Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2009, 13:34   #30
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Widząc lipicany na podjeździe Jim był niemal pewien, że należą do Somerseta. Zaprzęg prezentował się iście imponująco. Wprawdzie Sutton nie był wielkim miłośnikiem koni, ale potrafił docenić wysoką jakość zwierząt.
Wkrótce okazało się, że nie tylko on postanowił przyprowadzić na obiad jeszcze kogoś. Towarzyszką Olimpii była Ada Byron King hrabina Lovelace. Lexinton był zbyt doświadczonym bywalcem salonów by dać po sobie poznać zaskoczenie. W przeciwieństwie najwyraźniej do Olimpii, w której oczach na widok Courtney dostrzegł coś na kształt rozczarowania.
Baron nie zamierzał przedstawiać swojej towarzyszki pozostawiając, to gospodarzowi, który oznajmił, iż Irlandka to po prostu pani Courtney Davies.
Gdy zasiadali do stołu Jim z właściwą sobie swobodą odsunął krzesło przeznaczonego dla niego siedzenia przy boku Earla Ross ubiegając w tym służbę i zaproponował miejsce Courtney, która skwapliwie skorzystała z okazji posyłając mu przy okazji miły uśmiech.
Obiad przebiegał spokojnie, aż do niespodziewanego pytania Windermara o domniemanego kochanka Lucy. Gdy tylko Jim to usłyszał omal się nie zakrztusił spożywanym właśnie deserem. Kątem oka zauważył jak Person aż spurpurowiała. Starając się pohamować rozbawienie Jim odezwał się.
- Jeśli pozwolisz hrabio chciałbym spytać, czy podobne przypadki niespokojności umysłowej zdarzały się już w rodzinie Lucy z Twojej lub jej matki strony ? Interesujące jest też, czy znajdowano już w pobliżu owego jeziora nieprzytomne osoby ? Byłbym również wdzięczny, gdybyś podał nieco więcej szczegółów dotyczących matki Lucy, oraz tego krewnego zamieszkującego po drugiej stronie lasu.
Przejście do salonu sprawiło, że rozmowa stała się nieco swobodniejsza i Jim postanowił odnieść się do słów Edrica.



- Interesująca teoria doktorze Sharp. Jednakże proponowałbym zając się sprawą bardziej systematycznie i nie przechodzić od razu do hipotez, których i tak na obecnym etapie nie jesteśmy w stanie, ani potwierdzić, ani ich odrzucić. Najpierw musimy stwierdzić, czy Lucy w ogóle została odurzona nim zaczniemy szukać winowajcy. Nasuwają mi się trzy teorie mogące wyjaśnić obecny stan Lucy.
Lexinton mówił spokojnie, rzeczowo, jasno formułując myśli, w czym zapewne pomagało mu to, że starał się unikać patrzenia na Olimpię.
- Pierwsza teoria jest taka, że Lucy jest podtruwana cały czas. Także obecnie. Toksyna jest podawana w małych dawkach co jakiś czas. Druga teoria zakłada, iż podano jej substancję w większej dawce jednorazowo i działa ona do dziś. Trzecia założenie odbiega od dwóch poprzednich. Przypuszczam bowiem, iż Lucy mogła przeżyć wstrząs tak silny, iż jej umysł uciekł przed rzeczywistością w świat fantazji.
Jim zamilkł na chwilę, by towarzystwo mogło przetrawić posiłek i jego teorie. Pozwolił sobie nawet na chwilę dekoncentracji patrząc w oczy Olimpii i opuszczając wzrok na chwilę na mały brylant, jaki nosiła na szyi.
- By sprawdzić prawdziwość pierwszej teorii proponuję dosyć radykalne środki. Po pierwsze odstawienie na tydzień wszelkich lekarstw, które z resztą i tak niewiele pomagają. Ścisłe kontrolowanie spożywanych przez Lucy pokarmów i napojów. Najlepiej by ktoś próbował przed nią jedzenia i picia. Daleki jestem od personalnego posądzania kogokolwiek. Toksyna może być podawana przez dowolna osobę, choćby razem z wodą do popijania lekarstw. Nie musi to być nawet nic egzotycznego. Omamy wywołuje zwykły sporysz chociażby.
