Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2009, 14:26   #28
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Edric miał wrażenie, że nawet stoły dzielą ludzi w tej współczesnej epoce. Po jednej stronie siedzieli sam earl Person, a obok niego po rożnych stronach gospodarza baron Lexinton, lady Corutney, Robert Virigil, Olimpia Grisi, Ada Lovelace oraz Wilhelm Somerset. Na przeciwko Edric Sharpe, Madeleine Bearnadotte oraz John Ribuad Weelton-Morris. Po jednej stronie elita, po drugiej … no cóż, znacznie mniejsza elita, żeby nie powiedzieć hołota lub parweniuszostwo, przynajmniej w oczach przezacnego earla, który wywodził pewnie swój ród od Normanów, albo innych tego typu.

Nie, żeby Sharpe narzekał na to rozsadzenie wedle urodzenia. Towarzystwo Madeleine mu odpowiadało i nie pragnął innego. Fakt, że earl dobrał właśnie taki sposób usadzenia przy stole, świadczył nie o jakiejś wyniosłości, czy braku kultury, co zwyczajnym konserwatyzmie. Cóż, dla niego słynna pisarka lub doktor Cambridge znaczyli znacznie mniej, niż przeciętny dobrze urodzony dandys. Nie było się czemu zresztą dziwić. Większość arystokracji zachowywała się właśnie tak. Zamiast własnym przykładem pokazywać, że szlachectwo zobowiązuje, liderować społeczności, do czego zresztą ze względu na wykształcenie oraz obycie byli predestynowani, woleli istnieć w rzeczywistości swoich zachcianek. Szczęśliwie, przynajmniej niektórzy z nich zdawali sobie sprawę, że świat ma także inne problemy, niż ich banalne zabawy sprowadzające się do: kto z kim oraz ile razy. Ale to bynajmniej nie odebrało mu apetytu! Doskonały obiad przyrządzony przez znakomitego mistrza kuchni, bo nie wątpił, ze earl zatrudnia kogoś utalentowanego w tej dziedzinie, nie trafiał mu się codziennie. Dlatego może wprawdzie nie opychał się przesadnie, w sposób nie licujący z etykietą, ale też nie ograniczał zbytnio.

Edric zachodził w głowę, po kiego sprowadzono właśnie takie towarzystwo? Earl Person wyraźnie dawał do zrozumienia, że liczy, iż pomogą hrabiance. Ale jakie miał podstawy, żeby tak sądzić? Musiał być już zupełnie zdesperowany i chyba liczył na jakąś wyjątkową łaskę, bowiem na pewno nie na fachowość. Cóż bowiem mogła Lucy ofiarować madame Grisi? Zatańczyć i zaśpiewać przed hrabianką? Madeleine przynajmniej interesowała się elfami, ale przecież także nie była fachowcem? Chyba, że kobiety miały być rodzajem terapii? Obydwie inteligentne, wykształcone, mające swoje ugruntowane pozycje w świecie zdominowanym przez mężczyzn ... ech, co tam ... Edric machnął ręką i po prostu się cieszył, że los figlarz zetknął go z dawną przyjaciółką i że mała trzpiotowata dziewczynka wyrosła na tak atrakcyjną kobietę.

Nagle wyrwał go z zamyślenia głos earla, który proponował wszystkim wyprawę do majątku Dawenvill, gdzie zaginęła i odnaleziona została później jego córka. Sharpe nie miał nic przeciwko temu. Zlecenia mu się skończyły i musiał żyć albo za skromne oszczędności, albo za darmo, albo ze sprzedaży fury ubrań, czego jednak nie brał na tą chwile pod uwagę. Zaproszenie hrabiego do wiejskiego majątku byłoby miłą forma spędzenia czasu za darmo, a że jeszcze wiązało się ono z jego zainteresowaniami, to już w ogóle rewelacja. No prawie! Rewelacja to byłaby, gdyby panna Bearnadotte także przyjęła ową propozycję.

A później baronet Virgil wzbudził zainteresowanie tą dosyć bezpośrednią odzywką, która nie owijała niczego w bawełnę. Cóż, widocznie był w takich relacjach z earlem, ze mógł to zrobić przy obcych ludziach i służbie. Ale skoro wspomniał o nim, rzeczywiście, Edric potwierdził jego słowa:
- Ma pan rację, Sir. Wczorajszego wieczora hrabianka Person wspomniała dwa imiona: Rhiannon i Albert. Albert to słowo pochodzenia germańskiego. Imię znaczy tyle, co „promieniejący szlachetnością”, ale wątpię, by miało cokolwiek wspólnego z Rhiannon, która jest przedstawicielką panteonu walijskiego. Dlatego sądzę, że jest to po prostu imię osoby, którą panna Person spotkała lub o której słyszała. Interesujące jest wszakże, dlaczego właśnie to imię wiąże się w umyśle panny Person z dawną Walią. Mitologia tego regionu jest bardzo słabo poznana w przeciwieństwie do szkockiej, czy iryjskiej, która stanowiła natchnienie wielu poetów. Ot, chociażby znanego może państwu Alfreda Tennysona, od kilkunastu lat poruszającego w swoich wierszach tą tematykę. Wcześniej robili to także moi szkoccy rodacy: James Macpherson w „Pieśniach Osjana” oraz sir Walther Scott w niektórych powieściach. Wszakże dotyczy to mitów celtyckich, ale bynajmniej nie walijskich, znanych wyłącznie przez specjalistów, biegłych językoznawców, a tych jest naprawdę niewielu i ... znam praktycznie wszystkich, jak nie osobiście, to korespondencyjnie. Nie posądzałbym żadnego z nich o związek z tą sprawą, chociaż, rzecz jasna, nie mogę ręczyć. Całkiem możliwe, ze ewentualnie wartoby się rozejrzeć poza gronem stricte naukowym. Teraz jest tak wiele rozmaitych stowarzyszeń masońskich, do których należy całkiem duża grupa młodzieży szlacheckiej, czy mieszczańskiej. To kompletnie poza moimi zainteresowaniami, ale ponoć niektórzy spośród nich tworzą na swój użytek jakieś pomieszane wierzenia stanowiące kompilację różnych mitów. Często nazwami mitologicznymi określają swoje siedziby, czy miejsca spotkań. Mówi się także, że niektórzy z nich posługują się jakimiś dziwacznymi miksturami, czy innymi tego typu, chociażby przy przyjmowaniu nowych członków. Czy możliwe, że ów Albert jest po prostu masonem, a panna Person jedną z ofiar inicjacji? To nawet całkiem możliwe i dające szansę wyjaśnienia w rozsądny sposób przypadku córki pana hrabiego – zwrócił się do Persona.

***

- Całkiem rozsądne – powiedział półgłosem komentując propozycję wyjazdu, kiedy wreszcie znaleźli się w salonie. – Wydaje się, ze skoro zainteresowaliśmy się tym problemem, to wskazane byłoby kontynuować dociekanie w Dawenvill. Nie lubię porzucać ledwo co rozpoczętych spraw. Dlatego na mnie może pan liczyć, hrabio. Może panna Person, jak radził doktor, w znacznie milszej atmosferze niż miejski zgiełk i ścigające spojrzenia odzyska pełną jasność umysłu? Chętnie obejrzałbym to miejsce nad jeziorem. Może porozmawiał z ogrodnikiem, służbą, zwiedził okolice ... a pani? – Zwrócił się do Madeleine. – A Państwo? – Zapytał pozostałych.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 23-03-2009 o 14:31.
Kelly jest offline