Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2009, 23:55   #31
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Kolor na twarzy Persona przeszedł z purpurowego w czerwony po pytaniach Lorda Lexinton. Mimo to Earl Ross nie wybuchł gniewem i zachował zadziwiający spokój, choć wyraz jego twarzy mówił więcej niż by chciał o tym co sądzi o takich pytaniach.

- Nic mi nie wiadomo by którykolwiek z członków mojej rodziny cierpiał na, jak to raczył ująć pan Baron - Person spojrzał się nieprzyjemnie w stronę Lexintona- na niespokojność umysłową. Nie słyszałem też by znaleziono kogoś nieprzytomnego przy jeziorze lub na terenie posiadłości. Oczywiście nie przesądzam - kontynuował już spokojniej - że do czegoś takiego nie dochodziło, ale raczej bym o tym wiedział. Co do mojego krewniaka, Bernard Oleville, jest on właścicielem lasu jedynie na papierze, ponieważ nie ma tam domu. Czasami korzysta z mojego, ale rzadko, ponieważ rzadko opuszcza Liverpool.

Person przerwał by upić mały łyk wina.

- Jestem winień odpowiedź Panu, Panie Sharpe. Pana teoria, Mr. Shapre, jest bardzo ciekawa, ale obawiam się, że Lucy nie miała gdzie spotkać się z owym tajemniczym Albertem. Na pewno nie doszło do tego w mojej posiadłości, ponieważ gości tam zaproszonych dobieram bardzo starannie i jedynie spośród znanych mi dobrze osób. Wbrew temu co mogli państwo słyszeć na mieście, nie przepadam za tłumem pochlebców, a wolne chwile wolę spędzać w samotności i względnej ciszy. Co do Rhiannon - popatrzył się na Edrica nie wiedząc czy prawidłowo wypowiedział imię walijskiej bogini - to niestety nie wiem nic więcej niż to co powiedziałem.

- Czy z okolicami posiadłości Presonów są związane jakieś ludowe podania? - zapytała się Olimpia.
- Niestety, ale nie wiem... - odpowiedział Person - Posiadłość kupiłem 10 lat temu przez znajomego. Kim był poprzedni właściciel, nie wiem. Słyszałem, że był profesorem jakieś uczelni, który osiadł tam by w ciszy i spokoju pracować i podreperować zniszczone zdrowie. Zginął w pożarze, który strawił większą część domu, w tym ponoć wyjątkową bibliotekę która się tam znajdowała. Więcej jest w stanie powiedzieć kucharka Bally, która pracowała tam zanim kupiłem posiadłość.

Person rozejrzał się po zebranych. Wszyscy skończyli jeść, jedynie talerz Earla był do połowy pełen, widać było jednak, że jedzenie nie sprawiało mu przyjemności, choć ktoś kto miał takiego szefa kuchni zapewne należał do wysublimowanych smakoszy.

- Jeżeli nie mają państwo więcej pytań, to proponuję przenieść się z powrotem do salonu – stwierdził Person rozglądając się po swoich gościach i ich pustych talerzach.

***


- Całkiem rozsądne – powiedział półgłosem komentując propozycję wyjazdu, kiedy wreszcie znaleźli się w salonie. – Wydaje się, ze skoro zainteresowaliśmy się tym problemem, to wskazane byłoby kontynuować dociekanie w Dawenvill. Nie lubię porzucać ledwo co rozpoczętych spraw. Dlatego na mnie może pan liczyć, hrabio. Może panna Person, jak radził doktor, w znacznie milszej atmosferze niż miejski zgiełk i ścigające spojrzenia odzyska pełną jasność umysłu? Chętnie obejrzałbym to miejsce nad jeziorem. Może porozmawiał z ogrodnikiem, służbą, zwiedził okolice ... a pani? – Zwrócił się do Madeleine. – A Państwo? Zapytał Sharp pozostałych.

***

Głos zabrał ponownie Sutton, gdy skończył Person odpowiedział:

- Jedzenie które je Lucy, jadłem ja, moja młodsza córka, a także Willborrow i inne osoby. Raczej nikt nie byłby w stanie podać Luizie trucizny w taki sposób by inni nie ucierpieli. Co innego z dużą dawką... Nie mogę tego wykluczyć, ale nie chcę w to wierzyć, a przynajmniej nie dopóki nie zobaczę jakiś dowodów baronie Lexinton. Mam dużo wrogów politycznych, wiele osób jest mi niechętnych, ale żadna z nich nie posunęłaby się do czegoś takiego. Takie rzeczy są niegodne cywilizowanych i wykształconych ludzi za jakich uważam białych mieszkańców Naszego Imperium. - Person zamilkł na chwilę. Zamyślił się. - Oczywiście wykorzystam pańską propozycję Sir. jestem zdesperowany by wyleczyć swoją córkę i nie zawaham się przed niczym.

- Hrabio czy zechciałbyś ponownie pokazać nam ów naszyjnik znaleziony przy Lucy. Moja towarzyszka, pani Davies posiada dość znaczną wiedzę na temat tego typu biżuterii, być może będzie w stanie nam pomóc i zapewne nie pomylę się sądząc, iż również hrabina Lovelace byłaby zainteresowana obejrzeniem tej rzeczy.
- Oczywiście. Mój służący zaraz go przyniesie.

***

- Courtney … wszystko w porządku ? Jak się czujesz ? – spytał uważnie przyglądając się Irlandce.
Oddychała ciężko przez chwilę nim wreszcie powiedziała.
- Chyba … Chyba straciłam przytomność. Nagle zrobiło mi się słabo …
Wzięła od Jima podany kieliszek i upiła dobry łyk.
- Dziękuję. – westchnęła – Już mi lepiej.
- Zdumiewający przypadek, ze zasłabłaś właśnie wtedy, gdy wzięłaś do ręki naszyjnik. – stwierdził Jim przyglądając się klejnotowi z zaciekawieniem.
- Tak … rzeczywiście. – odparła wymijająco.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 25-03-2009 o 00:25.
woltron jest offline