Lexinton wziął z tacy lokaja lampkę sherry.
- Jeśli po tygodniu nie nastąpi wyraźna poprawa teorię numer jeden możemy odrzucić. W międzyczasie istotnie warto się zająć teorią numer dwa. W tym celu nieocenione będą badania w wiejskiej posiadłości lorda Ross. Szczególnie należy przebadać wodę z jeziora, pobliską florę i przepytać służbę, jak sądzę. Jednocześnie możemy przyjrzeć się bliżej teorii o wstrząsie. Wygląda na to, że czeka nas pracowity tydzień, bo pozwalam sobie założyć, iż wszyscy tu obecni udamy się do Dawenvill.
Na te słowa Courtney, która nie brała dotad czynnego udziału w konwersacji uśmiechnęła się i dodała:
- Jeśli ktoś miałby ochotę serdecznie zapraszam do skorzystania w drodze z mojego powozu. Jest wystarczająco wygodny by pomieścić sześć osób.
Tymczasem baron zwrócił się do z prośbą do Lorda Ross.
- Hrabio czy zechciałbyś ponownie pokazać nam ów naszyjnik znaleziony przy Lucy. Moja towarzyszka, pani Davies posiada dość znaczną wiedzę na temat tego typu biżuterii, być może będzie w stanie nam pomóc i zapewne nie pomylę się sądząc, iż również hrabina Lovelace byłaby zainteresowana obejrzeniem tej rzeczy.
Courtney, która do tej pory odzywała się jedynie zdawkowo zadowalając się robieniem dobrego wrażenia wyraźnie ożywiła się na propozycję Lexintona.
Gdy tylko wzięła do ręki naszyjnik stała się rzecz nieoczekiwana. Z początku wszystko wyglądało zwyczajnie. Dziewczyna przyglądała się niewątpliwemu mistrzowskiemu wykonaniu naszyjnika, gdy nagle i zgoła niespodziewanie jej źrenice uciekły w górę. Zdążyła tylko słabnącym głosem wyszeptać :
- Jim … - i osunęła się bez czucia na oparcie sofy, na której siedziała.
Zaskoczenie barona trwało tylko sekundę. Doskoczył do dziewczyny i chwyciwszy z naszyjnik wyciągnął go z jej ręki. Uderzając delikatnie, acz stanowczo w jej policzki starał się ją ocucić. Wyciągnął rękę za siebie i zwrócił się do lokaja.
- Sherry ! Szybko !
Przytknął kieliszek do ust Courtney i siłą wlał odrobinę. Dziewczyna zakrztusiła się gwałtownie.
- Courtney … wszystko w porządku ? Jak się czujesz ? – spytał uważnie przyglądając się Irlandce.
Oddychała ciężko przez chwilę nim wreszcie powiedziała.
- Chyba … Chyba straciłam przytomność. Nagle zrobiło mi się słabo …
Wzięła od Jima podany kieliszek i upiła dobry łyk.
- Dziękuję. – westchnęła – Już mi lepiej.
- Zdumiewający przypadek, ze zasłabłaś właśnie wtedy, gdy wzięłaś do ręki naszyjnik. – stwierdził Jim przyglądając się klejnotowi z zaciekawieniem.
- Tak … rzeczywiście. – odparła wymijająco.
Jej piękne zielone oczy spoczęły na naszyjniku, na kamieniu o tej samej barwie. Baronowi zdało się, że dostrzega w nich pewne trudno uchwytne podobieństwo, nie ograniczające się li tylko do intrygującego odcienia.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 25-03-2009 o 00:02. Powód: Zmiana barwy kamienia w naszyjniku.
Tom Atos jest offline