Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2009, 16:41   #123
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Z początku wszystko zdawało się iść dobrze. Barbak na podobieństwo swego starego kompana rozpoczął szarżę (na podobieństwo szarży na drow'a, która na zawsze przeszła już do annałów historii). Szarżę, która jak się szybko okazała była tyleż nie przemyślana co po prostu wariacka. Dlaczego? Ork nie wziął pod uwagę faktu, iż piekliszcze wystające z krzaków samą głową, musi mieć resztę ciała odpowiadającą gabarytami paszczy. Nie było już jednak możliwości odwrotu. Łatwiej było teraz biec do przodu, niż próbować się cofnąć. Nie było niczego gorszego niż cofanie się! Cofanie się, nie leżało po prostu w naturze zielonego ludu! Poza tym ork jak nigdy miał teraz przed sobą słowa swego poczciwego staruszka: Jeśli nawet robisz coś źle, to rób to przynajmniej dobrze! Jakie było przesłanie tej pokrętnej logiki? Ważnym było aby działania, które on sobą sygnalizował były czytelne dla drużyny. Ważnym było aby drużyna jako jeden sprawnie działający mechanizm mogła odnieść jakieś korzyści z jego akcji. Jakie? Ot choćby swym biegiem mógł zyskać kilka cennych chwil dla innych na przemyślenie swych poczynań, czy na odtransportowanie z pola walki nie przytomnych drow'ów (Palladine co ja plotę?) czy też na przygotowanie plakietek do z ocen potencjalnych popisów ekwilibrystycznych.

Co się działo potem? Barbak pamiętał tylko, że coś bardzo dużego, bardzo szybko w niego uderzyło. Potem chwila wolnego, błogiego i znienawidzonego zarazem lotu, zakończona w końcu popisowym lądowaniem w krzakach. Barbak odczuł mocne uderzenie w okolicach potylicy, a następnie przed jego oczyma ukazały się całe konstelacje gwiezdne (sprawa normalna). Pomiędzy tymi konstelacjami lewitował Kall'eh trzymając uniesioną plakietkę: 8,5 (sprawa nie normalna!). 8,5? Zastanawiał się ork przecierając z niedowierzaniem oczy? 8,5? Ten pokręcony przez hemoroidy mały pokurcz dał mu 8,5? Za lądowanie bez teleranka? 8,5!?
- A żeby Cię tak własna matka tłuczkiem to kartofli natabaczała przez okrągły tydzień!
- Tego jaszczura! Zaraz go dorwiemy, nie martw się!
Emanuel jak zawsze, jako dobry przyjaciel starał się załagodzić sytuacje.
- Jaszczura? A skąd! Żeby temu karłu kaktus wyrósł pod paskiem![/i]
Pchli pysk na kilka chwil przybrał wyraz myślą nie skalany!
- Nie rozumiem tu czegoś. Ten jaszczur przed chwilą mało Cię nie pożarł.
- Tak!
- Cisnął Tobą o krzaki...
- Tak!
- Walnąłeś przez niego w drzewo!
- Tak!
- Za mocno!
- Tak!.... NIE!
- Bredzisz!


Barbak wygramolił się z runa leśnego klnąc cały czas iście po szewsku, po czym spojrzał na dość zabawną (w swym sadystycznym wyrazie) scenę. Błysk kłów uganiał się w najlepsze za poszczególnymi członkami drużyny. Na całe szczęście jednak jeszcze nikogo nie zjadł. No dobra jednego osobnika, mógł zjeść jednak ork wiedział że tak się nie stanie. Nie wiedzieć czemu, jego hebanowy (tfu!) przyjaciel znalazł upodobanie u jakiejś mrocznej bogini. Fakty jednak pozostawały bez sporne. Czy się z tego cieszyć czy też nie drużyna pozostała w nienaruszonym składnie osobowym.

W pewnym momencie, ku uciesze orka Błysk wpadł w jakiś wykrot. Dołek spowolnił na chwilę piekliszcze, dzięki czemu Barbak mógł się szybko zastanowić. Nie godziło się aby biec na to coś po raz drugi ot tak (na żywioł!). Trza było pomyśleć, zastanowić się, podjąć jakieś decyzje. Dlaczego zawsze w takich sytuacjach nie było w okolicy orka kogoś do podejmowania dobrych decyzji? Dlaczego zawsze Bogowie, Boginie czy na przykład burczenie żołądka musiały powodować orkiem do bezsensownych ataków?

Babrak był świadkiem tego jak Błysk rozrywa liany. Pomysł Elfki był genialny, jednak miał pewne słabe punkty. Ork pędem puścił się w kierunku zwisających lian. Z porwanych kawałków szybkimi ruchali splótł kawałek liny (nie dłuższy niż 10 metrów, jednak prowizorycznie zapleciony z kilku lian! tak dwóch przynajmniej). Następnie przytroczył jeden koniec do wyciągniętego za w czasu Topora. Cały czas jednym okiem patrzył na to, jak Błysk uciekał, a karzeł za nim gonił.

- FALSE START! Krzyknął.
- Ja Ci pokażę 8,5! Dodał pod nosem.
- Bredzisz zielony!

Następnie, gdy węzeł był już zaciśnięty na trzonku, topora a konstelacje gwiezdne i dwarfy zniknęły z przed jego oczy, Barbak niczym lokomotywa parowa ruszył za swym celem. Emanule przybrał groźną postawę i pokusił się o jakieś słabe okrzyki bojowe.
- Rodriges?
- Nie!
- Przytrzymaj go!
- Wiedziałem, że to powiesz!
- Przytrzymaj go!
- Nie!


Gdy Barbak nabierał coraz to większego pędu dodał jeszcze:

- Jak będę koło niego przebiegał skacz na niego i go trzymaj!

Ork w pełnym pędzie ponownie biegł na piekliszcze. Tym jednak razem w jego umyśle piekielna intryga nabierała już kształtów (MWhahahahahahaha...).
Gdy nadbiegał posłał topór (trzymając jednocześnie za drugi koniec liny) w drzewo znajdujące się możliwie najbliżej nóg Błysku. Zaraz potem postara się obiec piekliszcze, dobiec do swej własnej broni i przytrzymać oba końce liany (i przeżyć).
Emanuel w tym czasie przywrze do błysku i trzymać go będzie ze wszystkich swych sił.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline