeczny, w dobrym angielskim stylu… - zamilkła na moment. - Naprawdę go polubiłam. Może za szybko – znowu zaczęła bawić się wisiorkiem.
Ada pokręciła wolno głową, cmokając przy tym z udawaną dezaprobatą.
- Ty i te twoje elfy.
- Wiesz, że potem okazało się że Giuditta jest w ciąży. Jestem elfią księżniczką. Noblesse oblige – muszę być romantyczna
- powiedziała do Ady zachowując całkowitą powagę. Ta zaś dla odmiany nie odrzekła nic, kiwnęła tylko głową z głębokim zrozumieniem dla sprawy.

*

Zaprzęg lady Lovelace wyraźnie wybijał się ponad standard londyńskich ulic. Rozkochana w koniach Ada gotowa była wydać każde pieniądze – głównie te własne, wygrane na wyścigach – by powóz, którym jeździła robił piorunujące wrażenie. Zwłaszcza od czasu, gdy w czerwcu; postawiwszy na karego ogiera The Emperor w Pucharze Królewskim podczas głównego wyścigu w Ascot; wygrała spore pieniądze.
Wygrana ta ustaliła jej pozycję wśród skoncentrowanej wokół torów społeczności – hrabina Lovelace, nieuleczalna hazardzistka, zaczęła uchodzić za znawczynię tematu.
I, jako takiej, nie wypadało jej się pokazywać w byle czym.
Tak było i teraz.
Ada Byron-King uparła się bowiem, żeby odprawić powóz, którym przybyła Olimpia.
„Jeśli w miasto, to z klasą”.
Już sam pojazd robił wrażenie – boki niewielkiego lando inkrustowane były bogato macicą perłową w modny deseń lilii, a podniesiona na wypadek letniego deszczu buda, mieniła się złotymi lamowaniami. Utoczone ozdobnie szprychy kół i spełniające wymogi najnowszej z mód, błyszczące resory także przydawały mu klasy.
Całość nikła jednak, wobec zaprzężonych doń koni!
Czwórka masywnych jak na swą rasę, sprowadzanych aż z dalekiej Słowenii Lipicanów pyszniła się w szamerowanej uprzęży. Idealnie dobrane do siebie odcieniem i wzrostem siwki zapierały dech w piersiach. Lśniące na potężnych zadach jabłka niejednego przyprawiały o zazdrość. Zaplecione misternie ogony i grzywy dawały jaskrawe świadectwo kunsztu stajennego, którego zatrudniała Lovelace. Ciemno oliwione kopyta takt nadawały idealnie równo. Ćwiczone były tak do klasycznego kłusa, jak i do bardziej paradnego inochodu. Skryte w aksamitnych nausznikach, czujnie postawione uszy tak, jak i rozdęte chrapy dawały wyobrażenie o ich możliwościach.
Ubrany w pasującą kolorem do ciemnozielonej budy liberię stangret, prawdziwy mistrz w swojej sztuce, hojnie opłacany przez hrabiostwo, chętnie dawał popis swoich umiejętności.
Augusta Ada Byron-King, żona Pierwszego Earla Lovelace nigdy nie przejeżdżała przez miasto niezauważona.

*

Niewiele brakło.
Pierwsza para potężnych Lipicanów zatrzymała się niecały łokieć od tyłu powozu, którym przybył sir Windermare. Stangret lekko tylko zebrał wodze – jednym subtelnym rozkazem osadzając cztery przepyszne konie. Lekko zeskoczył z kozła i ruszył ku drzwiom. Ledwie tylko zdążył uchylić drzwi, obok powozu znalazł się Virgil.
Znała go wprawdzie tylko przelotnie, ale przybierając jeden ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów, z przyjemnością skorzystała z oferowanej przezeń pomocy. Wspierając się na jego ramieniu mgnienie oka dłużej, niż wymaga tego etykieta, zagaiła

- Mam nadzieję, że nie napędziliśmy pańskiemu woźnicy stracha. Ci Austriacy – szepnęła konspiracyjnie, dyskretnie wskazując stojący za jej plecami czwórkonny powóz – to prawdziwe, jak to mówią, Teufeln!
 

Ostatnio edytowane przez hija : 22-03-2009 o 02:18.
hija jest offline