Wątek: Bogowie Olimpu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2009, 23:21   #3
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu

Z jakiegoś powodu uwielbiał poranki na Ziemi. Wszystko to chyba wina słońca. Fakt, że znajdowało się o wiele bliżej, dodawał mu znacznie więcej chęci do ciągnięcia tej żałosnej egzystencji. Z rozbawieniem myślał o igraniu z potęgą zdolną spalić nawet i całe „wielkie” Nibiru, w czasie krótszym niż potrzeba mu na strzelenie palcami. A potem …

A potem jego humor uległ diametralnej zmianie. Prawa dłoń wędrowała w dół i w dół, aż natrafiła na krocze. Szybko odszukała źródło drażniącego swędzenia i dostarczyła Apollowi niesamowitej przyjemności. Jak zwykle zapomniał o wieczornej kąpieli. Z drugiej jednak strony, niewiele znalazł tu godnych jego uwagi rozrywek poza oczywiście wspomnianym drapaniem. Toteż trudno było mu od tak z tego zrezygnować. Zwłaszcza, że dzisiejszy dzień miał upłynąć pod znakiem odstraszającego postu. Co prawda i na Olimpie znajdowały się niczego sobie pannice, no przynajmniej tak wyglądało to na pierwszy rzut oka. Hera i Atena, były w gruncie rzeczy całkiem urodziwe. Z jakiegoś jednak powodu, który Apollo zawsze definiował słowem Zeus, bardziej przypominały mu mężczyzn niż kobiety. Oprócz tego siostra i panna, która raczej woli zwierzęta. Nie miał jednak sumienia jej winić. Mu zresztą też bardziej do gustu przypadły zabawy z okolicznym asortymentem, aniżeli rodzimymi pięknościami.

Na swój poranny rytuał poświęcił jeszcze krótką chwilkę. Nie mógł w końcu zbytnio się rozpieszczać. Uznał, że to najwyższa pora by zmyć z siebie „trudy” dnia wczorajszego. Stojąc przed lustrem z uśmiechem spoglądał na swoje odbicie. Być pięknym, być zdolnym, a przede wszystkim móc mieć wszystko w dupie. W końcu nie mogło być inaczej, skoro jego plemię miało się najlepiej. Z przekąsem wspomniał te niewygodne jaskinie i pomasował dolną część pleców. Zastanowił się nawet przez moment co też mogło być powodem takiego stanu rzeczy, zważywszy na fakt, że sam nie należał do przodowników pracy. Wzruszył ramionami tłumiąc niechciane rozmyślania o obowiązkach.

Po zatroszczeniu się o stan ciała, które od tak wielu lat, z taką skrupulatnością starał się możliwie jak najbardziej wyniszczyć. Postanowił położyć się jeszcze na chwilę. Nie myślał jednak o drzemce. Naszła go ochota by pochmurny nastrój stłumić grą na instrumencie. Co mógł uczynić z uwagi na fakt, że nikt nie znajdował się w pobliżu. Choć jego ukochana zabawka nie oddziaływał z taką intensywnością na mieszkańców Nibiru, wolał unikać niechcianych słuchaczy. Muzykę, jedyną rzecz, którą był w stanie docenić, wolał zostawić tylko dla siebie. Toteż kiedy jego palce przesuwały się po strunach, ponad wszystko starał się by dźwięki nie były zbyt głośne.

To co wydarzyło się później było dla niego równie ważne, co kamień rzucony w wartki strumień. Sam fakt, że musiał spędzić cały ten czas na Olimpie niespecjalnie poprawiał mu humor. Zawędrował na tą dziką planetę chcąc uciec z Nibiru. Dziś jednak musi nieustannie oglądać wytwory rąk swoich pobratymców. Na całe szczęście, choć nieco zaskoczył go ten fakt, gra strawiła sporo czasu, toteż nie miał go za dużo do marnotrawienia. Zwłaszcza, że zmuszony został do tej niemalże niewolniczej, przynajmniej w jego odczuciu, pracy, którą zlecił mu Dionizos. Sam zresztą nie wiedział po co to robił, skoro nie dostał polecenia z tak zwanej „góry”.

Później już tylko popołudniowe zebranie, które było dla niego równie istotne jak wszystko to co robił do tej pory od momentu opuszczenia swej kwatery. Nawet nie przejął się obecnością tego całego inspektora. W zasadzie nawet specjalnie mu się nie przyjrzał. Tym trudniej było go w jakikolwiek sposób ocenić. Wolał bowiem rozmyślać nad tym, co też porabiają w tej chwili członkowie jego plemienia. Zastanawiał się też przez moment nad jakąś nową melodią, którą będzie się pocieszał, kiedy wreszcie oddali się od bagna zwanego Olimpem.

***

Podczas tego dziwnego wydarzenia, które chyba tylko starzy tetrycy pokroju Zeusa mogły nazwać przyjęciem. Nie wyglądał inaczej niż zazwyczaj. Jego ciało przypominające raczej rzeźbę okrywała biała koszula zapięta jedynie na dwa dolne guziki. Doskonale widoczny był więc tatuaż przedstawiający wijącego się wokół jego torsu węża. Całości dopełniały ściśle przylegające do ciała spodnie. Wszystko to w połączeniu z jego dość dużym wzrostem sprawiało, że wyglądał na znacznie smuklejszego, niż w rzeczywistości był. Długie jasne włosy opadające na plecy, poniżej łopatek tworzyły dość luźny warkocz. Toteż nie musiał nieustannie zmagać się z niechcianymi kosmykami. Na jego twarzy malowało się to dość charakterystyczne znudzenie, którego Apollo nie miał w zwyczaju ukrywać.

Na miejsce dotarł, co również miał w zwyczaju, jako ostatni. Tym razem nie zdziwiło to jednak nikogo. Zakaz picia jakichkolwiek napojów wyskokowych skutecznie blokował mu drogę ucieczki w radosny świat upojenia alkoholowego, do którego wręcz uwielbiał wędrować. Przetrwanie tej stypy będzie się więc wiązało z wysiłkiem, który z pewnością przerósłby niejedną z obecnych na statku osób.

Z lekką niechęcią przysłuchiwał się rozmowie Posejdona i Hefajstosa. Choć trzeba przyznać, że współczuł nieco temu drugiemu. On i Ares jeśli o urodę chodzi, nie różnili się od siebie specjalnie. Więc przyczyna niewierności żony mogła być tylko jedna.

„Starość nie radość.” – Rzucił w myślach, zaś światu oznajmił to ciężkim westchnieniem.

Jedyne co mu w tej chwili pozostało to oczekiwanie na pojawienie się szefa. Już nie wielkiego, bo sam fakt, że przypałętał się tu ten dziwny jegomość. Sprawiał, że Zeus malał w oczach Apolla. Co akurat w tym wypadku sprawiło, że stawał się niemal niewidoczny. Nie chciał jednak tracić czasu na rozmyślania o osobach, które niespecjalnie go interesowały. Szybko zajął się więc przekąskami, modląc się pod nosem o szybkie nadejście dwudziestej drugiej i pozostanie niewidocznym dla oczu pozostałych członków wyprawy.
 

Ostatnio edytowane przez Rusty : 25-03-2009 o 07:10.
Rusty jest offline