Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2009, 20:02   #139
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Słowa Dagmary nie odbiły się żadnym śladem na twarzy Werbeny. Dalej uśmiechała się z lekką rezerwą, ale i z troską.
- Mój, niechsetety, mój - pokręciła głową. - Kiedy widzisz, że ktoś chce zabić samego się, nie kcesz... zatrzi... zat... zahamować go? - Karin upiła mały dystyngowany łyczek. - Ostrzegam. - źrenice zielonych oczu rozszerzyły się gwałtownie. W nozdrza Dagmary uderzył intensywny zapach świerku, mokrych porostów i butwiejącego drewna. - I przepraszam - dodała, nie wyjaśniając, za co ani dlaczego przeprasza. Zaraz też straciła zainteresowanie Dagmarą i jej problemami, odwróciła się w stronę Magdy i zaczęła się przysłuchiwać jej wykładowi.
- Karin! - Weronika jęknęła rozdzierająco. - Popsuło się! - odwróciła szklankę do góry dnem i zrobiła dramatyczną minę. Karin zaśmiała się, zakrywając usta dłonią, wydobyła portfel z maleńkiej torebki i kołysząc biodrami, poszła w stronę baru.

Michał Kiełczyk

Gdyby Michał Kiełczyk zastanowił się nad wydarzeniami, które doprowadziły go do klasztoru w Lubiążu, zobaczyłby...


Paciorki. Jeden za drugim, jeden za drugim, nanizane na srebrny drut.

Pierwszy paciorek był szklany, pasiasty, w błękitnym kolorze migającego zachęcająco ekranu telewizora i szarego, nudnego przedpołudnia.

Michał Kiełczyk odkrył Węzeł. Ten Węzeł, którego wszyscy pragnęli z siłą odbierającą im rozum, a który Michała unieszczęśliwił najbardziej, jak to tylko było możliwe.
Jak to się stało? Jak to się mogło stać? Tylu było mądrzejszych, potężniejszych, bardziej obeznanych... Jednak to właśnie Michał feralnego dnia wstał o 9.30, odnotował stan pogodowy, który można było określić tylko jako obrzygany, usmażył sobie jajecznicę i odpalił Discovery. Z zainteresowaniem obejrzał program o piorunach, po czym spełzł do kuchni, gdzie w kącie stała kratka czeskiego piwa - prezent od VA z Jeseniku. I kiedy przy fotelu stały 2 puste butelki, a Michał właśnie zmagał się z kapslem trzeciej, przyciśnięty pokaźnych rozmiarów półdupkiem Adepta pilot przełączył kanał na TVP3.

I w tymże programie Michał zobaczył coś, co wywróciło jego życie do góry nogami.

- W tej kamienicy na Brochowie, którą widzą państwo za moimi plecami - dziennikarz chyba prowadził swój pierwszy program, bo był czerwony jak rak i zacinał się co trzecie słowo.
- No widzimy, widzimy - Michał wreszcie dobrał się do piwa, więc zbudowany postanowił dodać otuchy regionalnej tuzie dziennikarstwa.
- W latach 1915-1938 mieszkał Adalbert Weinich, słynny...
Piwo fontanną wystrzeliło z ust Michała. Adept odrzucił butelkę i na czworaka dopadł do telewizora. Gdyby mógł, wsadziłby w niego głowę i rozejrzał się po Brochowie uwiecznionym na taśmie. Adalbert! Słynny... kim tam był z zawodu... Nieważne! Słynny hermetyk wrocławski! Wszystkie jego pisma przepadły podczas wojny, a tu taki śnięty leszcz znalazł...
- Dom ten należał do rodziny Landauerów, ale Adalbert mieszkał tu i według słów...
Za plecami dziennikarzyny fasada kamienicy. W bramie awatar Michała, z podniesioną do góry ręką. Wysoko, nad wąskim oknem malowidło na tynku. Pokryte grzybem, zniszczone, ale ciągle wyraźne.
- O w dupę kurwa jego mać! - oznajmił z uczuciem Michał.


Drugi paciorek był idealnie kulisty, opalizujący jak skrzydła motyla, ujęty w metalowe łapki. Na jego powierzchni pulsowały elektryczne plamy i pasma koloru błyszczyka do ust, który, jak Michał wiedział z TV Style, a bardzo chciał tę wiedzę wymazać, był szalenie modnym tego lata "Cherry Love".


Bowiem w wyniku odkrycia Węzła przez Michała, w jego życie wkroczyła Halinka Głodniok. Electric butterfly.


