Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2009, 21:41   #59
lukech
 
lukech's Avatar
 
Reputacja: 1 lukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemu
Mekassar z wyraźną pogardą obserwował robiących zakupy towarzyszy.
- Jak można kupować obślizłe, soczyste jabłka? Albo głupawe kulki do bezsensownej gry? Żeby to był hazard... ale nie. Czysta rozpusta. Granie dla samego grania. Skarpety to jeszcze rozumiem... Przynajmniej nogi nie przemokną.
Sin spojrzał nagle na stragan, na którym pysznił się długi czerwony koc i podobna peleryna. Nie wiedzieć kiedy znalazł się przy kapłanie niezwykle miły sprzedawca, który nawet zszedł znacząco z ceny.
- Fakt jednak faktem, że najbardziej przyda mi się ten oto koc. Takiej okazji nie można przepuścić... szczególnie, że ten koc i peleryna to komplet.
Mekassar pospiesznie wyjął sakiewkę i zapłacił za swe nowe nabytki.
- Nigdy nie pojmę, jak można dać się omamić sprzedawcom i kupić kulki.

Po wejściu do świątyni kleryk nie potrzebował wiele czasu, aby odczuć przyciągającą go moc Świętego Ognia. Szybko skręcił w jedną z naw bocznych i padł na kolana przed ołtarzem Kossutha.
Po odmówieniu przepisowej modlitwy, wychwalającej zasługi Ognistego Pana dla świata, Mekassar przepełniony egzaltacją i oddaniem, wstał z miejsca i spokojnym, wręcz żółwim krokiem, ruszył w kierunku drzwi obok głównego ołtarza, jakie wskazał Serin. Po drodze przeleciała mu przez głowę niewyraźna myśl, że cała ta świątynia powinna być przecież oddana Kosuthowi.
Koniec z tolerancją... Ale jeszcze nie nadszedł czas.
Tak czy inaczej, Sin powstrzymał swe nerwy na wodzy, gdyż uznał, że świątynia ma jednak w sobie coś godnego pochwały. Z racji tego, że główny ołtarz został poświęcony Bogu Słońca - Pelorowi, nie byłoby problemu z jego przerobieniem na sferę sacrum Kossutha. W końcu Słońce też płonie.
Wszystko płonie... nie rozumiem, cóż ci naiwniacy widzą w Pelorze. Przecież to tylko droga pośrednia do poznania prawdziwego Płomienia... Cóż. W końcu poznają prawdę. To tylko niewiedza z ich strony.

Gdy Mekassar dotarł do pomieszczenia za drzwiami, bez wahania usiadł za stołem na krześle i poczekał na nadejście jednego z opiekunów tego przybytku.
- Witaj. Jestem Mekassar Sin, a to moi kompani. Jesteśmy podróżnikami oddanymi jedynemu Ognistemu Bóstwu. I bynajmniej nie przychodzimy w sprawie ślubu, co zresztą wskazuje nasza płeć - zdobył się na niemalże życzliwy uśmieszek Sin. - Cóż, sam jesteś czcicielem słonecznego Ognia, więc mamy pewien wspólny obszar naszej religijnej żarliwości. Mam jednak kilka pytań do Ciebie związanych z inną kwestią. Wiesz coś może o podróżach w tych okolicach, bożka Travellera? Na przykład na północny zachód stąd? - Mekassar rzucił okiem znawcy na medalion pyszniący się na torsie miejscowego kapłana.
- Nie spiesz się, jako Słudzy Ognia, czujemy się w tym miejscu prawie jak w domu. Poczekamy. - powiedział w ślad za odchodzącym klerykiem Sin.
 
__________________
];->
lukech jest offline