Wróć. Nie wkroczyła. Wjechała na swoim wózku, zmiażdżyła bezceremonialnie pod jego kołami spokój ducha Adepta, rozparła się w jego życiu wygodnie i za nic nie dawała się spławić. I o ile nędzny program w regionalnej TV wywrócił życie Michała do góry nogami, o tyle Halinka potraktowała je z metaforycznego kopa, po czym zaczęła potrząsać energicznie i z drobiazgowością naukowca przyglądać się temu, co wypadło w wyniku jej poczynań.

Electric_butterfly: Michaaaał
michael_tv6: nie teraz
Electric_butterfly: teraz teraz
Electric_butterfly: masz takiego pecha, bracie, że dupa sie z żalu ściska
michael_tv6: e?
Electric_butterfly: be! Jesteś be. Jesteś za wyraźny. A szef chce utrzymać położenie twojego odkrycia w tajemnicy. Wyjeżdżasz na zadupie.
michael_tv6: Stefan kazał?
Electric_butterfly: Ta. Nie zabijaj posłańca złej nowiny. Masz zabukowane miejsce w pensjonacie w Górach Sowich, takiego zadupia w życiu nie widziałeś.
michael_tv6: Od kiedy?
Electric_butterfly: od teraz
michael_tv6: co z węzłem?
Electric_butterfly:
jeszcze nie wiedzą... słuchaj
michael_tv6: jeśli muszę?
Electric_butterfly: bez sensu ten wyjazd. Wystarczy cię wypchnąć z dala od Wro, niekoniecznie na zadupie cywilizacji.
Electric_butterfly: zabukowałam ci hotel w Lubiążu. Mają dostęp do sieci. Olej te góry sowie i jedź tam.
michael_tv6: nie wiem, czy tak można
Electric_butterfly: Można, tylko nie wolno.
michael_tv6: aha
Electric_butterfly: co kurwa aha. Odkryłeś takie miejsce, a zostałeś spławiony. Uścisk dłoni prezesa i spierdalaj na bambus. Odsunęli cię. Jak pojedziesz na ten wygwizdów, nie będziesz mógł trzymać ręki na pulsie.
Electric_butterfly: tam nie ma sieci ani zasięgu
michael_tv6: Hala, odpuść, dobrze?
Electric_butterfly: Nie. Jedź do Lubiąża. A ja będę cię kryła. Jak tego nie zrobisz, wykasuję ci wszystkie pornole z dysku C.

Następny paciorek miał nieokreślony kolor urażonej ambicji Michała i kanciaste brzegi jego pogruchotanych marzeń. Zrobił coś wielkiego. Odkrył coś, co zniknęło w powojennej zawierusze, a musiał siedzieć w czterech ścianach, bez dostępu do sieci, do jakiejkolwiek informacji. Odsunięty. Niechciany. Niepotrzebny.
W Górach Sowich wytrzymał dwa dni. Potem podjął swoją drogę do Canossy - 5-kilometrowy spacer do stacji benzynowej, który sprawił, że oblał się potem od stóp do głów i zaczęły go boleć mięśnie, o których nawet nie wiedział, że je ma. Ze stacji zadzwonił do Halinki i pojechał do Lubiąża.

Czwarty paciorek był długi, jak długie były dnie spędzane w kawiarence hotelu w Lubiążu. Miał obdrapaną powierzchnię, tak jak rusztowanie szpitalnej zasłony, którą pracownik kafejki wydzielił Michałowi coś na kształt intymnej przestrzeni. I miał rubinowy kolor wstydu.

Michałowi co noc z upierdliwą częstotliwością śniła się Halinka Głodniok. Na ogół malowała mu na nagiej piersi symbol Porządku Hermesa błyszczykiem Cherry Love... ale inne rzeczy też robiła. Z podobnym zaangażowaniem.
Adept czasami gratulował sobie, że kiedy Hala pierwszy raz zadzwoniła do niego, przytomnie wyłączył kamerkę internetową. Dziewczyna co prawda i tak miała na tyle umiejętności, że mogła go zobaczyć... ale na razie wyraźnie jej się nie chciało grzebać w temacie. I Michał sam nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy nie. Kiedyś go zobaczy, i wtedy... no i właśnie... co wtedy? Dalszy rozwój wypadków przerastał wyobraźnię Michała, chociaż coś mu zimno podpowiadało: to, co zawsze.

Ale wstyd stał się nieodzownym elementem michałowego bytowania w Lubiążu. Szczególnie wstydliwe były lepkie poranki.

Zastój. Marazm. Stagnacja.

***

Lubiąż, piątek, 9 rano

W piątkowy poranek Michał Kiełczyk popełnił dwa kardynalne błędy, które również miały swój udział w skierowaniu jego osoby do lubiąskiego klasztoru, i ostatecznie zdruzgotały resztki jego dobrego samopoczucia.

Po pierwsze, wypił piwo zanim zjadł śniadanie, co zaowocowało koszmarną zgagą. Kiedy litując się nad sobą, oglądał na kompie "Ucztę Babette", na pasku zaczął migać komunikator, Michał to olał, bo nie miał ochoty na rozmowy.

I to był drugi błąd. Michałowi naiwnie się wydawało, że może zignorować Halinkę Głodniok.

"Uczta Babette" zniknęła z ekranu, zostawiając w jego centrum świetlisty punkt. Punkt urósł, i - niestety niestety - nie dało się ukryć, że jest to motyl. Z głośnika dobiegł wysoki głos Halinki. Z zabarwieniem mściwym:
- Powiedz papa wesołym stewardesom, Murzynce z wielkimi cycami i wyuzdanej Heldze z dysku C.
I na ekranie pojawiła się Hala w całej krasie. Włosy miała ułożone w fantazyjny chaos, tu i ówdzie pociągnięty błękitną mascarą. Jej drobną twarz chochlika pokrywał ostry makijaż, który Michałowi nachalnie kojarzył się z radzieckimi artystkami cyrkowymi. Na ustach połyskiwał wieloznacznie błyszczyk Cherry Love. A na chudej piersi Einstein pokazywał język, które to zdjęcie uzupełniał napis "Albert też nie miał cycków".

I widziała go. Niewątpliwie wreszcie go zobaczyła. Wydęła usta, odjechała na wózku kawałek do tyłu i podjechała z powrotem. Jej twarz wypełniła cały ekran.
- Jezu, Michał. Wyglądasz jak kupa gówna za wiejską szopką.
Michał nawet nie zdążył odpowiedzieć. Halinka zaś dopiero się rozpędzała.
- Czy cię, kurwa, pogrzało? Ja kryję twoją grubą dupę, ryzykuję dla ciebie, łgam dla ciebie, a ty co? Ja pierdolę! Chlasz od rana i oglądasz jakieś bzdety! Upadłeś na głowę? Otrząśnij się, chłopie!
Hala odsunęła się od ekranu. Wbiła wzrok w podłogę.
- Jak mnie, kurwa, zawiodłeś - jęknęła. - Dogłębnie.
- Hala, posłuchaj...
- Ty mnie słuchaj! Bo własnego rozumu nie masz! Wymyj się, ogól, czy co tam mężczyźni robią, żeby wyglądać jak ludzie, weź się w garść. Znajdziesz mi dokumenty w klasztorze w Lubiążu.
- Jakie dokumenty, Hala, proszÄ™ ciÄ™, nie dzisiaj.
- Dzisiaj, chyba że chcesz się pożegnać z jeszcze jakimiś danymi... Popatrzmy... - wymalowane Cherry Love usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Dobra - skapitulował Michał.
- Mój niewydarzony brat Eutanathos zaczął się interesować dyrektorem psychuszki, która przed wojną była w klasztorze. Ponieważ mało czym się interesuje, sprawdziłam temat. Miesiąc temu podczas remontu natrafili pod podłogą na skrzynię z dokumentami, częściowo medyczne, częściowo prywatne rzeczy pacjentów. Pacjentów i obsługę rozstrzelano czy zagazowano podczas akcji T4. Z tych znalezionych dokumentów w klasztorze jest teraz wystawa.
- No i co w tym niezwykłego?
- A mówi ci coś nazwisko Bruno Hochstein?
- Matematyk?
- Brawo, drogi Watsonie. Zajmował się teorią prawdopodobieństwa i teorią miary. To on przed Kołmogorowa, w oparciu o prace Steinhausa, sformułował pewne podstawowe aksjomaty teorii prawdopodobieństwa. Pieprzony kurwa geniusz, stoczył się, leczył się tam na alkoholizm, co uważam za dobitną wskazówkę dla ciebie, jak możesz skończyć, jeśli się będziesz zalewał od rana. Tam mogą być jego notatki! Listy!Być może i kontaktował się z Kołmogorowem. To byłoby coś. Niekiedy w takich listach są dowody pewnych ważnych twierdzeń. Weryfikacje hipotez. Zresztą, co ja ci będę tłumaczyła. Idź tam i zobacz, skseruj, zrób zdjęcia - Halinka zniżyła głos do szeptu - a najlepiej ukradnij. Zanim mój braciszek tam zjedzie i wszystko podwinie pod siebie.
- Nie możesz tego zrobić sama?
- Mogę, Michałku, mogę. Ale jak będę musiała wpakować się z wózkiem do pks-u, przyjechać tam, jak obcy ludzie będą mnie nosić po schodach, to poczuję gwałtowną potrzebę odwiedzenia cię w hotelu. Zgadnij, co ci wtedy zrobię?
Halinka wyciągnęła błyszczyk i przeciągnęła szpatułką po ustach.
- Krzywdę, Michałku, straszną krzywdę.

 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 23-03-2009 o 14:47.
Asenat jest offline